Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 marca 2009, 10:15

autor: Paweł Surowiec

Men of War - recenzja gry

Wiele wskazuje na to, że Men of War rosyjskiego studia Best Way to tak naprawdę kompilacja dwóch dodatków do Faces of War – Braterstwa Broni i Lisa Pustyni. Pomijając milczeniem żonglowanie nazwami przez wydawcę, przyjrzyjmy się jego najnowszemu pupilowi.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Wiele wskazuje na to, że Men of War rosyjskiego studia Best Way to tak naprawdę kompilacja dwóch dodatków do Faces of WarBraterstwa Broni i Lisa Pustyni, które notabene w Polsce nie zostały dotychczas wydane. Wpakowano więc oba rozszerzenia do jednego pudełka i teraz rzuca się je na sklepową półkę pod zmienionym tytułem, sugerującym, iż mamy do czynienia z całkiem nową pozycją. Tymczasem ten cały miszmasz z nazwami jest zupełnie niepotrzebny. MoW, tudzież nowy FoW (jak zwał, tak zwał), to niezły RTS, który jest w stanie sam się obronić i sprzedać, bez dyskusyjnych sztuczek ze strony wydawcy.

Harry Spotter.

Z czym to się je

Wiele chyba nie przesadzę, jeśli napiszę, że pod względem zawartości Men of War pęka w szwach. Gra oferuje bowiem aż 3 kampanie (radziecką zatytułowaną „The Road to Victory”, niemiecką „Blazing Lands” i aliantów zachodnich „Fox Hunt”) – w sumie dostajemy 19 scenariuszy plus 5 misji pojedynczych. Najbardziej rozbudowaną i dopieszczoną jest kampania radziecka, traktująca o losach dwójki towarzyszów na przestrzeni lat 1941-45 na froncie wschodnim. Niemcy zaczynają swoje zmagania od operacji „Merkury”, czyli lądowania spadochroniarzy na Krecie w 1941 roku, a kończą ewakuacją resztek DAK z Tunisu w 43. Zestaw misji dla aliantów zachodnich to… również piaski Afryki Płn. – początek stanowi operacja „Torch” z 42-go (ach te wspomnienia z MoH: AA), zakończenie – niemiecka ofensywa na przełęczy Kasserine w lutym 43 roku. Jak więc widać, kampanie nie wyczerpują do końca tematu zmagań na frontach II wojny światowej i nawet w radzieckiej pozostało jeszcze sporo luk, które zapewne wypełnią w przyszłości kolejne rozszerzenia gry. Ku radości wielu.

Teraźniejszość też powinna przyciągnąć zainteresowanych. Najczęściej powtarzający się motyw w misjach to obrona – odpieramy wroga, czekając aż skończy się załadunek pociągu i ruszy on w drogę albo bronimy szlaku, którym przejeżdżają ciężarówki czy osłaniamy ewakuację miasta (Sewastopol). Te scenariusze są przyjemnie długachne – często po odparciu niekończących się fal nacierających trzeba jeszcze przeprowadzić kontratak lub w czasie misji włącza się jakaś podmisja. To naprawdę rzadki w dzisiejszych czasach przypadek, by na ukończenie RTS-a trzeba było wyrwać z życiorysu kilkadziesiąt godzin (zakładając, że do każdej misji podejdziemy z prawdziwie taktycznym zacięciem). O skali niektórych bitew niech świadczą liczby – w jednej z batalii położyłem trupem 800 hitlersynów, spaliłem kilkadziesiąt wozów bojowych, a i niejeden człowiek radziecki padł z przestrzeloną ze szmajsera kufajką czy walonkami rozerwanymi granatem. Rekord gry? Niekoniecznie. To tylko pierwsze z tak krwawych starć, które bardziej zapadło mi w pamięć. Ktoś parsknie zniecierpliwiony, stwierdzając, że na dłuższą metę wieje tu nudą. Odpowiem mu, że taka desperacja wyzierająca z każdej pary wirtualnych oczu – i tych atakujących, i tych broniących się – może zachwycić! Poza epickimi bitwami, w których dowodzi się masą jednostek, na gracza czekają także bardziej kameralne misje (na jednego naszego Szwejka przypada w nich „raptem” kilkadziesiąt trupów). Kierujemy wówczas poczynaniami kilkuosobowej drużyny chojraków do zadań specjalnych tudzież partyzantów. Tu i poskradamy się, i zdarzy się cichaczem zabić przeciwnika rzutem noża.

Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization
Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization

Recenzja gry

Millennia miały doprowadzić do ekstremum to, co najlepsze w serii Civilization. Niestety, twórcom przyszło do głowy nazbyt wiele pomysłów, jak tego dokonać, i potknęli się o własne nogi.

Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały
Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały

Recenzja gry

Zdawałoby się, że przepis na współczesnego city buildera jest prosty – robimy to, co wszyscy, dodajemy tylko jakąś oryginalną nowinkę – i gotowe, pora na CS-a. Na szczęście polscy deweloperzy z Eremite Games podeszli do sprawy zupełnie inaczej.

Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy
Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy

Recenzja gry

Fani city builderów musieli długo czekać na kolejną odsłonę gry o tworzeniu nowoczesnych miast. Cities: Skylines 2 nie wprowadza rewolucji do gatunku i boryka się z technicznymi problemami. Nadal jednak wciąga na długie godziny.