Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Blackguards 2 Recenzja gry

Recenzja gry 22 stycznia 2015, 14:19

autor: Sebastian Zieliński

Recenzja gry Blackguards 2 - Czarna Straż wraca w lepszej formie

Daedalic Entertainment udowadnia, że Blackguards nie było jednorazowym eksperymentem na polu taktycznych RPG. Niemal każdy szwankujący element części pierwszej został usprawniony, przy jednoczesnym zachowaniu charakteru i wysokiego poziomu trudności.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. Podrasowana mechanika bitew i system rozwoju postaci;
  2. Nieliniowa fabuła z wyborami wpływającymi na rozgrywkę;
  3. Pełnokrwiści bohaterowie.
MINUSY:
  1. Ograniczona kontrola nad kamerą w bitwach;
  2. Dość mała różnorodność przeciwników.

Fani gier RPG o taktycznym zabarwieniu nie są ostatnimi czasy rozpieszczani zbyt dużą liczbą reprezentantów gatunku. Tym bardziej cieszy fakt, że znane głównie z przygodówek niemieckie studio Daedalic Entertainment zdecydowało się wejść w tę, nieco zakurzoną, niszę, wydając na początku 2014 roku Blackguards. Już sam fakt zaoferowania takiej produkcji na PC był dla wielu wystarczającym powodem, by się nią bliżej zainteresować. Jednak obok ewidentnych zalet, jak nietuzinkowe postaci, fabuła z pazurem czy angażujące bitwy, pojawiły się elementy słabsze – dość statyczna, mocno losowa mechanika, ograniczona czytelność interfejsu, nienajlepsze sterowanie. Mimo wszystko debiut Niemców na polu turówek można uznać za udany, a błyskawiczne ogłoszenie prac nad kontynuacją wyraźnie wskazywało, że nie była to przelotna przygoda. Przy produkcji części drugiej autorzy obiecali uwzględnić uwagi graczy i przeprojektować najbardziej frustrujące rzeczy. Jak się wkrótce okazało, mieli oni także szereg własnych pomysłów, które złożyły się na sequel będący ewolucyjnym rozwinięciem części pierwszej.

Starzy bohaterowie, nowa przygoda

Fabuła Blackguards 2 stanowi bezpośrednią kontynuację wydarzeń z części pierwszej. Powracamy do południowych regionów Aventurii – świata znanego z popularnego w Niemczech systemu RPG Das Schwarze Auge (ang. The Dark Eye). Spotkamy zatem starych znajomych – wojownika Takate, krasnoluda Naurima i maga Zurbarana oraz kilka postaci drugoplanowych. Historia zachowuje swój łotrowsko-cyniczny charakter, o jednorożcach czy książętach w lśniących zbrojach można zapomnieć. Zamiast tego mamy cały peleton zbójów, spiskowców, najemników, oportunistów i szaleńców. Nasza drużyna doskonale wpisuje się w ten obrazek. Główna bohaterka Cassia pada ofiarą spisku i podczas wieloletniej niewoli przeobraża się z naiwnego dziewczęcia w opętaną żądzą władzy bestię. Zwerbowany dowódca najemników okazuje się fanatycznym wyznawcą krwawego boga. Na tym tle nasza stara gwardia ze swoją długą listą przestępstw wydaje się całkiem normalna. Właściwi ludzie (plus krasnolud) na właściwym miejscu.

Podłoże fabularne, a szczególnie sam świat gry – żywcem przeniesiony z papierowego Czarnego Oka – stanowi mocną stronę tej produkcji. Już poznawanie kolejnych wydarzeń, miejsc czy postaci, lub nawet uzupełnianie wpisów w Kompendium, stanowią motywację do parcia naprzód przez kolejne turowe starcia. Historia podąża ścieżkami zależnymi od naszych decyzji w grze, jednak kluczowe wydarzenia pozostają niezmienne. Produkt nie trzyma nas za rączkę, ale też nie ma mowy o większej swobodzie. To nie ten gatunek. Wpływ na fabułę ma kolejność podbijania obszarów i informacje uzyskiwane od napotkanych postaci, przy czym elementy te nie wprowadzają jakiś kolosalnych zmian.

Łupić, czy nie łupić? Oto jest pytanie…

Mamy także opcje wyborów moralnych w rodzaju: „wyrżnąć wszystkich mieszkańców, czy ich oszczędzić (i mieć później z tego powodu problemy)” albo „zabić jeńców na miejscu, czy spróbować wycisnąć od nich jakieś informacje”. Możemy także w toku gry zdefiniować motywację Cassii, która z początku kieruje się wyłącznie wewnętrznym pragnieniem zdobycia władzy. Wszystko to ma się składać na wizerunek naszej przywódczyni w oczach ludu, chociaż w mojej sesji – co bym nie robił – zawsze uważano ją za potwora (być może jej zdeformowana twarz miała z tym coś wspólnego). Na usprawiedliwienie swoich łajdactw mogę powiedzieć, że nasz antagonista Marwan oraz jego sprzymierzeńcy też do najmilszych nie należą. Oko za oko, ząb za ząb.

Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem
Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem

Recenzja gry

The Thaumaturge ma niespecjalnie zajmujący gameplay, a wyglądem momentami przypomina pierwszego Wiedźmina, jednak pod tą warstwą kryje się naprawdę przyjemna gra, oferująca wiele smaczków i wyróżniająca się ciekawą fabułą.

Recenzja gry Final Fantasy VII Rebirth. Wielka, piękna, bezkompromisowa
Recenzja gry Final Fantasy VII Rebirth. Wielka, piękna, bezkompromisowa

Recenzja gry

Reguły zawsze były oczywiste – gry są albo krótkie i intensywne, albo długie i powtarzalne. Prosta zasada. Jednak Final Fantasy VII Rebirth przy całym swoim ogromie potrafi jakimś cudem zaskakiwać, angażować i ani myśli zwalniać przez dziesiątki godzin.

Recenzja gry Banishers: Ghosts of New Eden. Ni śmierć, ni budżet nie powstrzyma zakochanych
Recenzja gry Banishers: Ghosts of New Eden. Ni śmierć, ni budżet nie powstrzyma zakochanych

Recenzja gry

Sześć lat po wydaniu średniego Vampyra twórcy Life Is Strange znów celują w gatunek RPG. Tym razem poszło im znacznie lepiej. Banishers: Ghosts of New Eden udanie łączy rozgrywkę a la God of War z klimatem, jakiego nie powstydziłby się Wiedźmin.