Przekonałem się, że nie zawsze więcej znaczy lepiej. Recenzja Lenovo Legion Go

Lenovo za sprawą Legiona Go postanowiło powalczyć ze Steam Deckiem i innymi tego typu urządzeniami. Do swojego handhelda „upchali” w zasadzie wszystko, co się dało i dali mu duży zapas mocy. Z tym, że czysta wydajność, to nie jest recepta na sukces.

gaming
Mikołaj Łaszkiewicz13 marca 2024
4

Rynek handheldów przez dłuższy czas był kojarzony niemal wyłącznie z Nintendo – najpierw za sprawą 3DS-a, a później hybrydowego Switcha. Konkurencji w zasadzie nie było, bo Sony „uśpiło” Vitę zanim na dobre się rozkręciła, a nikt z „dużych” graczy nie chciał pchać się na rynek zdominowany przez wielkie N. Premiera Steam Decka i dziesiątki tysięcy (a może i setki) ludzi oczekujących na dostarczenie Decka pokazały jednak, że jest to nisza, która nadal jest bardzo chłonna i głodna nowych sprzętów.

Poza Valve na wypuszczenie urządzenia przenośnego zdecydował się ASUS w postaci dość ciepło przyjętego ROG Ally. Najpóźniej „obudziło” się w tej historii Lenovo, ale wydawało się, że miało ku temu powód. Zaprezentowany przez Chińczyków sprzęt imponował specyfikacją techniczną oraz oferował jeszcze więcej możliwości niż konkurencja. Gdy tylko Lenovo zaproponowało mi przetestowanie Legiona Go, od razu się zgodziłem. Jakie są moje odczucia na jego temat? Na wstępie mogę tylko powiedzieć, że nie da się tego opisać jednym zdaniem, ale postaram się Wam przedstawić zarówno największe plusy urządzenia, jak i jego wady.

PLUSY:
  1. duży, ładny i wyraźny ekran (choć tylko LCD);
  2. doskonała wydajność;
  3. dobra jakość wykonania;
  4. świetna ergonomia;
  5. dwa porty USB-C;
  6. wielofunkcyjność.
MINUSY:
  1. problemy z Windowsem (sterowniki, aplikacje itp.);
  2. niedopracowane oprogramowanie;
  3. jest głośno;
  4. waga;
  5. krótki czas pracy na baterii.

Kochanie, tu jest wszystko!

Pierwsze wrażenie po wyjęciu sprzętu z pudełka? O mamo, ale to jest ogromne! Posiadam malutkiego (jak na dzisiejsze standardy) Switcha Lite, ale też „zwykłego” Switcha i Steam Decka OLED, który „kruszynką” nie jest. Mimo tego rozmiar i waga Legiona Go zrobiły na mnie wrażenie. Handheld waży aż 845 gramów i ma ekran o przekątnej 8,8 cala w proporcjach 16:10. Na tle ważącego „zaledwie” 640 gramów Decka, Legion Go to bardzo ciężka waga sprzętu, niebezpiecznie zbliżająca się do najlżejszych ultrabooków (np. LG Gram 14 waży 990 gramów).

Spory ekran sprawia bardzo dobre wrażenie już od pierwszego kontaktu.Źródło: fotografia własna.

Po początkowym szoku okazało się, że w samym użytkowaniu nie jest tak źle. Legion Go jest doskonale wyważony, a jego wyprofilowane joysticki (odłączane od korpusu, podobnie jak w Switchu) sprawiają, że urządzenie znakomicie leży w dłoni.

Specyfikacja techniczna Lenovo Legion Go

Poniżej znajduje się najważniejsza specyfikacja Lenovo Legion Go. Więcej znajdziesz na oficjalnej stronie producenta.

procesor

AMD Ryzen Z1 Extreme (8 rdzeni, 16 wątków, 3,3 – 5,1 GHz)

układ graficzny

zintegrowany, AMD Radeon 780M

RAM

16 GB LPDDR5X 7500MHz

dysk

512 GB SSD NVMe

ekran

8,8 cala, dotykowy, IPS, 144 Hz

rozdzielczość ekranu

2560 x 1600 pikseli

łączność

Wi-Fi 802.11 a/b/g/n/ac/ax, Bluetooth 5.2

złącza

USB-C - 2 szt., wyjście audio mini-jack - 1 szt., czytnik kart pamięci micro SD - 1 szt.

akumulator

49,2 Wh

system operacyjny

Windows 11

Pierwsze wrażenia z Lenovo Legion Go

Twórcy sprzętu chcieli złapać wszystkie sroki za ogon i jak to zwykle bywa w takim przypadku, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Zacznijmy od tego, co im wyszło. Przede wszystkim Legion Go to naprawdę sprawny, przenośny komputer z Windowsem, który z powodzeniem może służyć do pracy i rozrywki. Mocy podczas przeglądania Internetu, oglądania filmów, a nawet edycji zdjęć w Photoshopie Wam nie zabraknie, bo ośmiordzeniowy procesor AMD Ryzen Z1 Extreme, to naprawdę bardzo przyjemna jednostka. 16 GB RAM-u na pokładzie to dzisiaj absolutne minimum do komfortowego grania na Windowsie, ale podczas testów nie odczułem, by było to za mało.

Bardzo dobrze sprawował się ekran, który zrobił na mnie duże wrażenie. Co do zasady nie lubię paneli LCD i uważam je za relikt przeszłości, ale wyświetlacz Legiona Go (choć to nadal zwykłe LCD) bardzo mi się podobał. Ma świetne kąty widzenia, dobrą jasność maksymalną, wiernie oddaje kolory, a częstotliwość odświeżania na poziomie 144Hz poprawia płynność nawigacji po systemie i przydaje się w starszych i mniej wymagających grach. Do tego trzeba dodać bardzo wysoką rozdzielczość 2560 na 1600 pikseli.

Gry prezentują się bardzo dobrze, pomaga w tym wyższa wydajność niż u konkurencji.Źródło: fotografia własna.

Do gustu przypadła mi również genialna decyzja projektantów o umieszczeniu w Legionie Go dwóch portów USB-C, dzięki czemu mogłem podłączyć go do ładowarki i telewizora bez żadnych dodatkowych hubów czy docków.

Odczepiane kontrolery początkowo nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia, ale wraz z upływem czasu przekonałem się do tego pomysłu.

Przejdźmy teraz do rzeczy, które mniej mi się podobały i to niemal od razu po wyjęciu z pudełka. Przyzwyczajony do doskonałych touchpadów ze Steam Decka, założyłem, że to właśnie w ten sposób będę nawigował po systemie w Legionie Go. Niestety już po pierwszych 2-3 dotknięciach wiedziałem, że to rozwiązanie będzie w tym przypadku w zasadzie bezużyteczne. Touchpad Legiona Go przypomniał mi, dlaczego zawsze podłączałem myszkę do laptopów z Windowsem – był nieprecyzyjny, nieprzyjemny w użytkowaniu, klikanie czegokolwiek było nieintuicyjne, a jego rozmiar i „wklęsłość” sprawiały, że po prostu korzystało mi się z niego niewygodnie.

Za rozmieszczenie przycisków funkcyjnych prawdopodobnie odpowiadał sam diabeł lub przynajmniej jakiś jego sługa, bo domyślnie „start” i „select” nie znajdują się (jak można byłoby przypuszczać) na górze urządzenia, po prawej i lewej stronie, ale… na dole, w bardzo dziwnym miejscu na lewym kontrolerze. Z tego powodu podczas pierwszych kilku godzin grania, nieustannie włączałem nakładkę Legion Space lub menu wydajności zamiast poprawnych przycisków. Na szczęście po kilku aktualizacjach Lenovo ugięło się i pozwoliło na zmianę przypisania przycisków, dzięki czemu wszystko jest już dzisiaj „do odkręcenia”. Pamiętajcie jednak, że sprzęt domyślnie ma właśnie takie mało intuicyjne przypisanie klawiszy.

Windows w handheldach powinien być zakazany

To mocne stwierdzenie, które przeczytaliście w nagłówku jest moim zdaniem w pełni uzasadnione. Legion Go jest na papierze jakieś dwa razy szybszy od Steam Decka, więc spodziewałem się, że urządzenie będzie działać jak błyskawica (bo już Deck jest naprawdę szybki), a system Windows spowoduje, że problemy z kompatybilnością (które na Decku występują) odejdą do lamusa. Rzeczywistość niestety brutalnie zweryfikowała moje oczekiwania.

Znajome widoki? Niestety, Windows 11 nie do końca sprawdza się na konsoli przenośnej.Źródło: fotografia własna.

Przede wszystkim po pierwszym odpaleniu Legiona Go zdałem sobie sprawę, że Windows 11 nie został w żaden sposób przystosowany do obsługi gamingowych tabletów z odłączanymi kontrolerami. Wszystkie ikonki, opcje, menusy i inne części składowe systemu operacyjnego wyglądały w zasadzie tak samo, jak na desktopie, a ich obsługa przy pomocy maleńkiego touchpada czy ekranu dotykowego pozostawiały sporo do życzenia. Nie mam też pojęcia, czemu sam Windows i wbudowane w niego aplikacje działały tak źle i ociężale.

Uruchomienie aplikacji Xbox przypominało mi czasy Windowsa XP i talerzowych dysków twardych – po minucie coś się zaczynało dziać. Korzystanie z aplikacji Legion Space (która w zamyśle miała agregować wszystkie launchery i ułatwiać odpalanie gier) było koszmarem, bo nikt nie pokusił się o wyjaśnienie użytkownikowi nawigacji po kiepsko zaprojektowanym interfejsie. Dodatkowo bardzo często wciśnięcie przycisku „A” nic nie dawało, a wciśnięcie „B”… także nic nie dawało.

Wbudowany sklep to… w zasadzie nie wiadomo co. W efekcie szybko wyłączyłem aplikację, nie używałem jej więcej i raczej Wam tego nie polecam. Jestem świadomy tego, że otrzymała ona już przynajmniej kilka aktualizacji, które częściowo wyeliminowały problemy, ale nie zmieniły tego, że nadal jest ona brzydka i mało intuicyjna.

Solidna nóżka sprawia, że sprzęt bez trudu ustawimy na stole.Źródło: fotografia własna.

Do tego dochodzi cała masa problemów z softwarem, które nie są winą Lenovo (no a przynajmniej nie bezpośrednio, bo zamiast Windowsa mogli postawić na Linuksa). W trakcie korzystania z Legiona Go doświadczyłem tak zabawnych problemów jak to, że gra odpaliła mi się w trybie okienkowym, którego nie mogłem zmienić na pełnoekranowy, touchpad zacinał się, albo w ogóle nie działał w Age of Empires 3, aplikacja Xbox (kiedy już się uruchomiła) nie chciała się za nic wyłączyć, albo nie pozwalała mi przerwać lub wznowić pobierania jakiejś gry, itp. Jest tego więcej, ale nie chcę się już pastwić nad Windowsem na Legionie – sami na pewno znajdziecie ich więcej. Mam tylko nadzieję, że z czasem naprawdę będzie ich zdecydowanie mniej.

To wszystko, co do tej pory wymieniłem, to są rzeczy irytujące, ale jednak można się z nimi jakoś pogodzić, a część z nich będzie pewnie na bieżąco „łatana”. W moim egzemplarzu Legiona Go pojawił się jednak problem dużo poważniejszy, z którym przeciętny użytkownik mógłby sobie nie poradzić. Chodzi tu o problemy z prędkością sieci Wi-Fi. Po uruchomieniu Legiona Go wszelkie speedtesty oraz wskaźnik prędkości pobierania na Steam wskazywały na coś pomiędzy 4 a 5 MB/s (około 40 Mbps). Moje Wi-Fi działa na każdym innym urządzeniu z prędkością mniej więcej 700 Mbps, czyli realnie przekłada się to na nieco ponad 70 MB/s. Okazało się, że Legion Go przyszedł do mnie z wadliwymi sterownikami karty sieciowej (z forów internetowych dowiedziałem się, że nie tylko do mnie), które musiałem pobrać ze strony producenta i zainstalować trzy (!) razy, trzy razy zresetować handhelda, aby w końcu cieszyć się „normalnymi” prędkościami połączenia sieciowego. Czemu? Tego nie wie nikt.

Na koniec tej sekcji zostawiłem dziwne problemy z baterią i wentylatorami. Po przełączeniu Legiona Go w tryb uśpienia, wentylatory zdają się przez jakiś czas nadal pracować. Po pewnym czasie cichną, ale czasem potrafią się same włączyć, w losowym momencie np. w środku nocy. Zdarzało się to także po włożeniu Legiona Go do etui. Przed włożeniem sprzętu do futerału postanowiłem go zawsze wyłączać, co „rozwiązało” problem. Jeśli chodzi o baterię, to tutaj także czasem zdarzają się dziwne rzeczy. Kilka razy zdarzyło mi się, że zostawiałem uśpionego Legiona z pełną baterią, by rano obudzić się i zobaczyć, że zostało mi jedynie 50% „soku”. Czemu? Nie wiadomo.

Na tym… da się grać!

No dobrze, poznęcałem się nad Windowsem, oprogramowaniem od Lenovo i dziwnymi decyzjami projektantów, ale pora przejść do najważniejszej kwestii. Czy na Lenovo Legion Go da się grać? Oczywiście i to bardziej komfortowo niż się spodziewałem.

Fizyki się nie oszuka – Legion Go jest mocniejszy, szybszy i lepiej odtwarza gry niż konkurencyjny Steam Deck. Mamy tu mocniejszy procesor, szybszy RAM, lepszy układ graficzny i wyświetlacz o wyższej rozdzielczości. W zasadzie każda gra, którą testowałem na Legionie Go działała tak samo lub lepiej niż na Steam Decku i to w wyższej rozdzielczości (1200p), a w rozdzielczości Decka (800p) było dużo lepiej. Tak naprawdę największą różnicę widać tu w zastosowanym procesorze, opartym o nowszą architekturę, z większą liczbą rdzeni. W sytuacjach, w których Deck sobie nie radził, Legion Go po prostu „pruł” przed siebie.

Do odłączanych kontrolerów trzeba się przyzwyczaić, ale korzysta się z nich dość przyjemnie.Źródło: fotografia własna.

Jak wyglądała sytuacja z wydajnością w poszczególnych grach? W Cyberpunku 2077 mogłem liczyć na mniej więcej 40 klatek na sekundę, na ustawieniach Steam Deck w rozdzielczości 1200p. W rozdzielczości 800p było to bliżej 60 klatek na sekundę. Z kolei w bardzo A Plague Tale: Requiem, które nawet na konsolach działa w 30 fpsach, Legion Go w rozdzielczości 1200p z FSR „średnie” osiągnął średnio 27 klatek na sekundę. Zmniejszenie rozdzielczości do 800p spowodowało, że średnia liczba fpsów wzrosła do 38.

Jeśli chodzi o te nieco mniej wymagające gry, to w Forzę Horizon 5 udało mi się pograć na wysokich ustawieniach graficznych w 60 klatkach na sekundę w rozdzielczości 800p. Identycznie sytuacja wyglądała np. w Marvel's Spider-Man Remastered, Sniper Elite 5 czy Spyro Reignited Trilogy. Są to wyniki średnio o 20-30% wyższe niż na Steam Decku, czyli naprawdę wymierny wzrost.

Jeśli zależy Wam na płynniejszej zabawie w grach AAA, to Legion Go zyskuje przewagę nad Steam Deckiem. Wzrost wydajności odbywa się niestety kosztem czasu pracy na baterii. Legion Go średnio działa o połowę krócej od Steam Decka OLED i to w zasadzie w każdej sytuacji.

Kontroler można wygodnie odstawić na blat.Źródło: fotografia własna.

Dużo lepiej korzystało mi się z Legiona Go, gdy porzuciłem koncepcję zabawy z windowsowymi aplikacjami i skupiłem się na grach ze Steama. Odpalenie trybu Big Picture spowodowało, że znany z Decka interfejs pojawił się przed moimi oczami. Z tego miejsca już wszystko szło gładko, nic się nie zacinało, a menu Steama jest świetnie przystosowane do obsługi kontrolerami lub dotykiem. Jeśli macie większość gier na Steamie, to polecam zabawę w takiej formie, bo jest to po prostu bardziej wygodne.

Potwierdziły się także moje dobre przeczucia odnośnie kompatybilności gier. Na Lenovo Legion Go faktycznie da się uruchomić wszystkie gry, które działają na współczesnych pecetach. Nie ma tu żadnych ograniczeń, problemów z systemem anti cheat (częsty przypadek na Decku), a każda gra, którą zainstalowałem po prostu działała, bez żadnych dodatkowych udziwnień. To chyba największa zaleta Windowsa i podejrzewam, że odgrywa bardzo dużą rolę w tym, że twórcy handheldów tak mocno się go trzymają. Faktycznie jest prościej niż na Linuksie.

Podręczne menu pozwala mieć wszystko pod kontrolą.Źródło: fotografia własna.

Czas pracy na baterii w samym systemie operacyjnym, podczas przeglądania Internetu i aktualizowania gier, to mniej więcej 4-5 godzin. Jeśli chodzi o wydajność baterii podczas grania, to w Cyberpunku 2077 czy A Plague Tale: Requiem możecie liczyć na około godzinę, maksymalnie półtorej, a w mniej wymagających grach są to 2-3 godziny zabawy. To akceptowalny czas pracy na jednym ładowaniu, ale jednak od przenośnego sprzętu można wymagać nieco więcej.

Legion Go zaliczył też u mnie dużego plusa, jeśli chodzi o chłodzenie. Nie mogę mu nic zarzucić – ani razu nie poczułem dyskomfortu w rękach podczas grania, a ekran dotykowy również nie nagrzewał się do przesady. Jest to jednak okupione dość dużym hałasem. To, jak bardzo będzie Wam przeszkadzać głośność wentylatora w Legionie, zależy w dużej mierze od Waszych doświadczeń. Jeśli mieliście lub macie laptopa gamingowego, to nic Was nie zdziwi – będzie dokładnie tak samo głośno, jak zawsze. Granie bez słuchawek w „duże” gry raczej odpada, bo szum wentylatora skutecznie zagłuszy inne dźwięki.

Wspomniałem na początku, że obawiałem się nieco o odłączane kontrolery (wzorowane na Joy-Conach ze Switcha), bo wydawały mi się za lekkie i nieco zbyt niepewne w podłączaniu i odłączaniu. Faktycznie, oddzielenie ich od tabletu wymaga użycia siły i powoduje niezbyt przyjemne efekty dźwiękowe, ale nic się z nimi nie dzieje i działają one bardzo dobrze. Podoba mi się ich wyprofilowanie, kształt oraz sposób, w jaki przyciski reagują na wciśnięcie. Wszystko jest bardzo dobrze spasowane, pewnie leży w dłoniach, no nic tylko grać.

Dla kogo jest Lenovo Legion Go?

To pytanie szumiało w mojej głowie w zasadzie przez cały czas podczas korzystania z Legiona Go. Rozumiem, że na rynku handheldów nadal jest sporo miejsca i konkurencja jest potrzebna. Wydaje mi się jednak, że Lenovo potraktowało Legiona Go w nieco odwrotny sposób niż powinno. Chińczycy na każdy kroku podkreślają, że stworzyli najmocniejszego i najwydajniejszego handhelda, który ma „wszystko”. Tyle że to „wszystko” jest często potraktowane po łebkach i ewidentnie dodane dla samego dodania.

Spójrzcie np. na promowany przez Lenovo tryb FPS, w którym prawy wcale-nie-joy-con zamienia się w coś w rodzaju pionowej myszki. Wygląda to całkiem fajnie i futurystycznie, ale w mojej opinii nie ma za dużo sensu. Legion Go wchodzi wtedy w tryb klawiatury i myszy, a więc wymaga do obsługi gier dużo więcej przycisków niż zmieści się na padzie. W niektórych grach da się w ten sposób bawić, ale w zdecydowanej większości zauważycie, że do pewnych czynności po prostu brakuje Wam guzików. Nazwa Tryb FPS też mnie nieco bawi, bo odkryłem, że najlepiej sprawdzał się on dla mnie w grach… strategicznych, gdzie korzystanie z kontrolera było niewygodne lub niemożliwe. Tam większość poleceń obsługuje się myszą, więc przycisków raczej Wam nie zabraknie.

Switch wydaje się niezwykle kompaktową konsolą przy Lenovo Legion Go.Źródło: fotografia własna.

Legion Go to urządzenie niecodzienne, pełne pomysłów, które wypadają nieco gorzej w realizacji niż na papierze. Mimo tego myślę, że jestem w stanie polecić Wam ten sprzęt ze względu na naprawdę dobrą jakość wykonania, bardzo przyjemną wydajność i mimo wszystko uniwersalność.

Podczas korzystania z Legiona Go, wiele razy przeszło mi przez myśl, że gdybym nie miał komputera stacjonarnego, to taki Legion Go mógłby go w zasadzie zastąpić. Dzięki systemowi Windows nie odczuwałem żadnej różnicy względem dowolnego innego laptopa czy peceta, a po „zadokowaniu” Legiona, podłączeniu myszki i klawiatury, mógłbym nawet nie wiedzieć, czy korzystam z „dużego” komputera, czy z małego tableciku. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że np. student kupuje Legiona Go i korzysta z niego jak z peceta, podpiętego do monitora, a gdy chce, idzie z nim na zajęcia i po drodze pokonuje kolejnego bossa w Elden Ringu. Potem zabiera go ze sobą do domu i ma wszystkie ważne pliki i gry w tym samym miejscu. Z każdą kolejną aktualizacją Legion Go ma też mniej wad, co cieszy i pokazuje, że producent nie zapomniał o sprzęcie po premierze, tylko planuje go wspierać.

Jeśli jeszcze nie macie żadnego handhelda, lubicie Windowsa i nie wiecie, czy przekonacie się do zupełnie innego, linuksowego Steam Decka lub dużo bardziej ograniczonego Nintendo Switcha, to zakup Lenovo Legion Go może być całkiem dobrym pomysłem. W mojej opinii dużo gorzej Legion Go wypada, jeśli macie już jakiś sprzęt przenośny, graliście na Steam Decku lub po prostu potrzebujecie czegoś na kształt przenośnej konsoli do grania.

Legion Go jest za duży na wyciągnięcie go na 10-15 minut autobusie, system Windows też nie jest do tego przystosowany, a poza tym wysoka cena nie jest czynnikiem zachęcającym do impulsywnego zakupu. Mam jednak nadzieję, że Lenovo nie wycofa się z rynku i będzie stale ulepszać Legiona Go i w przyszłości pokaże nam bardziej dopracowanego Legiona Go 2.

Mikołaj Łaszkiewicz

Mikołaj Łaszkiewicz

W GRYOnline.pl pracuje od maja 2020 roku. Najpierw był newsmanem w dziale technologii, z czasem zaczął udzielać się w grach i publicystyce, a także redagować oraz nadzorować działanie newsroomu technologicznego. Obecnie jest redaktorem naczelnym serwisu Futurebeat.pl. Wcześniej swoimi przemyśleniami na temat gier wideo dzielił się m.in. na różnych grupach tematycznych. Z wykształcenia prawnik. Gra na wszystkim i we wszystko, co widać czasem w recenzjach. Jego ulubioną konsolą jest Nintendo 3DS, co roku gra w nową część serii FIFA i stara się poszerzać gamingowe horyzonty. Uwielbia szeroko pojęty sprzęt komputerowy i rozkręca wszystko, co wpadnie mu w ręce.

To pierwszy głośnik Manty, który mnie zaskoczył (pozytywnie)

To pierwszy głośnik Manty, który mnie zaskoczył (pozytywnie)

Co zużywa więcej energii? Porównanie 14-letniego telewizora Full HD z nowym projektorem 4K

Co zużywa więcej energii? Porównanie 14-letniego telewizora Full HD z nowym projektorem 4K

Apple przeprasza za kontrowersyjną reklamę nowych iPadów

Apple przeprasza za kontrowersyjną reklamę nowych iPadów

Jeden z najpotężniejszych komputerów na świecie, wystawiono na aukcję za zaledwie 2500 dolarów

Jeden z najpotężniejszych komputerów na świecie, wystawiono na aukcję za zaledwie 2500 dolarów

Karty graficzne RTX 50 będą potrzebować od 250 do nawet 600 watów prądu

Karty graficzne RTX 50 będą potrzebować od 250 do nawet 600 watów prądu