autor: Szymon Liebert
Rozrywka na strzępy – recenzja gry Prototype 2
Radical Entertainment powraca z grą Prototype 2, aby raz jeszcze zabrać nas do mrocznego i brutalnego uniwersum. To kolejny przyjemny sandbox, w którym jednak nie wszystko jest takie, jak byśmy chcieli.
- widowiskowy system walki i poruszania się;
- polowanie na ofiary, infiltrowanie baz;
- sandboksowe atrakcje w przystępnym wydaniu;
- niezłe nowe moce i przeciwnicy.
- dziwny bohater i chaotyczna fabuła;
- monotonne misje i brak wyzwań.
Prototype był jedną z ciekawszych gier 2009 roku, czym zyskał spore uznanie graczy. Dzieło studia Radical Entertainment zaskarbiło sobie sympatię odbiorców interesującym bohaterem, intrygującą fabułą, dużą dawką brutalności, widowiskowym systemem walki, nietypowymi misjami oraz sandboksową rozgrywką. Trzy lata później wracamy do mrocznego uniwersum Aleksa Mercera, aby tym razem stanąć z nim w szranki. Kanadyjskie studio ponownie stworzyło grę wciągającą i całkiem przyjemną, ale po drodze zgubiło kilka z wymienionych zalet pierwowzoru.
James, czyli Rico
Prototype 2 wprowadza nowego bohatera, Jamesa Hellera, afroamerykańskiego żołnierza, który powraca do domu z misji, aby odkryć, że jego rodzina została zabita przez Mercera. Scenarzyści podeszli do kreacji postaci w stereotypowy sposób. Kiedy słuchamy Hellera, od razu przypomina się Rico z trzeciego Killzone’a. Nasz podopieczny jest bowiem podobnie wulgarny, narwany i niezbyt rozgarnięty. Niestety, pomysł oparcia jego motywacji na chęci pomszczenia bliskich nie wzbudza żadnych emocji, bo heros od początku jest kompletnym popaprańcem, który odnajduje niepokojącą ulgę w bezrefleksyjnej eksterminacji wszystkiego, co się rusza. To kolejna postać w grach wideo, którą trudno polubić. Z drugiej strony płytkość Hellera jest zrozumiała, bowiem Prototype 2 rozgrywa się w turpistycznym uniwersum zagłady, gdzie niemal każda żywa istota myśli o zabijaniu lub niedługo padnie ofiarą zabójstwa.
Szkoda jednak, że autorzy nie znaleźli sposobu na rozbudowanie nowej postaci, żeby była równie ciekawa jak niegdyś Mercer. Sam Alex odgrywa tu rolę o tyle istotną, co bezsensowną. W „dwójce” przeobraża się z upadłego, ale zdeterminowanego antybohatera w chaotycznego neonazistę, który wymyślił plan tak przebiegły, że brzuch rozbolałby ze śmiechu niejednego geniusza zła. Zostawmy już jednak fabułę i całą otoczkę z nią związaną. W Prototype 2 kluczowa jest właściwa rozgrywka, a ta na szczęście broni się przed tak miażdżącą krytyką.
„Piaskownica” śmierci
Radical Entertainment podąża ścieżką wyznaczoną przez pierwowzór i inne produkcje sandboksowe. W grze wykonujemy kolejne zlecenia składające się na wątek główny lub angażujemy się w przeróżne aktywności ponadprogramowe. Twórcy przygotowali kilkanaście tak zwanych „operacji”, czyli misji pobocznych, z których większość jest co najmniej dwustopniowa (aktywujemy je, pożerając wskazane postacie lub logując się do systemu Blacknet). Mamy też dziesiątki znajdziek do zebrania i parę czynności do odfajkowania: możemy eliminować specjalne oddziały żołnierzy, szukać czarnych skrzynek lub oczyszczać „gniazda”. Za każde z tych działań otrzymujemy doświadczenie, poziomy oraz ulepszenia mocy.