Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 października 2004, 10:54

autor: Piotr Deja

Shade: Gniew Aniołów - recenzja gry

„Shade: Wraith of Angels” zapewnia sporo godzin dobrej zabawy dla tych, którzy lubią platformówki 3D w klimatach grozy. Wrażenia z gry przypominają mi sinusoidę. Raz patrzyłem zachwycony, raz śmiałem się do rozpuku.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Losy gier komputerowych, które zostały już wydane, są najróżniejsze. I nie mowa tu o tym, co zapowiadają ich twórcy, gdyż to zawsze są same superlatywy. Jedne produkcje stają się hitami, inne zupełnie odstają od obietnic producentów. Do której grupy wpasować niedawno wyprodukowany przez Black Element Software, a wydany przez Cenegę Publishing Shade: Wraith of Angels? Odpowiedź nie może być prosta ani jednoznaczna... Shade miał szansę stać się hitem, gdyż pełen jest świeżych i ciekawych pomysłów. Niestety jednak – ogólne niedopracowanie strąciło tę grę w odmęty średnich, nie wyróżniających się gierek. Czy w takim razie warto się nim w ogóle interesować? Czy też lepiej od razu postawić ocenę, która nie przysporzy grze żadnych nabywców? To zależy od tego, z której strony patrzy się na produkt – Shade może dla jednych być nic nie wartą szmirą, innym dać wiele godzin wspaniałej zabawy. Po przeczytaniu recenzji mam nadzieję, że każdy z Was sam będzie wiedział, jaką ocenę wystawić grze.

Zaczyna się dość ciekawie. Nauka gry (tutorial) zrobiona została w formie snu. Miły, żeński głos oznajmia kolejne polecenia i sposoby pokonywania przeszkód, a my przemieszczamy się w sennej mgle wypełniającej starożytne korytarze. Co jakiś czas gra przerywana jest krótkimi wstawkami pokazującymi bohatera przewracającego się w łóżku. Potem przechodzimy do intra – tam, siedząc w pociągu, główny bohater czyta list i jednocześnie my poznajemy jego treść. Tak zostajemy wprowadzeni w fabułę gry.

Niektóre momenty w grze, takie jak formowanie się anioła, mogą wywołać jęk zachwytu.

Trafiamy następnie do opuszczonego miasteczka. Pustka, zapomnienie, potęgowane przez odpowiednią muzykę i szum wiatru, sprawiają, że ciarki przechodzą nam po plecach. Jednocześnie czujemy, że dzieje się tu coś niedobrego... A przecież ktoś musiał tu mieszkać, wszak otaczające stację kolejową domy nie powstały same z siebie. Później hotel – dołączają tu niesamowite wizje, a raczej zniekształcenia otaczającego nas świata. Trudno to opisać, to trzeba zobaczyć! Dalej odwiedzimy kościół i podziemia, gdzie przyjdzie nam rozwiązać całkiem ciekawą zagadkę. Powiem szczerze – rozwiązując ją na kartce papieru i ostro główkując miałem nadzieję, że później będzie więcej takich momentów. Niestety – choć później w grze występują jakieś zagadki, są one dziecinnie proste nawet dla średnio zaawansowanego gracza. To pierwszy zarzut i przykład czegoś, co można było rozwinąć – a co rozwinięte nie zostało.

Gra, prócz początkowych poziomów, zabierze nas także do trzech innych krain. Pierwsza to Średniowiecze – do spenetrowania czeka tu opuszczone miasto, połączone z ruinami zamku oraz wielkim cmentarzem. Dużo czasu spędzimy w różnych podziemiach i katakumbach, a na brak towarzystwa na pewno nie będziemy narzekać. Przeciwnicy są starannie wykonani i dość różnorodni. Spotkamy tu zombie w różnych formach – od popalonych ciał do ubranych w szmaty i wymachującymi deskami umarlaków. Do tego dochodzą wykopujący się z ziemi rycerze z mieczami, buławami i halabardami, paladyni w ciężkich do przebicia zbrojach i wielcy rogaci strażnicy z młotami lub toporami. Później spotykamy także szkielety, lecz są to odpowiedniki poprzednich przeciwników, tylko inaczej wyglądają. Tak samo jest z magami rzucającymi kule ognia i kwasu oraz z łucznikami.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.