autor: Adam Kaczmarek
Karkand znów polem bitwy - recenzja gry Battlefield 3: Back to Karkand
Powrót do Karkand to idealna okazja, aby przypomnieć sobie w czym tkwiła siła Battlefielda 2. To także dowód, że nie wszystkie DLC muszą prezentować poziom zbroi dla konia.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- cztery doskonałe pod względem wykonania mapy (znacznie lepsze od tych z podstawki);
- nowe rodzaje broni do odblokowania oraz pojazdy;
- poprawiona destrukcja otoczenia;
- wciąż wysoka grywalność.
- chciałoby się więcej map z Battlefielda 2... może Road to Jalalabad?
Mimo gorącego okresu fani Battlefielda 3 czekali na to rozszerzenie ze sporym zniecierpliwieniem. Dodatek zapowiedziano już jakiś czas temu, a systematycznie ujawniana zawartość jedynie podgrzewała nastroje. Co najważniejsze, posiadacze Edycji Limitowanej mieli otrzymać DLC zupełnie za darmo. Ewentualną słabszą jakość twórcy mogliby skwitować stwierdzeniem „dostaliście to gratis”, co na pewno zostałoby przyjęte z wyrozumiałością ze strony klientów. Jakiekolwiek przeprosiny nie będą jednak potrzebne, bo Powrót do Karkand to DLC wręcz wzorowe.
Mapy, mapy, cztery mapy...
Na graczy, którzy z Battlefieldem 2 spędzili setki godzin, czeka sentymentalna podróż w przeszłość. Pierwsze DLC przynosi bowiem przede wszystkim 4 najpopularniejsze mapy ze wspomnianej odsłony serii. Gulf of Oman, Strike at Karkand, Sharqi Peninsula oraz Wake Island to lokacje, które każdy fan cyklu zna na wylot. Nic dziwnego, że w dniu premiery dodatku serwery miały ogromne problemy z obsłużeniem graczy. Niektórzy musieli uzbroić się w cierpliwość, gdyż kolejki opróżniały się w dość wolnym tempie.
Na osobny akapit zasługuje wykonanie poziomów, a te prezentują się (z małymi wyjątkami) bez zarzutu. Twórcom udało się oddać klimat walk z Battlefielda 2, przy czym niektóre zmiany są widoczne od pierwszej sekundy rozgrywki. Na Strike at Karkand zrezygnowano z mgły ograniczającej pole widzenia. Obecnie natarcie Amerykanów prezentuje się niesamowicie efektownie, gdyż oczom gracza ukazuje się po prostu miasteczko z kilkudziesięcioma budowlami i ulicami. Widok Karkanda w wersji odświeżonej to jeden z największych atutów DLC, jednakże nie ostatni. Poprawiona destrukcja otoczenia pozwala teraz na jeszcze większe szaleństwa. Rewolucji nie ma, aczkolwiek po długich potyczkach niektóre fragmenty wyglądają jak po bombardowaniu. Autorzy dokonali również stosownej modyfikacji wpływającej na rozmiar terenu – usunęli dwie najbardziej oddalone flagi po drugiej stronie rzeki. W zamian otrzymaliśmy multum budynków, do których można wejść. Teoretycznie teren działań został pomniejszony, natomiast w praktyce proporcje zostały mniej więcej zachowane, gdyż do ostrych starć dochodzi również w chatkach.
Zarówno Sharqi Peninsula, jak i Wake Island potraktowano konserwatywnie. Obie miejscówki nie różnią się znacząco od swoich starszych odpowiedników. Główne zmiany dotyczą w tym przypadku budynków (zwłaszcza na Wake) oraz filtru graficznego. Słynące z jasnych i ciepłych barw mapy przekształciły się w brudne, ciemne i zielonkawe pola bitew, na których ciężko dojrzeć przeciwnika, a to nie wszystkim się spodoba. W przypadku Sharqi bardzo ucieszyłem się z faktu, że DICE nie usunęło wieży telewizyjnej, która niegdyś stanowiła niezłe źródło nabijania punktów. Z kolei Wake Island może poszczycić się gruntownie przemodelowanym lotniskiem, które wzbogaciło się o hangary dla samolotów. Największe w moim przekonaniu zmiany nastąpiły na Gulf of Oman. Wybrzeże, na którym znajdują się aż 4 flagi jest zdecydowanie bardziej pofałdowane i zurbanizowane. Podobne odczucia mam w stosunku do centrum – mimo że obszar zabudowań nie został znacząco powiększony, to bogactwo detali oraz możliwość wchodzenia do domów dają złudzenie wojny toczonej w gęstym środowisku.