autor: Adam Kaczmarek
Recenzja gry Pirates of Black Cove - Strona 3
Pirates of Black Cove to kolejna szansa zapoznania się z korsarskimi realiami na karaibskich akwenach. Tym razem jednak rum jest wyjątkowo niesmaczny...
Kompletnym bezsensem jest brak opcji dbania o morale marynarzy na pokładzie. Nie potrzeba do tego rumu, złota ani dziewczyn. Wygląda na to, że nasz okręt posiada jakieś magiczne właściwości, pozwalające egzystować piratom o suchym pysku. Innego rodzaju pójściem na łatwiznę jest niemożność wykonania abordażu. Aby przejąć wrogą jednostkę, należy zakupić katapultę wystrzeliwującą ludzi, a ci przy odrobinie szczęścia odbiją pływający kawał drewna. Pewien niesmak pozostawia również nieistniejąca dyplomacja. Jej brak doprowadza często do absurdalnych i dziwacznych sytuacji. Przykładowo, jeśli zniszczymy flotę statków należącą do Korsarzy, ci i tak bez problemu przyjmą nas za chwilę z otwartymi ramionami. Włączenie do naszych działań polityki nie tylko wzbogaciłoby rozgrywkę, ale przede wszystkim pozwoliłoby grać na dwa lub trzy fronty, gdyż okrętów należących do Holandii, Hiszpanii, Francji i Wielkiej Brytanii na karaibskich akwenach nie brakuje.
Co najgorsze, Pirates of Black Cove nie jest produktem dopracowanym. Zejście do pulpitu to częste zjawisko, a na forum Paradoxu można wyczytać, że sporo osób natknęło się też na artefakty graficzne. Dodam, że do dzisiaj wydano trzy poprawki o łącznym rozmiarze ponad 1,5 GB (czyli tyle, ile zajmuje gra na dysku), a i tak wciąż zdarzają się przykre momenty związane z działaniem aplikacji. Zadziwiające jest to, że tak przeciętnie – a miejscami nawet paskudnie – wyglądający tytuł potrafi chrupnąć, wyświetlając na ekranie około 30 jednostek.
Od strony dźwiękowej program również nie powala. Niektóre głosy postaci są zbyt mocno przerysowane (przoduje w tym niejaki Quickdraw), a muzyka to kilka luźnych utworów zapętlonych dla zabicia ciszy. Nieporozumieniem są także sekrety-kawały w stylu: „Jaki jest ulubiony aktor piratów? Jim Carrrrrey!”. Komuś się widocznie nie chciało łatać dziur przed premierą, skoro takich sucharów stworzył okrągły tysiąc.
Z przykrością stwierdzam, że najnowsza pozycja Nitro Games to jedna z najprostszych gier pirackich, z jakimi miałem do czynienia. Spłycona w wielu aspektach rozgrywki, dziurawa i dość krótka (całość można ukończyć w 6-8 godzin), a przede wszystkim brzydka. Tego obrazu nędzy i rozpaczy nie jest w stanie uratować nawet lekki, bajkowy klimacik, humor i urozmaicone misje. Pirates of Black Cove to smutny przykład niewykorzystanego potencjału, a nade wszystko braku przyłożenia się do wykończenia poszczególnych elementów tej produkcji. Szkoda, bo dobrego rumu i ostrej szpady na ekranie monitora nigdy dosyć.
Adam „eJay” Kaczmarek
PLUSY:
- przyjemne, urozmaicone misje;
- sympatyczny klimat;
- intuicyjne sterowanie;
- humor w dialogach.
MINUSY:
- katastrofalne AI – na morzu i na lądzie;
- spłycona warstwa strategiczna, brak opcji dbania o załogę;
- kuriozalne sytuacje wynikające z braku dyplomacji;
- absurdalne pomysły w mechanizmach rozgrywki (np. konieczność budowania koszar);
- liniowa fabuła, brak losowych misji i wydarzeń;
- brak abordażu;
- niziutki poziom trudności;
- oszukana ekonomia;
- niestabilność.