Graliśmy w Dishonored – wyborną mieszankę Thiefa i BioShocka - Strona 2
Dishonored to jedna z najlepszych gier prezentowanych na E3 2012, która powinna zadowolić wszystkich miłośników serii Thief. Jeżeli lubisz swobodę, działanie w ukryciu i steampunk, nie możesz przejść obok niej obojętnie.
Przeczytaj recenzję Thief w morderczym wydaniu - recenzja gry Dishonored
Pierwszy z braci został wyeliminowany bardzo szybko – asasyn zabił go po cichu, odkręcając zawór ze śmiercionośną parą w pomieszczeniu obok. W przypadku drugiego celu znów przydatne okazało się Przejęcie. Atano objął nad przeciwnikiem kontrolę, wyprowadził go, jak gdyby nigdy nic, na balkon i po szybkiej zmianie ról, wypchnął przez barierkę. Na twarzach zebranych pojawiły się uśmiechy. Znów zaskoczenie, a to przecież tylko jeden ze sposobów na rozwiązanie problemu.

Chwilę później deweloperzy zrestartowali misję, ale tym razem o działaniu w ukryciu nie było mowy. W ruch poszedł noszony przez asasyna sztylet i cały arsenał gustownych zabawek. Walka nie sprawia w Dishonored większego problemu, a już na pewno nie tak doładowaną postacią. Ostrze blokuje wszystkie ciosy, a jeśli w odpowiednim momencie wyprowadzimy kontratak, będziemy w stanie zabić adwersarza jednym, celnym pchnięciem klingi w szyję. Pomagać można sobie również kuszą lub pistoletem, bo podobnie jak w drugim BioShocku każdy trigger pada odpowiada za jedną rękę – nie ma problemu, by w lewej dłoni trzymać pukawkę, a w prawej broń białą. Tymczasem Harvey Smith dokonał prawdziwej masakry w hotelu. Zginęli absolutnie wszyscy bez wyjątku, nie tylko uzbrojeni strażnicy, ale także niewinne kobiety. Rzucane były granaty, podkładane miny – nastąpiła niemiłosierna demolka. „Nie ma tu żadnych sztucznych ograniczeń” – skomentował te dantejskie sceny deweloper – „Jeśli mamy takie życzenie, można zlikwidować każdego”.
Po zakończeniu prezentacji przeszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie czekało kilkanaście stanowisk z grą. Od razu zaskoczenie na początku – udostępniona została zupełnie inna misja, choć jej scenariusz był podobny: musieliśmy dostać się do chronionego budynku i zlikwidować przebywającego w nim osobnika. Wykorzystałem sytuację, by przyjrzeć się interfejsowi i poczytać rozmaite wskazówki. Szybko okazało się, że umiejętności można rozwijać za pomocą zdobywanych w trakcie zabawy run, a Corvo posiada również ekwipunek i może zbierać przedmioty. Każda z pukawek dysponuje kilkoma rodzajami amunicji, które da się dowolnie zmieniać – to samo dotyczy zresztą innych mocy. Skojarzenia z BioShockiem są oczywiste, widać, że Dishonored kryje w sobie znacznie więcej niespodzianek niż typowa gra akcji.
Rozpocząłem zmagania, autentycznie ciesząc się ogromną swobodą w podejmowaniu działań. Nie miałem ochoty na walkę, więc powoli przesuwałem się naprzód, chowając za przeszkodami. W zasadzie tylko raz podczas całej sesji sięgnąłem po broń, gdy nieopatrznie uruchomiłem alarm na początku zmagań. Strasznie podoba mi się duży nacisk położony na działanie w ukryciu. Można wychylać się zza węgła, patrzeć, co się dzieje w sąsiednim pomieszczeniu przez dziurkę od klucza. Gra bardzo przypomina w tym względzie uwielbianą przeze mnie serię Thief – uzmysławia mi to przy okazji, że Square Enix mogłoby wreszcie zrobić coś z zapowiedzianą już wieki temu „czwórką”.

Po dwudziestu minutach skończyłem zmagania z wyraźnie zadowoloną miną – spotkanie z Dishonored było po prostu wspaniałe. Praktycznie wszystko mi się tu podoba: otwarty model rozgrywki, swoboda, rezygnacja z odgórnie narzuconych ścieżek, po których trzeba się poruszać, i steampunkowy klimat. Jedynie pod względem wizualnym produkt firmy Arkane Studios wyraźnie niedomaga. O ile oprawa artystyczna jest bez zarzutu, tak technologicznie Dishonored pozostawia sporo do życzenia. Grafika na Xboksie jest zaskakująco przeciętna, mam nadzieję, że na pecetach będzie to wszystko wyglądać o wiele lepiej.
Jeśli czekacie na kolejną grę z serii Thief, a na dodatek podobał się Wam BioShock, Dishonored będzie idealnym wyborem z jesiennej oferty wydawców. Nie spodziewałem się, że ten produkt okaże się tak dobry. Bez wątpienia był to jeden z trzech najlepszych tytułów, jakie dane mi było oglądać i testować na tegorocznych targach E3.
