Mam problem z dyskiem twardym. Ostatnio przy graniu komputer po prostu sie zacial i nie moglem nic zrobic, chodzil strasznie topornie jakbym robil niewiadomo ile rzeczy naraz. Nawet wylaczyc normalnie sie nie chcial. Pozostal wiec reset i tu problem... Niby normalnie sie wlacza, ale przy napisie Trwa uruchamianie systemu Windows nic sie dalej nie dzieje (Win 7). Kolejny reset i to samo... W koncu po ok. pol godziny (!) cos zatrybilo i system przeprowadzil skanowanie dysku w poszukiwaniu bledow, jednak nie ukonczyl sprawdzania bo wyskoczylo kilka bledow (trwalo to ponad godzine i zacielo sie na 1 pliku, dalej nie poszlo), kolejny reset i o dziwo dysku mi nie wykrywa wcale! Myslalem ze sformatuje dysk i bedzie ok, ale Windows nawet nie widzi zadnej partycji, a w BIOSie wykrywa dysk ale pojemnosc to... 0MB! Probowalem podpiac do innego kompa ale to samo. Niby w Biosie jest ale 0MB... W Windowsie wcale nie wykrywa go.
I tu pytanie? Czy dysk sie spalil? Ale dziwne bo nie poszedl z niego zaden dym i nie zachodzi spalenizna... Da sie go jakos naprawic, czy tylko pozostaje zakup nowego dysku? Prosze o pomoc!
Pożegnaj się już z dyskiem.
Miałem to samo z 160GB, jak na złość było tam parę aktualnych niezachomikowanych gdzie indziej projektów. :/
