autor: Katarzyna Michałowska
Art of Murder: Klątwa Lalkarza - recenzja gry
Zdrada... zemsta... zbrodnia... Agentka Nicole Bonnet powraca w grze Art of Murder: Klątwa Lalkarza, by rozwiązać kolejną mroczną zagadkę.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Kolejny raz mamy okazję przekonać się, jak to jest być agentką FBI. Dzielna i przenikliwa Nicole Bonnet zaprasza do udziału w swym drugim poważnym śledztwie. Rzecz i tym razem zaczyna się nie tak dawno temu (2007r.) w Ameryce, jednak de facto w tej odsłonie Art of Murder terenem naszego działania jest przede wszystkim Europa. A zatem ci, którzy przyzwyczaili się odprowadzać Nicole co rano do pracy w biurze, gawędzić z sekretarką szefa Ruth i wysłuchiwać narzekań na Nicka – wiecznie nieobecnego partnera dziewczyny, będą musieli przestawić się na tryb działania w terenie, uciążliwości hotelowego życia i nie zawsze skorych do współpracy miejscowych przedstawicieli prawa. Agentka jest w podróży służbowej, jednak tylko w charakterze obserwatora i tak naprawdę nie wolno jej aktywnie uczestniczyć w czynnościach śledczych. Niemniej każdy, kto już zdążył poznać Nicole, dobrze wie, że takie drobiazgi jak brak poparcia góry dla jej pomysłów, nie odwodzą jej od robienia tego, co uważa za słuszne. Jak widać, przez rok charakterek panny Bonnet nie uległ zmianie, podobnie jak jej zaangażowanie w prowadzoną sprawę, upodobanie do chadzania własnymi drogami, pakowania się w tarapaty i upór w doprowadzeniu kolejnego przestępcy przed oblicze sprawiedliwości.
Nieuchwytnym (do czasu) przeciwnikiem Nicole jest Lalkarz – seryjny morderca, który proceder swój rozpoczął na terenie jurysdykcji FBI, by po jakimś czasie przenieść się do Paryża. Jego śladem podąża więc i nasza agentka, przede wszystkim, by upewnić się, że to rzeczywiście ten sam człowiek, a nie np. zainspirowany jego poczynaniami naśladowca. Lalkarz zabija bowiem ofiary w specyficzny sposób, pozując je niczym marionetki i pozostawiając przy każdej laleczkę ubraną w strój z epoki. Konkretnie – z okresu Rewolucji Francuskiej i właśnie tam sięgają korzenie pewnej mrocznej historii.
A skoro za poczynaniami mordercy stoją niechlubne wydarzenia sprzed ponad 200 lat, a dokonywane przez niego zbrodnie są spektakularne i dotyczą pozornie niepowiązanych ze sobą osób, trudno dziwić się, że fabułę gry spowija tajemnica i nieco mroczny nastrój. Coś, co myślę, daje pewną przewagę części drugiej nad pierwszą – bo choć i tam ścigaliśmy mordercę, który również zabijał w nietypowy sposób, jednak trudno powiedzieć o FBI, że była grą, przy której podskakiwaliśmy z powodu różnych znienacków czy inszych zaskoczeń. W przypadku Klątwy Lalkarza mnie osobiście parę razy zdarzyło się lekko stracić dech, głównie za sprawą pojawiających się nieoczekiwanie flashbacków z mordercą i jego ofiarami w rolach głównych. Autorzy zafundowali nam też zacznie częstszy kontakt z denatami, jednemu z nich musimy nawet całkiem uważnie się przyjrzeć, by znaleźć dowód (prawie jak w serii CSI), który przeoczyła mało rozgarnięta francuska policja.