Czesc
Miał ktoś stycznaść ze wspinaczka górska albo jakokolwiek? Od dluzszego czasu chodzi mi po glowie aby sprobować i chyba najwyzszy czas zaczac by to robic.Skalka wspinaczkowa u mnie w miescie jest wiec na start jak znalaz : )
Ktos ma jakies doswiadczenie i moglby sluzyc jakims podpowiedziami ?
Ja łaziłem na ściankę wspinaczkową i pojechałem na kurs skałkowy w Sokoliki. O ile to pierwsze jest super - tylko warto zapisać się na kilkudniowy kurs (kurs wstępny jest prawie zawsze obowiązkowy), żeby się dowiedzieć wszystkiego, a nie tylko co to jest lina i jak wiążemy ósemkę :) Ja wspinać się bardzo lubię, ale właśnie na ściance.
Bo jak pojechałem w Sokoliki to się dowiedziałem, że do czego jak czego, ale do wspinaczki górskiej to ja się nie nadaję. Do tego trzeba mieć jaja, a ja najwyraźniej jestem za słaby psychicznie. Trener mówił, że może zamiast Sokolików lepiej mi by było jechać w Jurę, gdzie jest bardziej ściankowo. Nie wiem, nie chcę próbować. Jednak włażenie na ścianę w dwie osoby samemu robiąc stanowiska asekuracyjne to nie jest coś dla mnie :)
Ale na ściankę idź obowiązkowo, jak cię wciągnie to dawaj na kurs skałkowy, może ty okażesz się do tego predestynowany. Ja nie :)
A na wspinaczce zna się użytkownik Sanchin, miejmy nadzieję, że tu zawita :)
No to trochę porad od zafascynowanej początkującej :)
Zaczęłam wspinać się w sierpniu na ściankę w hali - rewelacyjna rozrywka. Bez kursu wstępnego, który zajmuje 30-45 minut (wiązanie liny, asekuracja partnera, wspinanie się, opuszczanie itp.) na ścianki, na których byłam nie wpuszczają, a jeśli widzą, że ktoś "nie ogarnia", to wypraszają - kwestia bezpieczeństwa. Cena takiego kursu wstępnego u mnie płatna zwykle oddzielnie 20-35 zł.
Zarezerwuj sobie na początek do 1,5 godz. czasu razem ze szkoleniem - krócej nie zdążysz spróbować po szkoleniu, dłużej możesz nie dać rady albo następnego dnia nie zjesz zupy ;) tj. ścianka pozwala odkryć w przedramionach mięśnie, o których istnieniu nie miało się pojęcia, a po pierwszym razie następnego dnia można je poczuć przy zakwasach, aż niektórym ciężko podnieść rękę ;)
Weź wygodne, dopasowane buty - na początek trampki będą w porządku (najlepiej jakieś bazarowe, od uchwytów szybko przecierają się podeszwy), kiedy się wciągniesz, warto zainwestować w buty do wspinaczki - zwiększają możliwości przy wspinaniu się i tym samym jest większy fun.
Ciuchy - wygodne, ale i nie za luźne, co by nie spadały i nie przeszkadzały/rozpraszały. Przyda się też mała butelka wody, ścianka jest bardziej wyczerpująca niż może to wyglądać dla kogoś, kto nie wchodził.
No i najważniejsze - znajdź partnera. Na ściankach wchodzi się parami, bo jedna osoba ma asekurować, kiedy druga się wspina. Ostatecznie może uda Ci się znaleźć kogoś bez pary na miejscu.
Chwilowo mam przerwę po operacji kolana i wracam na ścinę za 4 miesiące. Nie mogę się doczekać.
Bajdełej, chłopaki ze ścianki nadzwyczaj dobrze wyglądają od tego wspinania się ;;
Lilus ostatnim zdaniem przekonalas mnie definitywnie : ) od przyszlego tygodnia startuje .
Dzieki wam za odpowiedz .
xanat0s zrezygnowal ,ze wspinaczki po gorach ,a jak z toba Lilus takze zaprzestaniesz na sciankach ? Ja to na pewno startuje na gory ,mam nadzije ,ze nie pekne : )
tj. ścianka pozwala odkryć w przedramionach mięśnie, o których istnieniu nie miało się pojęcia, a po pierwszym razie następnego dnia można je poczuć przy zakwasach, aż niektórym ciężko podnieść rękę ;)
To prawda, ja miałem dokładnie te same myśli - że odkryłem u siebie mięsień, o którym nie miałem pojęcia, że jest :)
A z partnerem to święta prawda, to chyba najtrudniejsze na początku we wspinaniu. Bo trzeba zgrać terminy, ochotę, a także np. wagę. Mało kto ma tyle szczęścia co ja, który wspina się z bratem bliźniakiem :]
Ano owszem, można powiedzieć, że ciut się znam (w sumie właśnie wróciłem z około-wspinaczkowych zabaw linowych - tyrolki, mosty, trochę wspinania organizowane ze znajomym).
Mam zupełnie przeciwnie niż xanat0s - generalnie nie lubię panelu, traktuję to jak zło konieczne, a i tak zjawiam się na nim może 2-3 razy w roku. W skałach jestem ile się da (praca i studia), sezon dość długi - w 2011 wspinaliśmy się z kumplem do połowy grudnia, potem byliśmy ze 2 razy na ściance i od połowy lutego / początku marca znowu w skały.
Największa frajda jest na długich drogach, powiedzmy, że z braku lepszych kandydatów nazwijmy długimi takie ponad 20 metrów. W jurze mało jest dróg znacząco dłuższy, 30 metrów sporadycznie coś ma, większe, robione na więcej niż 1 wyciąg to może kilkanaście-dziesiąt, np. na Sokolicy (do 70 m). Do tej pory mój rekord do 130 m w na jednej ze ścian austriackiego Hollentalu, a drogi tam osiągają nawet ponad 500 m długości, więc jest po co wrócić ;)
Do tego kilknaście kilometrów w drugą stronę jest Adlitzgraben, sportowy rejon, kilkaset dróg do 50 m. Stamtąd też pochodzi jedno z moich ulubionych zdjęć (w sensie robionych przeze mnie): http://sanchinpl.deviantart.com/gallery/#/d289qap Ogólnie to przedgórze alpejskie, więc gór i skał mnóstwo wszędzie.
Co do ścianek jeszcze - w Krakowie kiedyś szkolenia wstępne był darmowe, nie wiem jak teraz. Spodnie polecam jakieś za kolano, bo zawsze to delikatna ochrona, a o chwyty można się poobdzierać. But, poza trampkiem, dobry na początek to bazarowe, szmaciane korkotrampki. Ścinasz tylko korki i masz w miarę sztywny but (kupujesz na styk, wcisk), z dużą ilością gumy, która trzyma zdecydowanie lepiej jak w zwykłych trampkach.
Troszkę się rozpisałem, jakbyś coś chciał - pisz, podwieszę sobie wątek na jakiś czas.
EDIT: Przy ściankowej asekuracji "na wędkę" waga nie jest aż tak istotna. Jak ktoś ogarnia, to i dwa razy cięższego można asekurować (z autopsji). Generalnie na przyrządach i stanowiskach tarcie jest ogromne. Owszem, przy odpadnięciu z lekkim luzem szarpie, nawet czasem rzuci na ścianę, ale nie ma szans, żeby się zamienić miejscami.
Ściankę obecnie traktuję bardziej jako rozrywkę po pracy (zakładowy multisport to jest to, hehe) i fajnie, że jest jakieś wyzwanie, np. przejście coraz trudniejszych ścieżek, opracowanie sobie sposobów przejść itp. Póki nie czuję się mocna na ściance (i nie wzmocnię wystarczająco kolan ;), to w góry się nie pcham, tym bardziej, że odpowiadam nie tylko za swoje bezpieczeństwo. Góry jednak lubię i mając już pewną wprawę na ściance w hali, wręcz szkoda byłoby nie spróbować w górach (zwłaszcza, kiedy posłucha się entuzjastów, jaki to bajer), choć nie było to pierwotnym celem, a bardziej ewentualnością. Obecnie jednak, kiedy tak sobie rozważam ściankę pod wpływem Twojego pytania, stwierdzam, że z czasem przyda się nowa adrenalina i jeśli okoliczności wszelkie pozwolą, to w góry się wybiorę :)
Jeszcze uwaga co do partnera ściankowego - nie powinno być między wami więcej niż 20 kilo różnicy, im mniejsza różnica, tym oczywiście lepiej - chodzi o to, abyś utrzymał partnera, gdyby ten "odpadł" ze ścianki. Sport ten potrzebuje choć odrobiny zaufania do kompana :)
edit --> Sanchin, no tak, ja jestem panną, to słabsze to to. Odpadający "na próbę" kumpel, gdzie jest ok15 kg różnicy, niemal podniósł mnie w górę (nie na zamianę, ale stopy na chwilę oderwały się od podłoża), choć jakoś udało się utrzymać, na szczęście radzi sobie ze wspinaczką, więc mi nie odpadał, póki się bardziej nie przyuczyłam ;)
Korki? O, nie przyszło mi to do głowy, bo też nie miałam nigdy takich butków i nikt nie polecił. Skoro twardsza podeszwa, to ma to sens, trampki, choć trochę już noszone, przetarłam na wylot po niecałych 3 miesiącach wspinaczki (przy 1-2 razy w tygodniu po ok. 1,5h). Dzięki! :)
I piękne foty, przy takich widokach i wrażeniach ograniczanie się do ścianki to zdecydowanie biedna postawa.
Też się dziwię xanat0sowi, że woli panel. Dla mnie cała frajda we wspinaniu to właśnie to poczucie przygody i bliskość z naturą, perspektywa spędzenia całego dnia w pięknym otoczeniu (kontrast szarości skał i zieleni roślin, czasem jakieś majestatyczne ptaki drapieżne nad głową lub inna mniej albo bardziej przyjazna fauna ;)
Zacznij od sztucznej ścianki wspinaczkowej (w sumie napisałeś trochę niejasno - chodziło ci o ściankę wspinaczkową czy serio masz u siebie w mieście skałkę?) - tak jak napisali przedmówcy, najlepiej gdybyś znalazł sobie partnera (może być partnerka ;) o zbliżonej wadze. Według mnie Sanchin - pomimo autopsji - trochę przegiął z tą dwukrotną różnicą ;) ale tak do 50-60 % różnicy wag jest akceptowalne (czyli np. 70-80 kilogramowy facet może być asekurowany przez ok. 50-kg dziewczynę, choć nie będzie to dla niej szczyt komfortu). Buty i ubranie - tak jak pisze Sanchin (również polecam coś co zakrywa kolana; aha, i weź coś, czego nie szkoda by było gdyby się rozdarło/przetarło albo ubabrało magnezją. W ogóle to IMO najlepsze są stare spodnie dresowe, których już nie nosisz).
Jeżeli ci się spodoba i nabierzesz już trochę wprawy (wystarczy parę sesji), to spróbuj wspinaczki w prawdziwych skałach. I tutaj są dwie możliwości:
A) znasz kogoś ogarniętego w temacie (tzn. który ma już trochę doświadczenia we wspinaniu w skale, jest osobą odpowiedzialną i "ogarniętą manualnie") i ten ktoś będzie skłonny poświęcić czas i Cię nauczyć tego i owego;
B) nie znasz nikogo takiego;
W wariancie B jedyną opcją jest w zasadzie zapisanie się na kurs wspinaczki skalnej. Z doświadczenia powiem że to fajny pomysł na tygodniowe "wakacje", może się okazać świetną przygodą i okazją do poznania ludzi również zainteresowanych tematem i początkujących jak ty.
Z kolei w wariancie A możesz albo zapisać się na kurs, albo... skorzystać z tego znajomego :) Również z autopsji powiem ci (i myślę, że większość osób się ze mną zgodzi), że taki kurs nie jest niezbędny i OGARNIĘTA osoba (a najlepiej kilka niezależnych partnerów dla weryfikacji i skorygowania błędów) spokojnie może ci przekazać niezbędną wiedzę.
UWAGA: Jeżeli będziesz planował dalszy rozwój swojej "kariery" wspinaczkowej poprzez udział w kursie taternickim, to ukończenie kursu skałkowego jest wymaganym pierwszym krokiem. Nie każdy jednak uczestnik takiego kursu skałkowego dostaje skierowanie na tatrzański - trzeba wykazać się jakimiś tam umiejętnościami tak pod względem operacji sprzętowych, jak i poziomu wspinania - stąd dobrym pomysłem jest wcześniejszy trening na ściance.
Niezależnie od wybranego wariantu na początek w skałach zapewne spróbujesz wspinaczki na wędkę (a więc tak samo jak na ściance), ale... ktoś tę wędkę będzie musiał założyć :P (dlatego też nie wystarczą dobre chęci i początkujący partner(ka) ze ścianki). Że o sprzęcie nie wspomnę, bo potrzebna będzie przynajmniej własna (tzn. partnera albo "kursowa" :P ) lina dynamiczna, parę taśm, karabinków zakręcanych, przyrząd asekuracyjny (w wariancie oszczędnościowym przynajmniej jeden na parę), a ten sprzęt jednak trochę kosztuje. Aha. No i kask! Niewiele osób go nosi w skałach, ale jednak cenię sobie swoją głowę i życie, co i Tobie polecam. A różne rzeczy spadają czasem "z góry" (kamyczki, kamienie, kamulce, telefony komórkowe (sic!), upuszczone karabinki, kości i inne elementy sprzętu...). Ponadto w skałach - w odróżnieniu od ścianki - nawet w czasie "wędkowania" istnieje realne niebezpieczeństwo zrobienia tzw. wahadła, co w najlepszym razie skończy się obiciami - no i fajnie by było, gdyby to nie były obicia głowy.
Później przyjdzie czas na wspinanie z asekuracją dolną (czyli tzw. prowadzenie), ale to wymaga po primo: kolejnego sprzętu (ekspresy), po secundo: (sporo) więcej szkolenia. Bo o ile podstawy do asekuracji górnej (czyli "na wędkę") można przekazać i przećwiczyć w godzinkę na ściance/pod skałą, o tyle przekazanie podstaw do asekuracji dolnej to już ładnych parę godzin (w zależności od tego jak szybko będziesz łapał; ale nie napalaj się, bo nie znam nikogo, kto od pierwszego razu by to załapał i potrafił zrobić "w akcji" ;) czym innym jest pokazanie wszystkiego na ziemi, a czym innym powtórzenie tego będąc zmęczonym i zestresowanym z >20 metrami lufy pod tyłkiem i ze świadomością, że na pomyłkę miejsca brak. I tu właśnie kurs ma przewagę nad uczeniem "po znajomości" - na kursie instruktor będzie ci przez pierwsze parę razy patrzył na ręce, a na wypadzie z kumplem partner nie sprawdzi i nie zawsze będzie mógł doradzić z ziemi co masz robić).
To na razie tyle i myślę, że na początek wystarczy :) Jeśli dotrwasz do tego etapu i wciąż będzie ci mało (z reguły tak jest, że albo od razu jest mało, albo po jakimś czasie ;) to w dalszej perspektywie masz: wspinaczkę na własnej asekuracji (element kursu skałkowego zresztą), wspinaczkę górską czyli Tatry, Alpy itd., a w nieco innym kierunku - "szambonurkowanie", czyli taternictwo jaskiniowe :)
Jakby co, to też będę śledził ten wątek i służył pomocą o tyle o ile będę potrafił. Aha. I nie napisałeś, skąd jesteś, a to by pomogło w doradzaniu ;)
Lilus -> A Ty skąd jesteś i gdzie się wspinasz jeśli wolno spytać? :) Chociaż po cenie za "kurs wstępny" na ściance wnioskuję, że pewnie Warszawa lub pokrewne (w każdym razie nie Kraków)
Sprzęt do wspinaczki na wędkę na ściankach na hali może być do wypożyczenia w cenie wejścia albo za niewielką dopłatą, a lina do wspinaczki już wcześniej podwieszona (do sprawdzenia u Ciebie, ale póki nie sprawdzisz zabawy parę razy, to nie ma po co kupować). A, magnezja - biały proszek, aby się łapy na uchwytach nie ślizgały. Mi niestety nie pomaga, no i brudzi ciuchy ;) Przynosi się swoją, kosztuje kilka zł, np. 9 zł w Intersport (tak, tam się przepłaca, ale akurat był po drodze).
Dexiu - tak, mieszkam i wspinam się w Warszawie ;)
DEXiu --> Ja tylko mówię, że się da, nie że jest to wygodne ;) Jako rzucanie na ścianę rozumiem właśnie oderwanie od ziemi i lot w stronę ściany, jednak jak mówię - nawet przy 2x cięższym człowieku nie udało się podnieść więcej jak metr. Zależy od tego np. jaki luz na linie itp. I też ze znajomymi kombinowaliśmy, kumpel waga podobna, duży luz na wędce on się puszcza, ja delikatnie podskakuję i prawie idzie się zamieć miejscami.
Jeśli chodzi o kursy to ja jestem takim mieszadłem trochę - wszystkiego uczył mnie kolega, który obecnie jest instruktorem, wtedy był jeszcze chyba w trakcie kursu. Do tego praktyka, praktyka, praktyka.
Też się dziwię xanat0sowi, że woli panel. Dla mnie cała frajda we wspinaniu to właśnie to poczucie przygody i bliskość z naturą, perspektywa spędzenia całego dnia w pięknym otoczeniu (kontrast szarości skał i zieleni roślin, czasem jakieś majestatyczne ptaki drapieżne nad głową lub inna mniej albo bardziej przyjazna fauna ;)
Źle mnie zrozumiałeś - to nie jest tak, że ja wolę panel nad prawdziwe skały. Gdybym mógł, to wybierałbym skały - właśnie przez bliskość z naturą, widoczki etc. Sęk w tym, że ja nie mogę się wspinać w skałach, bo jestem miękka faja i po prostu zamiast czerpać przyjemność, to się boję :)
zamiast czerpać przyjemność, to się boję :)
Więc trzeba latać do skutku, aż przejdzie :D Np. tak - http://vimeo.com/30822443 filmik z jednej z imprez jakie robimy ze znajomym. Akurat na tej mnie nie było, byłem ostatnio, we wrześniu - lot był jeszcze dłuższy, koło 30 metrów. W skałach czy na ściance też polecam czasem poćwiczyć psychę, czyli czyli łażenie co którąś wpinkę na prostych drogach, ew. na bardzo prostych w ogóle bez wpinania - lina jedynie do zjazdu (bo szybciej, a założeniem jest np. zrobienie największego metrażu w najkrótszym czasie) lub do wycofki jak już nie dajemy rady. Mimo, że droga banalna, to jednak z grubsza pionowa i psychika pracuje. Można się nauczyć z tym walczyć i polubić ;]
Inna sprawa, że można też mieć i wpinki porobione i dolecieć do gruntu...
xanat0s - jest taka aktywnosc gorska nazywana z angielskiego "scrambling". Troche problematyczna w Tatrach, gdzie drogi dopuszczone do wspinaczki startuja od tatrzanskiej trojki, ale dla chcacego nic trudnego. Mozna tez sprobowac via ferrat, ale w tym celu trzeba pojechac przynajmniej do Slowenii, lub w Dolomity.
Sanchin - W naszych skałach będzie mu trudno "co którąś wpinkę po prostych drogach", bo na obitych do drugiej wpinki z reguły i tak jest glebowanie, a takich prostych które liczą więcej niż kilka przelotów to ze świecą szukać ;) Ale jednak znajdzie się, chociażby Kula w Kobylańskiej :)
Ale xan, serio to jest dobra metoda na zwalczanie swoich fobii i "wyleczenie" lęku wysokości :) Albo za radą Maziomira - połazić trochę po trudniejszych szlakach/pozaszlakach (w Polsce i na Słowacji z tym drugim ciężko). Nie chcę być moralnie odpowiedzialny za ewentualny wypadek, ale możesz np. spróbować przejść sobie trudniejsze szlaki Tatr (Szpiglasowa od DPSP, Zawrat od Gąsienicowej, Rysy, MPpCh, większość Orlej - polecam w tej kolejności jeśli już) bez wspomagania się żelastwem (znaczy łańcuchami). Ale podkreślam jeszcze raz - wszystko na własną odpowiedzialność i nie namawiam, bo to ZAWSZE jest ryzykowne.
Hej, przede wszystkim idź na kurs, albo wspinaczki panelowej albo na wiosnę wspinaczki skałkowej, ale początki stawiaj pod okiem instruktora, który na pewno nie wbije Ci do głowy złych nawyków,sam jako instruktor czasami łapie się za głowę patrząc co poniektórzy potrafią wymyslać za patenty i ewidentnie widać kto uczył się na zasadzie podpatrywania a co nie wiedział to sam sobie wymyślił,a kto uczył się u osoby wykwalifikowanej do nauczania :-) powodzenia!
DEXiu_> MPpCh Możesz podpowiedzieć co autor miał na myśli, kombinuję, ale nic mi nie wychodzi :)
Edit: Mięguszowiedzka Przełęcz pod Chłopkiem... teraz na to wpadłem. Brawo za skrót którego nikt nie używa.
samo latanie może trochę psyche poprawić, ale prawda jest taka, że z tym trzeba się urodzić..
A co do wspinania w górach, to tak jak Dexiu pisał, najpierw skały, potem ogarnięcie sprzętu. Do tego kolega/kurs i dopiero można zaczynać działać.
Sam miałem to szczęście, że znałem osoby które miały czas i chęci, by zabrać mnie w Tatry. A potem to już samemu trzeba dobierać cele i działać.
Polecam w każdym bądź razie każdemu. Kilka fajnych dróg w Tatrach mogę na początek polecić :-)
pzdr