autor: Maciej Hajnrich
Unreal Tournament 2004 - recenzja gry
Trzecia odsłona krwawego, wirtualnego sportu zapoczątkowanego w roku 1999 przez zespoły Epic Games Inc. i Digital Extremes. Unreal Tournament 2004 zawiera wszystko to, co znalazło się w Unreal Tournament 2003 oraz wiele więcej...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Unreal Tournament 2004 jest już trzecią częścią serii gier stworzonych z myślą o rozgrywce sieciowej, dlatego też brak w nim typowego trybu singleplayer (dla graczy żądnych „samodzielnych” przygód powstał Unreal i Unreal 2). To, co na początku może wydawać się wadą gry, jest jej największą zaletą – w przypadku UT zapoczątkowaną w 1999 roku (wspólnie z Quake III Arena) i nieustannie trwającą po dziś dzień. I chociaż rynek gier komputerowych zmienia się wraz z upodobaniami graczy, to nowy UT znów znajduje się wśród najlepszych. O ile półtorej roku temu walczył o byt z Battlefield 1942, wcześniej z Q3, to teraz jest zdecydowanym liderem. Zdecydowanym nie tylko dlatego, że jest lepszy od konkurencji, ale również ze względu na fakt, iż nie ma podobnych mu konkurentów. Można zadać sobie pytanie – a co z UT 2003? Czy warto inwestować w nową grę, która nie będzie się zbytnio różnić od swojej poprzedniczki? Odpowiedź brzmi: warto! Mimo, że zmiany nie są kolosalne, to jednak znaczne, gra zawiera wszystkie najlepsze elementy poprzedniczek plus kilka nowych, a przy tym trzyma swój fason – dla tego warto.
Sam jestem zwolennikiem realistycznych gier akcji, gdzie „absurdy” nie mają prawa bytu, a że produkcje typu Medal of Honor, wspomniany Battlefield 1942, czy wydane niedawno Call of Duty oraz Far Cry w zupełności wystarczają, toteż mam sceptyczne nastawienie do „lekko niepoważnych” gier. Dlatego też, mimo sympatii jaką darzyłem poprzednie części, do UT2004 podszedłem z pewną rezerwą. Negatywne odczucia znikły bez śladu już po kilku minutach spędzonych przy wersji demo, nie mówiąc nawet o pełnej wersji gry. Bez cienia wątpliwości – Unreal Tournament trzyma się świetnie i pewnie nie prędko pozwoli o sobie zapomnieć.
Potyczki w UT2004 są bardzo dynamiczne (wydają się jeszcze szybsze, niż poprzednio) i to bez względu na tryb gry. Element planowania gry w rozgrywkach drużynowych w pierwszym momencie schodzi na dalszy plan – liczy się przede wszystkim zabawa, która rośnie proporcjonalnie do czasu spędzonego nad grą. Kiedyś myślałem, że tego typu gry są dobre ze względu na czas, który można im poświęcić, że wystarczy przysłowiowe pół godzinki, aby się zrelaksować rozgrywając kilka meczy. W istocie jednakże, tak nie jest. Dobra zabawa wciąga! Nie można zapomnieć o mutatorach udziwniających podstawowe zasady gry, ani także o modach, których nie sposób się doliczyć. UT prosi się, aby w niego zagrać? Może nie koniecznie, ale na pewno warto.
W pierwszym stadium bardziej lub mniej świadomego zauroczenia dążysz przede wszystkim do opanowania umiejętności walki, zapoznania się z nowym orężem (jeśli wcześniej nie miałeś styczności z UT), szczególnie w deathmatchu. Natomiast we wszystkich trybach opierających się na grze zespołowej pojawia się jeszcze kilka innych elementów wartych opanowania, w których walka jest tylko częścią rozgrywanego scenariusza.