Witam może niektórych to zaciekawi a niektórym może się wydać dziwne ale dobra... chciałbym napisać tutaj co czuję po przejściu jakiejkolwiek Gry...
Otóż po ukończeniu GTA 4 odczułem w sobie takie coś że nie wyciągnąłem z tej gry maksimum chodzi mi tutaj ogólnie o wszystkie aspekty gry np. nie zwiedziłem całego miasta,nie zabiłem wszystkich gołębi, nie dostarczyłem wszystkich samochodów do garażu,Grę można powiedzieć że pchałem tylko żeby przejść nie korzystałem w niej z otwartego świata itp, po prostu leciałem przez nią i wiecie sami w grę trzeba się wciągnąć powoli odkrywać wszystkie jej możliwości i wszystko co w niej najlepsze ale podałem ten przykład tylko na GTA.
Otóż myślę sb czasem czy nie cofnąć się o kilka lat do tyłu i zacząć czerpać z gry to co najlepsze czyli jak by to powiedzieć przerobić Grę na ostatnią stronę bo wiecie z własnego przykładu czym więcej gier na PC tym bardziej nie można się wciągnąć w tą jedną i po prostu poznać ją w każdy możliwy sposób po prostu 100% z każdej GRY.
I kieruję do was pytanie czy też tak mieliście kiedyś czy tak myśleliście a może w ogóle nad tym nie zastanawialiście się?
Przy obecnym rynku gier, dużej ilości, ciężko wymaksować każdą grę. W grach Rpg staram się zawsze przejść wszystkie możliwe questy poboczne, odwiedzić wszystkie lokacje itp. Jeżeli gra jest tego warta, wciąga mnie to staram się przejść wszystkie osiągnięcia jakie są. Nie lubię przechodzić żeby tylko odbębnić, może dlatego poświęcam dużo czasu ulubionym grom.
No właśnie dobrze powiedziane no ale wiecie jak już ktoś zacznie grę to ona po to jest robiona by z niej wycisnąć wszystko.
Według mnie wyciąganie wszystkiego z sandboxa raczej mija się z celem... tzn. dla mnie to jest sprzeczne ze specyfiką gatunku... choć przez oczywiste limitacje techniczne niestety da się wszystko w danym świecie zrobić...
Teraz zazwyczaj po prostu rushuje fabule do konca i odpadalam nastepny tytul, gier za duzo, a czasu za malo zeby siedziec miesiacami nad jednym tytulem. Nie sprawia mi to jakiegos uczucia niespelnienia, ba zdarza mi sie porzucic gre w polowie, a samo streszczenie fabuly przeczytac na wiki, czy obejrzec outro na yt i rowniez problemow z tym nie mam.
Za gowniarza lubilem "maxowac" tytuly, tyle ze wtedy nie odbywalo sie to na zasadzie wspomnianych golebi z gta, czy jakichs smiesznych aczikow sztucznie wydluzajacych gre, a raczej zwiedzic cala mape, zrobic wszystkie sidequesty w falloucie, bg itp. (bo w sumie w takie pozycje gralem glownie za mlodu).
Ja z kolei teraz nie mam czasu nawet na przejście gry, a co dopiero mówić o jakimś maksowaniu. Zresztą ostatnio lubię zagrać sobie na multi w cokolwiek byle z innymi graczami.
Na maksymowanie trzeba mieć czas, robiłem to 15,12 lat temu, bez żadnych zobowiązań i chwil dla siebie i swoich przyjaciół. Teraz ...wyłącznie coop, nie mogę sobie pozwolić na inną opcję.
W sumie ja tak czasami mam że czuje mus aby przejść gre jednak nie mam już z tej gry takiego fun'u.
Fajnie masz z tym GTA IV. Ja po przejściu poczułem zażenowanie poziomem tej gry i absolutnie nie miałem ochoty na jakikolwiek poźniejszy kontakt z nia
A dzisiaj mam takie coś z Wiedźminem 2 przeszedłem ale od razu zacząłem ją od początku ponieważ w Grze jest dwie możliwości prowadzenia głównej fabuły i X razy misji pobocznych tak więc W2 na przejściu drugi raz raczej się nie skończy... będzie to jeszcze kilka razy wałkowane do tego momentu że poznam wszystkie smaczki tej gry.
Mnie natomiast trochę śmieszą ludzie posługujący się zwrotami typu „kupka wstydu" tzn. masa zaległych gier czekająca na ich ruszenie.
Odkąd pamiętam zdarzały się przypadki nieukończenia gier, czy to z powodu wysokiego poziomu trudności, bugów, zacięcia się, padnięcia sprzętu grającego czy - szczególnie - brak czasu i/lub inne gry w kolejce.
Skoro jest to nierozerwalne w tej dziedzinie (gry video) czemu mielibyśmy się tym przejmować.
Albo pisać płaczliwe teksty na portalach/blogach/etc.....
--> SpecShadow
Mądre słowa.