W transie Hotline Miami - Piras - 13 października 2014

W transie Hotline Miami

W momencie, gdy wszyscy z wypiekami na twarzy i myślami pogrążonymi intrygą, czekają na Hotline Miami 2, ja przeżywam swoją dziewiczą, psychiczną przygodę z częścią pierwszą. I choć zewnętrznie ten tytuł nawet mimo swojej unikalnej stylistyki – nie zachęca, to bez wątpienia wysoka średnia ocen i pochlebne opinie sprawiają, że szanujący się gracz musi to sprawdzić. Sprawdzanie to potrafi trwać jednak bardzo długo, bo już po kilku minutach jesteśmy wciągani w wir specyficznego świata i wręcz hipnotyzowani klimatem.

Ostatnimi czasy rzadko zdarza mi się usiąść do danej gry i odpłynąć na kilka godzin. Mniej wolnego czasu, więcej obowiązków, a gdy tego czasu rzeczywiście trochę jest, to zbyt często zdarza mi się wykorzystywać go do niezobowiązujących, ogranych już produkcji: pojedynków w multi, czy serii meczów w Fifie. By zacząć dużą, konkretną produkcję, potrzebuję sporej przestrzeni wolnego czasu, to też ten moment często odkładam na później, „marnując” czas na rozwałkę mającą na celu tylko odprężyć mój mózg.

Z Hotline Miami miałem trochę inaczej. Zawsze chciałem sprawdzić ten tytuł z ciekawości, ale nigdy jakiegoś ciśnienia na to nie miałem. Gdy był wolny czas, zapominałem, a gdy czasu było mniej – chciałem ale nie zagrałem. Do wczoraj. Piątkowy wieczór był trochę dziwny... londyńska pogoda, szybko nadszedł zmrok, a mimo to ja buzowałem energią. Wiedziałem, że w bibliotece widnieje ten tytuł i wiedziałem też, że to właśnie dziś jest dzień na bezpośrednią konfrontację. Przegrałem.

Nie mogę powiedzieć, że to produkcja idealna, bo taka by była, gdyby zaskakiwała wręcz każdym najmniejszym szczegółem. Nie można też równać jej z grami innego typu. To tytuł niezależny, dzieło niskobudżetowe, które rządzi się swoimi prawami. Niewiele tu cech przypisywanych do tych najlepszych z najlepszych produkcji. Nie ma otwartego świata, nie ma ogromu możliwości, nie ma też fantastycznej gry aktorskiej, szeregu innowacyjnych mechanik, zaskakującej fizyki, czy zapierającej dech w piersiach strony wizualnej. Jest jednak narkotyczny klimat, który powoduje, że gra jest uzależniająca i jedyna w swoim rodzaju.

Nie pamiętam, bym kiedykolwiek wcześniej zachowywał się tak bardzo „nerdowsko” jak wczoraj, w piątkowy wieczór. Od pierwszego uruchomienia ściszyłem głośniki, bo volume był wyjątkowo podniesiony dla tej aplikacji. Po 15 minutach jednak zgłośniłem, zwiększyłem bass, przymknąłem drzwi i zgasiłem światło. Tak trwałem przez blisko 3 godziny i o dziwo ani razu nie spojrzałem na zegarek – nawet gdy byłem zbulwersowany porażką czy niepowodzeniem moich działań. To jest właśnie najbardziej nieprawdopodobne, bo konstrukcja gry sprawia, że jeden drobny błąd i zaczynamy od początku pomieszczenia, które czyścimy*. Mimo to przegrana nie demotywuje. Irytuje, wywołuje wręcz fizyczne, gwałtowne reakcje, ale jeszcze bardziej nakręca. Jak narkotyk. Gdy jednak przerwałem rozgrywkę w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych i wstępnego przygotowania się do snu, po powrocie z łazienki i chęci kontynuowania gry,  mój mózg podpowiedział, że ma dość i wolałby, bym poszedł spać. Tak zrobiłem.

Powodem tak hipnotyzującej rozgrywki jest całość współgrających ze sobą elementów. Można by rzec, że to przez specyficzną stronę dźwiękową w połączeniu ze stylową, epileptyczną, 8-bitową grafiką, ale w rzeczywistości obecność wyłącznie tych elementów nie wprawiłaby nas w taki nastrój. Strona audio-wizualna bez specyficznego schematu działań naszego protagonisty(a’la Driver) byłaby niczym. Działa to i w drugą stronę. Oryginalnie opowiadana historia, która zaskakuje prostotą konstrukcji, panująca wszędzie intryga, czy sam brutalny gameplay, nie wywołałby by efektu, który został wywołany. To świetne połączenie, które jakby się zastanowić mogłoby zostać wzbogacone o większą otwartość, mimo wszystko lepszą oprawę i szczegółowość otoczenia, czy chociażby bardziej więcej wyborów z jeszcze większymi konsekwencjami, ale Hotline Miami pełni swoją funkcję w 120%.

To, co chcieli przekazać nam twórcy, czyli emocje, niesamowity klimat – udało się z efektem jeszcze lepszym niż ktokolwiek by przypuszczał. To właśnie trans w jaki popadamy jest największą zaletą produkcji studia Dennaton Games. Jest to również ciekawy eksperyment pokazujący w jaki sposób można wywołać u gracza taki stan. Stan, który mimo natłoku różnorakich produkcji, jest wciąż tak rzadko wywoływany. Hotline Miami to gra wyjątkowa i sądzę, że każda gra taką może być, jeżeli jest w stanie wywołać w nas podobny nastrój, hipnotyzować, czarować.

Druga część zbliża się wielkimi krokami, choć konkretnej daty wciąż się nie doczekaliśmy. Jedno jednak wiem na pewno. Nie będzie to już to samo uczucie co pierwszy, dziewiczy kontakt z nieznanym wcześniej tytułem o unikalnym klimacie. Być może doświadczymy mnogości możliwości, lepszego sterowania, graficznych udogodnień, a może jeszcze większych psycho-zawirowań, ale z całą pewnością nie będzie tak unikalne i wyjątkowe dla naszych emocji. Taka gra zdarza się raz na kilka a nawet –naście lat i jej ponadczasowość wydaje się nie mieć konkurencji.

Piras stacjonuje teraz na facebooku. Sprawdź to i polub :)

Piras
13 października 2014 - 16:52