autor: Maciej Hajnrich
Freedom Fighters - recenzja gry
Freedom Fighters to trzecioosobowa gra akcji stworzona przez zespół IO Interactive. Fabuła rozgrywa się w alternatywnej historii, w której to Związek Radziecki wygrał Zimną Wojnę z Zachodem i Armia Czerwona dokonała inwazji na Stany Zjednoczone.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Fabuła gry jest tak bardzo trywialna, że mógłbym pokusić się o jeszcze dosadniejsze stwierdzenie – „żenująca”. Bo jak inaczej nazwać tak niesamowicie oklepany temat, jakim jest zwalczanie komunistów, którym udało się zmienić bieg historii i przejąć kontrolę nad którymś z amerykańskich miast, a najlepiej jeśli jest nim Nowy Jork? Dodajmy do tego postać głównego bohatera, zwykłego hydraulika, na czele ruchu oporu, stawiającego sobie za cel oswobodzenie kraju z więzów „czerwonej” tyranii. Ale, prawdę mówiąc, jest mi to obojętne. Co więcej, w trakcie gry nie odnalazłem jakiś ideologicznych obrazów czy scen nawiązujących np. do przeszłości, próbujących tym samym stworzyć irracjonalną alternatywną rzeczywistość. W gruncie rzeczy rosyjskie flagi, plakaty nawołujące do wstąpienia do Armii Czerwonej, młoty, sierpy i złote gwiazdki to małoistotny element krajobrazu. No, może poza flagą, której zdobycie (i zastąpienie amerykańską) jest celem niemalże każdej misji. Na szczęście Freedom Fighters pozbawiona jest rutyny i każde kolejne zadanie niesie ze sobą nowe wyzwania.
Baza główna ulokowana jest pod ziemią, w kanalizacji, i stąd też główny bohater Chris, jakby nie było – hydraulik, rozpoczyna każdą swoją misję. Z tego miejsca wydawane są polecenia i wskazówki dotyczące najbliższych celów, do momentu kiedy... wyeliminujesz rosyjskiego generała Tatarina. Po tej misji okaże się, że władze rosyjskie dowiedziały się o siedzibie ruchu oporu, a twoim nowym zadaniem będzie wydostanie się stamtąd, niezbyt skomplikowanym labiryntem podziemnych kanalizacji. Większość zadań, aczkolwiek nie wszystkie, sprowadza się do zastąpienia flagi rosyjskiej, jednakże ten całkiem spory kawałek czerwonego materiału nie jest tak łatwo dostępny, jak mogłoby się wydawać. Co z tego, że wiesz, gdzie się znajduje, jeśli droga doń wiedzie przez całą mapę?
W związku z powyższym można by uznać, że wszystkie poziomy są bardzo podobne do siebie. I to nie tylko ze względu na wykonywane zadania, ale także na otoczenie – wszak wszystko rozgrywa się na ulicach NY. Na szczęście tak nie jest... W tej metropolii dzielnic jest całe mnóstwo (i jeszcze trochę), a ponieważ wszystkie zdarzenia dzieją się na przełomie kilku miesięcy (lato-zima 2003), toteż i zmiana warunków pogodowych jest jak najbardziej naturalna.
Freedom Fighters łączy w sobie kilka elementów gier akcji oraz taktycznych. I chociaż skłania się w stronę akcji, to jednak nie jest to masowa strzelanina TPP – umiejętność taktycznego planowania na poziomie co najmniej podstawowym, jest wymagana. Nie jest to Splinter Cell, ale wystarczy kilka strzałów, aby główny bohater padł. A ponieważ nikt nie potrafi go uzdrowić, pozostaje tylko opcja „load”. Przy okazji – zapisywanie stanu gry możliwe jest tylko po przejściu etapu lub w trakcie, poprzez zejście do podziemi. Schodzi się kanałami, których kilka znajduje się na mapie – otwierając przejście możliwe jest wykonanie „szybkiego zapisu”, który jednak kasuje się po opuszczeniu gry. Z jednej strony takie zagranie utrudnia zabawę, ale z drugiej zmusza gracza do wytężenia wszystkich swoich „growych” instynktów. Adrenalina rośnie w momencie, kiedy zapisanie stanu gry w ogóle nie jest możliwe – tak jest w misji polegającej na wydostaniu się z kanałów (dawnej bazy ruchu oporu).