autor: Krzysztof Gonciarz
Battlefield 3 - pierwsze spojrzenie - Strona 3
Jako piewsi w Polscie mieliśmy okazję zobaczyć fragment kampanii w grze Battlefield 3. Jedno jest pewne - seria Call of Duty będzie mieć w tym roku spory problem, by pokonać nadciągającego wielkimi krokami rywala.
Przeczytaj recenzję Powrót na pole bitwy - recenzja gry Battlefield 3
W końcu lądujemy na środku dwupasmówki w wielkiej strzelaninie, która rozkręca się z minuty na minutę. Bohater wchodzi na betonową estakadę i prowadzi ogień z góry, skupiając się na prowokowaniu eksplozji samochodów. Ma do dyspozycji ciężki karabin maszynowy – zwracam w tym momencie uwagę na dość ociężałe poruszanie się wojaka: bliższe na szczęście Gears of War (oczywiście z zachowaniem różnic gatunkowych) niż zalagowanemu Killzone’owi 2.
Przybierający na sile konflikt jest aż trudny do ogarnięcia: podjeżdżają samochody obydwu stron, do walki włączają się helikoptery, my przejmujemy kontrolę nad działkiem stacjonarnym. Pole widzenia jest mocno ograniczone przez dym i odłamki otoczenia. Nagle dochodzi do wielkiej eksplozji, która powoduje, że... wali się jeden z budynków. Cała sala otwiera usta z wrażenia, tak wygląda ta scena. I demo się kończy. Powalające.
Pokaz Battlefielda 3 przypomniał mi o kilku moich ulubionych FPS-ach. Scena rozmowy z dowódcą, wojenny klimat obozu sił rozjemczych skojarzył mi się z prowadzeniem narracji w Half-Life 2. Ołowiany ciężar fragmentów akcji i strzelanin odwołał się do Blacka. Rozpadające się otoczenie i kolorystyka przypominały o Bad Company 2. Battlefield 3 będzie przepiękną, nieprawdopodobnie miodną grą. Pokazany na końcu, niepublikowany wcześniej zwiastun ujawnił, że w kampanii zasiądziemy za sterami czołgu i myśliwca (!), będziemy uprawiać śnieżny skydiving i zwiedzimy bliskowschodnie miasto nocą. Nie wiem, co na to Call of Duty. Nie wiem, czy cokolwiek można zrobić przy takiej konkurencji. Oto rozpoczyna się następna generacja strzelanin FPP.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

Od czasów pierwszego filmu z Half-Life 2 nic mnie tak nie zaskoczyło jak dzisiejszy pokaz fragmentu kampanii Battlefielda 3. Trwająca niecałe 10 minut prezentacja brutalnie udowodniła, jak bardzo konsole technologicznie ograniczają gry. W przypadku najnowszego dzieła DICE to pecet jest główną platformą i to po prostu widać od pierwszych sekund przedstawionego w San Francisco demka. Bliski fotorealizmu obraz, z ostrymi jak brzytwa teksturami, genialnym oświetleniem, efektami cząsteczkowymi, animacją postaci i fizyką sprawia, że wydane dotychczas strzelanki pierwszoosobowe wydają się być produktami ze średniej półki. Battlefield 3 to technologiczny majstersztyk. Skala, w jakiej rozgrywane są walki, i ogrom zniszczeń, jakich doświadczamy, nie mają sobie równych. A jak szwedzka produkcja wygląda od strony rozgrywki?
Kampania dla pojedynczego gracza korzysta ze schematów przez lata dopracowywanych w serii Call of Duty, bierze z nich co najlepsze i dzięki nowej wersji silnika Frostbite wynosi rozgrywkę na zupełnie nowy poziom.
Jest szalenie widowiskowo, ale taniego efekciarstwa jest znacznie mniej niż w sztandarowej serii Activision. Niestety, nie brak obśmianego w Duty Calls spowolnienia czasu, by gracz zdążył wycelować w przeciwnika, zabawna wydała mi się także scena, w której niszczyliśmy połowę budynku, by zabić snajpera strzelającego do naszego oddziału na oślep. Mimo to po prostu czuliśmy, że jesteśmy w środku konfliktu, a nie na planie kolejnego Mission Impossible.
Kampania dla pojedynczego gracza zapowiada się po prostu fenomenalnie. Nie wiem, co musiałoby pokazać Activision, by Call of Duty mogło stanąć do walki z Battlefieldem 3. Na koniec wyleję Wam i sobie kubeł zimnej wody na głowę. Przedstawiony nam fragment był niewielki i przygotowany z chirurgiczną precyzją, by wywołać burzę oklasków na sali (i tak faktycznie było). Jeśli cała kampania będzie prezentowała taki poziom, to mamy grę roku 2011, jeżeli nie, to posiadacze pecetów otrzymają przynajmniej najlepiej wyglądającą strzelankę w historii.
Łukasz „Verminus” Malik