Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 4 października 2006, 10:59

autor: Marek Czajor

Atak przetartym szlakiem. Zapach papieru cz. I

Historia pism komputerowych w Polsce sięga czasów PRL-u, historia magazynów o grach jest nieco młodsza, choć równie bogata. W pierwszych latach komputeryzacji w Polsce nikt nie ryzykował tworzenia i wydawania czasopisma o grach.

Atak przetartym szlakiem

W ciągu trzech lat od chwili debiutu nakład Top Secret wzrósł z początkowych 105 tys. do 130 tys. egzemplarzy. Wprawdzie po drodze przytrafiło się pismu pewne nieszczęście (o tym piszę poniżej), po którym stanęło na skraju upadku, ale i tak jego sukces jest niezaprzeczalny. Niestety, mimo zyskania dużej popularności Top Secret nie od razu znalazł naśladowców. W 1991 roku wystartowało jedynie Computer Studio , natomiast kolejne dwanaście miesięcy to tragedia – zero ruchu na rynku. Okazało się jednak, że była to cisza przed burzą. Zaraz potem nastąpił skomasowany atak na fotel branżowego lidera, i to z czterech stron.

W styczniu 1993 roku w kioskach pojawił się Świat Gier Komputerowych (zerowy numer pisma w formie 8-stronicowej wkładki dołączono do Amigowca miesiąc wcześniej). Wizualnie lokował się gdzieś pomiędzy Top Secretem a Computer Studio , gdyż po części kolorowy, w większości jednak prezentował czarno-białe strony. Początkowo Świat Gier Komputerowych wydawany był w cyklu dwumiesięcznym, by po roku stać się już rasowym miesięcznikiem. Czy to z racji pokrewieństwa z Amigowcem czy też upodobań redaktorów, pierwsze numery skupiały się na tytułach z przyjaciółki. Nawet skład komputerowy pisma odbywał się na Amigach 4000.

Globusik w tytule był przez wiele lat znakiem rozpoznawczym Świata Gier Komputerowych.

To, co teoretycznie nie miało wpływu na kształt i treści zawarte w Świecie Gier Komputerowych ,ale mi osobiście pasowało to fakt, że było to czasopismo bydgoskie. Tym samym stało niejako na uboczu centralnych, warszawskich układów, układzików, wojenek i skandali, których pełno w każdej branży i od których branża growa także nie jest wolna. Wystarczy popatrzeć choćby na stanowisko redaktora naczelnego Świata Gier Komputerowych – praktycznie od początku (od numeru 5-6/93) do końca długiej historii magazynu dzierżył je ten sam człowiek – Piotr [Naczelnik, Gracz, KAT, PePe] Pieńkowski.

Następną ważną datą dla graczy stał się kwiecień 1993 roku, a konkretnie data premiery Secret Service . Wydawane przez ProScript Sp. z o.o. pismo było dziełem Martineza, Pegaz Assa i innych byłych redaktorów Top Secret , kórzy rok wcześniej opuścili kultowy magazyn. Jak na ówczesne czasy, Secret Service wyróżniał się niezwykle kolorowym, nowoczesnym layoutem, najświeższymi informacjami oraz ekskluzywnymi materiałami. Nic więc dziwnego, że jego stutysięczny nakład bez problemu znalazł nabywców, a rzesze fanów w niedługim czasie obwołały mianem branżowego lidera.

Cofnijmy się rok wcześniej. Opuszczony przez najlepszych autorów Top Secret przechodził ciężkie chwile. Dziewiąty numer (luty-marzec 1992 r.) to prawdziwa perełka dla kolekcjonerów. Był tak różny od poprzedników, że tylko przez przypadek wypatrzyłem go w kiosku. Zaskoczył mnie niewielki format pisma, gryząca żółcią okładka, kowbojskie logo i beznadziejne metryczki z ocenami gier, które nie przetrwały nawet do kolejnego numeru. Mówiąc krótko: prowizorkę czuć było na odległość. Jeśli wierzyć późniejszym słowom ex „top-secretowców”, również teksty do owego numeru kompletowano w pośpiechu i na kolanie, bowiem wraz ze zniknięciem poprzedniego składu redakcyjnego ulotniła się część przygotowanych wcześniej materiałów.

Po lewej ostatni numer Top Secret z rednaczem Martinezem, po prawej pierwszy numer Secret Service…. z rednaczem Martinezem.

Spółdzielnia „Bajtek” przez pewien czas poszukiwała gorączkowo kogoś na stanowisko redaktora naczelnego Top Secret . Z redakcji Bajtka udało się wyłuskać Marcina „Borka” Borkowskiego, który zgodził się pełnić obowiązki rednacza. Kondycja magazynu nadal jednak była niewesoła, efektem czego było zmniejszenie nakładu. Cały czas kompletowano nową załogę, dokonywano zmian w layoucie, udziwniano jeszcze bardziej format itd. Ten remanent spowodował opóźnienia w cyklu wydawniczym i konieczność stworzenia kilku podwójnych numerów. Ostatecznie kryzys udało się jednak przełamać, choć nie znaleziono nowego redaktora naczelnego. Borek po prostu przestał być „p.o.”.

Wracając do roku 1993, w jego końcówce miała miejsce premiera dwóch kolejnych czasopism o grach. Pierwsze z nich – Gambler (z ang. gracz) – to debiut w branży gier wydawnictwa Lupus. Zerowy, grudniowy numer magazynu miał 68 stron i przykuwał wzrok zgniłozieloną okładką z tajemniczym dopiskiem „miesięcznik elektronicznych szulerów”. Tytuł pisma wymyślili czytelnicy Entera, na łamach którego ogłoszono wcześniej stosowny konkurs na nazwę tworzącego się pisma o grach.

Zapach papieru cz. III
Zapach papieru cz. III

Przełom wieku i tysiąclecia był decydujący dla wielu prasowych tytułów o grach. Mimo iż pluskwa milenijna okazała się jedynie sprytnym chwytem marketingowym i nie ona zadecydowała o losach niektórych gazet, dla wielu czasopism nadeszły ciężkie czasy.

Zapach papieru cz. II
Zapach papieru cz. II

Wysyp nowych czasopism o grach w „złotym pięcioleciu” stanowił poważny problem i ostrzeżenie dla starszych wydawnictw, zadomowionych już na rynku. Środowisko czytelników nie jest bowiem z gumy i jeśli jedni przyciągną ich do siebie, to inni na tym stracą.