Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 1 lipca 2008, 13:02

autor: Jacek Hałas

Dracula: Początek - recenzja gry - Strona 2

Autorzy gier z udziałem Sherlocka Holmesa tym razem proponują zmierzenie się z Księciem Ciemności. Czy spotkanie z wirtualnym Draculą wypadło lepiej od przygód londyńskiego detektywa?

Wydawać by się mogło, że gra opowiadająca o próbach likwidacji Księcia Ciemności nie najlepiej sprawdzi się w konwencji klasycznej przygodówki. Granie w Draculę: Origin porównałbym do czytania książki. W większym stopniu postawiono tu na pobudzenie wyobraźni grającego. W budowaniu odpowiedniego klimatu niewątpliwie mają udział odnajdywane przez Van Helsinga ślady bytności Draculi. W sprytny sposób poprowadzono też fabułę, o ile komuś nie przeszkadza to, że potwór ciągle nam się wymyka, a rozwiązanie wielu problemów przychodzi zbyt późno. Nieliczne konfrontacje z krwiopijcą stanowią natomiast świetne zwieńczenie trudów związanych z ustaleniem jego aktualnego miejsca pobytu.

Van Helsing w poszukiwaniu sposobów na pokonanie Księcia Ciemności udaje się między innymi do Wiednia.

Wyróżnić należy odwiedzane przez łowcę lokacje. Dziewiętnastowieczny Londyn bardzo przypadł mi do gustu. Miejsce to aż prosi się, by w podobnych sceneriach stworzyć przygodówkę nawiązującą do postaci Kuby Rozpruwacza. Świetnie wypadła też Transylwania, choć tu miłym akcentem byłoby dodanie większej liczby lokacji usytuowanych na świeżym powietrzu. Spośród czterech odwiedzanych miejsc nieco niższą notę wystawiłbym jedynie stolicy Egiptu, choć i podczas wizyty w Kairze dużo czasu spędza się w mrocznym grobowcu.

Ciekawym posunięciem jest wyraźne zmniejszenie liczby bohaterów niezależnych. Jak na grę przygodową – w Draculi: Origin jest ich bardzo niewiele. Średnio na rozdział przypadają po cztery interaktywne postacie. Generalnie można dokonać tu podziału na dwie grupy. Van Helsing ma do czynienia albo z typkami spod ciemnej gwiazdy, niezależnie od tego, czy są to zwykłe szumowiny czy istoty podległe hrabiemu Draculi albo z osobami obytymi intelektualnie, z którymi może prowadzić rozmowy na wysokim poziomie. Razi niestety brak możliwości wybierania dokładnych kwestii dialogowych. Na ekranie pojawiają się zazwyczaj krótkie zdania czy nawet pojedyncze słowa, a to zdecydowanie za mało. Ponadto niemal zawsze należy wyczerpać wszystkie tematy, gdyż w przeciwnym wypadku dalszy postęp okaże się niemożliwy.

Dracula: Origin niewątpliwie spodoba się tym fanom przygodówek, którzy lubią mieć wszystko w jak najlepszym porządku. Dzieje się tak za sprawą systemu zarządzania inwentarzem, żywcem przeniesionym z poprzednich gier firmy Frogwares. To doskonała decyzja, gdyż wykonaniu tych elementów nie można właściwie niczego zarzucić. W grze obowiązuje podział na cztery niezależne od siebie zakładki. W pierwszej gromadzone są wszystkie podnoszone przedmioty, używane następnie do rozwiązywania różnorakich problemów. Druga oferuje możliwość powtórnego prześledzenia przeprowadzonych przez bohatera rozmów. Opcja ta początkowo może wydawać się zbyteczna, lecz rozwiązanie niektórych zagadek staje się możliwe dopiero wtedy, gdy dokładnie zrozumie się wypowiedziane przez inne osoby kwestie.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej