autor: Krzysztof Mielnik
Soldier of Fortune 2: Double Helix - recenzja gry
Soldier of Fortune 2: Double Helix to sequel znanej gry akcji FPP Soldier of Fortune, gdzie mieliśmy okazję wcielić się w postać Johna Mullinsa i walczyć z grupą terrorystyczną dążącą do zdetonowania głowic nuklearnych.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Deszcz lał, jak oszalały. Cholera, o czym ja mówię! – tak przemoczony, jak wtedy, gdy wsiadałem do taksówki na rogu piątej i jedenastej ulicy nie byłem chyba nigdy w życiu. Ta robota potrafi dobić każdego. Czasem zastanawiam się, czy zamiast ryzykować życie pakując się w podejrzane kabały nie lepiej byłoby zasiąść w pluszowych kapciach przed skwierczącymi radośnie w kominku drewkami i czytając jakąś książkę zwyczajnie popijać piwo. Tak myślałem i wtedy, siedząc skurczony na tylnym, obdartym siedzeniu jednego z tysięcy żółtych symboli Nowego Jorku... Za oknem typowy krajobraz centrum powoli dawał wypierać się przedmiejskim blokom. Gdy w końcu dojechaliśmy do miejsca, które mógłbym nazwać swym mieszkaniem – jednym z kilku zresztą – wciąż zamyślony wysiadłem, wciskając szoferowi w dłoń studolarówkę. Niech przynajmniej on ma coś z życia – przebiegło mi przez myśl.
Wchodziłem po schodach, trzęsąc się z zimna, atakowany przez jedną li tylko myśl – „Łóżko! Spać”, gdy nagle do mej świadomości doszło, że przed kilkoma godzinami dzwonił Jack wspominając coś o prezencie, jaki zostawił dla mnie w domu. Tym prędzej otworzyłem więc drzwi wejściowe i wpakowałem się do środka. Starannie zapakowana, acz niewielka paczuszka leżała na łóżku. Zrzuciłem z siebie wszystkie mokre ciuchy i dziękując opatrzności za dar ciepłej wody wskoczyłem pod prysznic. Cały czas zastanawiałem się jednak, co też to za paskudztwo raczył podarować mi stary Jackie. W końcu ten szczwany lis, którego znałem chyba dłużej, niż siebie samego, nie zwykł przynosić mi czekoladek... Opatulony w ręcznik podszedłem do sofy. Przyglądnąłem się dokładnie zawiniątku – no cóż, człowiek działający w moim zawodzie nie może do końca ufać nikomu, nawet najlepszym przyjaciołom - poczym nie zastanawiając się już dłużej, zerwałem papier. Mój umysł, zapewne z racji wycieńczenia długą podróżą nie od razu wychwycił przekaz, jaki przesyłały mu oczy. Dopiero po chwili skojarzyłem, że plastikowe pudełko kryjące się w środku zawiera grę komputerową, stworzoną jakoby na wzór moich dokonań. „Gówno prawda. Co Wy wiecie o zabijaniu...” – powiedziałem na głos, jednak w głębi serca ucieszyłem się – nie tylko z obiecanej mi przez producenta grubej kasy, ale i faktu, że mogę – po raz drugi już przecież - służyć jako wzór do naśladowania dla milionów dzieciaków na całym świecie! Podbudowany tym faktem, acz niezbyt zainteresowany samą produkcją, runąłem na łóżko i zasnąłem niczym niemowlę.
Wiedziałem z góry, o czym będę śnił. Mimo wszystko, jak zawsze w takich sytuacjach, starałem się odegnać od siebie owe myśli – uciec od nich, skryć gdzieś w najdalszych zakamarkach umysłu, stłamsić niczym paradującego po ziemi karalucha. Nie powiem, dzięki wyrobionemu instynktowi udaje mi się to całkiem nieźle już od lat, niemniej...to wszystko wraca właśnie we śnie. Wtedy mózg zachowuje się, jak bezbronne dziecko. Wczytuje kolejne obrazy, wbrew samemu sobie częstując nas tym, czego tak bardzo się obawiamy, przed czym uciekamy, wiedząc jednak, że i tak niczego to nie zmieni, że wszelakie wysiłki spełzną na niczym. Z każdą chwilą wrota do krainy obaw otwierały się coraz bardziej i bardziej...
Było ciemno. Powietrze przeszywał charakterystyczny, ciężki odór toczonej wojny. Z początku nie wiedziałem nawet kim, ani gdzie jestem. Świadom jedynie tego, że mój arsenał zawierał kilka sztuk noży oraz poczciwą „olejarkę” - jak zwykliśmy nazywać M3a1 - ruszyłem naprzód. Już wtedy doskonale zdając sobie sprawę z tego, co przyjdzie mi czynić za kilka chwil. Strzał za strzałem, trup za trupem...wszystko to w scenerii pięknej, pomimo oblężenia przez wojska nieprzyjaciela, Pragi. „Ależ groteska” – pomyślałem, kiedy było już po wszystkim. Latarnie świeciły się dalej, budynki stały nadal. Gdyby nie kilka wybitych w oknach szyb, no i ciał leżących na drodze, w szaleńczej ciszy przeszywającej to miejsce nikt nigdy nie mógłby doszukać się oznak stoczonej tu walki. Nikt, prócz tych, którzy polegli z mojej broni. Nikt, poza tymi, których dusze na wieki miały już błąkać się w ów pseudoidyllicznej ciszy . Nikt, poza mną samym...