autor: Łukasz Malik
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów - recenzja gry
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów to na pewno jedna z najważniejszych tegorocznych premier w Polsce. W recenzji odpowiadamy na pytanie, czy twórcy podołali gigantycznym oczekiwaniom graczy oraz jak wywiązali się ze składanych obietnic.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- wciągająca, świetnie opowiedziana, nieliniowa historia;
- bezkompromisowość i dbałość o szczegóły;
- rewelacyjne dialogi;
- różnorodność zadań pobocznych;
- piękna grafika i oprawa artystyczna;
- skalowalny poziom trudności – każdy znajdzie coś dla siebie.
- zakończenie pozostawia ogromny niedosyt;
- drobne techniczne niedoróbki.
Czy da się stworzyć grę przystępną i nowoczesną, będącą równocześnie bezkompromisową i wymagającą? Wiedźmin 2: Zabójcy Królów udowadnia, że jest to jak najbardziej wykonalne. Nie chcę sprowadzać pracy zespołu do tanich porównań, ale RED Studio bierze to co najlepsze w dokonaniach BioWare (Mass Effect 2) i Obsidian Entertainment (Fallout: New Vegas), wprowadzając tonę swoich pomysłów oraz niespotykaną oprawę artystyczną. Wiedźmin 2 zachwyca na tak wielu płaszczyznach, że trudno jednoznacznie wskazać jego najsilniejszy punkt.
Kluczowy wybór
Właściwa gra składa się z trzech aktów – poprzedzonych kilkugodzinnym prologiem i zwieńczonych króciuteńkim epilogiem. Pod koniec pierwszego z nich dokonujemy wyboru, z którym będziemy musieli żyć przez najbliższe kilkadziesiąt godzin. Strona, po której się opowiemy, ma nieporównywalnie większy i bardziej namacalny wpływ na przebieg rozgrywki niż wszystkie decyzje z pierwszego Wiedźmina razem wzięte. Śladem tajemniczego królobójcy i powracających wspomnień Geralta możemy wyruszyć w towarzystwie dwóch postaci – każda ze swoją przeszłością, ideałami i motywami. Vernon Roche to temerski dowódca oddziału Niebieskich Pasów, zajmującego się pacyfikacją nieludzi. To właśnie Vernon wzbudził przy pierwszym podejściu do gry większą sympatię i to on towarzyszył mi do momentu zobaczenia napisów końcowych.
Iorweth to z kolei dowódca komanda Scoia’tael, uważany za bezdusznego mordercę, który na dodatek współpracuje z królobójcami. Dopiero gdy przy drugim przejściu gry podążyłem jego ścieżką, mogłem przekonać się, że CD Projekt RED nie poszedł na łatwiznę, tylko dał nam naprawdę dobry powód do ponownego kontaktu z Zabójcami Królów. Sympatyzując z Roche’em, tylko przelotem ujrzymy krasnoludzkie miasteczko Vergen, a w przypadku opowiedzenia się po stronie Iorwetha ominą nas intrygi związane z obozem wojskowym Kaedwen i stojącym na jego czele królem Henseltem (rozgrywamy tam tylko jedną skradankową misję). W trzecim akcie co prawda wszystkie ścieżki zbiegają się w jednym punkcie, ale i tak decyzje, które podjęliśmy, doprowadzają do nieodwracalnych konsekwencji i zmiany układu sił politycznych.
Już koniec?
Choć główny wątek stanowi oś napędową drugiego Wiedźmina, to tak naprawdę mógłbym opisać szczegółowo polityczne przepychanki i intrygi, które doprowadziły do takiej, a nie innej sytuacji w królestwach północy. Droga, którą pokonujemy, wypełniona jest zapadającymi w pamięć zadaniami, postaciami i scenami, których próżno szukać w konkurencyjnych grach RPG osadzonych w realiach fantasy. Deweloperzy umiejętnie absorbują uwagę gracza. Po prologu spuszczają nas ze smyczy i pozwalają spokojnie zająć się eksploracją świata oraz zadaniami pobocznymi, by w pewnym momencie wciągnąć nas w wir wydarzeń i w zabójczym tempie poprowadzić do nieuchronnego finału. Tu dochodzimy do prawdopodobnie największej wady Zabójców Królów. Gra kończy się dość nieoczekiwanie i w żaden sposób nie czujemy się spełnieni ani tym bardziej nagrodzeni za nasze wysiłki. Z jednej strony to wynik scenariusza, bo tutaj nie walczymy z „pradawnym złem” i po jego pokonaniu cała kraina nie wiwatuje na naszą cześć – odejście od utartych klisz to kolejny niezaprzeczalny plus gry. Żaden z naszych wyborów nie był jednoznaczny moralnie, więc trudno mówić o jakimkolwiek zwycięstwie. Jednak twórcy Fallout: New Vegas potrafili z tego wybrnąć idealnie, na końcu gry otrzymywaliśmy podsumowanie naszych dokonań, które – jakby nie patrzeć – było swojego rodzaju nagrodą. W przypadku Wiedźmina 2 jest to o tyle dziwne, że w trakcie zabawy oglądamy świetne zrealizowany animowany komiks, który wyjaśnia wątki z przeszłości Geralta oraz przypomina niektóre wybory w poprzednich aktach. Dlaczego czegoś takiego zabrakło po epilogu?
Droga usłana różami
Nie ma się co jednak użalać na zakończenie, wszak zanim do niego dojdziemy, czeka nas około 25-30 godzin wyśmienitej zabawy. Warto grać powoli, niespiesznie eksplorując każdy zakamarek lokacji, bowiem ilość świetnych dialogów, smaczków i perwersyjna wręcz dbałość o szczegóły pokazuje prawdziwy kunszt RED Studio. Poza wieloma nawiązaniami do Sagi (które dotykają również głównego wątku) świat w Wiedźminie 2 oferuje gigantyczną ilość treści oraz humorystycznych wstawek. Sepleniąca prostytutka Świszcząca Zośka, małżeństwo Trolli, libacja na której Geraltowi urywa się film – to tylko wybrane drobiazgi, które łatwo można w ogóle przeoczyć. Jak pisałem w zapowiedzi, twórcy nie traktują gracza jak półgłówka, marker nie tylko nie wskaże nam rozwiązania części questów, ale i bez drobiazgowej eksploracji sporo wątków możemy po prostu przegapić. Deweloperzy nie idą na żadne kompromisy: przemoc, erotyka, wulgarny język, a przede wszystkim dylematy, przed którymi nas stawiają, budują dojrzałą grę dla dojrzałego gracza. Co ważne, ze wszystkich narzędzi narracyjnych korzystają z rozwagą – nie szokują, nie zniesmaczają, tylko tworzą z tych składników namacalny świat. Zadania poboczne często przeplatają się lub w jakiś sposób nawiązują do głównego wątku fabularnego, oferując kilka rozwiązań, które nie zawsze wypadają po naszej myśli.
Dialogi to klasa sama dla siebie, świetnie napisane i zagrane są niepodważalnie jednym z głównych atutów Wiedźmina. Nawet gadki wieśniaków pod knajpą czy żołnierzy w obozie mimowolnie wywołują uśmiech na twarzy. Od przekleństw czasem wręcz puchną uszy, ale w żadnym etapie nie miałem wrażenia, że inwektywy pojawiają się tu w celu wywołania taniej sensacji czy kontrowersji. Po prostu od pijanego wojaka nikt nie oczekuje pięknej i nieskalanej polszczyzny, a i królowi czasem coś się może wymsknąć. Jedynie głos Saskii powodował u mnie zgrzytanie zębami i na usta cisnęły mi się niecenzuralne słowa, ale to naprawdę niewielka rysa na diamencie. Poza nią obsada polskiej wersji spisała się wzorowo. Mówiliśmy o tym wielokrotnie, ale warto wspomnieć raz jeszcze, że na wzór nowych gier BioWare widzimy tylko skróconą wersję kwestii Geralta i muszę przyznać, że rozwiązanie to sprawdza się całkiem nieźle, raptem kilka razy zdarzyło się, że kontekst wypowiedzi był nieco inny niż wskazywał na to skrót.
Wiedźmin 2 – szlifowany diament
Od momentu premiery gry w maju 2011 roku, studio CD Projekt RED cały czas pracuje nad udoskonaleniem swojego dzieła. We wrześniu ukazał się patch 2.0 wprowadzający tryb areny (Geralt odpiera ataki kolejny fal przeciwników), samouczek oraz usprawnienia mechaniki walki. Wraz z premierą wersji na Xboksa 360 ukaże się kolejna darmowa aktualizacja, w której oprócz kolejnych poprawek znajdziemy dwa rozbudowane questy.