Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 grudnia 2008, 10:41

autor: Karol Wilczek

Drakensang: The Dark Eye - recenzja gry

RPG w starym, dobrym stylu. Mnóstwo zadań, rozbudowane dialogi, ciekawy system i wyważona walka. Idealna gra na długie zimowe wieczory.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Jako miłośnik RPG-ów odczuwam ostatnio brak solidnych gier w starym stylu. Przez „stary styl” rozumiem tytuły takie jak mój osobisty „numer jeden” – saga Baldur's Gate oraz Planescape Torment czy Arcanum. Przy tych dziełach, a raczej arcydziełach, człowiek potrafił spędzić kilka, kilkanaście tygodni, żyjąc niemalże w dwóch światach – rzeczywistym i fantastycznym, który stawał się dostępny wraz z odpaleniem gry. Nie chcę powiedzieć, że nie ma już dobrych rolplejów, bo jest ich dużo. Wiedźmin, Oblivion, Mass Effect, Jade Empire. Ale to prostu inne gry. Na rynku właśnie pojawia się Drakensang: The Dark Eye – RPG z krwi i kości. Do Baldur's Gate mu daleko (której grze nie?), ale i tak apeluję do wszystkich graczy tęskniących za klimatem Baldura – szykujcie pieniądze i sprawcie sobie prezent na święta. Zapewniam, że się nie zawiedziecie, bo Drakensang jest grą świetną.

Miasto Ferdok – to tutaj rozgrywa się znaczna część gry.

Dawno temu w Ferdok

Przygodę rozpoczynasz w niewielkiej wsi – Avestreu. Na początku ze światem gry wiąże Cię tylko jedno – otrzymany od starego przyjaciela list. Nie widziałeś go od paru lat, a teraz chce on, żebyś przybył do jego posiadłości w mieście Ferdok, aby pomóc mu w jakiejś tajemniczej sprawie. Ty oczywiście wyruszasz jak najszybciej, docierając do wyżej wspomnianego miasta. Tylko, kim właściwie jesteś „Ty”? Niestety o swoim bohaterze nie wiesz kompletnie nic. Nie wiadomo, skąd pochodzi, kim jest, co robił, zanim ruszył na pomoc przyjacielowi. Te informacje nie są może potrzebne w grze, ale ja lubię móc identyfikować się z własną postacią. W całej grze zresztą, główny bohater niczym się nie wyróżnia. W Baldur's Gate byłeś dzieckiem Bhaala i tylko Ty mogłeś powstrzymać swojego wroga, Bezimienny z Planescape Torment był najważniejszym elementem fabuły, w Star Wars: Knights of the Old Republic dążyłeś do odkrycia, kim tak naprawdę jesteś. W Drakensang tego brakuje – nie znajdziesz tu żadnych powiązań z życiorysem Twojego bohatera. Nie przeszkadza to zbytnio w grze, ale mogłoby sprawić, że stałaby się jeszcze lepsza.

Wracając do wątku fabularnego – po dotarciu, nie bez problemów, do Ferdok dowiadujesz się, że ostatnio w mieście miały miejsce tajemnicze morderstwa, wyglądające na robotę pewnego kultu. Oczywiście Twoim zadaniem staje się rozwiązanie zagadki i odszukanie zabójców. To dopiero początek historii. Powoli będziesz poznawać całość zakrojonej na ogromną skalę intrygi, w której swoje miejsce ma Inkwizycja, z Wielkim Inkwizytorem na czele, zagadkowy kult, potężna magia oraz pradawne smoki. Fabuła, szczególnie na początku, kiedy nie wiesz jeszcze za dużo, jest naprawdę intrygująca. Sprawia, że jesteś bardzo ciekaw tego, co stanie się dalej. Spędzasz przed ekranem kolejne godziny, żeby tylko zdobyć następny kawałek układanki. Niestety im dalej w las, tym więcej śmieci – Drakensang cierpi na znany w środowisku gier syndrom, który sprawia, że na początku jest bardzo ciekawie, ale z biegiem czasu fabuła staje się mniej interesująca i coraz bliższa do standardu „ocal świat przed Wielkim Złem, które tylko Ty jako Wybraniec możesz pokonać”. Szkoda, bo początek jest bardzo obiecujący, ale i tak trzeba przyznać, że nawet standardowe ratowanie ludzkości (oraz elfości i krasnoludzkości) sprawia dużą frajdę.

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]