Doom 3: Resurrection of Evil - recenzja gry
Co do tego, że oficjalny dodatek do Doom 3 powstanie, nie było wątpliwości. Pokonanie Cyberdemona i zamknięcie portalu do Piekła tak naprawdę nie rozwiązywało problemu, wszak w otchłani wciąż tkwił Malcolm Betruger – główny prowodyr całego zamieszania.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Co do tego, że oficjalny dodatek do Doom 3 powstanie, nie było żadnych wątpliwości. Pokonanie Cyberdemona i zamknięcie portalu do Piekła tak naprawdę nie rozwiązywało problemu, wszak w otchłani wciąż tkwił Malcolm Betruger – główny prowodyr całego zamieszania na Marsie. Tym samym szefowie firmy id Software pozostawili sobie otwartą furtkę do rozszerzenia historii o nowe wydarzenia, bezpośrednio związane z postacią demona (trzeba zaznaczyć, że wspomniany wyżej naukowiec, w trakcie inwazji przestał być człowiekiem).
Prawdziwe zło nigdy nie umrze!
Mimo całkowitego zniszczenia większej części kompleksu oraz śmierci wszystkich pracowników, firma Union Aerospace Corporation nadal interesowała się Marsem w kontekście naukowo-badawczym. Impulsem do działania stał się dziwny sygnał wysłany w przestrzeń kosmiczną z pierwszego obszaru wykopalisk archeologicznych. Ziemianie szybko zapragnęli to sprawdzić, odsuwając w niepamięć makabryczne wydarzenia, jakie miały miejsce w tej okolicy kilka miesięcy wcześniej. Pieczę nad nową misją powierzono dr Elizabeth McNeil, byłej podwładnej Malcolma Betrugera, która podejrzewając swojego szefa o niecne występki pod koniec 2145 roku, w trybie natychmiastowym została odesłana na Ziemię i tym samym uniknęła marnego losu swoich kolegów.
Gracz wcieli się w postać kosmicznego komandosa, który wraz z kompanami zostaje wysłany przez dr McNeil z misją zbadania pochodzenia sygnału. Kobieta podejrzewa, że ma on związek ze starożytną cywilizacją, zamieszkującą niegdyś Marsa. I nie myli się. Nasz bohater odnajduje tajemniczy artefakt, który powoduje pojawienie się nowej hordy istot z Piekła rodem. W tym samym momencie rozpoczyna się akcja gry.