Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

StarCraft II: Legacy of the Void Przed premierą

Przed premierą 9 kwietnia 2015, 15:47

autor: Luc

Testujemy Legacy of the Void, najnowszy dodatek do gry StarCraft II

Niedawno rozpoczęte zamknięty beta-testy Legacy of the Void świetnie pokazują, w jakim kierunku Blizzard chce popchnąć StarCrafta II. Zamiast kilkudziesięciominutowych nudnych pojedynków otrzymamy szaloną akcję.

Przeczytaj recenzję Recenzja gry StarCraft II: Legacy of the Void - wielki finał rozczarowuje

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

Strategie czasu rzeczywistego nie mają w ostatnich latach łatwego życia. Skupiające się na „nudnej” ekonomii i nieszczególnie efektowne w porównaniu z grami MOBA, które wyrosły na ich fundamentach, nie oferują potencjalnemu przeciętnemu widzowi niczego nowego, czym mogłyby go przyciągnąć. Wolniejsze tempo, długi okres przygotowawczy i manewry, które bez znajomości tematu wydają się pozbawionymi sensu podrygiwaniami – to z pewnością nie są elementy, jakich poszukuje masowy odbiorca, śledzący na bieżąco e-sportową scenę. Publiczność po prostu się zmieniła i obecnie ceni sobie przede wszystkim wartką akcję od pierwszych chwil rozgrywki. Tego w serii StarCraft nigdy nie było (przynajmniej nie na taką skalę jak w innych nastawionych na e-sport tytułach)... choć studio Blizzard najwyraźniej za punkt honoru postawiło sobie uczynienie swojego flagowego RTS-a tak bardzo widowiskowym, jak to tylko możliwe. I to w przypadku trwających zamkniętych beta-testów Legacy of the Void widać już w kilka sekund od rozpoczęcia pojedynku.

Szybciej, więcej, efektowniej

Odpalając główne menu, nie znajdziemy, niestety, przesadnie wielu opcji. Podczas pierwszej fazy testów autorzy zdecydowali się oddać do dyspozycji graczy tylko zwykłe pojedynki 1 na 1 oraz tryb archonta. O kampanii z oczywistych względów można zapomnieć, intrygująco brzmiący tryb sprzymierzonych dowódców póki co także jest niedostępny. Pozostałe konfiguracje spotkań (tj. 2 na 2, 3 na 3 i 4 na 4) również nie zostały jeszcze odblokowane, podobnie zresztą jak granie przeciwko SI. Na dobrą sprawę wyboru nie ma więc żadnego, ale to, co otrzymaliśmy, w zupełności wystarcza, by zaobserwować, w jakim kierunku podąża Blizzard. Każdą z rasowych zmian omówię w dalszej części tekstu, ale dla całokształtu zdecydowanie najistotniejsze są modyfikacje gameplayowe. Być może nie ma ich zbyt wiele, jednak całkowicie zmieniają charakter rozgrywki. Do tych najistotniejszych należy przede wszystkim zwiększenie liczby robotników, z jakimi zaczynamy rozgrywkę. Wcześniej dysponowaliśmy „zaledwie” sześcioma, teraz jest ich aż dwunastu! Na pierwszy rzut oka nie wygląda to przesadnie imponująco, ale zmienia absolutnie wszystko – już od samego początku posiadamy dzięki temu znacznie więcej surowców, a stawianie pierwszych istotnych budowli możemy zacząć w przeciągu kilku sekund zamiast dotychczasowych kilkudziesięciu. Oznacza to także mnóstwo dodatkowych opcji – zamiast utartej kolejności wznoszenia budynków możemy praktycznie już na starcie zacząć budować kombinacje, których stworzenie zajęłoby wcześniej dużo więcej czasu. Zmiana w liczebności robotników ma także bardziej „przyziemny” skutek – od samego początku po prostu jest co robić. Nie można pozwolić sobie na przestoje, a błyskawiczne narastanie dostępnych surowców zwiększa tempo naszych działań. Zalewani kolejnymi minerałami i gazem chcemy je w końcu jak najszybciej wykorzystać.

Adepci wyglądają fantastycznie, ale są mało przydatni.

Równie istotną modyfikacją jest także to, że ilość surowców wydobywanych z poszczególnych źródeł została solidnie zmniejszona. Nie dość więc, że pozyskujemy je dużo szybciej, to dodatkowo musimy się liczyć z faktem, że skończą się one o wiele prędzej niż do tej pory. Wymusza to konieczność zakładania zawczasu większej liczby baz i tworzenia większej liczby robotników, aby je w pełni wykorzystać. Nasze zasoby rosną zatem w zastraszającym tempie i o ile nie zabezpieczymy złóż odpowiednio wcześnie – po nieudanym ataku nie mamy już najmniejszych szans na powrót do gry. Już we wcześniejszych wersjach StarCrafta II stanięcie na nogi po odpartym tzw. „cheesie” (wczesnym, dokładnie skoordynowanym czasowo ataku) graniczyło z cudem, ale w Legacy of the Void jest to po prostu niemożliwe. Przymus większego inwestowania w robotnice, SCV i próbniki rodzi także inne, idące o wiele dalej konsekwencje. Więcej pracowników oznacza bowiem... mniej miejsca dla posiadanej armii. Zamiast około 160–170 miejsc dla jednostek walczących nagle okazuje się, że przy obsadzeniu kilku baz mamy do dyspozycji ich „zaledwie” 130–150. Mniejsze wojsko oznacza łatwiejszą kontrolę nad poszczególnymi oddziałami, a to z kolei przekłada się na istotniejszą rolę mikrozarządzania – kolejnego z elementów, który obok nacisku na dynamikę i akcję bardzo mocno zaznacza swoją obecność w Legacy of the Void. Widać to także w sposobie, w jaki zaprojektowano nowe jednostki, które w stylu grania poszczególnych ras zmieniają naprawdę wiele.

Po co komu nowe Heroes of Might and Magic, skoro nadchodzi Songs of Conquest
Po co komu nowe Heroes of Might and Magic, skoro nadchodzi Songs of Conquest

Przed premierą

W niszy, która powstała po porzuceniu przez Ubisoft serii Heroes of Might and Magic sukcesy odnosić mogą mniejsi twórcy, tacy jak Lavapotion. Ich Songs of Conquest może być najlepszą grą w stylu „hirołsów” od czasów kultowej trójki.

STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?

Przed premierą

W jednym z „fałszywych” zakończeń gry S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla bohater wyraża życzenie: „Chcę, by Zona zniknęła”. I rzeczywiście, cykl, który dał nam Strefę, zaginął na lata – aż teraz nagle zapowiedziano jego kontynuację. Czy to może się udać?

The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?
The Elder Scrolls VI - jaki powinien być następca Skyrima?

Przed premierą

Bethesda Softworks nie pozostawia nam złudzeń – upłynie jeszcze dużo czasu, zanim The Elder Scrolls VI trafi do naszych rąk. Jednak od premiery Skyrima minęło już prawie pięć lat, więc to pytanie samo ciśnie się na usta: czego oczekujemy od jego następcy?