Fajnie napisane. Twórczość Muse nie jest mi obca, bo wręcz uwielbiam ich muzykę, ale nie nazwał bym Bellamyego geniuszem. Ot po prostu umiejętnie łączy ze sobą kilka gatunków muzycznych, przedstawiając je później we własnej progresywnej formie. Kiedyś w wywiadzie dla Rockstar wyjawił na czym tak naprawdę polega wyjątkowość Muse. Mianowicie przed każdym napisaniem muzyki do piosenek, słucha około setki przeróżnych utworów, wszelkiej maści gatunków muzycznych, wybiera co ciekawsze aranżacje, łączy w całość, przeistacza w typowo Museowy klimat i gotowe. I tak przy każdej kolejnej piosence. Niby można posadzić go o plagiat, ale nikt nie wie jakich utworów słucha, nikt nie jest w stanie rozpoznać ich później w gotowych aranżacjach Bellamyego.
[2] Dzięki za słowa :) Fakt, może lekko przesadziłem, ale mniej chciałem się skupiać właśnie na tych konkretnych racjach (w pewnym stopniu geniuszem dla każdego jest ktoś inny).
Bardziej mi chodzi o ocenę, tak jakby od strony technicznej mojego stylu pisania :) Jednak, za każde słowa, zarówno te miłe, jak i złe - serdecznie dziękuję :)
Ps: Jeżeli ktoś chce, to proszę komentować bezpośrednio na blogu :)
Na blogspocie chyba trzeba mieć konto. http://www.refleksje-czlowieka.blogspot.com/
Tutaj wersja alternatywna, tam nie trzeba mieć chyba konta, aby publikować komentarze. http://refleksje-czlowieka.blog.onet.pl/
Zapraszam! :)
Nowy, nocny i krótki post zagościł na moim blogu. Zapraszam do przeczytania!
http://refleksje-czlowieka.blog.onet.pl/
Moja 'nietypowa' recenzja płyty Muse - Absolution i inne notki. Zapraszam do przeczytania, komentowania i oceniania!
Fajne całkiem. Ja akurat o zespole Muse nie słyszałem, ale przyznam, że trochę mnie zachęciłeś do kupna ich płyty.
Pomijając tematy wpisów - piszesz bardzo fajnie.
Ogólnie rzecz biorąc - wrażenia zdecydowanie in plus.
O, dwa nowe wpisy... Z przyjemnością przeczytam w wolnej chwili.
nie nazwał bym Bellamyego geniuszem.
Na płaszczyźnie kompozytora - nie. Wokalisty - cóż, wyciska niesamowite góry, ale brytyjski rock alternatywny niósł lepszych. Ale jako gitarzysta - zdecydowanie. Geniusz w najczystszej postaci, wykraczający swoją niesamowitością daleko za swoje palce i głowę - również na swoje unikalne instrumenty. Można go śmiało postawić obok ludzi takich jak Dave Navarro - tych, którzy łącząc inspiracje ze swoim niebywałym pomysłem (bo nie w technice leży gra na gitarze) na siebie wybili się ponad wszystkich. Potrafią nie zaburzyć kompozycji nawet najbardziej dziwacznym brzmieniem gitary. Matt potrafi po prostu wziąć swoje piękne zabawki i zagrać cokolwiek tylko chce, a zabrzmi to genialnie i jak Muse. Nawet gdy grali fragmenty Hangar 18 Megadeth - to nadal brzmiało jak Muse.
A odnośnie recenzji Absolution - mimo wszystko bliższe jest mi Origin of Symmetry, ze względu na tylko i tylko dwie kompozycje - niesamowite Citizen Erased, ambitnie łączące długą, rozbudowaną formę z typowo "ich" stylem (którego OoS jest dla mnie esencją) oraz Micro Cuts z jednym z najbardziej bezczelnie niesamowitych brzmień gitary na świecie - końcowy riff to majstersztyk. No, i jest jeszcze niesamowite Dead Star/In Your World - to w tym Muse się zakochałem, i żałuję, że (mimo tego, że Absolution potrafi być bardzo, bardzo heavymetalowe) taki twór był tylko jednorazowym wybrykiem.