Witam
Od małego wpajane mi były wartości by nie pożyczać od kogoś bo lepiej zapracować na swoje w myśl prostej zasady - Nie stać mnie? To zatem znak by pracować więcej, być bardziej przedsiębiorczy po to by pozwolić sobie na jeszcze więcej niż myślałem ostatnio. W drugą stronę zaś, trzeba przyznać, niechętnie pożyczam innym z dość podobnych powodów. To podejście nigdy nie przyniosło mi nic złego, zapewnia mi stabilny grunt i jak podejrzewam milion razy mniej stresów od niewolników kart kredytowych czy samych kredytów. Dlaczego zatem mam wrażenie, że w moim trzeźwym i praktycznym, ale co najważniejsze, skutecznym podejściu czuję się odosobniony nie tylko na skalę kraju, ale i świata (patrz zadłużone USA)?
O co chodzi? Chciałbym poruszyć temat bankowości ogólnie pojętej, tego jak wielkim złem jest, jak bardzo destruktywna to i zaiste potężna siła i co chciałbym aby się zmieniło (a chcę naprawdę niewiele - świadomości). Do napisania tej ściany tekstu namówiła mnie rzeczywistość jaką ujrzałem stojąc w korku w centrum jednego z większych polskich miast. Frustrującym i smutnym jest fakt, że na głównych ulicach w centrach miast zamiast barów mlecznych, sklepików hobbystycznych, kiosków ludzie wybrali kebaby, mc śmietnikzarcie, chińskie ciuchy sygnowane nazwiskiem jakiegoś zarozumiałego bezguścia i właśnie banki (od razu zaznaczam, że nijak za komuną nie tęsknię). I o ile tematu pierwszych nie będę poruszał, to tych ostatnich pojawia się swojego czasu najwięcej i oczywiście w najlepiej usytuowanych punktach (mieszkam z żoną na w bardzo malej miejscowości, ale w związku ze zleceniami z większych miast, siłą rzeczy się w nich pojawiam). Pomijam fakt, że w zasadzie tylko ich stać na horrendalnie wysokie czynsze. Chodzi raczej o nachalność o tę przemożną chęć przyciągnięcia naszego kochanego klienta cyferkami, kolorystyką działającą na podświadomość, że potrzebuje do życia lichwy, puste haselka (ostatnio rozwaliło mnie: "Twój sąsiad będzie miał na emeyrturze <fikcyjna kwota> złotych więcej!") i oczywiście szczerymi do bólu uśmiechami pięknie ubranych ludzi pod nomen omen chińskimi z tych chińskich sklepów, krawatami. Przestrzeń publiczna została całkowicie zdominowana przez mafię lichwiarską, delikatnie nazywaną przez ogół bankami. Co druga reklama w radiu/telewizji/internecie to reklama kredytu/lokaty. Lichwiarze prześcigają się w tym czyj bilboard będzie wyżej i w lepszym punkcie w mieście. Panuje też swoisty wyścig w tym aby ubrać coś w słowa lepiej niż konkurencja, by haselko było i chwytliwe, i dowciapne a i najlepiej okraszone głosem celebryty. Na przystankach mimo zakazów są porozlepiane plakaty, idąc chodnikiem pływamy w rzece ulotek. Oczywiście nikt nie ukarze tych przestępców chociażby za zaśmiecanie przestrzeni publicznej i rozlepianie ogłoszeń w niedozwolonych miejscach. Zresztą... czym jest dla nich grzywna kilka tysięcy złotych?
Dzwonił do mnie kiedyś jeden z trybików bankierskiej machinerii proponując mi kredyt do 120k. Normalnie tego typu ludzi spławiam nie szczędząc mało życzliwych słów pod adresem mafii, dla której pracują (niezależnie od tego jak się ona nazywa), ale tym razem postąpiłem inaczej; Zapytałem jakie jest oprocentowanie, poprosiłem o symulację 120k wysłaną na maila. Zostałem oczywiście zapewniony, że oprocentowania więcej jak 10% to na pewno nie będzie. Zatem w najgorszym przypadku do zapłaty będę miał 13,4k polskich złotych (no tak na chłopski rozum rozumując). Z symulacji jaką otrzymałem w mailu wyszło, po wymnożeniu rat przez ilość miesięcy ok 200k. Piękne przebicie i piękne mydlenie oczu. Oczywiście na moje pytanie, dlaczego tak jest, przecież mówił Pan coś innego przez telefon, otrzymałem informację: Te 9,99% to oprocentowanie nominalne, a właściwe to się nazywa rzeczywiste. No kurwa, rzeczywiście :). Czy ono jest? Rzeczywiste to jest to + tamto i siamto z tego tytułu i jeszcze prowizja taka i owaka. Na moją prośbę by w reklamach podawali, by przyciągnąć bezrozumną tłuszczę, że oprocentowanie nominalne wynosi,05% bo rzeczywiste i tak jest jakie jest czyli z kosmosu nie otrzymałem odpowiedzi. A, i zapomnijcie, że dostaniecie 120 kafli. Tzn dostaniecie je, ale netto :). Odsetki zaś od kwoty brutto. Zacne i logiczne, a co najważniejsze, legalne w procentach stu. I teraz nasuwa się pytanie: czemu nikt nic z tym nie robi - z tym jawnym oszustwem i wprowadzaniem klienta w błąd? Dlaczego firmy, które robią dokładnie ten sam "chwyt" marketingowy, czyli nierzetelnie opisują w anonsach wszelakich swój produkt, mają zakładane sprawy w sądach i nakładane wysokie kary pieniężne? Znajomy, który pracował ongiś w jednej z mafijnych, zewnętrznych organizacji, trudniącej się sprzedażą kredytów powiedział, że podrabianie podpisów jest czymś w tej branży wręcz normalnym. Pominę przypadki skrajne, o których potem się czyta w artykułach na portalach informacyjnych ponieważ w większości chodziło o to, że "zapomniało się kochanemu klientowi przedstawić dokument xxx. Ale skoro 15 innych podpisał to po co go męczyć". Już nawet nie chodzi o etykę, moralność, z której jak widać na powyższym przykładzie, członkowie lichwy są do cna wyrzuci. To jest coś niedopuszczalnego i na to jest paragraf. Czemu do cholery nikt nie sprawdza banków?
Do czego zatem dążę i jaki jest cel tego co mówię. Ano taki, że pomimo iż każdy na tego typu slowa zareaguje słowami "tak wiem", wnioskuję, że ludzie są za mało świadomi tego co robią podpisując bankowy cyrograf. Rośnie liczba biorących "kredyt", ponieważ rośnie liczba uśmiechniętych punktów unieszczęśliwiania ludzi. Chciałbym by była możliwość hm, nie wiem (szczerze mówiąc mało się znam na organizacjach nonprofit), oddania chociażby 1% podatku na rzecz organizacji, która organizowałaby spoty, np. w telewizji mówiące PRAWDĘ o fałszywych uśmiechach, prawdę o tym, że pieniądz z banku nie ma pokrycia, że kredytobiorca pompuje bańkę absurdu, bańkę fikcyjnych odsetek od niczego. Prawdę, że da się dojść do czegoś bez lichwy. Niestety takie uświadamianie ma jedną zasadniczą przeciwność od losu - Państwo nie uczy ludzi przedsiębiorczości, jeno kredytobiorstwa, uczy jak robić z ludzi małpy chętnie zanoszące owoce swojej ciężkiej pracy do kieszeni jakiegoś łapserdaka. Oprócz tego lichwa jest dziś tak potężna, że ma ogromną siłę przebicia i olbrzymie środki. Jedno z państw niedługo na pakcie z lichwą wyjdzie tragicznie - kryzys jakiego nikt nie widział w USA jest tylko kwestią czasu. Moja inicjatywa może nie zniechęci 99 osób do organizacji przestępczej aka banku, ale może choć jedna osoba spojrzy na całość z innej perspektywy.
Nie żyję na kredyt, nigdy żadnego nie zaciągnąłem. Mam 31 lat, zatrudniam 6 ludzi oraz żonę, a raczej jej działalność jako podwykonawcę. Mam jedno konto firmowe w jednym banku, nota bene losowo wybranym. Mam naprawdę spore przychody w skali roku, ale ostatnia rzeczą jaką bym zrobił to powierzenie moich ciężko zarobionych pieniędzy lichwie bankierów bo sam zapracowałem na swój sukces. Zastrzegłem by nie dzwoniono do mnie w sprawie oferowania mi ŻADNYCH produktów bankowych, gdyż z góry nie jestem nimi zainteresowany. Oczywiście nikt mnie chyba nie wziął na poważnie. Średnio raz w tygodniu biurwa lichwiarska dzwoni do mnie oferując mi swoje G warte produkty. Co gorsza, dzwonią do mnie naprawdę młodzi ludzie, którzy zamiast zapracować na swój sukces nauką i ciężką pracą, wolą zniszczyć komuś życie i dorobić się na cudzym nieszczęściu.
Proszę, wypowiedzcie się czy inicjatywa uświadamiania obywateli w takiej czy innej, zapewne lepszej formie ma sens i dlaczego ten proceder, o którym napisałem tu - naprawdę w bardzo okrojonej wersji, wciąż jest legalny?
P.S. Grecji dług został umorzony. Teraz ja proszę by UE umorzyła długi przeciętnych Kowalskich, Nowaków. Z zaoszczędzonych pieniędzy kupią fajki, alkohol czyli państwo jeszcze na tym zarobi.
Nie czytałem tego co napisałeś, nie przeczytam, a ty jak chcesz aby ktokolwiek przeczytał napisz to co chciałeś napisać w 5 punktach. Zwięźle i zrozumiale.
"O co chodzi? Chciałbym poruszyć temat bankowości ogólnie pojętej, tego jak wielkim złem jest, jak bardzo destruktywna to i zaiste potężna siła i co chciałbym aby się zmieniło"
Dalej nie czytam, szkoda czasu na wypociny socjalparanoików.
Niestety masz racje.
Powoli świat jest tak układany żeby bez banku nie dało się nic zrobić - wypłata na konto itp, wszędzie dąży sie do wymiany bezgotówkowej, karty karty karty. Wiele firm od małych do naprawdę dużych nie potrafi funkcjonować bez kredytów - trzeba kasę na rozruch nowej produkcji, nowe projekty badawcze, nowe maszyny, nowe licencje na oprogramowanie itp.
Nawet samorządy - w moim miasteczku np na inwestycje drogowe wzięły grube miliony z banków aby mieć wkład na uruchomienie inwestycji współfinansowanej przez fundusz unijny. Wszyscy sie cieszą - powstają świetne obwodnice. Ale ciekawe czy te kredyty tez są na te "10 procent" które okazuje się 66%?
Kiedys banki były partnerami biznesu ale chyba ktoś miał za duże ambicje i wymyślił ze to będzie jego sposób na podbicie świata.
Tylko co by było gdyby ludzie kupowali tylko to na co ich stać bez kredytu...
Podejrzewam, że konsumpcja spadłaby, zaczęły się zwolnienia w fabrykach, które produkują rzeczy, które właśnie ludzie kupują głównie na kredyt. Byłaby jeszcze większa bieda...
Tylko co by było gdyby ludzie kupowali tylko to na co ich stać bez kredytu...
Podejrzewam, że konsumpcja spadłaby, zaczęły się zwolnienia w fabrykach, które produkują rzeczy, które właśnie ludzie kupują głównie na kredyt. Byłaby jeszcze większa bieda...
>. no Chińczyki mieli by problema
Masz calkowita racje!
Kredyty konsumpcyjne powinny byc zakazane! Jedyny dobry kredyt to kredyt inwestycyjny, ktory jest forma wspierania rozwoju. Cos jak sprzedaz akcji, tylko ze bez przekazania praw do firmy, a za to z zapewnionym zyskiem i lepszym bezpieczenstwem inwestycji. Kredyt dla firm wspiera ich rozwoj i jest baardzo potrzebny.
Natomiast kredyty konsumpcyjne to jest cos co zniszczy zachodnia cywilizacje.
Stymuluje konsumpcje tu i teraz, natomiast niszczy konsumpcje w przyszlosci. Ludzie teraz przejadaja swoje zyski z najblizszych lat. Z ilu lat mozna przejesc swoje zarobki? z 2, 3, 5, 10? W koncu ktos powie STOP i przestanie dawac kolejne kredyty. I nagle sie okaze ze trzeba najpierw przez te lata zminimalizowac konsumpcje i to wszystko splacic. A co zrobia firmy ktore sa zalezne od sprzedania kolejnej pralki, telewizora, samochodu? Ogranicza zatrudnienie bo nie beda mieli komu sprzedawac swoich wyrobow. Ludzie zaczna biedniec i konsumpcja dalej zacznie spadac. Mielismy rozwoj na kredyt, teraz niestety bedziemy mieli lata cofania sie...
Kolejna rzecz: kredyty wywolaly banke na rynku nieruchomosci. Drogie nieruchomosci, to takze wysokie koszty wynajmu lokali na dzialalnosc. Wiele biznesow po prostu nie oplaca sie zaczynac bo mali przedsiebiorcy nie sa w stanie zarobic na koszty wynajmu i koszty zatrudnienia pracownika (pensja+wszystkie dodaktowe koszty, podatki, ZUS). Znow wychodzi ze lepiej siedziec i czekac na manne z nieba niz samemu sie wziac.
Banki i wielkie firmy ktore niszcza malych przedsiebiorcow takze sprawily ze marketing jest horrendalnie drogi. Duze firmy wywinodowaly tak cene reklam, ze MSP nie sa w stanie zaistniec na przesyconym i koszmarnie drogim rynku billboardow, reklamy w tv, radiu czy prasie. A bez reklamy jak ruszyc z firma?
Ludzie nie zdaja sobie sprawy ze podstawa dobrobytu jest ludzka przedsiebiorczosc. I to ja trzeba wspierac. Trzeba szukac takich Stevow Jobsow i innych ktorzy w swoich piwnicach moga stworzyc cos co zmieni swiat, a przynajmniej da prace kilku osobom. Tymczasem u nas wspiera sie nie tych co tego najbardziej potrzebuja, tylko tych ktorzy sa w stanie to sobie wywalczyc: duze firmy.
Najblizsze lata to bedzie wielki szok dla wielu...
Niestety taka akcja nic nie da. Przeciwko niewielkiej liczbie swiadomych ludzi, stoi machina propagandy ktora kreujac w mediach wzorce zachowan steruje ludem. To co wpuszczamy do glowy, wplywa na nasza swiadomosc. A jesli ciagle sie oglada gwiazdy w TV, ktore przepuszczaja kase, martwia sie jedynie o modne ciuchy i kolejne romanse, w przerwach miedzy nimi ogladamy reklamy ktore mowia nam co potrzebujemy (oczywiscie ogladamy tylko reklamy wielkich koncernow, w dupie mamy malych przedsiebiorcow i to co oni maja do zaoferowania), jestesmy kuszeni wystawami a takze widzimy co robia dookola nas ludzie (jak to co? to co w mediach im mowia co maja robic) to co sie dziwic ze spoleczenstwo jest nastawione na bezmyslna konsumpcje na kredyt...
Caly nasz system zmierza do implozji, resetu... Oby obylo sie to w miare bezkrwawo...
Mialem kontakt z tym co sie dzieje w bankowosci po drugiej stronie lady. Podpisy "za klienta" to naprawde maly pikus przy tym co potrafia robic pracownicy bankow za cichym przyzwoleniem, lub wrecz na polecenie przelozonych...
koniec jest blisko -> bardzo ciekawie i prosto to ująłeś.
Trzeba dać ludziom wędki a nie ryby.
genaralizując: kredyty konsumpcyjne nakręcają Chiny. Kredyty inwestycyjne już niekoniecznie a przynajmniej już nie tak wprost.
koniec jest blisko --> Mialem kontakt z tym co sie dzieje w bankowosci po drugiej stronie lady.
Bóg Ci wybaczy, ale i tak pójdziesz do piekła!
Nie wiem czy sobie wybacze... ;)
Kredyty konsumpcyjne nie są żadnym złem gdyż u ich podstaw leży stworzenie możliwości zakupu towarow, na ktore często trudno jest uzbierać pieniądze. Przykład - kupujesz samochod, ktory nie tylko służy ci do rozrywki, ale możesz dojeżdżać nim do pracy.
Problemem jest jednak pazerność - ich udzielanie powinno być dużo lepiej weryfikowalne tak, aby dostający je byli w teorii faktycznie je spłacić. To, że są losowe wypadki to inna sprawa. Wina jednak nie leży jedynie po stronie bankow - ileż to razy ludzie fałszują swoje możliwości by dostać kredyt?
Problem zaś poruszony w pierwszym poście to zupełnie inna egzotyka. Oszukiwanie ludzi, ktorzy chcieliby uczciwie pożyczyć pieniądze przez niezrozumiałe lub wręcz kłamliwe formy reklamy to czyn, ktory powinien być bardzo surowo karany. Jeśli robią to zaś duże, szanowane banki to znak, że cały system powoli chyli się ku upadkowi. Na pocieszenie powiem - w Szkocji nadal możliwe jest pojście do własnego banku, poproszenie o pożyczkę, ktorej raty oparte sa na zdrowym, handlowym procederze, odstetki zrozumiałe, plan spłat jasny i obie strony są w efekcie zadowolone. Wysokość rat nijak nie obniża poziomu życia, w tym możliwości konsumpcji, bo nie dostaniesz tak wysokiej pożyczki by nie wystarczyło ci na normalność. Jeśli w Polsce stało się inaczej to wspołczuję.
Sami sobie są zaś winni ci, ktorzy dają się kusić ofertom firm typu Krzak zamiast iść po pożyczkę do bardziej wymagającego banku o dobrej reputacji. Jeśli zaś twoje pięć tysięcy złotych przywozi ci w teczce do domu pan w skorze i ciemnych okularach to jesteś idiotą.
Maziomir: A czemu ciezko jest uzbierac pieniadze na zakup samochodu? moze dlatego ze ludzie sa tak sterowani aby wydawac wiecej niz zarabiaja. I wtedy faktycznie ciezko jest cos odlozyc.
Bo przeciez odkladajac ta sama kwote co wysokosc raty, uzbieramy pelna kwote o polowe szybciej niz splacimy taki kredyt - roznica wynika z odstek i prowizji.
Tak samo mozna dojezdzac do pracy samochodem za 10 000 zl jak i takim za 80 000 zl. Ale wiadomo ze lepiej nakrecac koniunkture na nowe a stare zlomowac. Tylko ze to jest bardzo krotkowzroczna strategia...
Bo niektorzy ludzie, w tym ja, trakują sobie pieniądze lekko je ważąc. Nie gromadzą majątkow, a środki są im potrzebne jedynie po to by realizować bardziej abstrakcyjne cele niż zabepieczenie wnukow.
Można dojeżdżać też pociągiem. Koniem. Psim zaprzęgiem. Latawcem przyczepionym do stada gęsi. A nawet chodzić. Nie zakładaj od razu, że każdy potrzebuje pożyczać majątek.
Odkładanie jest świetne, ale nie każdemu wychodzi. Z drugiej strony może mieć dobrą pracę i stać go na spłaty więc jaki widzisz problem? Że system może się zawalić? No coż, Twoje odłożone pieniądze mogą wtedy przepaść w banku, zostać zdewaluowane lub zamienić się w bezużyteczny papier. Że straci pracę lub zdrowie? Życie.
Ogolnie patrząc - to nie kredyt konsumpcyjny to zło, a przesada w jego udzielaniu.
Przykład - kupujesz samochod, ktory nie tylko służy ci do rozrywki, ale możesz dojeżdżać nim do pracy.
Rzecz w tym, że w tym kraju samochód to jakiś symbol uosabiający wewnętrzne spełnienie i szczęście co dla mnie jest co najmniej dziwne. No, ale niektórzy srają wyżej niż mają dupę i im samochód z klasą, zadbany, dobrze wyposażony, ALE 1, 2 roczny (ja preferuję tylko auta z tego przedziału czasu) już nie odpowiada więc musi kupić nówkę z salonu, a na nią - oczywiście kredyt. Bo sąsiad musi zobaczyć czym się wozimy do pracy i czym zawozimy dzieciaki do szkół. A zanim ten ktoś spłaci raty leasingu/kredytu za samochód wart 80k zł to ten samochód zdąży stracić i na wartości i na atrakcyjności. Po 5 latach pozbędzie się kredytu (ze świadomością że fura wyniosła go 120k), w ręku ma 5 letnie auto warte powiedzmy 30-35k. Ja w tym czasie zdążę dwa, może nawet trzy razy wymienić auto i cały czas będę jeździł dwulatkiem, a w ogólnym rozrachunku, niemal na pewno wydam dużo mniej niż on.
Dokładnie tak rozumiem to zdanie: Bo przeciez odkladajac ta sama kwote co wysokosc raty, uzbieramy pelna kwote o polowe szybciej niz splacimy taki kredyt - roznica wynika z odstek i prowizji.
I nie chodzi tu o gromadzenie mienia, wydaję naprawdę sporo. Ale nie widzę sensowności darcia pieniądza, czy podcierania się stówkami tylko dlatego, że ich trochę mam.
Zgadzam się absoultnie z koniec jest blisko.
I to wina zwykłych ludzi a nie banków. To wina ich głupoty, nieodpowiedzialności, braku przedsiębiorczości oraz chęci życia ponad stan. Banki to tylko wykorzystują.
Nie przypominam sobie żeby ktoś kiedykolwiek groził mi bronią albo oblewał benzyną, zmuszając mnie do podpisania umowy kredytowej. Ale to może dlatego, że mieszkam w spokojnej dzielnicy, a benzyna jest droga.
O mamo!
Soul, proszę nie kasujcie tego wątku :-D Ba, nawet gdzieś go zapamiętajcie i podwieście, dla potomnych ku przestrodze :-))
I to wina zwykłych ludzi a nie banków. To wina ich głupoty, nieodpowiedzialności, braku przedsiębiorczości oraz chęci życia ponad stan. Banki to tylko wykorzystują.
Dlatego też wnoszę by powstała organizacja, wolontariat, lub warsztaty w szkołach z logicznego myślenia pod kątem życiowych wyzwań oraz umiejętności dysponowania swoim bilonem. Tylko proszę nie stawać w obronie lichwy, ona swoje grzeszki też ma.
Nigdy nie lubiłem kredytów, długów i jak dotąd udało mi się bez tego obyć.
Tylko niech mi ktoś k***a powie jak mam sobie kupić mieszkanie?!
Orrin--> a musisz kupić, nie możesz wynająć?
Kupno mieszkania w dużym mieście , gdzie ceny są sztucznie wywindowane, jest nieopłacalne.
Ale postawienie domku jednorodzinnego z daleka od centrum miasta już nie jest takie straszne (dla pracującego małżeństwa).
@4
1. Brawo, klasa.
2. Może generalnie zastąpmy literki obrazkami, szybciej będzie.
3. 7200 znaków ze spacjami aż tak przeraża? To strach nawet wyobrażać sobie książkę...
4. Czcionka i layout na forum są średnio funkcjonalne w dłuższych tekstach.
@1
No offence:
http://www.youtube.com/watch?v=lOfZLb33uCg
Cena wynajmu w większości wypadków porównywalna jest z cena raty kredytowej.
Dodatkowo wynajmując nie urządzasz mieszkania po swojemu nie czujesz się jak u siebie i jesteś zależny od kaprysów właściciela.
Orrin - prawda :) zdolności nie mam z żoną - i to w żadnym banku - a już jakieś dwa lata kredytu miałbym za sobą z palcem w okrężnicy
@21
Rzecz w tym, że w tym kraju samochód to jakiś symbol uosabiający wewnętrzne spełnienie i szczęście...
Ameryki nie odkryles. Ludzie pozostana ludzmi i to banki powinny scislej kontrolowac przyszlych wierzycieli. W tym widze ich wine, a nie w fakcie, ze istnieja pozyczki.
Bo przeciez odkladajac ta sama kwote co wysokosc raty, uzbieramy pelna kwote o polowe szybciej niz splacimy taki kredyt - roznica wynika z odstek i prowizji.
Jesli mialbym odkladac na cos przez na przyklad dwa lata to wolalbym tego nie miec. Znacznie latwiej mi zaplacic za kredyt, na ktory mnie stac.
Ogolnie - zgodzilem sie w pewnej czesci z Toba, nie zgadzam sie zbytnio z teza kolegi koniec jest blisko, ale przynajmniej przeczytalem.
Kredyty sa jak narkotyki :)
Wziac raz na jakis czas nikomu nie zaszkodzilo, a mozna sie dobrze zabawic, rozerwac, miec cos czego by sie na codzien nie moglo miec. Tylko ze pozniej zaczyna sie coraz wieksza potrzeba, trzeba wieksze rzeczy, wiec dealerzy (banki) daja wiecej. A jak klient jest juz uzalezniony, zostaje niewolnikiem zdzieranym do zera.
Ale jest tez troche roznic:
narkotyki sa nielegalne, zaden dealer nie dzwoni do domu proponujac trzy darmowe dzialki. Nie ma billboardow reklamujacych here, ani gwiazdy w telewizji nie chodza na haju pokazujac jakie to fajne.
Ale najwieksza roznica jest taka ze od kredytow oprocz ludzi, uzalezniona jest cala gospodarka. Na poczatku rozdawanie kredytow stymulowalo popyt, zwiekszalo rozwoj gospodarczy. Teraz jestesmy uzaleznieni od dawania wszystkim coraz wiekszych kredytow, a jednoczesnie sami bierzemy je coraz wieksze. Az w koncu cos sie sypie i co robimy? Dajemy jeszcze wiecej kredytow umarzajac stare.
Predzej czy pozniej serducho gospodarki nie wytrzyma i czeka nas bolesny odwyk...
No wlasnie problem jest w tym, ze odlozyc i kupic tez za bardzo nie ma jak, chocby dlatego, ze przez powszechnosc kredytow ceny sa wywindowane na niesamowity poziom.
Zastanawia mnie inna sprawa: co sie dzieje w tych wszystkich oddzialach bankow? Przeciez wszystkie codzienne operacje (przelewy, wyplaty, zakladane lokat...) robi sie teraz przez internet, kredytu hipotecznego nikt przecie ne bierze co tydzien, a marmurowe placowki w najlepszych i najdrozszych miejscach rosna jak grzyby po deszczu. Po co to wszystko?
To ze "zmusza" sie ludzi do korzystana z bankow to jeszcze nic zlego, w koncu kiedys (teraz zreszta tez) zmuszalo sie ludzi do korzystania z poczty, ale w miare jak coraz wieksza ilosc czynnosci jest automatyzowana, ilosc pracownikow i powierzchni wykorzystywanej przez ten sektor powinna malec, nie rosnac.
Oczywiscie ze ciezko jest cokolwiek odlozyc. Zawsze ciezko jest isc pod prad, wbrew wszystkiemu.
Nawet wladza nie pomaga oszczedzac. Samo opodatkowanie pracy (PIT) jest juz zbrodnia przeciwko oszczedzaniu. Dobrobyt bierze sie z pracy, jak wiec mozna ja opodatkowac i jeszcze na dodatek karac ludzi za to ze zarabiaja wiecej (wyzsza stawka podatkowa)? Totalna glupota, produkujaca tylko leni czekajacych na zasilek.
Opodatkowana powinna byc konsumpcja (VAT) a nie praca. Jesli nie byloby podatku dochodowego, to kazdy z Was mialby przynajmniej te 19% wiecej dochodu ktory mozna by oszczedzac. Nawet jesli finalnie kwota podatku VAT z konsumpcji wynioslaby tyle samo co kwota podatku PIT z pracy, to Wy byscie zebrali potrzebna kase duzo szybciej (wiekszy kapital od ktorego rosna odsetki, procent skladany).
Jeszcze jedno co do kredytow: zauwazcie ze zadluzeni sa teraz wszyscy. Ludzie pozyczaja od bankow (kredyty), banki pozyczaja od panstwa bo sa zagrozone upadkiem (pakiety pomocowe), panstwa pozyczaja od ludzi (obligacje, skladki emerytalne). W efekcie zjadamy wlasny ogon, pozyczamy to co sami dajemy, tylko ze dostajemy duzo mniej, bo zanim sie cykl zamknie to najedza sie urzednicze biurwy i bankierskie.... tez ...rwy :)
A jak system padnie to jak myslicie ktore dlugi zostana darowane a ktore zostana sciagniete? Oczywiscie przepadna obligacje i skladki emerytalne, a zostana kredyty bankowe ludnosci. To jest majstersztyk wspolczesnej zachodniej cywilizacji. Jak zrobic w balona swoich obywateli, dajac im jednoczesnie zludne poczucie dobrobytu, wolnosci i prawa glosu.
Tymczasem niewolnictwo wspolczesnie, neoniewolnictwo, przebija swoim zasiegiem wszystko co bylo wczesniej. Zakredytowani ludzie liczacy na panstwowe emerytury sa niewolnikami, ktorzy zyja na poziomie tylko tak dlugo jak beda posluszni...
Przed nami wielkie przemeblowanie świata finansów. Czeka nas ogromna nacjonalizacja banków. Prywatni krwiopijcy na śmiech wystawili niepodważalne do niedawna prawa ekonomii, mówiące, iż własność prywatna jest lepiej zarządzana od państwowej.
Raport z 2010 roku:
Goldman Sachs, który zarobił na czysto 2,3 mld $ - wypłacił w formie bonusów 4,8 mld $. Morgan Stanley był jeszcze hojniejszy dla swoich ludzi, płacąc im blisko 4,5 mld dolarów. Właściciele spółki dostali tylko 1,7 mld $. Jednak wszystkich przelicytował JP Morgan Chase, którego pracownicy zainkasowali w sumie 8,7 mld $ premii, wypracowując dla swojego pracodawcy raptem 5,6 mld zysku netto. Jeszcze większe wrażenie robią zarobki w Citigroup, który zamknął rok stratą ponad 27 mld $, a jego pracownicy zgarnęli 5,3 mld $ bonusów. Za każdego straconego dolara zarząd tego do niedawna największego banku w USA wypłacał więc 20 centów premii. Nie dziwi więc fakt, że Citigroup przed bankructwem uratował dopiero rząd federalny, który swoim urzędnikom płaci niezależnie od efektów ich pracy.
@35 szybkie sprawdzenie danych na wikipedii*, pokazuje, ze liczby, ktore podajesz sa nieprawdziwe przynajmniej jezeli chodzi o net income. Zakladam, ze dane o bonusach tez sa wyciagniete z dupy.
*przytaczanbe dane finansowe pochodza z oficjalnych zrodel.
Akurat tutaj sie mylisz. Jakie te banki sa prywatne?
Kto jest ich wlascicielem? Akcjonariusze, w wiekszosci nawet nie bezposrednio, ale przez fundusze inwestycyjne. Wielu z nich jest wlascicielami tych akcji przez kilka dni, sprzedajac je dalej jak tylko zarobi pare %.
Przy tak rozporoszonej wlasnosci, ciezko mowic o prywacie. Panstwowe firmy sa wlasnoscia narodu, korporacje sa wlasnoscia nie prywatna, ale pewnych grup spolecznych. Maja one mniej wiecej taka sama kontrole jak narod nad panstwowymi firmami - niewielka.
Rzadzi zarzad, ktorego glownym celem jest maksymalizacja zyskow krotkoterminowych. Czyz nie podobnie dzialali aparatczykowie w panstwowych firmach? nachapac sie zanim wywala?
A juz wogole nie ma roznicy w przypadku pokrywania start. I tu i tu panstwo (czyli obywatele) pokrywaja straty.
Niszczaca cecha korporacji jest to ze ich struktura wlasnosci i odpowiedzialnosci jest rozproszona, ze nikt sie nie poczuwa. Kazdy mysli tylko o sobie w perspektywie conajwyzej kilku lat. A jednoczesnie przy braku odpowiedzialnosci, te korporacje maja decydujacy wplyw na caly swiat. Jak sie doda jeszcze do tego politykow ktorzy staja sie slugusami korporacji, dajac im przywieleje prawne, to mamy wybuchowa mieszanke ktorej lont sie pali.
Ale nie mozna mowic ze prywatna wlasnosc sie skompromitowala. Wlasnie za malo prywatnosci jest w tej wlasnosci teraz...