autor: Krzysztof Gonciarz
Vanquish - recenzja gry - Strona 2
Vanquish to najsłabsza gra, jaką można zrobić, dysponując tak utalentowanym zespołem jak Hideki Kamiya i Shinji Mikami. Świetne momenty w krótkiej, wtórnej i nudnej produkcji to zbyt mało, żeby zachować kult marki Platinum Games nienaruszonym.
Tytuł składa się z pięciu rozdziałów, z których każdy – uśredniając – ma jakieś pięć poziomów. W sumie daje to ok. 6-7 godzin realnego czasu gry. Nie sugerujcie się jednak wbudowanym w nią licznikiem, bo nieświadomie, idąc śladem polskiego Call of Juarez, twórcy strzelili sobie w stopę, nie uwzględniając całego czasu spędzonego z padem. Oczywiście gra wciąż jest krótka – rozgrywka wydłuża się przez nieudane podejścia (bo i normalny poziom trudności potrafi dopiec), ale przy odrobinie obcykania da się większość etapów przejechać ekspresowo. Po ukończeniu kampanii można jeszcze zaliczyć szereg dodatkowych wyzwań: taki survival, tyle że do przejścia. Motywacją mają być też rankingi zdobytych punktów dla każdego poziomu z osobna. Jasne.
Bardzo dużą zaletą tytułu jest grafika, dopracowana i od strony technologicznej (uwaga posiadacze PlayStation 3 – Platinum zrobiło grę, która DZIAŁA na Waszej konsoli! Pozdrawiam takich jak ja frajerów, którzy zgrzytali zębami na loadingi w menu Bayonetty), i koncepcyjnej. Świetnie wymodelowana i animowana jest zbroja głównego bohatera, nowe detale zauważamy nawet po paru godzinach gry. Zwróćcie uwagę na rewelacyjny sposób, w jaki „budowane” są poszczególne rodzaje broni, kiedy przełączamy się pomiędzy nimi – coś niesamowitego (podobnie wyglądała animacja plastycznych „kostek”, przeciwników z późnej fazy Bayonetty). Super wykonano też niektóre typy wrogów – ogólnie: to naprawdę ładna gra. Zarówno pod względem postaci, jak i otoczenia. To ostatnie mogłyby być bardziej interaktywne, ale w końcu to japońska produkcja: statyczność wygrywa tu z możliwością wystąpienia jakiegoś buga. Stacja kosmiczna, na której toczy się akcja, przypomina trochę pewną lokację z Final Fantasy XIII. Szkoda, że spędzamy tam cały czas trwania gry. W Finalu takich miejsc było kilkanaście. I w każdym z nich przebywałem dłużej niż w tutejszej kampanii.
Zakończenie jest ciekawe, zapowiada kontynuację. Średnio w nią wierzę: myślę, że Vanquish to najsłabsza gra, jaką można zrobić, dysponując tak utalentowanym zespołem jak Hideki Kamiya i Shinji Mikami. Świetne momenty w krótkiej, wtórnej i w sumie nudnej jak flaki z olejem grze to zbyt mało, żeby zachować kult marki Platinum Games nienaruszonym. Może chcieli zrobić swoje Halo, może miała być to próba stworzenia czegoś bardziej komercyjnego, jednak nie wyszło. Gdyby w Polsce były wypożyczalnie gier, warto by było wziąć sobie Vanquisha na jeden wieczór i przetestować go z czystej ciekawości. Być dwie ligi wyżej od Quantum Theory, nie znaczy grać o puchary.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz
PLUSY:
- świetna grafika;
- szybka akcja;
- Platinum Games poskromiło PS3 (po przegranej bitwie o Bayonettę).
MINUSY:
- krótka;
- nudna;
- mało pomysłów na poprowadzenie rozgrywki;
- pierwszy odcinek serii, której zakończenia możemy nie zobaczyć.