Zastanawialiście się kiedy ś nad podziałem prac w społeczeństwie? W obiegowej opinii jest tak, iż za trudnijejsze uchodzą prace wymagające wyższego wykształcenia.
Np. praca biologa od porostów jest trudniejsza od pracy mehcanika samochodwego, praca chemika jest trudniejsza od pracy budowlańca etc.
A tak wcale nie jest? Uważam, ze dużo latweij jest być bilogiem DOKTOREM PROFESOREM od porostow, który ma jąkąs wąską, specjalistyczną dzialkę do ogranięcie-POROSTy, wykuje to, potem ewentualnie dokuje jak jest coś nowego i tyle. MYŚLENIE MOŻE WYŁĄCZYĆ.
TAk jest z kazdym kiereunkiem uniweryteckim-wąska specjalizacja, kucie-zero myślenia. To sie przecież na pale kuje. A jednak zawsze jest, ze to jest PAN PROFESOR POROSTOWIEC a tamten prosty budowlaniec-podczas gdy z reguły praca na budowie wymga milion razy wiekszej inteligencji niz praca polegająca na wkuwaniu nazw porostów. Dasz budowlańcowi ksiazke o porostach i on to wykuje-profesor chocby się zesrał, bez kilku lat praktyki, nie bedzie sie nadawał do czegos innego niz do noszenia cegieł-po moze 5 latach móglby juz samodzielnie coś działać na budowie.
Ilu z nas tu jest-to podejrzewam, ze 90 procent dałoby rade prowadzić wykłady na UNIWERSYTECIE a nie daloby sobie rady na budowie.
Ale to budowa. Wszystkie inne pozornie proste prace sa de facto barrdziej skomplikowane niż te z pozoru skomplikowane-mechanik samochodowy, hydraulik, monter, elektryk to juz nawet nie mówię.
A jednak w naszym społeczeństie przyjeło się, że jak ktoś wyklepie przez 5 lat nazwy porostów i ma tytuł doktora, profesora, magistra to jest bardziej inteligentna osoba-a tak nie jest z reguły.
Widzę budowlańców to są to tak inteligentne osoby, że łohoo...
Ale to jeszcze nic.
JAka jest najtrudniejsza praca z tzw. prostych?
KASJERKA W MARKECIE. Ło....
Nawet nie chcę o tym myśleć. Dwa dni siedziałem na kasie, zanim wszyscy doszliśmy do wniosku, ze nie dam rady...
Podobnie jak ja na kasie nie daje rady 80-90 osóhb na sto.
To jest tak piekielnie cięzka praca.
Siedzisz na kasie-musisz być skuipony na 100 procent.
KAsujesz kogoś, z tyłu cię zachodzi ktoś z tekstem,,JA tu tylko siateczke zostawię"-już jestes zdekoncentorowany i nie pamiętasz ile masz policzone-liczysz od nowa.
Z tyłu kolejki ludzie już wkurwieni...Z boku ci inna kasjerka krzyczy,,MAdzia rozmień mi 100 po 2 50ki", z boku,, proszę pani a te filety po 5 zł, a pisze na półce ze po4", ,,ja tu tylko z siateczką",,masz 20 dychy po cztery piatki",,co wy robicie-czemu tylko dwie kasy otwarte" -i JESTEŚ W DUPIE.
Nie pamietasz znowu ile masz policzone.
A jednak radzą sobie panie po 30 lat na kasie.
Ale zwuwazyliscie, ze sa to w 99 procentach panie-kasjerzy w marketach to naprawdę ewenememt-z reguły są to ludzie na próbe.
FACET z reguły nie da rady na kasie-wydaję mi się, że kobiety mają lepszą zdolność koncentracji.
PRACA NA KASIE to jest prac TYTANA-pamietaj czy ktoś CI już płacił czy nie, gdy masz 100 klientów pod rząd, co chwile ktoś cię wybija z rytmu i się nie pomyl, nie pogub.
Mam ogromny szacunek do kasjerek i uważam, ze to NAJTRUDNIEJSZA PRACA, poza już taki ekstremalnymi typu czyszczeniu tanków na linach holownicznych czy prac w górnictwie.
Pozdrawiam.
Jakos w polowie lat 90tych pracowalem przez dwa miesiace wakacji na stacji benzynowej. Caly czas na zewnatrz przy osmiu dystrybutorach, nalewanie, kasowanie, wydawanie reszty, zwykle sam, tylko przy najwiekszym tloku wychodzil mi pomoc drugi gosc. Codziennie, od 7 rano do 7 wieczor. Przezylem bez problemow.
A "doktor profesor od porostow" prowadzacy sobie badania naukowe w laboratorium to nic - ale juz "doktor kardiochirurg" czy "doktor neurochirurg" obawiam sie, ze wymaga ciut wiekszej wiedzy, skupienia i niesie ciut wieksza odpowiedzialnosc, niz siedzenie na kasie.
Ciekawy i trudny temat, że aż strach się odezwać. Jak jeszcze porównasz odpowiedzialność takiego fizycznego np mechanika na lotnisku z odpowiedzialnością profesora od porostów.
Jedna niewłaściwie dokręcona śrubka i samolot na miasto bum, na głowy profesorów bum...
Ale na stacji nie ma takiego ruchu jak w markecie-nie spotkalem sie jeszcze, zeby była kolejka sto samochodow na stacji...
W markecie masz ogonek ludzi-z reguły wkurzonych, że dwie sekundy dłuzej postoją-sto innych rzeczy, ktore cię moga rozkojarzyć i licz... LUDZIE KTÓRZY SOBIE DAJĄ RADĘ NA KASIE TO SĄ TYTANI INTELEKTU. Pozdrawiam.
Nie wydaje mi się, żeby jakiś "profesor od porostów" zarabiał więcej niż budowlaniec.
"Ale na stacji nie ma takiego ruchu jak w markecie-nie spotkalem sie jeszcze, zeby była kolejka sto samochodow na stacji..."
Ale kasjerka nie obsluguje czterech kolejek na raz (dwa rzedy obustronnych dystrybutorow, po dwa zestawy z kazdym paliwem w rzedzie - do osmiu aut tankujacych na raz).
Nie ma czegos takiego jak najtrudniejsza praca. To jest indywidualna sprawa. Kazdy jest tam gdzie sobie najlepiej radzi i cudza praca wydaje sie inna, nieznana, brudniejsza lub ciezsza do poki sie jej nie sprobuje. Taki profesor nie dalby sobie rady siedzac 10 godzin na kuchni i gotowac lub myc gary. Tak samo jak ten z kuchni nie dalby sobie rady na stanowisku dyrektora.
Jest tak w kazdym z przypadkow. Ja robilem w zyciu naprawde duzo rzeczy w roznych godzinach i warunkach. Kazdy sobie znajdzie miejsce odpowiednie dla siebie.
Ja nie wiem kto ile zarabia-ale chodzi o TRUDNOŚĆ PRACY. Wyklepanie na pałe budowy dżdzownicy a poradzenie sobie na kasie-jak ktoś twierdzi, ze dałby sobie radę na kasie-niech czyta ten wątek, gra na trzech szachownicach na KURNIKU, pisze coś w WORDZIE, slucha dwoch streamów, trzech piosenk na youtubie i rozmawia na skypie-jeżeli mu się to wszystko nie posypie, to znaczy, że się nadaję na kasę.
Pewnie jedna osoba na sto, z tu obecnych-ja oczywiście nie dałbym sobie rady.
Pozdrawiam.
ereyty - myślę, że jest dokładnie odwrotnie. Myślę, że nigdy nie pracowałeś na kasie (ewentualnie ja mam jakieś super uzdolnienia), bo ta praca należy do jednej z łagodniejszych w jakiej mi było dane pracować. Praca na kasie wymaga też wiedzy, którą można wkuć w jeden dzień. Przydatna jest też praktyka w zawodzie - tydzień absolutnie wystarczy, by być dobrym kasjerem.
Obecnie pracuję w branży IT, w miejscu gdzie codziennie robię coś innego. Prócz wiedzy i umiejętności, potrzebna jest kreatywność i pomysłowość. Tego nie da się szybko wyuczyć. Podczas gdy odpowiedniego układania cegiełek - owszem.
Obecnie nie dałbym sobie rady ani z prowadzeniem wykładu na uniwersytecie, ani w pracy na budowie. Łatwiej by mi było wyuczyć się pracy na budowie, niż pracy jako wykładowca (choć praca na budowie byłaby zapewne cięższa... ze względu na ciężary, które trzeba by nosić).
Pozdrawiam,
Tytan Intelektu (który pracował kiedyś na kasie i wytrzymał, dopóki nie znalazł lepiej płatnej pracy).
Co to w ogóle za szufladkowanie zawodów, może jeszcze zrobimy sondę na najtrudniejszą/najłatwiejszą pracę?
Najprostsza praca za to, bedzie za to znalezienie najglupszego uczestnika tego watku.
Każdy kto ma więcej niż 15 lat powinien sobie uświadamiać, że trudność pracy zależy przede wszystkim od predyspozycji. Wszelkie szufladkowanie naraża tylko na śmieszność (choć oczywiście niewielkim ryzykiem obarczone jest stwierdzenie, że praca osoby zatrudnionej w urzędzie gminnym jest zasadniczo łatwiejsza niż kardiochirurga, a praca zawodowego sportowca trudniejsza od nauczyciela WF-u).
Sprowadzanie pracy na uczelni do wykucia prostych formułek na blachę jest po prostu niedorzeczne, nawet w warunkach naszych postPRLowskich uczelni wyższych, o jakimkolwiek wyższym poziomie nawet nie mówiąc. Ale nawet gdyby przyjąć wizję naukowca/wykładowcy w krzywym zwierciadle, który tylko tępo zapamiętuje dane informacje, to najprawdopodobniej większość pracowników fizycznych miałaby z tym bardzo poważny problem, skoro zazwyczaj (nie znaczy zawsze) nie radziło sobie w szkole z prostymi klasówkami.
Niepotrzebnie się tu produkuję, Lutz ładnie podsumował.
W obiegowej opinii jest tak, iż za trudnijejsze uchodzą prace wymagające wyższego wykształcenia.
A to ciekawe co mówisz, bo ja zawsze sądziłem że ludzie się kształcą właśnie po to żeby nie musieć w przyszłości zapieprzać z łopatą.
To właśnie kształcenie się jest taką pracą zawczasu i inwestycją kapitału wiedzy w siebie.
Cała "trudność" zawodu to nie tylko wykonywanie swojej pracy, ale również zdobycie odpowiedniej wiedzy, czy też wymagane zdolności.
Widzisz nikt nie mówi że kopanie rowów jest łatwe, ale jest to praca którą może wykonywać prawie każdy.
A mirencjum niech się o mechaników lotniczych nie martwi- muszę go trochę rozczarować, ale do tej pracy nie wystarczy opinia najlepszego specjalisty wśród dotychczasowych klientów...
Potrzebne są do tego i studia i lata nabywania doświadczenia, co ma jednak swoje odzwierciedlenie w zarobkach. Nie sądzę bowiem by taki inżynier-konstruktor źle miał ;)
Po przeczytaniu postów autora wyobraziłem sobie robienie doktoratu i profesury jako wykucie danych z kilku książek ... pocieszne
Kontroler ruchu lotniczego. Wymaga nieprawdopodobnej lotności umysłu i jest jednocześnie obarczona gigantyczną odpowiedzialnością. Nic dziwnego, że mało kto w tym zawodzie dożywa emerytury, nawet pomimo krótkiego czasu pracy.
Chwycić za łopatę może praktycznie każdy, a na porostach zna się niewielu.
Widzisz nikt nie mówi że kopanie rowów jest łatwe, ale jest to praca którą może wykonywać prawie każdy.
Wg mnie jest łatwe. Wyrobiłem sobie skilla już w wieku 7 lat w piaskownicy.
A tak wcale nie jest? Uważam, ze dużo latweij jest być bilogiem DOKTOREM PROFESOREM od porostow, który ma jąkąs wąską, specjalistyczną dzialkę do ogranięcie-POROSTy, wykuje to, potem ewentualnie dokuje jak jest coś nowego i tyle. MYŚLENIE MOŻE WYŁĄCZYĆ.
Wszystko ładnie, pięknie, ale doktor, profesor od porostów, aby otrzymać taki tytuł naukowy teoretycznie musiał coś najpierw odkryć, przeprowadzić jakieś prace badawcze.
[16] +1
jak zobaczyłem ten thread to od razu o tym pomyślałem, trudna praca i podobno wcale niezbyt dobrze płatna, a odpowiedzialność ogromna
<<<Wszystko ładnie, pięknie, ale doktor, profesor od porostów, aby otrzymać taki tytuł naukowy teoretycznie musiał coś najpierw odkryć, przeprowadzić jakieś prace badawcze.>>>
MUSIAŁ ODKRYĆ jak z czyjejś pracy magisterskiej, zrobiś swoją...
Nie oszukujmy się-wszelkie prace licencjackie, magisterskie, doktoskie to przepisywanie ksiązek i pisanie tego innymi słowami.
Taką pracę magisterską czyta piec osób-w tym cztery po łebkach i jezli nie jest w 100 procentach zezrnięte to przechodzi, chowana jest do szuflada i nikt nigdy już tego nie przeczyta.
A na KASIE SIEDZISZ I CAŁY CZAS MASZ WYZWANIE INTELEKTUALNE.
Inaczej jest w małym sklepiku-tam rzeczywiście jest dużo łatwiej, policzysz dwa, trzy razy ale w markecie to jest SAJGON.
Pozdrawiam.
Bo ja wiem czy masz wyzwanie intelektualne... Wpisujesz ile dano Ci gotówki, wylicza ile masz wydać, albo się czeka aż ktoś wpisze pin do karty...
A żeby być doktorem to już nie jest tak łatwo coś zerżnąć, bo po prostu jest mało źródeł do takiej pracy doktoranckiej, nie mówiąc już o habilitacji i profesurze.
ereyty - a co powiesz o pracy jako telemarketer (sprzedaż przez telefon)? To dopiero wyzwanie intelektualne.
Ja pierdziele, watek roku!
Daje bez wahania 7/10. A co na to Ivona Pavlović?
Doktorat jako wykucie paru książek i przepisanie czyjejś jednej pracy innemi słowami? Przecież tutaj nawet nie ma czego komentować (i to nawet biorac ogromna jak Mount Everest poprawke na poziom wielu kierunków czy uczelni)...
A na kasach, to z tego co wiem, maja czytniki kodów i nie myślą kompletnie o niczym, poza wydawaniem reszty - co jest działaniem matematycznym na poziomie klasy trzeciej podstawówki... Chyba, że autor z Białorusi albo Ukrainy albo ma ewentualnei na mysli kasjerów w Makro i innym Cash and carry gdzie przychodzi facet z 5-10k w 100zł banknotach... Faktycznie, tu trzeba troche pomyśleć - w sensei bardzo ostroznie, ale i sprawnie liczyć.... (do wiekszych kwot czasem chyba przynoszą sobie maszynki)
Ogólnei rozumiem próbę dowartościowania się po zapierdzielu całodzinnym przy robotach ziemnych na budowie i jeszcze tym patrzeniu z zawiscią na dźwigowego jadziniaka, co ma 5x wiecej i widoki ładne, ale czy GOLto miejsce do podnoszenia samooceny? Chyba odwrotnie...
BTW - widzę, zę kierowca też oburzony - jak to, on to ma pracę! Normalnie Schumacher i Kubica w jednym - takie ciśnienie i koncentracja...
najtrudniejszą prace ma krawiec doceniłem jak mnie zaczęły spodnie cisnąć w j.ca
Siadaj na kase w ten WEEKEND, GNUŚNY LENIWCU(taka masz ksywkę, więc to nie jest obraza).
Zobaczymy czy CIĘ wywalą już w pierwszy dzień czy dopiero w drugi.
Nie ma to jak mówić, że coś jest łatwe jak się nie miało z tym do czynienia-TY NIE MIAŁEŚ bo piszesz,, Z TEGO CO WIEM KASY MAJĄ CZYTNIKI KODÓW:".
Ja lecę jutro w kosmos rakietą, co to tylko wsiąść, zapiąć pasy i siup a ludzie cudują i mówią, ze to jest trudne...
POsiedź na kasie jeden dzieńi będzie inna rozmowa.
Serdecznie pozdrawiam.
Nie ma to jak mówić, że coś jest łatwe jak się nie miało z tym do czynienia.
Generalnie to samo można napisać w stosunku do Ciebie. Można by też dodać, że nie ma to jak mówić, że coś jest trudne, jeśli się nie miało z tym do czynienia.
Faktycznie, stary, ja kupuję tylko on-line, nawet bułki na śniadanie. Płacę PayPalem albo kartą...
"Z tego co wiem",to była taka figura retoryczna, a czytniki mają. Nawet w biędronce i moim osiedlowym zapyziałym spożywczaku.
Dokładnie jak Hajle napisał. Nie da się posortować trudności pracy bez uwzględnienia predyspozycji jednostki do danej pracy. Niektóre prace są ekstremalnie ciężkie, a niektórzy ludzie czują się w nich "jak ryba w wodzie".
Najtrudniejszą praca jaką wykonywałem było ogrodnictwo. Teraz pracuję jako programista PHP i też czuję, że to dla mnie wysoka poprzeczka. Z drugiej strony zarabiam coraz lepiej, umowę przedłużyłem, więc nie czuję że się nie nadaję.
Może dałoby się jakąś statystykę do tego zrobić, ale nigdy nie słyszałem o czymś takim.
Najtrudniejsza praca to ta, do której brakuje predyspozycji i przygotowania.
Skoro już mamy takie przykłady: są ludzie, dla których zostanie profesorem doktorem od porostów będzie banalnie proste - za to opanowanie czegoś poza swoją działką to już poważny problem.
I tak dalej i tak dalej. Najłatwiej wypowiadać się na temat pracy, której się nie zna.
Swoją drogą z cyklu niespodzianki: jakiś czas temu dowiedziałem się, że jednym z najbardziej stresujących zawodów jest kelner. A nie mówimy tu akurat o trudnej pracy.
mirencjum:
Ciekawy i trudny temat, że aż strach się odezwać.
Bankierzy, maklerzy, prezesi, adwokaci, Lato itp.
eh, zapowiadała się taka ładna "flame war", ale niestety mirencjum ostatnio jakiś zgaszony jest...
Poławiacz krabów na morzu Północnym, okolice Alaski.
Polecam serię Deadliest Catch.
Nikt nie powie że to łatwa praca.
Dla mnie mega trudną pracą wydaje się być praca ochroniarza. Nie takiego co siedzi sobie w pokoju i oglada 10 calowy telewizorek, a takiego chodzącego po supermarkecie, albo stojącego przed wejściem do niego. Oszaleć by można - stać i obserwować przez 8 godzin.
pociesznie sie czyta to, ze naukowiec moze wylaczyc myslenie
btw tak, wiem, ze OP to idiota, ktory szuka rozglosu i nawet na forum niesmiesznego czasopisma go banuja
Proponuje skończyć studia magisterskie w kierunku np. przyrodniczym i potem próbować doktoratu i a może nawet dalej kontynuować swoją pracę na uczelni. Zobaczysz jaka jest to prosta i nie wymagająca myślenia praca.
Zresztą na kasie a markecie może stanąć każdy, wystarczy żeby miał ręce i skończył 3 klasę podstawówki, wtedy chyba uczą podstaw dodania i odejmowania ? Zresztą i tak sporo osób i nawet tego nie potrzebuję, wszystko za Nas kasa policzy, pozostaje mieć tylko ręce.
Wywód o pracy kasjerki epicki, dawno się tak nie uśmiałem...
<<<Zresztą na kasie a markecie może stanąć każdy, wystarczy żeby miał ręce i skończył 3 klasę podstawówki, wtedy chyba uczą podstaw dodania i odejmowania ? Zresztą i tak sporo osób i nawet tego nie potrzebuję, wszystko za Nas kasa policzy, pozostaje mieć tylko ręce.>>>
OJ, nie masz pojęcia o tej pracy.
Usiądź na kase i będziemy rozmawiać. Dlaczego w marketach jest tak gigantyczna rotacja, zdecydowana większosc ludzi nie nadaje się na kasę-tak cieżka jest to praca. Ale co ja wam będę mówił....
TYlko ten kto nie ma z czego wydać-z tyłu wkurzeni ludzie, obok pytania i siateczki-sam juz nie pamietasz czy klient płacił czy nie-i masz ochotę to wszystko rzucić i zagrać w GO.
Pozdrawiam.
Jakie siateczki, jakie pytania? W takim większym markecie to od zabierania siateczek, pokazywania szafek za 2zł albo obklejania plecaka taśma jest ochroniarz... Nie, upujmy, zabawa jest przednia :D
Ale dobra, jest w tej pracy jedna fatalna rzecz - monotonia.
ereyty -> Nie wiem z jakiego toku myślenia miała by cię zbić osoba pytająca się o siateczkę skoro masz przed sobą w pełni automatyczną kasę a twoja robota ogranicza się do skasowania produktów, wklepania ile dany klient Ci zapłacił i wydania reszty która widnieje na monitorze.
Skoro wyciągnięcie np: 2,56 z szuflady kasy i podanie klientowi jest dla ciebie trudne to współczuje. O pracy przy wodorostach możesz tylko pomarzyć bo pewnie jednego rozdziału byś nie ogarnął .
W wakcaje pracowałem w lakierni proszkowej ( czyt. szlifowałem,czyściłem,wieszałem elementy i do pieca, foliowałem), praca niby nie ciężka lecz tam musiałem mieć oczy dookoła głowy bo co chwila na suwnicach coś jechało a to z pieca , do pieca lub na foliowanie i dosyć łatwo było taką ważącą przykładowo 20kg pokrywą na szyb dostać, co skończyło by się gorzej niż nie wydanie klientowi 10 gr ..
A mimo to uważam że nie jest to praca ciężka i "elitarna" , mógł by to robić każdy, lecz nie każdy się fizycznie nadaje i tyle
EGZI nie masz racji-po pierwsze LICZYSZ ILE DAJE KLIENT PIENIĘDZY.
Pzychodzi ktoś i np kupuje za 86,57 i wykłada same blaszaki. Już tu jesteś uwalony-musisz to policzyć szybki. Pieniądze z ręki wypadają i przypomnij sobie ile mialeś -bo ktoś cię zagadał.Liczysz od nowa. Potem jak już dolicysz -okazuje się, że nie ma żadnej dychy. I szukam kogoś od kogo wysępisz dyche.
I tak na okrągło-przychodzisz do domu i na pytanie jak się nazywasz odpowiadasz JULIUSZ CEZAR.
Pozdrawiam.
Liczenie blaszaków jest sprawą ciężką ?? I nie chcesz mi wmówić że ktoś płaci blaszakami za zakupy wartości 86 zł. Pomagałem mamie w kiosku i też mi się zdarzało wydawać lub liczyć pełno blaszaków a w kolejce 4-6 osób z czego jedna najczęściej prawie biegła już na autobus, a druga żądała papierosów w trybie natychmiastowym , więc musiałem się streszczać z liczeniem i jakoś po 7 godzinach nie wracałem do domu mówiąc że jestem Juliusz Cezar. Raz wracałem krzycząc żem jest Bonaparte lecz to inna historia.
Nie wiem czy próbujesz na siłe usprawiedliwić to że nie dałeś rady tam pracować czy może masz jakiś inny problem z tym lecz na prawde nie masz racji ;)
Jak to ktoś, kiedyś powiedział: "Każda praca jest łatwa, jeżeli jej się nie wykonuje".
Najtrudniejsza praca to marnie płatna z głąbami, którzy wszystko utrudniają i psują
oraz gdzie wszystkiego brakuje od sprzętu narzędzi po ludzi z umiejętnościami.
Jak jest dobrze płatna to każdy stara się podciągnąć
żeby jej nie stracić lub w razie czego znaleźć w "równoległym"
do umiejętności zawodzie.
ereyty -->
ok, ustalilismy juz ze jestes kompletny debil nie z matematyki, nie nie, to za wysokie progi - debil z tabliczki mnozenia. W dodatku masz problemy z koncentracja oraz opanowaniem stresu... w miejscu gdzies stres jest na dosc niskim poziomie.
Ok, na kasjera sie nie nadajesz, moze czyszczyciel sracza? Wtedy zakosztujesz zapewne "ciezkiej" pracy...
Hmm praca na kasie...Aktualnie pracuję mój 2 rok w warszawskim markecie. Uciec chciałem stamtąd jak najszybciej już po pierwszym spotkaniu z kierowniczką. Blaszaki? Sytuacja, że ktoś rzuci ci 80 groszami jest baaardzo rzadka (chyba, że trafimy na debila oglądającego demotywatory chcącego być elo trendi i "kól"), dostajesz kasę od klienta, przeliczasz szybko ile masz wbijasz na kasę, gotówka i magicznym cudem widzisz ile masz reszty. Moim zdaniem wystarczy umieć liczyć od 1 do 10 i nie ma problemów.
Rozmienianie pieniędzy u kasjerów? Jak kierownik dupa i nie mają umowy z bankiem na mniejsze pieniądze, no cóż.
Praca na kasie to tylko przedsmak. Pół roku na umowie zleceniu. Półtora za śmieszne niemalże 1120 netto + za to, że jestem dyspozycyjny i wykonuję każde polecenie bony. Półtora roku zasuwania, kilkugodzinne zbieranie koszyków zakupowych, zbieranie zostawionego towaru przy kasach oraz rozrzuconego po sklepie. Zrób przerwę innemu kasjerowi, idź przynieś to, tamto, siamto.
Wysłuchiwanie awantur "bo to kasa do 10 artykułów", "ja byłam pierwsza". Przypadkiem trafiłem do punktu obsługi klienta. Pięć minut na kasie, dwie godziny zbierania koszyków (ciągłe przepraszam, jakoś musze zabrać ten koszyk, wiecznie niezadowolone starsze osoby, bo wózków nie ma, non stop zatrzymywać się z tegoż powodu, bo ktoś nie poczeka 10 sekund), wreszcie "idż do POK", dwie godziny pomagam, przychodzi druga zmiana, idę na przerwę. Wracam z przerwy i słyszłę "nie mam co z tobą zrobić", znów koszyki. Pierwsza zmiana z POK idzie do domu, wracam tam. Zamykamy rachunki, ktoś musi je zabrać. Idę do sejfu. Wracam, sklep zamykany, znów koszyki i towar. Pusto, trzeba zebrać zestawienia z każdej kasya i policzyć.
I tak całe półtora roku, głównie w POK za stawkę kasjerską. Zawsze wzbraniałem się przed pracą na kasie, ale cóż siłą wyższa. Nigdy nie myślałem, że w czymś takim można awansować, ale udało mi się to. Zostałem Samodzielnym Pracownikiem POK. Fajnie, dodatkowa kasa. Zaczynam dzień, muszę przyjść wcześniej niż kasjerzy. Rozkładam kasę, otwieram szafki, odpalam komputery. Dzień dobry, witamy klientów. I zaczyna się. Trzy faktury pod rząd, komputer zacina się a drukarka najpierw musi się nagrzać. Korzystam z "życzliwości" drukarki i szybko idę odebrać depozyty. Wózki zakupowe, plecaki, torby, siatki. Szybko bo przecież już wrzeszczą, że nie mają całego dnia. Główie emeryci, cóż śpieszy im się pewnie do lekarza. Depozyty ogarnięte wracam wydać fakturę (jedną!) następne jeszcze sie drukują. Znów faktura, znów muszę czekać aż komputer się odwiesi. Co z tego, że zgłaszałem to 3 miesiące temu. Ale co tam, kierowniczce nawet pismo napisałem.
Lecimy dalej, zwroty. Przychodzi pan/pani i "Chcę to oddać", spoglądam na paragon. Zakup pare dni temu, już poterminie. Z "niestety" na ustach tłumaczę co i jak. Musimy poczekać na pracownika z działu. Awantura bo w innym sklepie można po tylu i tylu dniach, a tutaj to wogóle nie zgodne z prawem. Znowu tłumaczę co i jak. Pracownik nie przychodzi, ogłaszam drugi raz. Po chwili znówu nic. Co ja mogę poradzić? Pewnie pracownik jest sam, albo na magazynie a winda działa jakby chciała a nie mogła. Standardowo awantura musi być, starsza pani strasznie się śpieszy. Ok jest pracownik, załatwiam szybko sprawę. Myk, myk gotowe. Znowu lecę do depozytów bo inne starsze panie/panowie, ba młodzi, wykształceni z dużych miast też się zdarzają, stukają numerkami o blat bo jak zawsze pośpiech (A w głowie "skąd oni się tego nauczyli!?"). I znów "bo tam proszę pana była cena 0.99 a tutaj jest 1zł. Wiem, że to jeden grosz, ale tak dla zasady!" . Jedziemy, maska na twarz i sztuczny uśmiech "Tak, ja doskonale rozumiem. Też robię zakupy, ma pani prawo do odzyskania pieniędzy", co robię? Pracownik, muszę mieć jakiś dowód, aby oddać różnicę. Czekamy, czekamy. Jest! Okazuje się, że produkt albo przełożony, albo cena z zupełnie innego produktu.
"A proszepana czy jest gówno w proszku?",
"Proszę poczekać, poproszę pracownika z działu."
" To pan tu pracuje i nie wie co ma na samie?
A w myślach tylko "Nie k****, jakbym miał uczyć się każdego produktu na pamięć to zamiast obsługiwać, siedziałbym między regałami"
I znowu, depozyt, zwrot, faktura. Zwrot, pytam klienta czy ksero paragonu potrzebne. Moje kierownictwo ustaliło, że do zwrotu oryginał a dla klienta kopia (adnotacja, że oryginał jest u nas, jest, ale oczywiście "bo w innym sklepie tak nie robią" (pomijam fakt, że paragon szybciej wyblaknie niż to nieszczęsne ksero).
I tak dzień w dzień, wszystkie problemy spadają na nas. Godziny? A raz dostanę 10 godzin pracy, raz 6. Grafik? Ustalany z dnia na dzień. Weekend? Przecież jeszcze mam studia.
Tak, nie jest to praca marzeń. Większość ludzi, którzy tam trafiają mają to gdzieś a odpowiedzialność w większej części spada na kasjerów i nas, pracowników POK. Lubię tą pracę, chociaż chciałbym zamienić ją na zupełnie inną. Wolne weekendy, praca 8-16, lepsze pieniądze. Wystarczy mi jednak to, że robię swoje i coś na tym zyskałem. Jeżeli ktoś ma pracę w tyłku no to przepraszam. Rozpisałem się bezsensownie, ale po 10 godzinach pracy i nauce do egzaminu z hiszpańskiego dzieją się różne dziwne rzeczy.
Na temat pracy w markecie, można napisać książkę. Po co, to trzeba poczuć na własnej skórze.
2 dni na kasie...Fakt, sam szkoliłem się 3 dni. Tak to jest jak ma się te dopiero co skończone 18 lat i trzeba na siebie zarobić, strach, stres. Dałem radę i jestem z siebie dumny.
Drixx --> hehe, dobre. przypomnialo mi sie jak pracowalem rok czasu jako ochrona w jednej z drogerii. tez czesto klientom pomagalem, dziewczynom, na magazynie i sklepie towar rozkladalem.
ile to ja sie nasluchalem, jakie to gestapo, milicja, faszyzm itp w sklepie, bo musze pilnowac, zeby mi sklepu nie rozkradli i z wyplaty nie potracili.
co ciekawe placili godnie - uzbieralem sobie na porzadny komputer :) ale to dlatego, ze sporo premii bylo od zlapanych zlodziei - a ze kradli jak cholera a ja nie odpuszczalem, do tego szybkie nogi, silownia wiec dawalem sobie rady z mniejszymi *cwaniaczkami* co chcieli problemy silowo rozwiazac, a z wiekszymi wpadal patrol interwecyjny, zazwyczaj kolo 5 minut od wezwania (pilota mialem w kieszeni). z jednej strony fajna praca, bo fajne dziewczyny na sklepie, gdy pusto na sklepie mozna bylo poplotkowac i poflirtowac, ale gdy duzo ludzi to lipa.
dziewczynom nigdy nie zazdroscilem pracy, ale wiekszosc byla zadowolona, bo placili niezle. i rozne opinie byly - jedne wolaly siedziec na kasie, inne chodzic po sklepie i towar dokladac.
tekst o doktoracie i przepisaniu i przeredegowaniu paru ksiazek mistrzowski:) pokazuje totalny brak wiedzy autora tych slow. (eryty)
juz magisterka nie jest zwyklych przepisaniem innych ksiazek.
Dasz budowlańcowi ksiazke o porostach i on to wykuje-profesor chocby się zesrał, bez kilku lat praktyki, nie bedzie sie nadawał do czegos innego niz do noszenia cegieł-
no tak... wykuc to i malpa wykuje.
Ale czy zrozumie? to ze na studiach trzeba nazwy wykuc, to nie znaczy ze pozniej ta wiedza nie musi byc przelozona na praktyczna w pracy.
taki budowlaniec sie zesra, bo wiedza porostowca jest oparta 7-10 letnim uczeniem sie.
np pracujacy w laboratorium. np dajac dr porostowi porost, ktory jest zdeformowany i chory z zadaniem dowiedzenia sie czemu wymaga przeogromnej wiedzy, gdzie to wkute na studiach nazwy, regulki itd nagle wiaza sie w calosc.
i taki dr porost wezmie sie do pracy.
murarz dostajac to samo zadanie nawet nie bedzie wiedzial ze ten porost jest chory i zdeformowany.
a teraz w druga strone.
dasz dr porostowi ulozenie cegiel i zrobienie muru... na poczatku pomysli wtf. Jak sie zaprawe robi? wejdzie sobie w internety albo zapyta podpatrzy kolege murarza..
i metoda prob i bledow w koncu ten mur postawi. Na poczatku sie pewnie zawali... ale po tygodniu stawiania scian bedzie juz to umial robic. Jak wszystko wymaga wprawy. Wiedze znikoma.
da sie tego nauczyc, z wiedza podstawowa dr porost w koncu wykombinuje jak mur postawic.
budowlaniec dostajac zdeformowany porost w ogole nie bedzie wiedzial co ma zrobic.
ot taka drobna roznica.
a najparszywszy zawod to pracownik call center, w szcezgolnosci ten wydzwaniajacy zeby cos komus sprzedac- komus kto nie jest klientem tej firmy.
sam pracowalem na telefonie, ale na szczescie nigdy w formie tego typu wydzwaniania... udalo mi sie wcisnac bardziej na sprzedawco-doradce "finansowego". i tutaj jest o wiele lzej, aczkolwiek tez i wiedza musi byc spora- w produktach finansowych po prostu nie mozna dac zlej informacji, trzeba umiec sprzedac, trzeba umiec doradzic- czyli nie wystarczy wkuc regulaminu, ale trzeba wiedziec jak np dziala rynek finansowy- w moim przypadku kart kredytowych... smiesznym sie wydaje np dla mnie jak ludzie biora karte kredytowa a tak naprawde nie wiedza co to i pozniej sa placze "a czemu dostalem karte". ogolnie praca jak kazda inna wypala, bo w pewnym momencie meczy glupota ludzka.
na kasie pracowalem pare dni... pitolenie ze superciezka praca. Jest to praca robotyczna. Wejdziesz we wprawe to nie musisz specjalnie myslec. W pewnym momencie po prostu stajesz sie robotem.
to ze niektorzy mistrzami multitaskingu i liczeniu do 10 sa slabi, nie oznacza ze jest to trudna praca.
szczegolnie ze kasa ci podaje dokladnie ile reszty masz wydac...
pewnie ze ciezka praca, bo caly dzien sie to samo robi i to po prostu meczy.
pracowalem moze z tydzien.
inna praca mistrz, ale bardzo prosta jaka wykonywalem to wklepywanie danych.. chyba pierwsza albo druga moja praca.... tam po paru miesiacach potrafilem w trakcie korygowania tekstu zasnac. W samym srodku tekstu (dokumenty po ocr, wiekszosc ladnie zocereowana, ale trzeba bylo poprawiac, praktycznie automat, bo tylko przeskakiwalo przez pola...)
ale fakt zwykly pracownik infolinii czy sprzedawca telefoniczny to najparszywsza robota, zreszta wsrod rankingow wszelakich, czesto znajduje sie w top najgorszych, najbardziej stresujacych prac.
ale fakt zwykly pracownik infolinii czy sprzedawca telefoniczny to najparszywsza robota, zreszta wsrod rankingow wszelakich, czesto znajduje sie w top najgorszych, najbardziej stresujacych prac.
Ankieter face2face to 10x trudniejsza/gorsza praca. Przynajmniej dla mnie. I wcale nie dlatego, że mam "brzydką mordę" :P.
Neurochirurg
Jedna z najbardziej odpowiedzialnych i najtrudniejszych specjalizacji. Kilkunastogodzinne postoje na operacji. Wymaga ogromnej precyzji i dodatkowo jeden błąd może się zakończyć zejściem lub co czasami gorsze mentalnym kalectwem pacjenta. No i do pierwszych operacji dopuszczą Cie dopiero jak będziesz miał sporo powyżej trzydziestki albo nawet pod czterdziechę.
Dodatkowo i tak jak dobry byś nie był to co jakiś czas ktoś Ci zejdzie.
haha, jaki koleś z tego ereyty, pierwszy raz poszedł do pracy wymagającej jakiejś tam umiejętności liczenia i podstawowej podzielności uwagi i już jest lepszy od profesora :). Ja rozumiem że niepowodzenia sobie jakoś trzeba zracjonalizować, ale obawiam się, że w roli "profesora od porostów" byłbyś jeszcze gorszy :).
Dobry wątek, uśmiałem się.
NIE DAŁ RADY NA KASIE W MARKECIE!!!! BUAHAHAHAHA CO ZA MATOŁEK
Wylatujesz z roboty!! ;p
Po pierwsze nowoczesne kasy nie wymagaja wiecej umiejetnosci niz podstawowe liczenie banknotow w dloni - skanowane towary dodaja sie do siebie, a w wypadku gotowki kasjer wprowadza otrzymana kwote i musi wydac po otworzeniu sie szuflady wskazana reszte. Wiekszosc lub duza czesc operacji w ogole nie wymaga dotykania pieniedzy bo idzie z kart. Nie neguje, ze to upierdliwa praca, ale kwestia liczenia to chyba w jakims malutkim sklepie z kasa z czasow Rzepichy.
Po drugie - najgorsza praca to taka jakiej sie nie lubi. Tak wiec wiekszosc naukowcow to ludzie spelnieni i szczesliwi zawodowo - robia rzeczy, ktore ich pasjonuja i jeszcze dostaja za to kase. W krajach wysoko rozwinietych - duza kase.
Nie obrażając autora wątku, ale praca na kasie jest wyjątkowo prosta i nie wymaga najmniejszej inteligencji, jest to tzw. małpia robota. Kasa sama liczy resztę, większość artykułów się skanuje więc nawet kodów nie trzeba pamiętać. Inną sprawą jest, że aby robić to szybko i bezbłędnie potrzebna jest wprawa, jedna osoba zaskoczy po 5 godzinach pracy, druga może np. bardziej inteligentna będzie potrzebowała 7 dni. Ciężej mają kasjerzy w dyskontach, gdzie poza siedzeniem na kasie mają jeszcze multum innych obowiązków, gdzie inteligencja jest już zdecydowanie potrzebna, choćby aby odpowiednio wyznaczać sobie priorytety w pracy.
do Drixx -
W praktyce każda praca związana z obsługą klienta jest ciężka.
Wszystko zależy od predyspozycji i sposoby podejścia do klienta. Ja akurat pracuje na stacji gazu, siedzę tu sam i mam do obsługi podwójny dystrybutor z gazem dodatkowo sprzedaż butli gazu i różnych akcesorii związanych z tymże.
Klienta obsługuje w locie czyli bez uzycia kasy fiskalnej, przyjmuje i wydaje kase licząc w pamięci.
Wygląda to mniej więcej tak -
podjeżdża klient 'do pełna'. tankuje. w miedzyczasie:
podjeżdza drugi 'do pełna' ok.
podjeżdza trzeci dwie butle do wózka widłowego, krzycze bier pan, kase zostaw na biurku, ok.
pierwszy konczy tankowanie, płaci, ja wydaje - fakture jeszcze! 'prosze zaczekac minutke", 'ale ja sie spiesze' wystawie panu na podwojne kwote,; a to co innego poczekam i 5 minut :)', bo juz czwarty, ' prosze pana nie moge odkrecic zaworu w butli' - odkrecam,
piąty juz w kolejce niecierpliwi się, panie dlugo jeszcze!? prosze poczekać, dzisiaj swieza dostawa, dobry gaz wiec i ludzi dużo ' a to poczekam, spoko'.
obsługuje wszystkich, z usmiechem za twarzy i stoickim spokojem, cos pogadam, poklniemy wspolnie na most, ktorego juz buduja 3 lata, na polityków.
wracam do swojej budki wszystkich nabijam na kase i taka robote ok 100 klientow przez 8 h, 6 dni w tygodniu :)
wychodze z zalożenia że 'ludzkie podejscie' powoduje o wiele lepszy komfort pracy. nawet z najbardziej zatwardziałymi emerytami.
Poborca podatkowy,z tego powodu,że łatwo można dostać w łeb:)
ereyty - Mam wrażenie, że nie za bardzo wiesz, na czym polega praca naukowca. "Profesor od porostów" może być np.: wykłądowcą akademickim, który uczy studentów prostych rzeczy. Taka praca uważana jest za prostą. Jeżeli jednak jest to badacz, to zaczynają się schody - żadne klepanie na pamieć w grę nie wchodzi, bo wyniki pracy naukowca zależą wyłącznie od tego, co z tą wiedzą zrobić (liczą się odkrycia, a nie powtarzanie wiedzy). Ogólnei w światnku naukowym etat wykładowcy traktowana jest jako "fuks" i "ciepła posadka".
A tak wcale nie jest? Uważam, ze dużo latweij jest być bilogiem DOKTOREM PROFESOREM od porostow, który ma jąkąs wąską, specjalistyczną dzialkę do ogranięcie-POROSTy,
Tak jest "wąska działka", bo chyba żaden człowiek nie jest w stanie posiąść całej wiedzy z jednego przedmiotu (to trochę tak, jak z programowaniem - nie ma chyba kogoś, kto biegle posługiwałby się wszystkimi językami programowania). Poza tym, "wiedza o porostach" wymaga dość szerokiej wiedzy z zakresu biologii, chemii, zoologii, ekologii i jeszcze paru innych dziedzim wykorzystywanych w prowadzeniu badań nad tymi porostami. Wracając do przykładu z kasami - taka praca nie wymaga podnoszenia kwalifikacji, a wyłącznie przyzwyczajenia. Po pewnym człowiek zdobywa wprawę i osiąga limit swoich możliwości. W nauce jest inaczej - kiedy opublikujesz jakieś wyniki badań, to okazuje się, że w międzyczasie jakieś młodziaki opublikowały coś lepszego i weź się człowieku ucz od nowa. Bardziej pasowałyby zawody techniczne (glazurnicy, spawacze, mechanicy - tam, dzięki rozwojowi technologii, też trzeba się cały czas uczyć).
Ilu z nas tu jest-to podejrzewam, ze 90 procent dałoby rade prowadzić wykłady na UNIWERSYTECIE a nie daloby sobie rady na budowie.
Ale w jakim charakterze? Robotnika od wożenia piasku, brygadzisty, czy specjalisty-spawacza? Prosty robotnik musi mieć siłe fizyczną. Kilka miesięcy intensywnych ćwiczeń wystarczy, aby ze zdrowego chuderlaka zrobić sensownego robotnika. Niestety, te same kilka miesięcy nie wystarczy, aby z mało inteligentnego czlowieka zrobić młodego naukowca. A tak nawiasem mówiąc - i wykładałem na uniwerku i budowałem własny dom. Jasne, to zbrojenia i montowania instalacji gazowej zatrudniłem specjalistę.
Nie oszukujmy się-wszelkie prace licencjackie, magisterskie, doktoskie to przepisywanie ksiązek i pisanie tego innymi słowami.
Tak. I stąd właśnie biorą się ci wszyscy "wykształceni-bezrobotni", którzy na studiach migali się od uczenia i pisali pracę "na pałę". Ludzie, którzy faktycznie przykładali się do nauki, robili własne badania i pisali odkrywcze prace na ogół zalapują się do pracy czy to na uczelni, czy to w centrach badawczych, czy to jeszcze w innych miejscach zgodnych z wykształceniem. Na dobrym uniwersytecie za przepisanie innych prac można co najwyżej wylecieć z wilczym biletem (co dla człowieka chcącego zostać wykładowcą oznacza koniec kariery). Przyszli fachowcy piszą dobre prace.
Usiądź na kase i będziemy rozmawiać.
Lepiej nie, bo może się okazać, że to tylko Ty nie radzisz sobie z taką pracą. Po co Ci to?
Poza tym, skoro porównujesz profesora i kasjera, to nie "usiądź na kasę", tylko "popracuj 10 lat na kasie". Nie sądzę, aby człowiek z takim stażem miał jakiekolwiek problemy. Nawiasem mówiąc, to dość dobrze tłumaczy błąd w Twoim założeniu - powiedzenie "usiądź na kasę" ma sens (i pewnie są ludzie, którzy by sobie poradzili). Powiedzenie "zostań profesorem w tydzień" takiego sensu już nie ma.
Pzychodzi ktoś i np kupuje za 86,57 i wykłada same blaszaki. Już tu jesteś uwalony-musisz to policzyć szybki. Pieniądze z ręki wypadają i przypomnij sobie ile mialeś -bo ktoś cię zagadał.
Bardzo komfortowa praca. Siedzisz na krześle, dbasz wyłącznie o kasę, masz ochroniarzy, który pilnuje porządku, ludzie grzecznie stoją w kolejce, nie targujesz się, bo ci nie wolno itd. Spróbuj pohandlować na targu, gdzie dbasz o cały swój towar, nikt ci nie pomaga, ludzie się pchają i jeszcze musisz uważać na złodziei. Kasjer w supermarkecie to spokojna, sympatyczna praca.
Poza tym, trudność pracy to kwestia względna. Wszystko zależy od chęci, motywacji i skłonności. Dlatego z każdą pracą najlepiej radzą sobie ludzie do niej predysponowani i lubiący swoje zajęcie. Często dla nich to, co dla innych byłoby trudnością, jest czystą przyjemnością, za którą jeszcze im płacą. Do tego nie należy trudności (wymagań), obciążenia (wyczerpania przy pracy) i zagrożenia (żołnierz albo strażak ryzykuje życiem, lekarz - utratą zawodu a nawet więzieniem, jeżeli wyprawi pacjenta na tamten świat).
@PrzemoDZ
A to ciekawe co mówisz, bo ja zawsze sądziłem że ludzie się kształcą właśnie po to żeby nie musieć w przyszłości zapieprzać z łopatą.
A to wcale nie jest takie oczywiste. Zobacz, jak silnie wyczerpani psychicznie i fizycznie są ludzie pracujący w biznesie, zwłaszcza na średnich stanowiskach (czyli ci, którzy jednocześnei sami odpowiadają przed swoimi szefami i muszą kontrolować własnych pracowników). Ludzie wykonujący pracę fizyczną takich problemów nie mają. Poza tym, człowiek myślący, że praca fizyczna to "zapieprzanie z łopatą" na studiach też raczej furory nie zrobi z taką znajomością świata :P
zapraszam na pracę na produkcji po 12 godzin przy piecach
Mimo iż myślę, że temat to prowokacja ;), chętnie się wypowiem.
Pracowałem na kasie rok (tymczasowo, w trakcie studiów). Uważam, że jako praca tymczasowa to świetne zajęcie. Ustalasz grafik, dwa dni nauki i jazda. Chętnie tam chodziłem i nawet gdy byłem przybity/zmęczony, to sytuacje w pracy i zdecydowana większość klientów sprawiały, że humor mi wracał w pracy (chore, czyż nie? :)). Były stresujące momenty, np. jak mnie chuj zrobił na 100zł (początki pracy "pan mi tu rozmieni.. albo nie... albo tak", po chwili jak odszedł od kasy, wiedziałem, że chyba coś jest nie tak), ale i tak wspominam pracę na kasie z uśmiechem na ustach.
Wady pojawiają się dopiero podczas pracy na kasie na stałe. Oto one: jest to praca zmianowa i nisko płatna.
Jasne, że jest trochę stresu, trochę nieprzyjemności jak trafi się na buraka, "szefa wszystkich szefów", ale wystarczy się nie denerwować.
Pracowałem też na produkcji. Typowe 8h przy taśmie. To jest o wiele trudniejsza robota. :F
AHA! A'propo porównania profesora do kasjera. Piszesz "wszelkie prace licencjackie, magisterskie, doktoskie to przepisywanie ksiązek i pisanie tego innymi słowami". I NAWET jeżeli jest to prawda to powiem Ci, że o w czasie jak pisałem swoją pracę magisterską to wolałem iść do marketu na te 6h niż siedzieć przy książkach. :)
Uważam, że jednen z najtrudniejszych zawodów to nauczyciel. Ciężka, wyczerpująca psychocznie, niedobrze płatna i bardzo odpowiedzialna praca, a nauczycieli nikt nie szanuje.
Dziwisz się, że nikt nie szanuje? Mało jest nauczycieli "z powołania", większość to niedołęgi, które nie mając pojęcia o temacie, więc do innej pracy się nie nadają.
@EG2006_43107114
Większość nauczycieli to normalni ludzie, którzy uczą na przeciętnym poziomie. Całe mówienie o "nauczycielach z powołania" ma niewiele sensu, bo dokładnie to samo da się powiedzieć o każdym zawodzie - wszędzie większość stanowią ludzie przeciętni, a badziewni i wybitni stanowią niewielkie odsetki. Twierdzenie, że "większość naucyzcieli to niedołęgi" jest tak samo prawdziwe jak twierdzenie, że "większość uczniów to debile".
Dzikouak - niemniej ogromna część nauczycieli to ludzie, którym coś gdzieś nie poszło i skończyli w szkole, bo nic innego nie pozostało. Znam wielu nauczycieli, którzy nie powinni nimi być. Znam jednak też takich, u których na lekcjach chciało mi się robić miliardy zadań z uśmiechem na ustach.
@dave_mgs
Niemniej ogromna część nauczycieli to ludzie, którym coś gdzieś nie poszło i skończyli w szkole, bo nic innego nie pozostało.
Ale masz jakieś dane poza swoim głębokim przekonaniem?
Trochę wykładałem na polonistyce, trochę się otarłem o inne filologie i historię (wydziały po sąsiedzku) i przeważająca większość ludzi idąca na takie kierunku albo od początku decyduje się na pracę nauczyciela, albo zakłada ją jako jedną z głównych możliwości. Poza tym wiesz, "coś gdzieś nie poszło" to wcale nie takie oczywiste - praca nauczyciela jest całkiem dobrze płatna przy tym pensum, wymagania takie sobie, szansa zwolnienia nienajwyższa, jest nawet jakaś tam możliwość awansu finansowego... "Mocna klasa średnia", rzekłbym. [1] W sumie jestem zdania, że zawód nauczyciela nie wymaga tyle wiedzy przedmiotowej (licencjat całkowicie wystarczy moim zdaniem), co przede wszystkim wiedzy i zdolności pedagogicznej. A w wyobrażeni wielu ludzi jest odwrotnie, stąd i słabi nauczyciele.
Znam wielu nauczycieli, którzy nie powinni nimi być.
Ja też. Ditto dla wszystkich zawodów, nawet tych, w których selekcja jest dużo większa.
[1] Jasne, zawód nauczyciela ma swoje wady, ale ma je absolutnie każdy zawód.
Podtrzymuję swoją opinię, że najtrudniejszy zawód to KASJER W MARKECIE. Trzeba być nieprawdopodobnie skoncentrowanym by pracować na kasie-mi wystarczy, ze ktoś mnie zagada i już się gubię a tu z każdejs trony cię zagdaduje a masz pamietac ile masz naliczone...
Serdecznie pozdrawiam.