Rezygnujesz z Facebooka? Może nie musisz
Usunięcie Facebooka i Messengera z telefonu to bardzo dobra rada.
Usuwanie znajomych z Face nie koniecznie, bo wystarczy zablokować wyświetlanie postów od danych osób (wystarczy zablokować 5-10% znajomych w ten sposób, te pozostałe 90% zwykle nie spamują niczym).
Osobiście nie założyłem facebooka na prawdziwe dane, to bardzo pomaga w tym, żeby nie dostawać zaproszeń od osób których dobrze nie znamy, czy od pracodawców. Bo posiadanie wśród znajomych pracodawców jest dla mnie patologiczne.
Wystarczy ignorować takie zaproszenia. Przecież to nie jest obligatoryjne mieć w znajomych każdego kto się napatoczy.
Rady w tym artykule kierowane są do ludzi słabych i to bardzo, mających skłonności do uzależnień, a i tak rady te są mało poważne, co już zauważył Sasori666.
Facebook jak i inne social media, same w sobie nie są niczym złym. To ludzka słabość powoduje, że przejmują one nad kimś kontrolę. Zamiast dawać rady, że coś trzeba coś wykasować albo wyłączyć, może należy nauczyć się jak korzystać z tego narzędzia by przynosiło ono pożytek użytkującemu go człowiekowi.
Social media moga byc przydatne jesli to Ty korzystasz z jego zasobów, a nie sam stajesz sie produktem.
Chyba sam tam konto założę, zeby mieć lepszy kontakt z innymi graczami, by dzielic sie pasją do gier.
Ale prywatne zycie? To prywatna sprawa i trzymać je lepiej zdala od Internetu.
Raczej rady w stylu "masz depresje, to kup pan cegłę".
Najlepszy sposób na korzystanie z Fb - nie dodawać ludzi. Żadnych. Konto służy mi tylko do obserwacji konkretnych serwisów czy np. ciekawych wydarzeń w mieście. : >
Mi FB służy jedynie do sprawdzania modów do interesujących mnie gier. Znajomych mam w telefonie, cała reszta z którymi nie spędzam wolnego czasu to tylko zdjęcia na liście znajomych.
Po tym jak praca dorwała mnie w trakcie wesela (czyjegoś) dojrzałem do zmiany nazwy na nieregulaminową, w dodatku na "niepoważną" i aż miło patrzeć jak się czasem o to ludzie spinają, kiedy dyskusja nie idzie po ich myśli.
Mam już pomysł na dalszą część artykułu
Jak rozsądnie korzystać z alkoholu?
-Nie sięgaj po alkohol zaraz po przebudzeniu
-Wypisz się z grup, z którymi imprezujesz
-Nie wypijaj wszystkiego od razu
-Usuń znajomych poznanych po pijanemu ze znajomych
-Mniej polewaj
Za dużo przerabiać nie trzeba było.
Usunąłem FB,MS, Insta i powiem szczerze, że niesamowicie odżyłem. Używam tylko whataapa do rozmowy z najbliższymi i to mi wystarczy. Jeśli chce wiedzieć co się dzieje na świecie to wystarczy sam internet, nie potrzeba tutaj żadnego facebooka czy innego instagrama. Polecam każdemu taki zabieg, a zobaczycie jaka jest różnica w codziennym funkcjonowaniu.
Rady bardzo dobre, sam tak robie od wielu lat. Moj wall wyglada nieatrakcyjnie, nie mam tam zadnej aktywnosci znajomych, nie widze zadnych postow z grup, bo i tak nie korzystam z nich od dawna. Nie uzywam praktycznie facebooka, poza messengerem. Nie rozumiem, czemu ludzie sie smieja. Autor odniosl sie od minimum korzystania.
Ja tam FB używam jako agregatu treści, mam kilka grup/stron polubionych i więcej mnie nie interesuje. Jedyne co mnie zaczyna coraz bardziej wpieniać to wrzucanie co, dosłownie, 2, 3 posty z "moich" rzeczy proponowanego gówna. Szczytem ostatnio było jak mi wyskoczyła strona Pedigree do polubienia. Ja kuzwa nawet psa nie mam. I owszem, można wyłączyć wszystkie reklamy od danego gówna, ale fb oszukuje w tej materii bo po jakimś czasie ów reklamy znów się pojawiają.
"Rezygnujesz z Facebooka? Może nie musisz"
Ale możesz. I jeśli to zrobisz, świat się nie zawali. Co najwyżej jakiś zaniepokojony znajomy/krewny zadzwoni, żeby się dowiedzieć czy żyjesz.
Dziś z fejsa nie da się nie korzystać. Wszystko się tam przeniosło. Fora tematyczne już nie istnieją, strony zrzeszające jakiś konkretny typ ludzi też. Wszystko przeszło na grupy fejsbukowe. Siłą rzeczy jak człowiek się czymś interesuje, to musi mieć fejsa. Co prawda nie musi mieć na prawdziwe dane.
Jedynym chyba takim jeszcze bardzo intensywnie żywym portalem jest historycy.org. Jako forum trzyma sie bardzo dobrze. Na fejsie ta tematyka się rozwarstwiła, przez co mamy grupy o poszczególnych okresach, regionach czy dziedzinie. Dlatego wciąż najlepszym wyborem jest forum.
Nie wiem czym znalazłbym jeszcze jakieś forum, które żyje i nie ma syndromu elektrody.
Na elektrodzie zostali sami "eksperci" przez co rozmowa czy uzyskanie pomocy moja się z celem. Normalni uciekli na fejsa.
Jak ktoś się interesuje czymkolwiek, ma hobby, to siłą rzeczy musi mieć fejsa i yutuba.
Musi nie musi, to już zależy od podejścia człowieka. Kiedyś nie było w ogóle internetu, albo potem był bardzo ubogi, a i tak ludzie mieli hobby i pasje. Jeśli człowiek ma pasje i zainteresowania to wcale nie musi mieć facebooka, poza tym na tych wszystkich grupach w większości jest jeden wielki troll i hejt, często nie idzie tam się niczego sensownego dowiedzieć, a co najwyżej podnieść sobie ciśnienie. Na wielu grupach facebookowych jest to samo co na elektrodzie, tutaj bardziej chodzi o nasze społeczeństwo, w tych czasach każdy jest ekspertem albo trenerem czy innym cudakiem, a najgorsi są zakompleksieni informatycy wywyższający się na grupach, gdzie w Rlu są cichymi chłopcami. Normalni ludzie tak na serio uciekli z FB, bo to jest jeden wielki toxic. Jest wiele podobnych forum i różnych ciekawych stron do Historycy, tylko wystarczy je znać albo dobrze poszukać. Żaden człowiek, który ma pasje i zainteresowania wcale nie musi mieć facebooka, to jest jedna wielka bzdura.
Ale to jest jednak prawda, że Facebook zabił wiele pomniejszych stron i forum...Nad czym ubolewam. Bardzo często, dawne fora były dużo bardziej przejrzyste, a ogólny poziom kultury/ merytoryki wyższy.
Nie wszystko wyginęło, ale jest tego sporo.
Oczywiście, że i bez Facebooka można mieć swoje pasję, ale bywa to utrudnione. Ostatecznie nie po to mamy internet, żeby siedzieć ze swoim 'hobby' w czterech ścianach i nie korzystać z prostego dostępu do ludzi o podobnych zainteresowaniach, czy dużej wiedzy w temacie.
niestety ale od kilku lat fb nie jest juz portalem dla znajomych, tylko dla firm i grup.
na tablicy mam od cholery roznej masci pierdół, bo ktos cos skomentowal, bo jakas grupa sie udziela, bo linki i obrazki sponsorowane,, bo gowniany marketplace... i w tym calym gaszczu nie mam info o najwazniejszym dla mnie - o znajomych
FB to jedna wielka baza danych, które ludzie dobrowolnie wprowadzają. A kto z tego korzysta - różne bandziory między innymi te w garniturach, w dresach, łysi, pejsaci.. itd. Duraczenie ludzi trwa w najlepsze.
Usunąłem fb i messengera już prawie 3 lata temu. I to jedna z najlepszych rzeczy jakie zrobiłem. Polecam każdemu. FB to zło...
Też wywaliłem FB i inne i o wiele lepiej. Ktoś coś chce, to zadzwoni.
Można też traktować FB jako komunikator, a "znajomych" jako "kontakty", dodajesz tylko osoby, z którymi chcesz bądź musisz utrzymywać kontakt. Podobnie jak z numerem telefonu, mają go ci którzy powinni mieć.
Bardzo nie chcę być złośliwa, bo widać, że autor artykułu miał bardzo dobre intencje, jednak mam bardzo mieszane odczucia co do tych porad.
Po pierwsze, może dam kontekst tego jak się wypowiadam: jestem rocznik 1999. Dla mnie, te porady, brzmią jak to co mówiono na godzinach wychowawczych w większości szkół gimnazjalnych (czyli jak się ma 13-15 lat). Pamiętam, że moi rówieśnicy albo nie słuchali tych porad, albo je wyśmiewali, zauważając schematyczność, lub "pustość" przedstawionych zagadnień, nie uwzględniających tego, jak zmienna jest rzeczywistość w jakiej żyjemy. Wiem, że słabo to o nas świadczyło, ale chcę pokazać kontekst - ludzie już prawie 10 lat temu wiedzieli, że przesiadywanie na milionie grupek, posiadanie tysięcy znajomych, czy nieustanne gapienie się w telefon jest zwyczajnie nieopłacalne/szkodliwe/niekorzystne.
Po drugie, te rady nie zadziałają też na osoby starsze ode mnie, bo najczęściej:
a) nie mają nawet kont na social mediach
b) mają konta tylko ze względów formalnych/do kontaktów z rodziną
Przynajmniej z mojej obserwacji tak wynika.
Nie zadziałają też dlatego, że dorośli zwyczajnie nie są bezmyślni. Jasne, wiele z nich się uzależnia od tego nowego, kolorowego i atrakcyjnego świata, ale ludzie uzależniają się tez od hazardu, alkoholu, czy chorują na zbieractwo. Jeżeli ktoś ma tendencje do popadania w nałogowe zachowania, to nie ma znaczenia jakie rady się mu da - bez ostrego rygoru czy pomocy z zewnątrz się może nie obyć.
Po trzecie - i najbardziej chyba dziecinne/oklepane, przynajmniej tak mi się wydaje - świat się zmienia. Teraz w dużej mierze spędzamy swoje życie w różnego rodzaju przestrzeniach internetowych. To zupełnie naturalne, bo po prostu jako gatunek mamy tendencje do zapierniczania jeżeli chodzi o rozwój.
Być może tak po prostu będzie wyglądała nasza przyszłość, że będziemy w pewnym stopniu "podpięci" do Internetu - tylko pytanie czy należy się tego bać, czy starać się z tym oswoić i traktować luźno, o ile nie przeszkadza w obecnie podstawowych funkcjach?
Czasami mam wrażenie, że niektórzy reagują strachem, i promują ograniczanie ile tylko się da - ale czy to na pewno dobry plan? Czy to zmieni fakt, że ludzie coraz mocniej siedzą w Internecie? Nie wydaje mi się.
Podsumowując, jeszcze raz chciałabym podkreślić jeszcze raz, że doceniam intencje autora tekstu, bo niewątpliwie były dobre, ale nie jestem pewna czy nie odbiją się po prostu od ściany.
"Być może tak po prostu będzie wyglądała nasza przyszłość, że będziemy w pewnym stopniu "podpięci" do Internetu - tylko pytanie czy należy się tego bać, czy starać się z tym oswoić i traktować luźno"
Oswoić to się można ze wszystkim, tylko czy należy się oswajać z naruszeniami prywatności jakich się FB wielokrotnie dopuścił? Jak nam plują w twarz, twierdzić, że deszcz pada, bo to przecież normalne, że rozwój, a prywatność to jakaś przestarzała koncepcja? Ja tam swojej prywatności nie będę traktować luźno, chociaż zdaję sobie sprawę, że takie podejście w czasach gdy np. dzieciaki, zapytane w ankiecie, kim chcą być jak dorosną, nie odpowiadają, że policjantem, strażakiem czy piłkarzem, tylko youtuberem/streamerem, dla wielu jest archaiczne.
Myślę, że mój komentarz obejmował szerszy temat niż naruszanie polityki prywatności, a słowa o "traktowaniu (x) luźno nie dotyczyły traktowania tak swojej prywatności, a raczej faktu, że media społecznościowe po prostu są w naszym życiu...ale niech będzie.
Otóż po pierwsze, krytykowanie dzieci za to, że zaznaczają w ankietach, że chciałyby być tym, kim są ich idole, jest zwyczajnie niepoważne. Jeżeli ośmio-dwunastolatek ogląda jakiegoś twórcę internetowego, widzi, że temu twórcy się dobrze wiedzie, jest on lubiany, ma swoją ciekawą osobowość (według tego młodego widza), to naturalnym jest, że będzie myślał, lub nawet marzył o tym, by móc być kimś takim.
To dokładnie to samo co marzenie o byciu strażakiem czy piłkarzem. Figura strażaka w jakiś sposób imponuje dzieciom. Piłkarza też może imponować. Youtubera tak samo.
To jest naturalne i zupełnie normalne.
Co do kwestii poszanowania prywatności, to pozwolę sobie zadać pytanie - z czego wynika lekkość we wprowadzaniu swoich prawdziwych danych osobowych do portali społecznościowych? Czy to nie właśnie na to powinna zostać zwrócona uwaga? Nie "buuu fejsbuk zły" tylko "medota zabawą tym medium zła".
Poza tym, kwestia sprzedaży danych - jeżeli sądzisz, że np taki szpital, czy bank, czy dowolny sklep internetowy/stacjonarny sieciowy nie operuje danymi i nie używa ich do handlu to...no nie mam nic do dodania.
Nie, nie krytykuję dzieci, stwierdzam po prostu obecne zjawisko, dla podkreślenia jak obecnie zmieniło się postrzeganie prywatności, zwłaszcza wśród osób młodych.
Z czego wynika lekkość udostępniania danych? Moja osobista teoria wygląda tak, że chociaż żyjemy w erze cyfrowej, to wciąż jeszcze uważamy świat cyfrowy za "wirtualny" i mniej prawdziwy niż ten materialny (głównie osoby starsze), albo nie znany innego życia (osoby młodsze). Dużą szkodę robi to, że naruszanie naszej prywatności "nie boli". Odbywa się niezauważalnie, więc "nie szkodzi". Zupełnie inaczej byłoby, gdyby odbywało się to jawnie, w realu. Np., gdyby w ramach inwigilacji rządowej dzień i noc każdemu z nas towarzyszył policjant, chodzący za nami krok w krok i co jakiś czas zapisujący coś w notesie, mrucząc przy tym pod nosem "Hmm, to ciekawe./To się może przydać./Trzeba będzie bliżej się temu przyjrzeć.", odbiór tego problemu byłby, moim zdaniem, zupełnie inny.
To samo z inwigilacją korporacyjną. Gdyby chodził za nami taki pan w garniturze, zapisując każdą naszą decyzję, którą można użyć w celach marketingowych, a potem poszlibyśmy do powiedzmy Biedronki, gdzie zainteresowałyby nas bułki, a potem poszli do Żabki, gdzie od progu sprzedawca wołałby, że ma dla nas piękne bułki, to też podejście do tego procederu byłoby inne, niż do ukierunkowanych reklam w internecie, mimo, że to dokładnie takie samo zjawisko.
Masz rację, że problem jest dużo szerszy niż tylko FB. Doskonale wiem, że nie jeden Facebook na świecie handluje danymi, tylko kto może, to tak robi. Niejeden rząd nadużywa danych, zbieranych ponoć do innych celów. Szpitale, banki, czy znów rządy miewają wycieki. Ale to wciąż Facebook przoduje w liczbie wycieków i nadużyć. Poza tym bank, szpital, sklep internetowy czy rząd w spisie powszechnym mają dostęp jedynie do wycinków informacji o nas. Przykładowo szpital ma dane osobowe i informacje o chorobach, sklep internetowy zna twoje nazwisko, adres i produkty, jakie kupiłeś i przeglądałeś. W spisie powszechnym czy innej ankiecie możesz skłamać, odpowiadając na niektóre pytania. Natomiast FB czy Google zbierają informacje o wszystkich sferach naszego życia, czy to bez naszej wiedzy (i możliwości skłamania) przez skrypty śledzące i telemetrie, dane, które sami świadomie podajemy, czy przez nasze wyszukiwania w internecie, w których nie da się skłamać jak w ankiecie (jeśli wpisujesz coś w wyszukiwarce, to znaczy, że rzeczywiście cię to interesuje).
Nie zgodzę się tu w dużej mierze z ostatnim akapitem. Za skłamanie w spisie powszechnym nie wiem czy są jakieś kary, ale w szpitalu czy banku nie możesz tego zrobić. Szpital przechowuje dane odnośnie każdego parametru twojego organizmu jaki tylko pobiorą przy dowolnych badaniach, przechowują też dane na temat tego kim jesteś, skąd jesteś, oddział medycyny pracy ma dostęp do twojego miejsca zatrudnienia, tego jaką funkcję sprawujesz w tym miejscu, mają wszystkie adresy zamieszkania w wypadku konieczności korespondencji, dostęp również do danych od ubezpieczyciela i osób upoważnionych do ewentualnego kontaktu, oraz ich danych. A w sklepach internetowych można kłamać bez żadnych konsekwencji, tak samo jak we wpisywaniu danych na media społecznościowe. W sklepie internetowym prawdziwe dane interesują jedynie w momencie, jak chcesz mieć fakturę czy też paragon, a z tych danych mamy: imię, nazwisko, mail kontaktowy i czasem numer telefonu (przy kurierze), a zamawiać można do żabki, czy do paczkomatu.
Jednak wracając do nadużyć na Facebooku, to jedyne na co się natknęłam to na złośliwców, którzy włamywali się na cudze konta - przy czym nie bezpośrednio, bo włamali się koleżance, która z jakiejś przyczyny ustawiła sobie słabe hasło bo "inaczej zapomni". Ewentualne nadużycie ze strony Facebooka jest łatwe do ominięcia, wystarczy nie podawać prawdziwych danych (mam ze trzy konta, każde na inną postać z książki z dzikim profilowym, tylko jedno pod własnym nazwiskiem ale też, z kreskówkową profilówką). Nawet jeśli jednak podamy np swoje miejsce zamieszkania, czy szkołę do jakiej chodzimy, to o ile nie dojdzie do wspomnianego wycieku, to te informacje można w bardzo prosty sposób ukryć, tak, że będą dostępne tylko dla nas.
Odnosząc się do konceptu (nie, nie wiem czemu idę od dołu do góry XD) osoby nas śledzącej - i tak i nie. Bo taki pomysł może rodzić myśl, że to ktoś konkretny nas śledzi w sieci. No myślę, że nie muszę tłumaczyć, że to nie do końca tak jest, tylko mamy do czynienia z algorytmem, który sami programujemy klikając w konkretne rzeczy, które nas potencjalnie zainteresują. Taki algorytm też mamy w sklepach fizycznych, tylko trochę inaczej wygląda - tu mamy zasadę "co się sprzedaje" ale nie ukierunkowaną na konkretnego odbiorcę indywidualnie, w celu zachęcenia go, tylko na daną grupę. Przykładowo, w Polsce na południu (jestem z małopolski) nie znajdziemy takiej ilości i tak szerokiego wyboru ryb, jak na północy. Niby można by to sprowadzać z północy na południe, ale ludzie na południu "nie kupią tego", bo zawsze na wybrzeżach się je więcej owoców morza niż w głębi lądu. Inwigilacja była, jest, i będzie, po prostu zmienia swoje formy, czy bardziej "kształty", bo skala jest podobna o ile nie identyczna.
Za kłamanie w spisie pewnie są jakieś kary. Ale po prostu trzeba kłamać tak, żeby się nie dać przyłapać. :) Racja, w banku nie można kłamać, w szpitalu też raczej ciężko, ale pisałem o spisie/ankiecie. I to, co piszesz o ilości danych, jakie zbiera służba zdrowia i ubezpieczyciele to prawda i też stanowi problem. Już nawet pomijam możliwe zagrania takiego ubezpieczyciela, który na podstawie tych danych stwierdzi, że np. masz historię różnych chorób, do tego prowadzisz niezdrowy tryb życia i masz niebezpieczną pracę, więc istnieje duże ryzyko, że będziemy ci musieli kiedyś wypłacić jakieś odszkodowanie, więc podbijamy ci stawkę ubezpieczenia. Same wycieki takich ilości informacji nie będą przyjemne.
Może osobiście nie dotknęły cię problemy z FB, ale one są. Co jakiś czas wycieki danych, nadużycia w postaci testów psychologicznych na użytkownikach bez pytania o zgodę (bodajże w 2012 części użytkowników pokazywali tylko pozytywne wiadomości, a innej części negatywne i sprawdzali jak to wpłynie na treść ich własnych postów, czyli krótko mówiąc, testowali manipulowanie nastrojem użytkowników), afery z Cambridge Analitica, jeśli dobrze pamiętam, sprzedawali też numery telefonów użytkowników, które miały być jedynie do 2FA reklamodawcom (podobnie robił choćby Twitter) i tutaj nie jestem pewny, musiałbym poszukać czy chodziło o FB czy Google, ale w USA była jakaś afera z kupowaniem przez jedną z tych firm danych medycznych/ubezpieczeniowych i chyba, we współpracy z bankami, informacji kredytowych o użytkownikach. Tylko jak mówię, to ostatnie musiałbym sprawdzić, bo (wbrew pozorom) nie uczę się na pamięć każdego nadużycia popełnionego przez FB.
Tak, mój przykład ze śledzeniem w realnym świecie nie jest doskonały, ale też w rzeczywistości za człowiekiem nie może chodzić algorytm. To prawda, że w świecie cyfrowym śledzą nas głównie bezosobowe algorytmy. Inwigilacja korporacyjna jest często jednocześnie masowa (reklamodawcę raczej obchodzi zbiór osób w np. zbliżonym wieku i o określonych zainteresowaniach, a nie ci ludzie, jako jednostki) i ukierunkowana (FB/Google itp. zbiera informacje o poszczególnych osobach i przypisuje im wiele szczegółowych parametrów, żeby móc później przypisać ich prawidłowo do tych zbiorów danych). W inwigilacji rządowej mamy do czynienia głównie z inwigilacją masową, gdzie algorytm zbiera wszystko o wszystkich, nie skupiając się konkretnie na nikim, po prostu przeprowadzając pobieżną analizę "jak leci" i zapisując dane na kilka lat, "na wszelki wypadek". Dopiero, kiedy te algorytmy wyłapią coś, co uznają za podejrzane, materiał trafia do człowieka i jeśli on potwierdzi, że dzieje się coś podejrzanego, może nastąpić przejście do inwigilacji ukierunkowanej. Przy inwigilacji korporacyjnej problemem jest handel zebranymi danymi, możliwość wycieku i możliwość nadużycia. Dodatkowo jest jeszcze (mniej lub bardziej dobrowolne) udostępnianie danych służbom. Natomiast ze służbami problemem jest możliwość wycieku, nadużycia przez rząd i sam fakt gromadzenia ogromnych ilości informacji. Jeśli zbierzesz ich wystarczająco dużo, to najuczciwszemu człowiekowi na świecie znajdziesz i udowodnisz jakąś "winę".
Nie zgodzę się z twoim przykładem ze sklepami i owocami morza. To żadna inwigilacja, że sklep widzi w ogólnym zarysie, co się sprzedaje, a co nie i do tego dostosowuje swoją ofertę. No chyba, że sklep nie ma tylko danych, że ogólnie klienci nie są zainteresowani rybami, tylko o poszczególnych klientach, że pan Kowalski to bardzo często kupuje ryby wielu gatunków, ale pani Nowak to już za rybami nie przepada i tylko raz do roku kupuje świątecznego karpia.
A to, że skala inwigilacji jest identyczna jak kiedyś, to niestety bardzo dalekie od rzeczywistości myślenie życzeniowe. Weźmy na ten przykład dawne Niemcy wschodnie, które miały najbardziej rozwiniętą inwigilację. Ocenia się, że na każdego funkcjonariusza STASI przypadało ok 160 osób, licząc z cywilnymi współpracownikami (czyli zwykłymi donosicielami), było to ok 60 osób. Po prostu nie było sposobu, żeby dało się śledzić każdego i przez całą dobę. Jeśli STASI chciała przeczytać treść każdego listu, to ktoś na poczcie fizycznie musiał te listy otwierać i czytać. Że4by podsłuchiwać wszystkie rozmowy telefoniczne, ktoś fizycznie musiał siedzieć w centrali telefonicznej ze słuchawkami na uszach i podsłuchiwać rozmowy, albo zmieniać taśmy w magnetofonie, żeby później ktoś inny mógł przesłuchać nagrania. Jeśli chciało się kogoś śledzić, trzeba było oddelegować do tego ludzi. W dodatku, nawet skuteczne śledzenie amatora wymaga przynajmniej 3 osób (każdy kretyn w pewnym momencie się zorientuje, że ciągle widuje tę samą gębę). Przy inwigilacji całodobowej potrzebne są przynajmniej 2 takie zespoły (a jeszcze lepiej 3), bo ludzie muszą kiedyś spać. Dzisiaj wszystkim zajmą się komputery, które się nie męczą, nie rozkojarzają, nie muszą spać i mają dość mocy obliczeniowej, żeby móc zbierać masę informacji o każdym i przez całą dobę.
Większość z tych rad zastosowałem dawno temu. Wielu z nas nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jest zależna od swoich sociali. Bo weszły w codzienne życie tak mocno, że nikt nie myśli o tym, że spędza tam za dużo czasu albo niepotrzebnie udziela się w komentarzach, gdzie ludzie chcą się głównie pokłócić i powyzywać, a mało kogo obchodzi, co naprawdę masz do przekazania. Całkowicie usunąć jest ciężko, bo moja praca się o nie opiera, ale ograniczać do minimum dla własnej psychiki i lepszego postrzegania świata. Polecam.
Nie musisz rezygnować jeśli nie masz ;)