autor: Piotr Deja
Shade: Gniew Aniołów - recenzja gry
„Shade: Wraith of Angels” zapewnia sporo godzin dobrej zabawy dla tych, którzy lubią platformówki 3D w klimatach grozy. Wrażenia z gry przypominają mi sinusoidę. Raz patrzyłem zachwycony, raz śmiałem się do rozpuku.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Losy gier komputerowych, które zostały już wydane, są najróżniejsze. I nie mowa tu o tym, co zapowiadają ich twórcy, gdyż to zawsze są same superlatywy. Jedne produkcje stają się hitami, inne zupełnie odstają od obietnic producentów. Do której grupy wpasować niedawno wyprodukowany przez Black Element Software, a wydany przez Cenegę Publishing Shade: Wraith of Angels? Odpowiedź nie może być prosta ani jednoznaczna... Shade miał szansę stać się hitem, gdyż pełen jest świeżych i ciekawych pomysłów. Niestety jednak – ogólne niedopracowanie strąciło tę grę w odmęty średnich, nie wyróżniających się gierek. Czy w takim razie warto się nim w ogóle interesować? Czy też lepiej od razu postawić ocenę, która nie przysporzy grze żadnych nabywców? To zależy od tego, z której strony patrzy się na produkt – Shade może dla jednych być nic nie wartą szmirą, innym dać wiele godzin wspaniałej zabawy. Po przeczytaniu recenzji mam nadzieję, że każdy z Was sam będzie wiedział, jaką ocenę wystawić grze.
Zaczyna się dość ciekawie. Nauka gry (tutorial) zrobiona została w formie snu. Miły, żeński głos oznajmia kolejne polecenia i sposoby pokonywania przeszkód, a my przemieszczamy się w sennej mgle wypełniającej starożytne korytarze. Co jakiś czas gra przerywana jest krótkimi wstawkami pokazującymi bohatera przewracającego się w łóżku. Potem przechodzimy do intra – tam, siedząc w pociągu, główny bohater czyta list i jednocześnie my poznajemy jego treść. Tak zostajemy wprowadzeni w fabułę gry.
Trafiamy następnie do opuszczonego miasteczka. Pustka, zapomnienie, potęgowane przez odpowiednią muzykę i szum wiatru, sprawiają, że ciarki przechodzą nam po plecach. Jednocześnie czujemy, że dzieje się tu coś niedobrego... A przecież ktoś musiał tu mieszkać, wszak otaczające stację kolejową domy nie powstały same z siebie. Później hotel – dołączają tu niesamowite wizje, a raczej zniekształcenia otaczającego nas świata. Trudno to opisać, to trzeba zobaczyć! Dalej odwiedzimy kościół i podziemia, gdzie przyjdzie nam rozwiązać całkiem ciekawą zagadkę. Powiem szczerze – rozwiązując ją na kartce papieru i ostro główkując miałem nadzieję, że później będzie więcej takich momentów. Niestety – choć później w grze występują jakieś zagadki, są one dziecinnie proste nawet dla średnio zaawansowanego gracza. To pierwszy zarzut i przykład czegoś, co można było rozwinąć – a co rozwinięte nie zostało.
Gra, prócz początkowych poziomów, zabierze nas także do trzech innych krain. Pierwsza to Średniowiecze – do spenetrowania czeka tu opuszczone miasto, połączone z ruinami zamku oraz wielkim cmentarzem. Dużo czasu spędzimy w różnych podziemiach i katakumbach, a na brak towarzystwa na pewno nie będziemy narzekać. Przeciwnicy są starannie wykonani i dość różnorodni. Spotkamy tu zombie w różnych formach – od popalonych ciał do ubranych w szmaty i wymachującymi deskami umarlaków. Do tego dochodzą wykopujący się z ziemi rycerze z mieczami, buławami i halabardami, paladyni w ciężkich do przebicia zbrojach i wielcy rogaci strażnicy z młotami lub toporami. Później spotykamy także szkielety, lecz są to odpowiedniki poprzednich przeciwników, tylko inaczej wyglądają. Tak samo jest z magami rzucającymi kule ognia i kwasu oraz z łucznikami.