autor: Marcin Cisowski
Uncharted: Drake's Fortune - recenzja gry
Nathan to ucieleśnienie marzeń każdego chłopca o byciu Indianą Jonesem XXI wieku. Najczęściej odważny madafaka nie ustępujący w sposobie wymierzania sprawiedliwości i liczbie eksterminowanych Marcusowi Fenixowi z Gears of War.
Recenzja powstała na bazie wersji PS3.
Gears of War, Ace Combat 6, Bioshock, Forza 2, Halo 3, Mass Effect, Project Gotham Racing 4, Crackdown. Wymieniamy dalej? Znalazłoby się jeszcze kilka tytułów, które z powodzeniem można nazwać system-sellerami. A przynajmniej głośnymi, gorącymi pozycjami, które jednoznacznie pokazują obecną dominację Xboksa 360 pod względem biblioteki dostępnych gier. Motorstorm, Ratchet & Clank: Tools of Destruction, Heavenly Sword… yyy, i to by było w zasadzie tyle. Co by nie mówić o solidności samego sprzętu, tajemnicą nie jest, że posiadacze konsoli Sony nie byli rozpieszczani przez wydawców w kwestii głośnych tytułów. W przeważającej większości tytuły multiplatformowe lepiej wypadały na sprzęcie Microsoftu, cała nadzieja pokładana więc była w produkcjach dedykowanych PlayStation 3. Ten trend będzie się z każdym miesiącem zmieniał, na dziś jednak posiadacze konsoli Sony z utęsknieniem wyczekują premiery każdego exclusive’a. Tej jesieni zawiódł już Lair, Heavenly Sword nie spełnił do końca oczekiwań, cała nadzieja pozostała w ostatnim z zapowiadanych na 2007 rok killerów. Balon napompowano nieprawdopodobnie. Zalew trailerów, pierwsze wrażenia z wersji preview, to się nie mogło nie udać. Pytanie brzmiało raczej, ile na tym diamencie pojawi się rys.
Przygoda, przygoda
Nathan to ucieleśnienie marzeń każdego chłopca o byciu Indianą Jonesem XXI wieku. Najczęściej odważny madafaka nie ustępujący w sposobie wymierzania sprawiedliwości i liczbie eksterminowanych Marcusowi Fenixowi z Gears of War. W przerwach między widowiskową wymianą ognia fajtłapa zabawiający towarzyszkę podróży kolejnymi potknięciami, czasem też brzydsza wersja Lary Croft. Dokładnie w takich właśnie proporcjach. Nasz poszukiwacz skarbów przedstawia się w momencie wyławiania trumny brytyjskiego szlachcica, poszukiwacza skarbów sir Francisa Drake’a. Ta zamiast ciała nieboszczyka kryła w sobie przez setki lat mały notes, będący punktem wyjścia do kolejnych czekających nas egzotycznych przygód Nathana. Wyruszamy bowiem na poszukiwania zaginionego, mitycznego El Dorado, które ku naszemu zdziwieniu okaże się nie tym, do czego przyzwyczaiły nas legendy.
Większa część historii rozgrywa się na malowniczej wyspie Pacyfiku. W towarzystwie sympatycznej dziennikarki przeżyjemy katastrofę samolotu, zwiedzimy spory kawałek dżungli, kilka zaginionych miast, katakumby, łódź podwodną i wiele, wiele więcej. Jeśli nadchodzący filmowy Indiana Jones zafunduje nam takie atrakcje, to fani będą zachwyceni. Bo tym w istocie jest Uncharted. Interaktywnym filmem, gdzie niezauważalnie przechodzimy z przerywników filmowych do właściwej rozgrywki, gdzie nie uświadczymy podczas gry ani jednego loadingu, kolejne akty następują po sobie niemal niezauważalnie – to jest pojęcie next-gen, to jest nowa jakość. Fabuła tak wciąga, że nie umiemy odejść od ekranu. Magia kolejnych lokacji, ich niepowtarzalność powodują, że chcemy za wszelką cenę iść dalej i dalej, aby dowiedzieć się, co znajdziemy za kolejnym zakrętem i czym jeszcze zaskoczą nas panowie z Naughty Dog. Wiem to po sobie, bo sporo ostatnio niedosypiałem – żeby w tym wieku takie rzeczy...
Hej, szable w dłoń
Szable w dłoń to brał pewnie Francis Drake, gdy szukał swojego El Dorado – jego potomek korzysta z bardziej konwencjonalnych narzędzi zagłady. Jako że gra raczej jest rasową strzelanką TPP, a nie kolejnym Tomb Raiderem, arsenał musiał być konkretny. Kilka rodzajów pistoletów, karabiny, poczciwy i niezawodny shotgun, granatnik, karabin snajperski. Jednorazowo przy sobie możemy mieć jeden pistolet i jedną większą giwerę. Amunicji też za wiele nie dźwigniemy, wymusza to korzystanie ze wszystkich gratów pozostawianych przez przeciwników, przez co niemożliwe jest skoncentrowanie się na ulubionym rodzaju broni. I w sumie dobrze, bo strzelanie jest tu frajdą. Pamiętamy Gears of War? Pamiętamy. System rozgrywania walk jest praktycznie identyczny. Jeden z klawiszy odpowiada za przywieranie do przeznaczonych do tego części otoczenia – murków, ścian, wraków samochodów, paczek. Możemy swobodnie turlać się za kolejne przeszkody, część naszych osłon jest zniszczalna. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że walka jest bardziej dynamiczna niż w GoW i przez to nieco bardziej chaotyczna.