Pracuję w sporej firmie i "jeszcze państwowej". Kilka lat temu odszedł na emeryturę dyrektor. Nazwał bym go "człowiekiem ze starej, dobrej szkoły". Sympatyczny grubasek, zawsze uśmiechnięty. Znal po imieniu połowę załogi. ZAWSZE się przywitał, podał rękę, spytał o to czy tamto. Przed Świętami B., Wielkiejnocy czy Nowym Rokiem, chodzili z vice i składali życzenia pracownikom. Gdy odchodził wiedzieliśmy, że to koniec pewnej epoki. Teraz mamy już chyba z trzeciego dyrektora. Niebo a ziemia !. Człowiek młody, na oko ze 37 lat. Wchodzi do firmy jak burza gradowa. Gdy nie zapomni to się przywita. Łeb spuszczony, zero uśmiechu. Jakiś taki nijaki. I nie chodzi mi o to by na wejściu wszystkich klepał po ramieniu, szczerzył się i prawił głupoty. Intryguje mnie to, że gro obecnych szefów, naczelników i kierowników jest taka sama. Jacyś straszliwie oficjalni, nie dostępni i starający się okazać, że: "ja tu żądzę i morda w kubeł". To przecież młodzi ludzie. Co im jest ? Dlaczego są tacy a nie "normalni". A może to jest normalność w dzisiejszych czasach? Tylko, że mając kogoś takiego za szefa, czasem stajemy się w stosunku do innych tacy sami. I to jest tragedia.
Socjopaci wg badań są najlepszymi szefami, bo nie kierują się empatią i współczuciem przy podejmowaniu decyzji.
Co im jest ? Dlaczego są tacy
Bo tego ich nauczył na zaocznym zarządzeniu Uniwersytet (s)Podlaski.*
* można również wstawić wieczorowy marketing na zamiejscowym wydziale Wyższej Szkoły Tego i Owego
Menagery made in Poland. Buce napompowane pseudo wiedzą o kierowaniu firmą.
Powtarzajcie sobie to w myślach kiedy następnym razem zostaniecie wezwani przez napompowanego buca na dywanik.
Aby być wezwanym na dywanik to trzeba coś w firmie znaczyć. Większość to jedyny kontakt z szefem ma w postaci wypowiedzenia.
Do takich firm nie przychodzi się dla przyjemności czy przyjaźni, tak zarabia się pieniądze.
Badania dowodzą (taka figura stylistyczna, żadne tam badania), że
1) w przypadku szefów mężczyzn - mężczyźni mają coraz mniejsze przyrodzenia i muszą to jakoś odreagować - najlepiej na tych mężczyznach, którzy potencjalnie mogą mieć większe i na tych kobietach, które co prawda nie mają, ale potencjalnie mogą sądzić, że przyrodzenie jest za małe
2) w przypadku szefów kobiet - mężczyźni mają coraz mniejsze przyrodzenia i muszą to jakoś odreagować [..] i przez to gdy wrócą do domu nie mają siły wykorzystać swych zbyt małych (potencjalnie) przyrodzeń, przez co kobiety szefowie chodzą permanentnie wqu... i muszą też odreagować najlepiej na uśmiechniętych mężatkach (bo ich mąż ma chyba większe) i uśmiechniętych żonatych (bo dlaczego ich żony mają mieć lepiej - jeśli ich zestresuję nie zrobią z przyrodzenia użytku)
dopisek - a tak na serio - jeśli ktoś nie ma charakteru i nie potrafi zbudować autorytetu wśród załogi, to zachowuje się właśnie tak - dodatkowy debilizm takiej sytuacji jest taki, że nie ma nic gorszego (i żałosnego) dla szefa (i wyników firmy), z którego pracownicy się śmieją przy piwie.
Ja powiem z własnego doświadczenia tak. Jak jesteś miły dla pracowników i się z nimi za bardzo spoufalasz to prędzej, czy później niektórzy będą Ci się starali wejść na głowę.
Nie powiem, można być miłym i uśmiechniętym ale nie można z tym przesadzać.
Dziwisz sie, ze nie sa mili dla pracownikow? SZEF to nie jest twoj kolega, tylko szef. Wydaje polecenia, mowi co masz robic, nie spoufala sie. Zacznie? Przestanie byc szefem.
Ludzie weszli by mu na glowe baaaardzo szybko, zaczeli wykorzystywac slabosci, kolezenstwo. Jesli zaprzyjazni sie z jednym, to drugi zacznie plotkowac, ze poprzedni wchodzi mu w dupe. Tak to wyglada - czy ci sie to podoba czy nie :))
Nie mowie tu o jakichs krzykach, czy poganianiu. Prawdziwy szef - nie jakis pomiot z malym fiutem motywuje ludzi do pracy w dobry sposob, wie jak do nich podejsc indywidualnie.
Dla mnie nigdy nie bylo kolegow w pracy w postaci szefow, supervisorow itp. Kolega moze byc najwyzej na tym samym szczeblu. Gdy tylko jeden z nas byl awansowany, tworzyl sie konflikt interesow. Tak juz jest. Taki jest zycie.
Tragedia jest to ze jest pelno niekompetentnych dyrektorow/kierownikow/szefow ( niepotrzebne skreslic )
To ja juz wole Socjopatow przynajmniej sa wykwalifikowani/logiczni i przedewszystkim konkretni , dosc mam idiotow na kierowniczych stanowiskach ktorym "wydaje sie" ze mysla ;)
Ja osobiscie stosuje zasade iz jestem MILY dla pracownikow (nizszego szczebla) jezeli wykonuja swoje obowiazki
Dla tej WIEKSZEJ grupy niestety juz taki MILY nie jestem...
Jak jesteś miły dla pracowników i się z nimi za bardzo spoufalasz
Nie należy mylić spoufalania z byciem miłym i lubianym.
To że nigdy z żadnym podwładnym nie przechodzisz na Ty nie oznacza, że ci podwładni będą Cię uważać z niemiłego. Autorytet nie wymaga zabiegania, autorytet ma się jeśli robi się to co trzeba wtedy kiedy trzeba, słucha się podwładnych i mówi się im prawdę (nawet trudną) o ile zajdzie taka konieczność, a jeśli zajdzie coś naprawdę poważnego potrafisz nagiąć (lekko, ale otwarcie) zasady - to jedyne wymagania wśród normalnych podwładnych i normalnych szefów.
Ten stary dyrektor pewnie rzeczywiście był ze starej szkoły, szerokie plecy, w dodatku tuż przed emeryturą, więc był raczej nie do ruszenia. Można sobie wtedy pozwolić na odrobinę nonszalancji :).
Nowi już muszą się za wszelką cenę wykazać, żeby zostać na stanowisku, firma skoro państwowa pewnie ledwo trzyma płynność, non stop presja i niepewność - w takich warunkach bardzo łatwo o spinkę. Szczególnie przed pracownikami, bo ich opinia z reguły g... takiego dyrektora obchodzi i nie musi przed nimi udawać luzaka.
Stosując brutalne zasady GOL-a można ocenić, ze im większa i częstsza "spinka", tym mniejsze kwalifikacje do szefowania.
Generalnie zgadzam się w całości z postem numer 11.
Niektórzy chyba nnie łapia o co chodziło autorowi. Nie o spoufalanie sie zapewne, tylko o "normalność". A tymczasem faktycznie modna jest chyba postawa skrajnie odmienna od spoufalania się. Znak czasów? Moze trochę
a trochę pewnie kwestia charakteru. Przecież to samo co wśród szefów obserwuje się wcześniej na studiach czy w szkole - choc to ostatnie to pewnie zbyt odległy przykład, a le studia juz chyba dobry. Tam też są tacy, co sie faktycznie za bardzo spoufalają (choć czesto są przez to niesamowicie popularni :)), ale są też dwie inne grupy. Ludzie którzy mają autorytet i poważanie, ale jednocześnie nikt nie pomyśli o nich per "kutas" - albo są "zwyczajni", albo, co pewnie nieco rzadsze, ale tak wartościowe, są właśnie "w porządku" a nawet bardzo w porządku, pomimo często ogromnej wiedzy (w firmie przełożymy to na pozycję), ludzie, kórych przyjazne czy normalne nastawienie nie przeszkadza czuć do nich respektu - oraz ci, którzy są skończonymi bucami, no bo przecież "mają pozycję".
Dziwnym trafem chyba zawsze - w pracy na studiach, w ogóle w życiu - bardziej ceni się tych pierwszych. I nie, nie chodzi tutaj zwykle o ustępstwa wobec podwładnych.
Choć jak widać są tacy, co każdą postawę inna niż bycie bucem już za takowe uznają.
No psz'esz Jaśnie Pan Kierownik nie będzie się do prola uśmiechał! Ludzie! Znaj proporcją, mocium panie!
Dzień dobry chamowi?!
Nie po to mam literki MGR, MBA, CEO, CHUJ i STFU przed nazwiskiem na drzwiach gabinetu żeby być "normalnym". Pfff.
Większość tych tak zwanych szefów to małe nic nieznaczące nic i to jest odpowiedz na twoje pytanie. Chłopcy chcą się dowartościować to nie będę rozmawiać z pracownikami bo to im nie przystoi, a tym bardziej się uśmiechać, rozmawiać itd. Poza tym co to znaczy szef ? Co znaczy nie przystoi mieć znajomego o wyższym stanowisku w firmie ? Ja nigdy nie uznawałem hierarchii i nigdy nie będę uznawał. Każdy wie za co odpowiada i co ma robić, jak ma ciekawy pomysł to zawsze może go przedstawić, nikt mu tego nie zabroni, sztuczne podziały to oznaka byle jakich firm. Poza tym zapewne zanim zostali dyrektorami to mieli mały kontakt z byciu kimś na stanowisku zarządzającym, a jedyne co się dowiedzieli to z książek, oraz opowieści jak powinno to wyglądać. Dobry wzorzec to podstawa, ja zawsze będę wspominał dobrze ludzi którzy wiele mnie nauczyli.
Szef nie musi być miły, musi być kompetentny. Nawet gburowaty cham może mieć autorytet, jeśli zarządza efektywnie firmą. Tylko że jest tu pewien problem: otóż cele szefa prawie zawsze nie pokrywają się z celami pracowników. Nieraz krew może człowieka zalać, jak widzi ludzi, krótszy nie robią tego, za co im się płaci. Wtedy naprawdę ciężko uśmiechnąć się, poklepać po ramieniu taką sierotę i uprzejmie powiedzieć: proszę lepiej to zrobić. Lepiej powiedzieć: weź się k.... Do roboty, bo cię wywalę. Tylko to drugie działa.
Sam sobie odpowiedziałeś. To jest normalność w dzisiejszych czasach. Ludzie gubią gdzieś klasę. I nie tylko to.
Mój ojciec (który pracował w biurze projektowym o bardzo podobnym profilu) opowiadał mi jakie były kiedyś zasady, relacje, układy i obyczaje. Ja się jednak na rzeczywistość nie zżymam, bo zdaje sobie sprawę z tego - mówiąc banałami - że wszystko się zmienia i nic nie trwa wiecznie. Z drugiej strony mam to szczęście, że mój szef jest człowiekiem starej daty, mocno oldschoolowym, jeszcze nie przesiąkniętym tą "współczesnością".
Dostrzegam jednak inne zjawisko i tutaj wykażę się brakiem poprawności politycznej - awans społeczny osób chłopskiego pochodzenia czyni z nich ludzi wykształconych, ale ta chłopska kultura (i mentalność) w jakiś sposób w nich nadal tkwi. Mówiąc po ludzku: często im słoma z butów wystaje.
Tego nie widzę na zachodzie. Tam, gdy reprezentujesz swoją firmę, to ubiorem i zachowaniem masz dawać o niej jak najlepsze świadectwo. Bycie uprzejmym i kulturalnym to twój obowiązek. Ludzie prostaczkowaci, chamusiowaci, jeżeli nie są geniuszami, w dużych firmach na odpowiedzialnych stanowiskach nie mają czego szukać.
Fulko de Lorche
ale od kiedy chamstwo i gburowatość = autorytet i skuteczność? Chyba na "przysłowiowej" budowie... Może faktycznie zbyt ogólnie postawiono pytanie i zależy o jakiej firmie rozmawiamy :)
Czytam wątek i zastanawiam się, czy ja żyję w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Przecież od dawna już odchodzi się od standardu szefów rodem z Simpsonów, bo na tysiące sposobów udowodniono, że zadowolony pracownik pracuje lepiej. A "zadowolony" wcale nie musi oznaczać "puszczony w samopas". Wśród znajomych też nie słyszę raczej skarg na Obersturmbannführerów w kadrach kierowniczych. Wyjątki to jakieś zapyziałe fabryki azbestu i urzędy, w których czas zatrzymał się gdzieś pomiędzy Gomułką a Gierkiem.
Herr Pietrus --> chamstwo i gburowatość może iść w parze z autorytetem i skutecznością, choć nie musi. Nie każdy szef musi mieć miły, pogodny charakter i poklepywać ludzi po ramieniu. On jest od tego, żeby firma zarabiała pieniądze, a nie od kumplowania się z ludźmi. Ważne, by nie przekroczył granicy, za którą jest uwłaczanie czyjejś godności czy poniżanie.
BTW Ja osobiście nie przepadam za panami managerami z przylepionym firmowym uśmiechem, co to mówią jedno, a myślą co innego.
zwazywszy na fakt ze jest pociotkiem jakiegos waznego czlowieka to co mu sie dziwisz Podjedziesz z i z glupa zadasz mu jakies pyatnie i wyjdzie ze kolo nie ma pojecia o co biega .
A tak mina odpychajaca i juz nikt nie podchodzi i sie nie pyta czemu takie glupie podejmuje decyzje i czemu rozbudowywuje administracje jak brakuje ludzi do roboty i czy naprawde marketingiem musi sie zajmowac jego mamusia pani XXX ktora o tym nie ma pojecia i straciliscie juz 3 klientow.
Zgodnei z zasada nie matura a plecy zrobia z ciebie oficera.
belert, ja w 90% przypadkow mam wrazenie, ze to co piszesz to jest jakis strumien swiadomosci
Belert - oczywiście pomimo wszystko przejaskrawiasz i uogólniasz, bo zapewne nie każdy buc jest bucem z powodu akurat takiej strategii, raczej do wody uderza woda sodowa albo ambicje przerastają możliwości, aczkolwiek twój opis jak ulał pasuje np. do mojego nauczyciela z liceum :P Oj, nigdy go chyba nie zapomnę.
Bullzeye_NEO : mam to na codzien.Popracuj w spolkach skarbu panstwa to wylysiejesz z wrazenia .Jedna wielka rodzina i nie wazne ze farniu jest nie dosc ze glupi i nie ma o niczym pojecia ale i tak bedzie przyjety bo jest synem pani jadzi a pani jadzia jest zona itd.
Mam bardzo niska ocene dobory pracownikow w takich firmach .
Ale to moje zdanie .
Masz prawo miec swoje.
Herr Pietrus: to fakt odbija.Nawet mala wladza zaczyna walic do glowy. w sumie ciekawe czemu .
[11] +1
Z nie tak długiego doświadczenia w zarządzaniu kilkunasto/dziesięciosobowym zespołem mogę powiedzieć, że należy wytyczyć pewną granicę i zachować dystans, w przeciwnym razie pracownik może nie respektować przełozonego i jego poleceń, a także próbuje naginać go zbyt mocno w swoją stronę, gdzie przy spotkaniu się z odmową często reaguje obrażaniem się/agresją, przez co po prostu całość nie funkcjonuje tak jak należy.
Przy czym nie należy mylić owego dystansu z byciem sk***. Model ludzki/uczciwy+wymagający sprawdza się zazwyczaj bardzo dobrze.
Ja dla odmiany miałem szefa powiedzielibyście starszego miłego siwego pana, co to już niejeden dyrektorski stołek zajmował. Wiedzę miał, znał się na tym co robi, elokwentny, wygadany jak ta lala. Ale w stosunku do podwładnych (i nie tylko, bo do tych którzy przed nazwiskiem nie mieli dyrektor/prezes również) to takiego wuja ze świecą szukać. Cham i prostak i ostatni dupek. Z racji tego co robię w firmie codziennie kilka/kilkanaście razy miałem z typkiem do czynienia. Wśród nas miał ksywę "władca wszechświata". Myślę, że było on z tych ludzi, o których w jakimś polskim filmie żona pytana o to co robi jej mąż odpowiedziała; mój mąż z zawodu jest dyrektorem.
[24]
nie mowie o twojej opinii, mowie o sposobie, w jaki przelewasz ja na klawiature - czasem to mam wrazenie, ze zaczynasz nowa mysl zanim zdazysz skonczyc poprzednia :D
[26] "Poszukiwany, poszukiwana"
[12] Pleców to on nie musiał mieć. Z tego co wiedzieliśmy nie był nigdy partyjnym bucem. Po prostu człowiek znał firmę i robotę na wylot, wiedział gdzie co i jak. Znal się na ludziach. I nie wydaje mi się, że podając pracownikowi rękę na powitanie, uwłaczało to mu w jakikolwiek sposób lub obniżało jego wartość w oczach "robola" lub jego samego. Był taki nie tylko przed emeryturą ale przez całe 4 lata jakie "z nim" przepracowałem. Miał podejście, za co go szanowano i umiał kierować tak firmą jak i załogą. Tak, była załoga czy pracownicy bo dzisiaj są "zasoby ludzkie" Był po prostu człowiekiem a o to, jak widać, bardzo trudno w dzisiejszych czasach: "młodych wilków" twardych łokci i buractwa.
Zarabianie pieniędzy tu nie ma nic do rzeczy. Spośród wszystkich dyrektorów jakich znam, którzy osiągali niemałe sukcesy, zawsze dało się wyszczególnić takich, którzy przy okazji zarabiania pieniędzy potrafili okazać niezwykłą uprzejmość i kulturę osobistą, stając się wzorem dla innych oraz buraków, którzy czuli się zwolnieni z jakichkolwiek ludzkich zachowań i norm kulturowych.
Co tutaj dużo pisać: także ludzie sukcesu dzielą się na takich, którzy mają klasę, oraz na takich, którym słoma wystaje z czaszki. Nic nowego pod słońcem. Tak było, jest i będzie.