Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Kholat Recenzja gry

Recenzja gry 5 czerwca 2015, 16:00

Recenzja gry Kholat - tylko dla fanów Dear Esther i Zaginięcia Ethana Cartera

Twórcy z polskiego studia IMGN.pro wiedzą, jak skupić uwagę na ich debiutanckiej grze pod tytułem Kholat. Ciekawy temat, związany z autentyczną, do dziś niewyjaśnioną historią, Sean Bean i Andrzej Chyra jako narratorzy. Co wyszło z tej mieszanki?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. świetny klimat;
  2. bardzo dobra muzyka;
  3. sugestywne lokacje;
  4. swoboda eksploracji.
MINUSY:
  1. system zapisu;
  2. chwilami nużąca;
  3. tylko dla fanów gier podobnych do Dear Ester.

Trzeba przyznać, że rodzimi deweloperzy całkiem nieźle sobie ostatnio poczynają, zasypując nas dobrymi lub wręcz rewelacyjnymi tytułami. Nie wspominając już nawet o Wiedźminie 3 – wystarczy wymienić Lords of the Fallen, Zaginięcie Ethana Cartera czy This War of Mine. W tę dobrą passę zamierza się również wstrzelić polskie studio IMGN.pro ze swoją pierwszą grą zatytułowaną Kholat. Już sam pomysł wykorzystania rzadko eksploatowanej, na dodatek autentycznej i tajemniczej historii jako tematu przewodniego, wydaje się być strzałem w dziesiątkę. W lutym 1959 roku grupa studentów pod przewodnictwem Igora Diatłowa udała się na małą wyprawę w góry Ural. Gdy nikt nie wrócił w ustalonym terminie – ich śladem ruszyła ekipa ratunkowa, która odkryła makabryczną prawdę. Wszyscy uczestnicy zostali znalezieni martwi, niektórzy z wyziębienia, paru z poważnymi obrażeniami wewnętrznymi. Ślady wskazywały, że drużyna w panice opuściła namiot, częściowo bez odzieży, boso przy 18 stopniowym mrozie i próbowała schronić się z jakiegoś powodu na drzewach. Przyczyn nagłej ucieczki oraz doznanych urazów nigdy nie wyjaśniono, wokół historii grupy Diatłowa narosło więc sporo teorii i hipotez – od całkiem zwyczajnych po sugerujących działanie sił paranormalnych. W grze Kholat, podobnie jak Diatłow i jego przyjaciele, zaczynamy na stacji kolejowej miasteczka Iwdiel, by stamtąd ruszyć śladem owej tragicznej ekspedycji.

Interaktywna książka

Jeśli ktoś oczekiwał po Kholacie survival horroru, to niestety mocno się zawiedzie. Nie ma tu akcji, używania przedmiotów czy choćby prostych zagadek do rozwikłania. Kholat jest drugą chyba z gatunku – po Dear Esther – opowieścią, którą poznaje się, wyłącznie chodząc po okolicy. To w pewnym sensie interaktywna książka, której kartki musimy pozbierać sobie sami, a ich kolekcjonowanie stanowi w zasadzie jedyną czynność, jaką przychodzi nam wykonywać w grze, swobodnie wędrując po otwartym, dość sporym obszarze. Po drodze odnajdujemy zapiski samych studentów, dziennik grupy ratowniczej oraz różne artykuły prasowe i listy dotyczące tego, co od dawna działo się w okolicy. Aby ukończyć grę, wystarczy odszukać tylko część z nich, jeśli jednak poświęcimy eksploracji odpowiednio więcej czasu, dowiemy się też innych rzeczy i ciekawostek. Warto to zrobić, bo wątek fabularny nie zabiera więcej niż 4–6 godzin w zależności od tego, ile wiadomości zbierzemy i jak bardzo będziemy błądzić po niegościnnej okolicy. Sama nawigacja z mapą i kompasem nie jest specjalnie skomplikowana, ale kilka razy zdarzyło mi się chodzić w kółko – umiejętnie budowany klimat wtedy pryska, a gra staje się trochę frustrująca. Poziom trudności okazuje się niewielki i najprawdopodobniej zależy właśnie od naszej sprawności w przemierzaniu terenu. Pomarańczowe zjawy, które mogą nas zabić, pojawiają się bardzo rzadko i jeśli tylko nie będziemy stać jak kołek, to bez problemu damy radę im uciec – zajmuje to kilka sekund. W dwóch oskryptowanych momentach, gdy musimy nagle się schować lub biec, gra dyskretnie i dość pomysłowo sugeruje miejsce czy kierunek ucieczki.

Napotykane po drodze obozy to również punkty zapisu.

Jest mroźno i ponuro…

Graficznie Kholat nie zachwyca tak bardzo jak np. Ethan Carter – obiekty nie są zbyt bogate w szczegóły, las i góry podczas nocnej śnieżycy nie oferują za wiele do podziwiania, ale oprawa wizualna broni się na pewno koncepcją artystyczną i budowaniem sugestywnej atmosfery. Pokryte śniegiem skały w kształcie czaszki, zagajniki, wiszące mosty w nocnym blasku księżyca budują naprawdę świetny klimat, a od czasu do czasu docieramy do jakieś szczególnej, ważnej dla fabuły lokacji. Spalony las czy ogromne dziwne drzewo – każde takie miejsce robi wrażenie i z pewnością zostanie w pamięci. Znając wcześniej materiały na temat tragedii grupy Diatłowa, zauważymy, że namiot członków wyprawy, który znajdujemy, jego otoczenie, stare narty wbite w śnieg – wszystko to wygląda tak jak na oryginalnych zdjęciach z akcji ratunkowej. Klimatycznej oprawie graficznej towarzyszy też bardzo dobre udźwiękowienie i rewelacyjna muzyka. Szum wiatru, kapiące krople w jaskiniach, jakieś złowrogie wycie w oddali potęgują ciężką, ponurą aurę, obecną przez całą rozgrywkę. Piosenka wykonywana w trakcie wyświetlania napisów końcowych od razu skojarzy się z Silent Hill i nic w tym dziwnego! Autorzy zaprosili do współpracy Mary Elizabeth McGlynn, której przejmujące kawałki towarzyszą słynnej serii horrorów, a ten z Kholata jest równie dobry!

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

DalethTichy VIP 4 lutego 2020

(PC) Kholat to gra, która męczy swoją mechaniką i nie daje nic w zamian.

4.0
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.