autor: Przemysław Zamęcki
Stormrise - recenzja gry
Ambitne założenia, innowacyjne rozwiązania i chęć zamieszania na rynku RTS-ów. Sprawdź, jak prezentuje się nowe dzieło twórców serii Total War.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Każda kolejna gra produkowana w studiu Creative Assembly jest dla mnie istną niespodzianką. Z jednej strony to autorzy utytułowanej i ukazującej się od wielu lat serii Total War. Z drugiej, od czasu do czasu zdarza im się zapuścić w zupełnie inne rejony, czego efektem był np. Spartan: Total Warrior i świetny (bawiłem się przy nim znakomicie bez względu na niskie oceny innych recenzentów) Viking: Battle for Asgard. Wydaje się więc, że zdobyte doświadczenie powinno zaowocować pod postacią kolejnego przemyślanego i przygotowanego z należytą pieczołowitością produktu. Tym bardziej, że jest nim gra strategiczna. Tymczasem Stormrise okazał się być potworną pomyłką, grą która w obecnym stanie absolutnie nie powinna ujrzeć światła dziennego.
Zacznę może od najistotniejszej rzeczy, czyli od informacji, że Stormrise nie lubi ani Windowsa XP, ani DirectX 9. W przypadku wersji PC gra uruchamia się wyłącznie na komputerach wyposażonych w Vistę i DirectX 10. Tajny układ podpisany z Microsoftem w celu zwiększenia sprzedaży systemu operacyjnego i zapanowania nad światem? Choć to oczywiście żart (przyznaję się, marny), to przypuszczam, że po zobaczeniu gry w akcji menadżerowie giganta z Redmond co najwyżej spuściliby psy ze smyczy, by te przepędziły menadżerów CA gdzie pieprz rośnie. Niestety, menadżerowie SEGI po raz kolejny udowodnili, że cechują się zbyt małą dozą asertywności.
Ale już wyjaśniam, o co konkretnie chodzi. Jak już wspomniałem, gra wykorzystuje biblioteki DirectX 10, dzięki czemu teoretycznie, grafika i efekty specjalne powinny wbijać w podłogę. Owszem, po niespecjalnie długiej instalacji, konfiguracji i bardzo sprawnym wczytaniu pierwszej mapy, na owej podłodze się znalazłem. Tyle, że ze śmiechu.
Stormrise jest brzydki (z wyjątkiem pierwszej nocnej misji rozgrywającej się po przejściu samouczka). Po prostu. Faktycznie, gdyby nie tych kilka efektów, które to niby wymusiły wykorzystanie DirectX 10, powiedziałbym, że wręcz siermiężny i plasuje się gdzieś w okolicach wiekowego Ground Control. Decyzja o wypuszczeniu gry jedynie pod Vistę jest dla mnie tym większą zagwozdką, że wersje konsolowe na screenach nie wydają się wcale brzydsze, a śmigają na sprzęcie, który DirectX 10 będzie obsługiwać dopiero w następnej generacji. W związku z tym mogliśmy spodziewać się, że grafika będzie największym atutem produkcji Creative Assembly. No cóż, tak się nie stało.
Może więc, skoro mamy do czynienia z grą strategiczną, w tej warstwie nadrabia ona wszelkie niedoskonałości i sprawia, że spoglądamy przychylniejszym okiem na program jako całość?
Aby nie burzyć chronologii, najpierw jednak należy się czytelnikom niewielka dawka ogólników. Stormrise w założeniach miał być nietypowym RTS-em z akcją osadzoną w realiach science fiction. Ludzie, jak to ludzie, uwielbiają śmiecić i niezbyt przejmują się rzucanymi na chodnik petami. W efekcie Matka Natura postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i wypowiedziała im, to znaczy nam w przyszłości, wojnę. Siły nie były wyrównane, bo i być nie mogły. Powierzchnią Ziemi zaczęły wstrząsać ogromne kataklizmy. Na szczęście ludzie do głupich nie należą i postanowili skryć się w jej głębinach, poddając się hibernacji do czasu, aż gniew natury ustąpi. Jak to jednak zwykle bywa, wszyscy byli równi, ale niektórzy okazali się równiejsi. Komór hibernacyjnych starczyło tylko dla tych drugich i ci równi nie mieli innego wyjścia, jak tylko przystosować się do panujących warunków.