autor: Rafał Nowocień
Axis & Allies - recenzja gry
AA to gra osadzona w realiach II Wojny Światowej, w której rozgrywka toczy się na poziomie strategicznym (przemieszczanie jednostek między państwami na dużej, ładnie przygotowanej mapie świata) i taktycznym (klasyczne bitwy toczone w czasie rzeczywistym).
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Jak mówi stare przysłowie, sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Ta stara prawda sprawdza się także i w grach: producenci i wydawcy bacznie obserwują konkurencję, a gdy tylko jakiś tytuł zajaśnieje blaskiem na tle przeciętnej konkurencji, skwapliwie biorą się do kopiowania. Co się kopiuje? Wszystko – pomysły na poziomy, rozwiązania graficzne, fabułę lub wręcz całą grę, łącznie z interfejsem gracza. Plaga ta dotyka wszystkich gier bez wyjątku i nie ma przed nią obrony (podobnie jak przed piratami, którym niestraszne żadne zabezpieczenia). Jedną z gier, które nie umknęły czujnemu oku „kopistów”, jest skądinąd znakomita strategia Rise of Nations, będąca z kolei twórczym rozwinięciem serii Age of Empires. Efektem tej działalności jest gra Axis & Allies, będąca połączeniem RTS-a i strategii turowej. Co prawda TimeGate Studios, twórca gry, zarzeka się, że ich produkcja powstała na podstawie znanej planszówki, ale gra w wielu rozwiązaniach do złudzenia przypomina RoN.
Zacznijmy jednak od początku. AA to gra osadzona w realiach II Wojny Światowej, w której rozgrywka toczy się na poziomie strategicznym (przemieszczanie jednostek między państwami na dużej, ładnie przygotowanej mapie świata) i taktycznym (klasyczne bitwy toczone w czasie rzeczywistym). W trakcie kampanii głównej dla pojedynczego gracza (nazwanej po prostu Campaign) możemy wybrać stronę konfliktu, którą zagramy (Wielka Brytania, USA, ZSRR, Niemcy, Japonia) i konkretnego generała (każdy z nich ma cztery unikalne cechy, które pomagają jego żołnierzom w walce). Posiadane terytoria przynoszą określony dochód na rundę – pieniądze zebrane ze wszystkich posiadanych państw możemy wydać na nowe regimenty (podstawowa jednostka w grze), ulepszenie danego regimentu (kolejno, od piechoty, przez piechotę zmechanizowaną, czołgi, po te same jednostki dysponujące lotniskami), czy wreszcie konkretne technologie wojskowe, pomagające w starciach taktycznych (np. ulepszone zaopatrzenie w paliwo, skuteczniejsze karabiny piechoty czy zwiększona żywotność jednostek).
Jednostki możemy przesuwać pomiędzy obszarami (nie martwiąc się o takie drobiazgi, jak np. zapewnienie transportu przez ocean), zajmując kolejne tereny, a tym samym zwiększając swój dochód. Oczywiście przeciwnik robi to samo, w końcu więc musi dojść do starcia. W takiej sytuacji mamy trzy opcje do wyboru – szybkie rozstrzygnięcie, bitwa, czy wreszcie obserwacja. W pierwszym przypadku komputer porównuje siłę jednostek biorących udział w starciu i ich zaawansowanie technologiczne, po czym, uwzględniając wszystkie modyfikatory, losuje wynik starcia – najsłabsza z pokonanych jednostek ginie, a pozostałe wycofują się na najbliższe terytorium własne lub sojuszniczne. Gdy wybierzemy bitwę, rozpoczyna się klasyczna rozgrywka w czasie rzeczywistym – trzeba zakasać rękawy i zabierać się za produkcję żołnierzy. Jest jeszcze opcja obserwacji, aktywna tylko w przypadku, gdy dochodzi do starcia między przeciwnikiem a jednym z naszych aliantów – tu nie mamy nic do powiedzenia, możemy jedynie obserwować poczynania obu komputerowych graczy i czekać na wynik bitwy.
Rozgrywka na poziomie strategicznym nie poraża szczególnym rozbudowaniem, wygląda wręcz skromnie. Przy zdobywaniu poszczególnych terytoriów nie dostajemy niczego poza dochodami do kasy, a przydałoby się dodanie tu kilku bajerów, takich jak choćby możliwość zdobycia dodatkowych surowców. Największym mankamentem jest tu jednak dość swobodne, delikatnie mówiąc, potraktowanie geografii – Półwysep Skandynawski to jedna kraina, bez podziału na Norwegię, Szwecję i Finlandię. Podobnie potraktowano Włochy i Bałkany, wrzucając je do jednego worka.