autor: Krzysztof Gonciarz
Devil May Cry 4 - recenzja gry
Nero to zdecydowanie godny spadkobierca Dantego. Grafika piękna. Reszta... po staremu.
Od redakcji: Polecamy Waszej uwadze również video recenzję Devil May Cry 4.
Wierzyć się nie chce, że aż trzy lata minęły od ostatniej części Devil May Cry. To dobry znak – o takich grach trudno jest zapomnieć. Czy jednak z melancholią wspominacie pojedynek Dantego z Vergilem, czy też zupełnie nie kojarzycie, o kim mowa – i tak jest sporo powodów, by zainteresować się najnowszym odcinkiem jednego ze sztandarowych seriali Capcomu. Nie sposób nie lubić gier, które tak precyzyjnie trafiają w samo sedno, jeśli chodzi o szybką akcję i ultra-widowiskową choreografię walk. Zresztą, powodów jest więcej. Przesiadka na next-geny – to już coś. Nowy bohater. Achievementy, hehe. Generalnie, coś jest na rzeczy.
Po raz pierwszy w historii serii, głównym bohaterem nie jest łowca demonów o wdzięcznym-dźwięcznym imieniu Dante. Tym razem pierwsze skrzypce przejmuje niejaki Nero (z rodu Burning-Rom?). Jest to nad wyraz pewny siebie, cyniczny i bezczelny nastolatek, który bardzo przypomina swojego poprzednika – za bardzo, by był to zwykły przypadek. Dwaj wymiatacze spotykają się już na samym początku gry. Uczestniczący w religijnej ceremonii Nero jest świadkiem, jak Dante przebojem (jak to on) wpada na sam środek kaplicy i zabija duchowego przywódcę miasta. Młokos od razu staje do pojedynku ze sławnym łowcą demonów. Po krótkiej walce (przedstawionej w formie tutoriala), Dante ucieka, a Nero zostaje wysłany jego tropem. I tak zaczyna się jego przygoda. Jak można się domyślić, Dante byle rzezimieszkiem nie jest, więc nie jest do końca jasne, komu należy zaufać.
Jeśli nie jesteś pewny – tak, obaj łowcy demonów są tutaj grywalni. Większość czasu spędzimy w skórze Nero, ale mniej więcej 1/3 gry to stare, dobre wykręcanie combosów jako Dante. Co ciekawe, do nowego bohatera w ogóle nie należy podchodzić sceptycznie. To dobry chłopak, a jego styl walki wnosi do sprawy powiew świeżego powietrza. Oczywiście, DMC nie byłby DMC, gdyby podstawowym orężem nie było połączenie miecza i pistoletu. Nero ma jednak jeszcze jednego asa w rękawie – demoniczną rękę, która wykonuje ciosy kojarzące się nieco z wykończeniami i rzutami Kratosa z God of War 2. Są one na tyle silne, skuteczne i dobrze wchodzące w kombinacje, że wręcz ciężko jest w drugiej połowie gry powrócić do roli Dantego. Ten z kolei dysponuje sporym wachlarzem tricków, które opanował w trzeciej części serii. Mamy więc 4 style bojowe (Trickster, Gunslinger, Swordmaster, Royal Guard) i dwa typy broni palnej (klasyczne Ebony&Ivory oraz shotgun). Ponad to, jako Dante wejdziemy w posiadanie kilku dodatkowych narzędzi zagłady, spośród których prym wiedzie tzw. Puszka Pandory. To, co się dzieje, po prostu trzeba zobaczyć samemu.