Właśnie wpadłem do Włoch na wakacje i zamurowało mnie, kiedy się okazało, to że kilogram jabłek to 25 zł, truskawek 30-50 zł, bananów 10-20 zł, o mięsach i całej reszcie w ogóle nie wspominam. Zdziwiłem się, bo niby taki "zdrowy" i śródziemnomorski kraj a tutaj prawie nikt nie je owoców czy warzyw, bo taniej jest zjeść pizzę w średniej klasy restauracji zapijając norweską wodą, niż kupić kilogram truskawek...
I tu kilka pytań - skoro są otwarte granice, to dlaczego są tak monstrualne różnice w cenach? Chińczycy mogą zalewać Europę towarami po taniości a my nie możemy zalać takich np. Włoch, czy nawet naszych sąsiadów? Jak to jest, że znajomy ma sady i sprzedaje w nich jabłka w hurcie po jakieś kilkadziesiąt gr za kilogram a potem są opychane w sklepie po 4? Dlaczego nie po 15 albo 20 we Włoszech? Nawet odliczając transport to żyła złota. O co tu chodzi?
Piszę o cenach nie tylko w sklepach, ale nawet na bazarach rolniczych, nic z tego nie rozumiem.
O płace. We Włoszech nie jest drogo, bo to nie jest kwestia "mnożenia przez 4". Spróbuj to potraktować w skali 1:1. Wtedy ceny wychodzą całkiem normalnie, a część produktów jest nawet znacznie tańsza.
Teraz już wiemy o tym wszyscy i fala polskich jabłek zaleje włochy.
[2] Potwierdzę już tylko - tam zarabiają więcej - i w euro ;)
Niestety, znajomy nie moze ot tak po prostu sprzedawac swoich tanich jablek we Wloszech czy w Niemczech, bo stanowiloby to 'nieuczciwa konkurencje' dla rolnikow z Wloch czy Niemiec, a na to przeciez UE nie moze pozwolic. Bo wtedy wloski sadownik by zbiednial, i musialby przesiasc sie z Alfy Romeo do Fiata, a niemiecki z Mercedesa do Volskwagena. Za to moze twojego znajomego byloby stac na Mercedesa, a kto to widzial, zeby jakis Polak jezdzil lepszym autem, niz odpowiadajacy mu Niemiec - UE bylaby wtedy zmuszona jeszcze bardziej dotowac swoich 'lepszych' rolnikow, i jeszcze bardziej kombinowac, zeby wyszlo tak, jak powinno byc. Dlatego np portugalskim rybakom limity odlowu na ich lowiskach koncza sie czasem i w polowie sezonu, a wtedy przyplywaja tam lowic hiszpanskie kutry, bo musi byc sprawiedliwosc. Spoleczna. Oraz wolny rynek. Po europejsku:)
Nie mozesz przeliczac na zlotowki, bo pensje mamy podobne liczbowo tylko zarabiamy w walucie wartej 4 razy mniej. Wiec dla Wlocha 7 euro za kilo truskawek to tyle co dla nas 7zl.
[5] Zgodzę się. Ostatnio przy rozmowie (o tenisie, a jakże) mówię że np. w Belgii wynajęcie krytego kortu jest tanie bo kosztuje 10 euro za półtorej godziny. Na to babcia odparła że to drogo bo to aż 40 zł! Tyle ża jakby w Polsce odpowiednio wynajęcie kortu kosztowało 10 zł a dzieląc na dwie osoby po 5 zł to byłoby bardzo tanio. Nie można porównywać cen mnożąc przez 4. Wtedy wychodziłoby że mamy jedno z najtańszych paliw w Europie bo na zachodzie wychodzi po 6 -7 zł za litr, tyle że tam za najniższą pensje mogą kupić o kilkaset lutrów benzyny więcej niż przeciętny Polak.
Z ostatniej wizyty we Włoszech: bilet komunikacji miejskiej 1,2, wstępy ok. 5-10, pizza tak samo. Zestaw w McDonald's ok. 7-10. Woda ok. 1-2.
Tylko znaczek waluty na końcu jest inny.
Ludzie, o czym Wy gadacie?
Co z tego, ze dla Wlocha 25zl za jablko to tanio, bo zarabia odpowiednio duzo?
W tym watku chodzi o to, ze skoro to dla niego tanio to sie oplaca nam tam przedawac, bo dla nich to tanio a dla nas to zyla zlota...
Wloch nie zarabia "odpowiednio duzo" zeby kupowac jablko za 25. Wloch zarabia tyle zeby kupic jablko za ~6 euro. NIE MOZNA tego przeliczac na zlotowki i mowic ze drogo. Wloch zarabia 2000 EURO, ty zarabiasz 2000 ZLOTYCH. Wlasciciel wloskiego sadu placi pracownikowi za zebranie jablek 1000 euro. Wlasciciel polskiego sadu placi 1000 zlotych (liczby z glowy, chodzi o trend).
Zabawnie zaczyna sie robic jak trzeba cos do nas sprowadzic. Wtedy okazuje sie ze ten Wloch kupujacy jablka za 25 zlotych (omg!!!!!!!11111oneonejeden) kupuje buty, elektronike i chocby gry czterokrotnie taniej niz my.
A czemu nie mozna sprzedawac naszych jablek wyprodukowanych za zlotowki do kraju z euro? Bo Unia. Aczkolwiek potrafie, w preciwienstwie do Wysiaka dostrzec w tym logike. Natomiast niewatpliwie naszym wiekszym problemem niz eksport jablek jest przelicznik waluty.
Nie myslalem, ze w dobie eu ktos jeszcze ma problem z takimi prozaicznymi rzeczami i na dodatek przelicza waluty kupujac jablka czy chleb.
Przestan przeliczac, bo tego sie nie robi. Zarabiasz w GBP, to robisz tyg zakupy dla calej rodziny za 60GBP i smiejesz sie z tego, bo zarobiles to w 4-6h pracy, a nie jak w polsce w 3dni. Dlatego wlasnie tyle ludzi, take i ja mieszka za granica. W Polsce ciezko sie zyje. Ten sam komputer za 5000zl ja kupuje za 1000GBP. Moge tyle odlozyc w 2 miesiace nie pocac sie wcale, a ile statystyczny polak bedzie odkladal za komputer za 5000zl?
Juz kilka lat temu w PL zaczely sie europejskie ceny. Ceny sa coraz bardziej eu - jedzenie, paliwo, elektronika, gaz, prad. Pensje zostaly w miejscu.
oo ciekawe rzeczy sie dowiaduje czlowiek.... nie mnozyc euro przez 4, bo u nich 1PLN = 1EUR bo wiecej zarabiaja.
wow. Nie wpadlbym na taki debilizm.
moze akurat porownujecie zle ceny?
w Polsce kilogram parmezanu kosztuje 130zl, we Wloszech 65PLN.
Truskawki sa typowo polskim produktem, banany sezonowym.
wszystko ogolnie musi byc drozsze, bo tez i koszta sa duzo wyzsze, taki sklepikarz musi placic duzo wyzszy czynsz, kwote podatkow (nie procent), wiec sama sprzedaz produktu jest duzo drozsza.
I tak, bedzie tez drozej, bo ludzie i tak to kupia, ale nie robmy z 1PLN = 1EUR, bo to po prostu idiotyczne uproszczenie.
tym samym sprzet elektroniczny, bilet lotniczy powinien byc 4 razy drozszy tam... a wcale tak nie jest
plus to co wysiak napisal.
ambu--> nie nazwalbym tego, ze zostaly w miejscu bo pamietam jeszcze czasy gdy na pelen etat zarabialem 900zl brutto.... a mialem gdzies kolo polowy sredniej krajowej.
Sprzedaż sprzętu elektronicznego czy samochodu akurat to na świecie (Europie, dobra) wszędzie tyle samo, bo te określone koszty są stałe. To, że producent musi pomnożyć cenę w Polsce przez 4, a na Węgrzech przez miliony, to już inna kwestia.
Paryż, wczorajszy dzień w arabshopie, gdyż wszystko inne było nieczynne:
- 2 avocado, koszyczek malin, koszyczek borówki amerykańskiej, butelka wody. 20 Euro.
W tym samym mieście można natomiast wybrać się na targ do czarnej dzielnicy, gdzie o niektórych porach można dostać po 1 kg pomidorów za mniej niż 1 Euro (w porównaniu do około 5 Euro w normalnym sklepie). Ceny, pomiędzy dwiema dzielnicami mogą się zaś między sobą różnić dwu lub trzykrotnie. Podejrzewam, że tak może być i we Włoszech. Jeśli ma się ochotę zaoszczędzić, wówczas jedzie się na targi do murzynowa i czeka na wyprzedaż ostatków. W takim Mono-prix, cena maleńkiego koszyka truskawek waha się między 3, a 5.45 euro. Na takim odległym targu zaś, przy odrobinie szczęścia można i nabyć z 1 kg za te 3 euro właśnie - żadne popleśniałe. Takie truskawki, z kolei, oni tu mają przez cały rok, bo często importują. Dość tanie są też różnego rodzaju owoce egzotyczne, których również tu jest sporo. Ot po prostu takie uwarunkowania importu. Wina, sery, praktycznie kosztują tyle co nic.
W Paryżu okrutnie drogi jest natomiast rynek mieszkaniowy. Nawet ubodzy Polacy żyją jak szlachta w porównaniu do przeciętnych paryżan. Paryż pod tym względem zupełnie traci swój urok. Z zewnątrz piękny, a w środku zupełny syf.
Jedyna różnica w cenach, która naprawdę przemawia na korzyść tego miasta, to cena prądu. Za elektryczność płacę jakąś śmieszną kwotę, mimo, że dużo tego prądu zużywam i w dodatku ogrzewanie jest elektryczne. Praktycznie jest to zupełnie nieistotna część budżetu domowego - i całe szczęście, bo czynsz jest już wystarczająco wyśrubowany :). Zresztą, co do niskich cen elektryczności, to nie powinno to nikogo dziwić.
Jeśli zaś idzie o przelicznik, to do mnie najbardziej przemawia system %-owy, otóż ile % mojej pensji pochłaniają różnego rodzaju wydatki. Po takim porównaniu, mogę stwierdzić, że tutaj żyje mi się może nieco bardziej komfortowo ze względu na ułątwione zakupy elektroniki, ale jeśli idzie o czynsz i wyżywienie, to trochę "jeden pies" ;).