Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Lollipop Chainsaw (2012) Recenzja gry

Recenzja gry 16 czerwca 2012, 08:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Lollipop Chainsaw - piła mechaniczna i minispódniczka kontra zombie

Słodka rozprawa z zombie za pomocą piły mechanicznej i głowy ukochanego. W tle lizaki, krwiożercze bestie i minispódniczka. Takie rzeczy tylko u Japończyków.

Recenzja powstała na bazie wersji PS3. Dotyczy również wersji X360

PLUSY:
  • całkiem przyzwoity i efektowny system walki;
  • gimnazjalny humor zabarwiony erotyką da się strawić;
  • przyjemne udźwiękowienie.
MINUSY:
  • powtarzalność i schematyczność;
  • miejscami źle zbalansowany poziom trudności;
  • dość krótka.

Szczerze mówiąc, nie wiem, z czego wynika ta nadprodukcja zombie w grach. Kiedyś tłumaczyłem to sobie faktem, że z takim żywym trupem można zrobić dosłownie wszystko, a o jego prawa nie upomni się żadna organizacja. Dziś skłonny jestem przyznać rację tym, którzy twierdzą, że denatów łatwiej picuje się programistom – jakaż oszczędność linijek kodu opisującego sztuczną inteligencję. Zombie na wojnie, zombie w laboratorium, zombie w szkole średniej San Romero. Ten ostatni przypadek jest wyjątkowo ciekawy. Co by się stało, gdyby Twoją szkołę nawiedziła plaga zombie, zamieniając uczniów i personel nauczycielski w nieumarłe monstra. Nie, nie myśl teraz o świętowaniu, ale postaw się w roli nastoletniej, no dobrze, osiemnastoletniej pannicy w stroju cheerleaderki zajmującej się eliminacją gnijących pokrak, której chłopak właśnie został przez jedną z nich ugryziony.

Co robisz? W imię romantycznej solidarności również dajesz się ugryźć? Uciekasz z krzykiem do mamusi? Czy odpiłowujesz głowę chłopaka od korpusu, wieszasz ją sobie u pasa, skąd jest bardzo dobry widok na to i owo i zabierasz się za likwidowanie potworów? Juliet Stirling z urokiem nastoletniej lolitki nie zastanawia się ani chwili i wybiera opcję numer trzy. W końcu pochodzenie z rodziny łowców do czegoś zobowiązuje. Uzbrojona w pompony i piłę spalinową dziewczyna przemierza płonące korytarze szkoły i pobliskie lokacje w celu odkrycia prawdy o pladze zombie, dekapitując przy okazji setki, jeśli nie tysiące, byłych kolegów.

Lollipop Chainsaw jest typowym przedstawicielem slasherów, w których – miast uczyć się na pamięć dziesiątków kombinacji ciosów – brniemy przed siebie, stąpając w kałużach juchy. Gra przeznaczona jest raczej dla starszych odbiorców z powodu połączenia estetyki gore z seksizmem, choć wszystko to i tak nurza się w gimnazjalnym nierzadko humorze niekiedy tylko wysublimowanym. W końcu siłą sprawczą tego dzieła jest Suda51, pan znany z łączenia różnych interesujących konwencji.

Pomimo takiej mieszanki, licznych podtekstów erotycznych i prymitywnych gagów, o dziwo, w Lollipop Chainsaw gra się całkiem przyjemnie. W dużej mierze jest to spowodowane stylem artystycznym produkcji, który całymi garściami czerpie z estetyki komiksu amerykańskiego, oraz dość elastyczną i całkiem efektowną mechaniką walki. W trakcie niej korzystamy z wszystkich czterech podstawowych przycisków pada, które odpowiadają za uderzanie pomponami, wykonywanie przeskoków ponad przeciwnikami oraz cięcia niskie i normalne piłą spalinową. Pomagamy sobie możliwością namierzania jednego celu. To wszystko w odpowiednich kombinacjach całkowicie wystarcza, aby ukończyć grę na poziomie normalnym. Jeżeli jednak chcemy nauczyć Juliet nowych ciosów, co jakiś czas możemy je zakupić w specjalnych maszynach. Podobnie zresztą zwiększamy siłę czy zdrowie, które w trakcie zabawy odnawiamy tytułowymi lizakami.

Walka z przeciwnikami odbywa się najczęściej w bardzo schematyczny sposób. Zwykłe zombie nie stanowią większego problemu nawet w dużej masie. Trochę szkoda, że z mocniejszymi oponentami, których rozpoznajemy po tym, że mają paski zdrowia, walczy się niemal zawsze identycznie – skok za plecy i piłowanie. Zero wyszukanej taktyki. Nieco lepiej prezentują się starcia z prawdziwymi bossami, których na swojej drodze napotykamy kilku. Przyznam, że spodobały mi się ich projekty: szalony zombie punk czy zombie wiking black metalowiec wywołują autentyczny uśmiech na twarzy. Zdecydowanie za dużo jest za to tzw. quick time eventów, które pojawiają się nawet wtedy, kiedy postać zostanie powalona na ziemię. Elementy te wydają się też o tyle zbędne, że wcale nie stanowią większego wyzwania, ponieważ mamy dostatecznie dużo czasu na spokojną reakcję. Ot, bardziej takie przeszkadzajki niż coś przydatnego czy urozmaicającego grę.

Od czasu do czasu natykamy się również na minigierki. Na przykład koszykówkę, podczas rozgrywki w którą w określonym czasie musimy uśmiercić za dwa lub trzy punkty wystarczającą liczbę zombie, by wygrać mecz. Problem w tym, że tego typu atrakcje nie zostały chyba za dobrze zbalansowane pod względem poziomu trudności. Oczywiście na wszystko są sposoby, ale już sam nie pamiętam, za którym podejściem udało mi się wreszcie obronić tort urodzinowy przed eksplozją. Kilkanaście razy przydaje się także głowa chłopaka, którą na przykład nasadzamy na korpus zombie, by móc nim sterować.

I o ile sama mechanika walki jest w porządku, o tyle rozczarowuje nieco techniczna strona gry i przygotowane przez autorów lokacje. Oczywiście nie ma mowy o żadnej swobodzie – idziemy wąskimi korytarzami, a na dodatek nie bardzo jest na czym zawiesić oko. No, chyba że na „plecach” bohaterki. W dodatku na obraz narzucony jest filtr, co zapewne ma służyć ukryciu faktycznej jakości oprawy wizualnej. Użyty do produkcji gry silnik Unreal Engine 3 autorzy opanowali przynajmniej na tyle, że nie ma żadnych problemów z zacinającą się animacją, wszystko działa płynnie, a jedyne, co może nieco razić, to przydługie loadingi.

Z przyjemnością pochwalę za to oprawę dźwiękową, za którą odpowiedzialny jest m.in. znany wszem i wobec w światku gier Akira Yamaoka. Poza tym towarzyszą nam różne piosenki – od typowego amerykańskiego „uczelnianego” rocka po – jak sądzę – jakiś cover wykonywany przez Cradle of Filth. W każdym razie zawiedzeni być nie powinniście.

Lollipop Chainsaw nie musi spodobać się wszystkim fanom dobrych slasherów, choć myślę, że projekt i zachowanie głównej bohaterki mają szansę przełamać lody w starciu z konserwatywnym graczem niekoniecznie lubiącym japoński sznyt. Suda51 wraz ze swym zespołem zdaje się być ostatnio na fali wznoszącej – w parze z dobrymi pomysłami idzie ich przyzwoite wykonanie. Przy zabawie z Juliet istnieje więc spora szansa, że wspólnie z bohaterką przez jakieś sześć do siedmiu godzin, bo tyle powinno wystarczyć na dotarcie do zakończenia, będziecie piszczeć z radości, rozczłonkowując setki otaczających Was zombiaków. I to nawet pomimo monotonii i schematyczności po jakimś czasie wkradających się do zabawy.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry Lollipop Chainsaw - piła mechaniczna i minispódniczka kontra zombie
Recenzja gry Lollipop Chainsaw - piła mechaniczna i minispódniczka kontra zombie

Recenzja gry

Słodka rozprawa z zombie za pomocą piły mechanicznej i głowy ukochanego. W tle lizaki, krwiożercze bestie i minispódniczka. Takie rzeczy tylko u Japończyków.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.