autor: YackOO
Nina: Kroniki Agenta - Tunele Afganistanu - recenzja gry
Nina: Kroniki Agenta - Tunele Afganistanu to pierwsza z serii gier akcji „Nina: Kroniki Agenta” tworzonych przy współpracy dwóch polskich firm: Lemon Interactive oraz Detalion.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Strzelaniny, wybuchy, naiwna fabuła, dobra reklama i roznegliżowana modelka na okładce. Ograny przepis na super-mega hit? Nie tym razem. „Nina: Kroniki Agenta – Tunele Afganistanu” to nowa produkcja promowana przez firmę Lemon-Interactive. Wcielamy się w niej w super-agentkę tajnej organizacji antyterrorystycznej. Oczywiście na naszych barkach spoczywają losy całego świata, a jako najlepszy agent naszej tajnej organizacji nie możemy zawieść. Będziemy zatem musieli wykonać szereg misji, aby dość do celu i zlikwidować panujące zagrożenie. Tak z grubsza przedstawia się fabuła „Niny”.
Gra jest sprzedawana w serii „Super Gra Extra” w kioskach i sklepach komputerowych. Na okładce mamy skąpo ubraną panią z pistoletem, prezentującą swe wdzięki. Po przeglądnięciu instrukcji i pudełka nie trudno zauważyć, że autor nie przyłożył się zbytnio do pracy. Krzaczki w postaci wielu literówek są niczym w porównaniu do błędów stylistycznych i ogólnej płytkości całego tekstu. Pozwolę sobie zacytować ciekawe zdanie z instrukcji: „Elementem, który sprawia, że NINA nie jest kolejnym shooterem nastawionym na bezmyślną rzeź jest walka”. Panowie, czy zatrudnienie korekty było zbyt kosztowne? Jak w dobie tak bezwzględnej konkurencji można wypuścić na rynek tak niedopracowany produkt?
Pierwsze uruchomienie przypomniało mi stare dobre czasy Amigi. Podobne menu – zdjęcie, napisy, które zmieniają kolor z pomarańczowego na białe, kiedy na nie najeżdżamy. Znów nikt się nie postarał – gdzie te trójwymiarowe menusy rodem z najnowszych konkurencyjnych produkcji? Po obejrzeniu intra miałem wątpliwości, czy będę jeszcze w stanie zagrać. Historia przedstawiona w formie komiksu prezentuje żałosny poziom merytoryczny. Nasza Nina musi w pojedynkę pojechać na akcję, by uratować losy świata i powstrzymać złych Talibów...
Podczas ładowania gry miałem cichą nadzieję, że rozgrywka będzie znośna. Po kilku krokach pojawia się pierwszy wróg. Żaden to wróg, który biegnie za każdym razem w jedno miejsce, czeka chwile, po czym dochodzi do wniosku, że ma karabin, którego należałoby użyć. Po przejściu za murek zaatakował mnie Talib. Dobrze, że przynajmniej strzelał, a że niecelnie, to pół biedy. Kiedy podbiegł następny postanowiłem schować się za ścianę przed ostrzałem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zostałem zastrzelony przez bity mur o grubości co najmniej metra. Nie znam się na militariach, ale kałasznikowy chyba nie mają takich zdolności. Po nauczce, że nigdzie nie mogę się czuć bezpiecznie powtórzyłem manewr. Poszedłem dalej i dostałem krótką serie. Wtedy przypomniało mi się, że wcześniej widziałem apteczkę. Wracam i co widzę? Jeden z przeciwników najzwyczajniej w świecie się respawnował! Przepraszam, czy to jakaś gra multiplayer? Ogólnie sztuczna inteligencja kuleje a satysfakcji z walki nie ma żadnej. Częste też są sytuacje, gdy strzelamy do jednego wroga, a drugi stojący tuż obok niego nie raczy zareagować. Kiepsko został też wymierzony system postrzałów. Nie wiem, czy jakakolwiek ludzka istota potrafi przeżyć serie 15 pocisków na korpus z odległości 3 metrów. W „Ninie” to całkiem normalne, więc nie szczędźcie amunicji.
Wypada wspomnieć o jednym z najbardziej uciążliwych bugów – w ciągu 30 minut gra zdążyła wyrzucić do Windowsa siedem razy bez możliwości powrotu. To już zakrawa na kpinę z użytkownika. Pierwszy etap udało mi się ukończyć dopiero po dwóch godzinach, gdyż możliwości save’u w dowolnym momencie nie ma. Co śmieszniejsze w pierwszym etapie za każdym razem, kiedy próbowałem strzelić w beczkę położoną nieopodal wejścia do podziemi – a próbowałem nie mniej niż 10 razy – gra notorycznie się wyłączała i powracała to systemu. To nie jest jakiś odosobniony przypadek, gdyż testowałem grę na trzech komputerach i na każdym był ten sam błąd.