autor: mass(a
Max Payne - recenzja gry
Max Payne to rewolucyjna gra akcji TPS powstała przy współpracy zespołów Remedy i 3D Realms. W grze wcielamy się w rolę tajnego agenta, ściganego przez wszystkie służby specjalne świata po tym jak posądzono go o zabicie własnego szefa.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Nie będzie wstępu. Nie będzie nudnego rozpisywania się o historii komputerowych gier akcji. Niech ta recenzja zacznie się tak jak gra. Konkretnie. Plomba w nos. Strzał w głowę. Powiem Wam od razu: Max Payne powala na kolana. Rozkłada na łopatki. Zabija... Od pierwszych sekund.
Lubicie gry, w których nie trzeba ślęczeć nad statystykami postaci, przydługimi dialogami, wydumanymi „zagadkami logicznymi” dla jajogłowych? Lubicie chwycić mocno w garść dwururkę i rozjaśnić jej ogniem mroczny klimat brudnej metropolii? Lubicie zacisnąć zęby i wymierzyć sprawiedliwość samemu, bez adwokatów i procesów sądowych; według najstarszych zasad kierujących ludzkością, oczyszczając ją z plugastwa i zła? Nadszedł czas... Zaraz, zaraz.... Jeszcze to czytacie ? Jeżeli gra jest w zasięgu 10 kilometrów od krzesła na którym siedzicie, nie powinno już Was na nim być... Macie wątpliwości? Czytajcie w takim razie dalej, a młodsza siostra niech w tym czasie rozbija świnkę-skarbonkę i dzwoni po taryfę.
Max Payne... Jeśli jesteście graczami z krwi i kości, tytuł ten nie powinien być Wam obcy (jeśli jest inaczej, może lepiej odpalić po raz setny Węża w nokii albo zaprosić ciocię na niedzielną partyjkę bierek). Na Maxa świat komputerowych grajków czekał już od dawna. Remedy – fińska grupa programistów rozpoczęła pracę nad tym projektem ponad trzy lata temu. Atmosfera oczekiwania podsycana była regularnie screenshotami, które wykraczały poza wszystko co istniało do tej pory na rynku trójwymiarowych gier akcji. Sam zadawałem sobie pytania – czy to sceny z gry czy z wstawek filmowych miedzy poszczególnymi etapami? I w końcu nadszedł ten dzień. Gra znalazła się na półkach sklepowych. Czy to faktycznie rewolucja? Przełom czy jedynie duży krok w historii gier? Zadecydujecie sami, ja mogę podzielić się jedynie moimi wrażeniami po ukończeniu Max Payna.
Zimowy, mroźny wieczór na opustoszałych uliczkach Nowego Jorku nie jest najlepszym momentem na spacery. Chłodny, przenikliwy wiatr hulający po ciemnych zaułkach, zacinający, mokry śnieg nieprzyjemnie wpadający za kołnierz... Czyż nie lepiej spędzić czas w przytulnym domku na przedmieściach, siedząc przy kominku ze swoją rodziną? Niestety, nie wszystkim jest to dane. Max Payne, jeden z najlepszych nowojorskich policjantów, zalicza się właśnie do takich pechowców. Co więcej – gra w ich pierwszej lidze. Miał szczęście zasmakować już takiej idylli, spełnienia marzeń, tylko po to, by trzy lata później cały jego świat runął w gruzach. Brutalne morderstwo na jego wspaniałej, młodej żonie i malutkiej córeczce popełnione przez działających w narkotycznym amoku bandytów zmienia całe życie Maxa w ciągu jednej nocy. Od tej pory zdesperowany gliniarz ma tylko jedno pragnienie – zemsta.
Max przechodzi do specjalnych brygad antynarkotykowych, aby odnaleźć i zniszczyć źródło całego zła: Valkyr – nowy, syntetyczny narkotyk, siejący spustoszenie na ulicach Nowego Jorku. Po jego zażyciu w człowieku budzą się najbardziej przerażające i brutalne instynkty, które prowadzą do jednego – zniszczenia wszystkiego co znajduje się dookoła. To właśnie pod wpływem V dokonano napadu na jego dom – wspomnienia tego co zobaczył po powrocie do niego tego feralnego wieczoru prześladują Maxa cały czas. Pod chłodną maską policjanta-zawodowca płonie pragnienie odwetu. Nowojorski oddział DEA nie mógł znaleźć sobie lepszego człowieka do wykonania tego zadania...