autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Assassin's Creed: Unity - Arno Dorian, zabójca nowej generacji
Unity zabiera nas do pełnego przepychu i tłumów na ulicach Paryża. Jeszcze żadne wirtualnie miasto nie miało w sobie tyle życia, ile ma stolica Francji sprzed ponad dwustu lat. Obecność w trakcie zwiedzania obowiązkowa.
- gęsty od tłumów, zróżnicowany architektonicznie, żyjący Paryż;
- większy realizm świata przedstawionego;
- wprowadzenie bardziej spójnych elementów RPG;
- zadania dodatkowe mające konkretny wpływ na sposób wykonania misji głównej;
- większy nacisk na skradanie się; implementacja osłon;
- walka wręcz wymagająca większego skupienia i wyczucia chwili;
- znakomita oprawa wizualna, choć…
- …w wersji konsolowej wyraźnie daje o sobie znać brak full HD;
- niemal nieobecny wątek współczesny;
- nadal niezbyt lotna sztuczna inteligencja,
- drobne błędy techniczne możliwe do wyeliminowania za pomocą niewielkiej łatki,
- twórcom zabrakło chyba czasu na implementację jakiegoś przewodniego rozwiązania gameplayowego.
Pamiętam, że gdy tylko Ubisoft zapowiedziało drugą część serii Assassin’s Creed wiedziałem, że kiedyś przyjdzie taki czas, w którym wraz z zakonem asasynów trafimy w realia Rewolucji Francuskiej. Epoki tej, jako jednej z najciekawszych po prostu nie dało się pominąć i pomimo to, że wcześniej zwiedziliśmy inne miasta Europy, poznaliśmy wschodnie wybrzeże rodzących się Stanów Zjednoczonych i Karaiby, byłem całkowicie przekonany co do tego, że francuska firma tylko czeka na najlepszą okazję, aby przedstawić fragment historii swojego kraju. Nowa generacja konsol umożliwiła znaczne podkręcenie skali przygód, i twórcy nie mogli zaprzepaścić takiej okazji.
Arno Doriana, głównego bohatera Assassin’s Creed: Unity, poznajemy w momencie, kiedy jako kilkuletni brzdąc wraz z ojcem przybywa do pałacu w Wersalu. Tu poznajemy swoją przyszłą miłość, ale przede wszystkim w królewskich włościach ważą się losy chłopca, którego ojciec zostaje zabity w tajemniczych okolicznościach. Po latach w równie zagadkowy sposób ginie jego opiekun. Arno nie pozostaje nic innego, jak tylko pomścić śmierć bliskich mu osób. Jest koniec XVIII wieku, w Paryżu rozpoczyna się Wielka Rewolucja Francuska, król i szlachta tracą głowy pod ostrzem gilotyny, a ulice miasta zamieniają się w chaotyczne miejsce starć ekstremistów i protestów zwykłych mieszkańców.
Arno nie jest tak charyzmatyczną postacią jak Ezio czy Edward, niemniej pobudki jego działania są dobrze zrozumiałe. Jego problemem bywa zapalczywość, za co zresztą będzie musiał wcześniej czy później zapłacić niemałą cenę, ale jako kolejny bohater sagi asasynów spisuje się całkiem nieźle. Fabuła Unity przez większość czasu sprawia wrażenie bardziej koherentnej, zrozumiałej. Jest pozbawiona większych skoków czasowych. Ma się wrażenie, że od samego początku jest czymś w rodzaju oświeceniowego kryminału, w którym Arno po nitce dociera do kłębka okazującego się czymś znacznie więcej niż z początku się wydawało. Mnie takie postawienie sprawy bardzo się podoba, bo przyznam, że w pewnym momencie Black Flag, nie grając weń regularnie, pogubiłem się zupełnie w chronologii wydarzeń.