Czy osoby bez studiów to przegrańcy życiowi?
Biorąc pod uwagę, że obecnie studia skończyć może nawet największy kretyn, a poziom szkolnictwa w Polsce dobija dna, to odpowiedz sobie sam.
"przegrańcy" rozumiem że kolega też bez wykształcenia?
Zgadzam się z aope, dzisiaj każdy może skończyć studia, nawet niepiśmienny, więc "studia" to żaden achievement.
Jak skończysz dzienne studia, ma dobrej uczelni z wyróżnieniem to jest coś.
Jak zwykle w stylu katarynki rzucasz temat. Przemyśleń nie posiadasz?
Moim zdaniem jak najbardziej nie - Dużo bardziej potrzeba uczciwych specjalistów od np. kamieniarstwa czy malowania niż kolejnego koleżkę po filozofii na Uniwerytecie Kulgania Kokosa. Niestety, jakoś się tak utarło że ludzie idą na te studia by zostać super magistrem od niczego a potem nie mają perspektyw bo nic w sumie nie umieją. Oczywiście są zawody których bez studiów zwyczajnie nie da się wykonywać ale gdyby połowa z tych którzy nie mieliby pomysłu na życie poszła w majsterkę a nie na kierunek o niczym, w kraju było by można wybrać między porządnymi specjalistami od wnętrza i zewnętrza domu chociażby.
Raczej osoby po studiach to przegrańcy życiowi, nie licząc kilku technicznych kierunków. Zmarnowane 5 lat i kompletnie nieprzydatne nigdzie umiejętności.
niestety ale ludzie po studiach to właśnie przegrani życiowo, w większości zmarnowanych mają kilka lat na nie produktywną naukę, później poszerzają liczne grono bezrobotnych. Nie ma to jak konkretny fach w ręku.
Studia kończy się po to, żeby mieć zawód i zarabiać pieniądze. Nie ma zasadniczych szkół zawodowych lekarskich jak i wyższych murarskich.
Przegrańcem życiowym jest osoba która kończy studia nie dające zawodu.
Postrzegacie świat zero-jedynkowo (a pomyśleć, że to podobno matematycy tacy są :> ). Na dodatek nie tu jest źródło problemu.
Jeśli w ogóle można mówić o ludziach, że przegrali życie, to ma się na myśli kogoś, kto nie wykorzystał żadnej z nadarzających się szans. Studia są szansą, a nie celem samym w sobie. Laboratoria, praktyki, staże, kontakty studenckie, szkolenia wydziałowe i uczelnianego Biura Karier, wymiany, promotorzy... mam wymieniać dalej? Tak jak można je mieć na studiach, tak można mieć je w zawodzie rzemieślniczym -- tyle że inne.
I nie stygmatyzujcie już tak tej filozofii. Mamy w biurze jednego filozofa (jeśli dobrze pamiętam to od teorii poznania), który jest całkiem dobrym deweloperem (czytaj: programistą produkcyjnym). On wykorzystał swoją szansę... co więcej, ta szansa pojawiła mu się właśnie dzięki tym studiom. Ponadto, można mieć najbardziej "nieżyciowy" kierunek, być dobrym i trafić w niszę -- uczelnianą albo rynkową. Bo na popularny zawsze chętni się znajdą.
PS. Po chwili zastanowienia... Brat prezesa też jest po filozofii, próbuje kierować jednym z projektów, idzie mu to beznadziejnie. Hmm, sam znalazłem kontrprzykład :D
Co tak właściwie oznacza "przegraniec życiowy"? Dużo osób robi różne rzeczy bez jakiejś głębszej refleksji nad tym (studia, praca, dzieci, dom).
Gdyby studia oznaczały pewny zarobek to tak ,ale wiadomo jak jest...
Jeśli tak, to jestem przegrańcem. Chociaż, mam parę dowodów na to, że jest inaczej ;)
Stara prawda głosi, że mając wykształcenie i tak możesz zamiatać ulicę, ale trudno, żebyś bez wykształcenia został dyrektorem.
Raczej osoby po studiach to przegrańcy życiowi, nie licząc kilku technicznych kierunków. Zmarnowane 5 lat i kompletnie nieprzydatne nigdzie umiejętności.
Nauki humanistyczne/społeczne są potrzebne - i są potrzebni specjaliści w tych dziedzinach.
Podkreślam - specjaliści, a nie młotki, które poszły z braku laku studiować zarządzanie (bo ilu takich magistrów potrzebuje rynek?). Jeżeli ktoś wiąże swoją przyszłość z historią albo filozofią (czyli celuje w karierę akademicką), to te pięć lat nie będzie zmarnowane - wręcz przeciwnie. Studia poszerzają horyzonty, a ile z nich wyniesiesz, zależy tylko od ciebie.
Tak więc pierdolenie "tylko techniczne, mości panowie!" jest zupełnie od czapy. W jednym przyznam ci rację - jeżeli ktoś jest dobrym inżynierem, to rzeczywiście ma w życiu więcej możliwości niż humanista.
ale trudno, żebyś bez wykształcenia został dyrektorem
Ale prezydentem lub premierem to jednak można .. wśród ślepców jednooki jest królem.
Ponadto jak najbardziej można - dyrektorem własnej firmy, która się rozwinie w czasie gdy konkurencja będzie kończyć studia ;)
Charles -->
Studia nie są warunkiem koniecznym osiągnięcia sukcesu. Można być nawet człowiekiem po podstawówce, można być nawet niepiśmiennym a osiągnąć sukces. Natomiast nie można zaprzeczyć temu, że edukacja znacząco zwiększa prawdopodobieństwo na osiągnięcie sukcesu.
"Przegraniec" życiowy to ktoś, kto nie osiągnął nic, lub jeszcze gorzej: wiele stracił, studia tu nie mają nic do rzeczy.
Inną sprawą jest to, że w Polsce jest za dużo ludzi wykształconych. Jest ich na tyle dużo, że całkowicie zmieniły się standardy i oczekiwania. Firmy często do czynności, które kiedyś wykonywali ludzie z wykształceniem średnim - teraz chcą osoby z wykształceniem wyższym, kursami i doskonałą praktyką - przy okazji biadoląc, jacy to oni źle są wykształceni. A że i takich jest sporo, to wprowadza się już różne kryteria, od dyplomu z wyróżnieniem, na dyplomie zagranicznej uczelni skończywszy. Dochodzi do takich absurdów, że ludzie chcąc być konkurencyjnymi względem innych, studiują po dwa a czasami po trzy kierunki "na raz".
Mówi się, że edukacja sięga dna. Moim zdaniem jest dokładnie na odwrót. Polska to kraj "prze-edukowany".
[5]
+1
zreszta nawet przy przyjmowaniu do pracy informatykow wyksztacenie nie lapie sie w pierwszej piatce. A co tu mowic o ekonomiach, zarzadzaniach, ochronie srodowiska czy religioznawstwie.
Jak ktoś poszedł na studia i wiedzy tam zdobytej nie wykorzystuje w praktyce zawodowej to znaczy, że zmarnował kilka lat życia.
Czy osoby bez studiów to przegrańcy życiowi?
Nie.
Mówi się, że edukacja sięga dna. Moim zdaniem jest dokładnie na odwrót. Polska to kraj "prze-edukowany".
Jedno drugiego nie wyklucza. Jak coś jest dla wszystkich, to i poziom leci w dół.
Studia inzynierskie zle nie sa, zaczyna sie od wysokiej placy, ale potem dochodzi do tych 15-20 tysiecy i nie ma sily, zeby isc wyzej. Wiec widelki plac sa w sumie dosc waskie.
To ja tam wole moje wyksztalcenie biznesowe, ze jak czlowiek sie dobrze ustawi to zarobi pare razy wiecej.
Teraz to nawet po polibudzie nie ma pracy :)
Jako student Technologi Chemicznej coś o tym wiem. Budowlanka też podobno stoi.
Na a co do pierwszych postów, że każdy może być studentem to zapraszam "humanistów" na polibudę i pozdrawiam :P
Przeraża mnie ilu ludzi "życiowy sukces" utożsamia z zajmowaną posadą, miejscem w społeczeństwie czy wysokością pensji...
jest tak ze po latach zajmujesz jakas pozycje zawodowa i wtedy zeby wyjsc wyzej musisz miec studoia , jak ich nie ma nie ma rozmowy.
Ale generalnie to nie jest zaden wymog ,wazne zeby byc szczesliwym .
Czy osoby bez studiów to przegrańcy życiowi?
Czyli chcesz mi powiedziec, ze taki Robert Kubica to przegraniec zyciowy hmm rozumiem
Wspaniały wątek, magistrowie politologii mogą się poczuć dowartościowani i ludzie, którzy w życiu nie zbudowali poprawnego zdania w języku polskim, niepotrafiący wyliczyć wszystkich planet w układzie słonecznym, też poczuli się dowartościowani.
Wojna polsko-polska, front numer 592.
Nie wiem co to są przegrańcy życiowi, ale statystyka jest nieubłagana.
http://rekrutacyjny.blogspot.com/2012/08/czy-opaca-sie-uczyc-wyksztacenie.html
Co prawda to zwykła korelacja, ale daje pewien ogląd na sprawę.
Biorąc pod uwagę rynek pracy w Polsce, to można go podsumować: "Za dużo wodzów, za mało Indian".
Teraz każdy chce być Jaśnie Pan Manager, zarabiać 20 tys. od razu po studiach, służbowa fura, skóra i komóra.
Patrząc chociażby na ogłoszenia o pracę, to jednak brakuje właśnie takich jak kiedyś wychodzili ze szkół zawodowych (nie tylko z zawodówek ale też z techników) - mechaników, budowlańców, itd.
Bo zarządzać każdy chce, a nie ma kto robić :P
2sd ---> Tabelki gościa na tym blogu nie oddają jednego - szarej strefy. Najwyższe bezrobocie jest niby wśród tych po zawodówce i szkołach zawodowych. A teraz powiedz ile jest firemek "jo, śwagier i jego ziomal", które robią remonty, pierdółki, małe roboty, a równocześnie są zarejestrowani jako bezrobotni?
kurde, a ja na studia poszedłem :/
spoiler start
ale na szczęście nie na psychologię =]
spoiler stop
Hell
Wiadomo, że statystyka upraszcza. Ale Twój tok rozumowania też upraszcza, bo przyjmujesz jak rozumiem, że osoby pracujące w szarej strefie nie mają wyższego wykształcenia. A skąd to założenie?
Wypowiedź Jisera jest najbardziej sensowna z powyższych. Warto też rzucić okiem do statystyk dotyczących zarobków. Okazuje się, że statystycznie osoba z wyższym wykształceniem, mimo wszystko, zarabia więcej niż osoba z wykształceniem średnim ogólnym czy nawet z wykształceniem zawodowym. Wnioski proszę sobie wyciągnąć samemu.
Czy osoby bez studiów to przegrańcy życiowi?
W polsce - tak.
Za granica - nie.
edit:
Booooo za granica masa pracodawcow jak znajdzie potencjal w tobie, to kaza ci podpisac kontrakt i wysla cie na te studia. W polsce rowniez cie wysla... ale do posredniaka. Tym rozni sie kapitalizm od komuny. Ja i moja zona studiujemy tylko dlatego, ze firma za to placi (nie byloby mnie na to stac). Oczywiscie gdy odejde wczesniej to bede musial zwrocic kase ale lojalki to juz powszechna sprawa.
Studiów robić nie zamierzam, przegrać życia też nie.
Życie to nie jest gra cRPG z drzewkiem wyborów A, B lub C. Możesz "wygrać" życiowo ze studiami lub bez, możesz też "przegrać". Ceteris paribus lepiej mieć niż nie, ale to truizm.
2sd ---> Nie ma takiego założenia. Po prostu go nie ująłem :)
Zerowy odsetek wśród bezrobotnych osób z wykształceniem wyższym co najmniej doktora - to też ewidentna nieprawda. Jest kilka możliwości - nie rejestrują się, bo się wstydzą, nie rejestrują się, bo robią na czarno, albo jeszcze parę innych :)
O ile Straciatella na ogół pieprzy farmazony to tu się z nimzgadzam
Wspaniały wątek, magistrowie politologii mogą się poczuć dowartościowani i ludzie, którzy w życiu nie zbudowali poprawnego zdania w języku polskim, niepotrafiący wyliczyć wszystkich planet w układzie słonecznym, też poczuli się dowartościowani.
Wojna polsko-polska, front numer 592.
Każdy myślący człowiek wie, że po studiach można klepać biedę albo być bogatym i po podstawówce można klepać biedę albo być bogatym. Przypominam co poniektórym, że po polibudzie też można klepać biedę, o czym chyba większość zapomina :)
Bill Gates nie ukończył studiów, więc wiesz. Zależy czy osoba jest inteligenta i ma pomysł na życie.
A teraz nagle zaczęły przeważać w dyskusji -- z góry przepraszam, bez obrazy -- podwórkowe mondrości, że Każdy myślący człowiek wie, że po studiach można klepać biedę albo być bogatym i po podstawówce można klepać biedę albo być bogatym. Czyli że skoro nic nie wiadomo na pewno, no to wszystko jedno.
No nie, nie wszystko jedno. Jednak najprostsza korelacja wskazuje (patrz [29], albo dowolny portal gromadzący informacje o zarobkach), że w kwestii powodzenia zawodowego, lepiej studia mieć niż nie mieć. W najprostszym ujęciu, szansa na sukces jest (statystycznie istotnie) większa.
@marcing805 [28]
Życia nie można wygrać ani przegrać. Life is a zero sum game. George Carlin
Żeby to on jeszcze wiedział, o czym gada. Oczywiście, że grę o sumie zerowej można przegrać. Termin oznacza tyle: to, co Ty tracisz, zyskuje kto inny.
@HuangKaiJie [19]
Studia inzynierskie zle nie sa, zaczyna sie od wysokiej placy, ale potem dochodzi do tych 15-20 tysiecy i nie ma sily, zeby isc wyzej. Wiec widelki plac sa w sumie dosc waskie. To ja tam wole moje wyksztalcenie biznesowe, ze jak czlowiek sie dobrze ustawi to zarobi pare razy wiecej.
Wśród znanych mi osób (w tym na stanowiskach kierowniczych) funkcjonuje powiedzenie, że z informatyka/inżyniera możesz zrobić biznesmena/kierownika, ale w drugą stronę już nie. Wszystko zdaje się je potwierdzać.
jiser - korelacja jest imho totalnie błędna.
Otóż znam kilku biznesmenów, którzy zakładając własny interes, zarabiając pierwsze "normalne" pieniądze (na polskie standardy "duże", nie mieli studiów. Interes kwitł, rozwijał się i Ci panowie (praktycznie wszyscy) porobili sobie papiery na wyższej szkole wyrabiania papierków. Ot tak by mieć i nie być czarną owcą na salonach.
Do tego tylko w Polsce jest takie parcie na wyształcenie wyższe, w sumie nie wykształcenia, a wręcz papier. Na zachodzie papier nic nie znaczy - liczą się umiejętności i doświadczenie zawodowe.
Załóżmy interesujesz się grami, chciałbyś w przyszłości pracować jako grafik komputerowy, specjalista od animacji komputerowej, korzystając z 3d Max-a, Maya, etc. W Polsce taki chłopaczyna wybiera Wyższą Szkołę Informatyczną w Pcimiu Dolnym. Na pierwszym roku uczy się Basic-a, na drugim HTML-a i podstawy PHP. POdstawy podstaw javy i C+ przez ostatnie 2 miesiące nauki. Broni się stawiając sklep internetowy.
Szuka pracy w zawodzie i jest ZONK bo nikt go nie chce. Owszem może szukać zleceń przez internet.
Na zachodzie taki człowiek poszedłby na specjalistyczny kilkupoziomowy kurs animacji komputerowej. Już w jego połowie interesujaca go praca za porządne pieniążki sama by go znalazła. Papierka by nie miał, ale po co komu papierek?
Przy własnym biznesie to już w ogóle parodia - bo do czego Ci niby papier magistra religioznawstwa jak masz hurtownię części samochodowych? No sorry.
W Polsce się robi studia dla papieru. Oczywiście w większości przypadków.
Pytanie i odpowiedzi są tendencyjne bo wszystko zależy od studiów które skończysz. I nie chodzi tylko o zawody które wymagają bezwzględnie skończenia studiów celem zdobycia uprawnień zawodowych (ich jest całkiem sporo), są też studia po których zawsze masz pracę i konkretny rozwój zawodowy.
Więc na twoje pytanie mogę odpowiedzieć słowem TAK : w dużym przypadku studia dają bardzo konkretną możliwość własnego rozwoju. Jednak od wielu lat namnożyło się bardzo dużo pseudo studiów nastawionych tylko na zgarnięcie pieniędzy z rynku.
Oczywiście można nie mieć nawet matury i też mieć pomysł na biznes i ostatecznie stać się bardzo bogatym człowiekiem. Wszystko zależy od danego człowieka i szczęścia w biznesie.
Ja jednak zachęcam do skończenia konkretnych studiów, konkretnych pod konkretną ścieżkę zawodową, a nie przypadkowych dla nic nieznaczącego dokumentu z prywatnej uczelni.
Załóżmy interesujesz się grami, chciałbyś w przyszłości pracować jako grafik komputerowy, specjalista od animacji komputerowej, korzystając z 3d Max-a, Maya, etc. W Polsce taki chłopaczyna wybiera Wyższą Szkołę Informatyczną w Pcimiu Dolnym. Na pierwszym roku uczy się Basic-a, na drugim HTML-a i podstawy PHP. POdstawy podstaw javy i C+ przez ostatnie 2 miesiące nauki. Broni się stawiając sklep internetowy.
Nie tylko w Polsce. Wszędzie tak jest - tylko nie wszędzie uda się tak zdać studia. Wszędzie tak jest, że nic nie robiąc poza studiami niczego nie osiągniesz, ponieważ nie będziesz niczego potrafił. Poza tym interesowanie się grami w większości przypadków ma się nijak do grafiki komputerowej/informatyki.
W Polsce się robi studia dla papieru. Oczywiście w większości przypadków.
Wszędzie robi się studia dla papieru i ewentualnie żeby się czegoś nauczyć. Nie ważne czy to jakiś MIT, czy Wyższa Szkoła Czegośtam w Pcimiu Dolnym.
Na zachodzie taki człowiek poszedłby na specjalistyczny kilkupoziomowy kurs animacji komputerowej.
Cena takich kursów jest zwykle podobna do ceny jednego semestru na polskich studiach. A to, czy nauczysz się więcej na kursie/polskich studiach zależy tylko od Ciebie - nie każdy zdaje egzaminy po kursach. Ba, jeżeli kurs jest porządny, to zdawalność jest pewnie mniejsza niż na studiach.
Tuminure - nie zgodze sie wystarczy przejrzec statystyki. Na zachodzie nie ma takiego parcia na papier, na zachodzie podstawa przy szukaniu pracy to referencje (z poprzedniej pracy), to doswiadczenie i umiejetnosci weryfikowane juz na miejscu.
Ceny kursow specjalistycznych sa rozne - ale taki kurs zamiast uczyc Cie ogolnych bzdur, ktore nigdy lub prawie nigdy nie przydadza sie w zawodzie, ktory obrales uczy konkretnych rzeczy. I za to sie placi.
Dlatego na zachodzie nie ma parcia na papier - dla wiekszosci pracodawcow to nic nie znaczacy swistek papieru - ot wiadomo o takim magistrze zarzadzani czy marketingu, ze umie po polsku czytac i zapewne pisac.
Jak wyjezdzalem do UK 8 lat temu - to anglicy nie wierzyli i podejrzewali o sciemnianie bo prawie kazdy emigrant z polski legitymowal sie masterem... calkowicie bezuzytecznym.
Zreszta osobiscie jestem po elektronice, pierwsza praca serwisant/programista kas fiskalnych - nie przydalo mi sie ze studiow nic.
Ja poszłem na sztudia żeby mieć pieniunchy, a teraz ni mom pieniunchów - oszukaly mnie wszystkie te złodzieje!
Wiosnaidzie
Do tego tylko w Polsce jest takie parcie na wyształcenie wyższe
Ty nie posługujesz się faktami. Ty masz swoje mity i wyobrażenia. W krajach wysoko rozwiniętych odsetek osób z wykształceniem wyższym sięga 50% (wszędzie jest powyżej 40%, w Japonii ociera się o 75%). U nas jest to w tej chwili 23 albo 24% a więc grubo poniżej standardów świata zachodniego.
Lepszy wskaźnik notujemy wśród obecnych 20-latów. Blisko 50% młodych Polaków w tym wieku studiuje.
Ahaswer --> te statystyki to skąd?
Tu troszkę inne liczby jeśli chodzi o Japonię.
Jestem zdziwiony. Poszukam innych źródeł, bo przysiągłbym, że jakiś czas temu miałem styczność z danymi wg których Japonia plasowała się na pierwszym miejscu. Może były jakieś inne kryteria, wszak wiemy, że w różnych krajach jest różny system przyznawania stopni i tytułów naukowych.
Ale nie zmienia to faktu, że wyższe wykształcenie "popłaca", a na przykładzie danych podanych przez Ciebie można wnioskować, że wysoki wskaźnik osób z wyższym wykształceniem cechuje kraje najlepiej rozwinięte na świecie.
http://www.oecd.org/education/CN%20-%20United%20States.pdf - mam wrażenie, że Ahaswer oglądał to.
@Wiosnaidzie [44]
korelacja jest imho totalnie błędna
Korelacja to korelacja, z zasady błędna nie jest. Natomiast wyjaśnienie przyczyny pozytywnej korelacji to już inna sprawa -- czy wykształcenie przyczynia się do wyższych zarobków, czy może zarobki mają ludzie i tak zdolni, którym studia nie sprawiają problemu. Jeśli to drugie, to studia byłyby testem dla mnie lub katalizatorem mojej aktywności zawodowej. Czyli też lepiej mieć niż nie mieć.
Jakkolwiek Twoje przykłady o biznesmenach i grafikach z Pcimia Dolnego z pewnością istnieją w rzeczywistości (chyba nawet sam takie znam), to opisują przypadki. Pojedyncze, nie oddające IMHO stanu rzeczy. Wpadamy w dołek demograficzny -- prywatne uczelnie też są w dołku, na powierzchni zostają te najbardziej prestiżowe, albo najtańsze. Te pierwsze są w porządku, a na drugie trafiają tylko głupcy. Reszta studentów trafia na mniej lub bardziej przyzwoite, bo konkurencja jest DUŻO mniejsza. I to czuć, z tego co słyszę od znajomych pracujących z pierwszym rokiem. Jeśli idzie o kolejność "od biznesu do studiów" no to fajnie, też o takich słyszałem. Ale słyszymy o nich właśnie dlatego, że są szczególne. Aby mieć obraz przez całe społeczeństwo, nie sprawdza się tylko tego, co widać na pierwszy rzut oka.
Mógłbym Ci pokazać egzemplifikacje sukcesu od uczelni do biznesu, bo wiem o mnóstwie takich przypadków po MIMUWie, mniejszych lub większych z międzynarodowego i ogólnobiznesowego punktu widzenia: Gadu-Gadu, Codility, Codelime, 9LivesData, 7bulls. Mógłbym, ale nie powiem ;) bo to też niczego nie dowodzi. Wyjątkowo niereprezentatywne przypadki.
Ballada o smutnym programiście czyli dlaczego nie zostałem robolem na budowie
http://www.martinlechowicz.com/?p=song&song=1&cat=2
Z tego co pamiętam połowa z listy 100 najbogatszych wg Wprost nie ukończyła studiów.
jiser-> Martin Lechowicz (którego piosenkę zarzuciłeś) też nie skończył studiów :D
Zaraz zaraz, a gdzie w tym wątku mówiliśmy o ukończeniu studiów? ;)
A trochę bardziej na poważnie -- to cały czas odwoływanie się do przypadków ekstremalnych: albo do tych najbogatszych, albo do najmniej zaradnych. O tych pierwszych można by teoretyzować, że są tak zdolni i zaradni, więc posiadanie tytułu i tak nie miało wpływu na ich sukces. A pozostałe 90% społeczeństwa? Te, które oczekują (część słusznie, część nie), że studia dadzą szansę i ułatwią im znalezienie poważnej pracy?
Zaraz zaraz, a gdzie w tym wątku mówiliśmy o ukończeniu studiów?
Tak. Osoba bez studiów, to między innymi spora większość studentów.