Twórca Strażników potępia filmy superbohaterskie
Kolejny pan po Scorsese i Coppoli, który nie rozumie czegoś, co rozumieli już ludzie w starożytnej Grecji. Tak jak kiedyś, tak i teraz lud chciał posiedzieć w amfitearze, pośmiać się, czasami popłakać, wypić sobie dobre winko, tak samo czasami lud chciał posiedzieć w teatrze i przeżyć prawdziwe katharsis, obejrzeć sztukę bardziej wyniosłą. Czasami te sztuki dla ludu były na prawdę dobre, podobnie jak czasami złe były te bardziej ambitne.
Kino rozrywkowe istniało od zawsze. Tak samo jak kino artystyczne. Filmy superbohaterskie nie wyróżniają się niczym spośród innych dzieł mających dać ludziom dobrej jakości zabawę - może tylko skalą fenomenu. Wszystko nadal mieści się w ramach kina. Robienie z tego powodu wojenek my vs oni jest oznaką najzwyczajniejszego snobizmu.
Ktoś napisał coś debilnego na twitterze i poszło w świat jako filar jego światopoglądu. Historia definiująca social media ostatnich lat. Teraz się zaczną wyzywać i sobie grozić.
Ale w czym się myli? Filmy o superbohaterach są głupie, niepoważne i psują widza.
Tylko że dokładnie tak samo można by napisać o filmidłach z holyłudź od wielu lat. To prosta rozrywka na poziomie Zenka Martyniuka.
Ma rację, ale z drugiej strony zawsze będą powstawać tandetne filmidła prosta muzyka i dziełka obliczone pod przeciętnego, niezbyt wymagającego odbiorcę więc to trochę takie marudzenie.
Dla uściślenia: rację ma w tym, że superbohaterowie to był wymysł lat 30tych i docelową grupą odbiorców były dzieciaki.
No, ale skoro się to sprzedaje w starszych grupach wiekowych to jasne, że tego rodzaju produkcji będzie powstawać więcej.
Napiszę więcej. Komiksy powstały, żeby sprzedać gumę do żucia albo zapchać ostatnią stronę w gazecie jednym rysowanym paskiem.
A gry powstały, żeby co robić? Nie pamiętam już gdzie ani jaka to była osoba (jakiś amerykański psycholog) ale w podobny sposób krytykował obecnych mężczyzn którzy są infantylni, dziecinni, nie dorośli do tworzenia rodzin bo w ich głowach to tylko gry video siedzą.
Ale które gry? Bo "gry" są co najmniej tak stare jak cywilizacja. A "gry komputerowe" powstały jako "demo" możliwości sprzętu komputerowego. Jako eksperyment.
Bo nikt nie mówi że medium nie może się rozwinąć i być ambitne ale zawsze do pewnego poziomu. Tak jak gra zawsze zostanie i musi zostać grą, tak komiks zostanie komiksem i nie dorówna książce.
Nie jest problemem samo istnienie czegoś tyłko proporcje, dominacja
A masa graczy ma rodziny. To hobby takie samo jak siedzenie z browarem przy meczu ekstraklasy
tak komiks zostanie komiksem i nie dorówna książce
Dlaczego niby książka jest lepsza od komiksu? Oba media dają ogromne możliwości w opowiadaniu historii (w wypadku komiksów wystarczy spojrzeć na "Sandmana" czy właśnie "Strażników") i żadne nie jest lepsze lub gorsze.
A masa graczy ma rodziny. To hobby takie samo jak siedzenie z browarem przy meczu ekstraklasy
Tak samo jest z komiksami, filmami czy serialami. To tylko pokazuje, jak bardzo nie miał racji ten psycholog.
Jak by tak dobrze się zastanowić, to owszem. Zamiast wziąć się do roboty, albo zadbać o zdrowie, to siedzą na dupie i uciekają w wyimaginowany świat.
Jak by tak dobrze się zastanowić, to owszem. Zamiast wziąć się do roboty, albo zadbać o zdrowie, to siedzą na dupie i uciekają w wyimaginowany świat.
Tak samo można powiedzieć o filmach czy książkach. Zamiast wziąć się do roboty, albo zadbać o zdrowie, to siedzą na dupie i uciekają w wyimaginowany świat.
Niektórych psują.
No bo czemu by nie. Tak samo jak wóda albo narkotyki. Wszystko psuje jak się traci kontrolę. Nawet praca może zepsuć
No tak samo można powiedzieć o książkach i filmach.
Nie da się zepsuć co już jest zepsute.
Zamiast wziąć się do roboty
Ważne żeby była to prawdziwa robota, fizyczna. Inna nie wchodzi w grę.
Dla męskiego zdrowia (np problemy z płodność), owszem fizyczna praca byłaby najlepsza.
Kolejny pan po Scorsese i Coppoli, który nie rozumie czegoś, co rozumieli już ludzie w starożytnej Grecji. Tak jak kiedyś, tak i teraz lud chciał posiedzieć w amfitearze, pośmiać się, czasami popłakać, wypić sobie dobre winko, tak samo czasami lud chciał posiedzieć w teatrze i przeżyć prawdziwe katharsis, obejrzeć sztukę bardziej wyniosłą. Czasami te sztuki dla ludu były na prawdę dobre, podobnie jak czasami złe były te bardziej ambitne.
Kino rozrywkowe istniało od zawsze. Tak samo jak kino artystyczne. Filmy superbohaterskie nie wyróżniają się niczym spośród innych dzieł mających dać ludziom dobrej jakości zabawę - może tylko skalą fenomenu. Wszystko nadal mieści się w ramach kina. Robienie z tego powodu wojenek my vs oni jest oznaką najzwyczajniejszego snobizmu.
dobrej jakości zabawę
No już nie przesadzajmy z tą "jakością".
Scorsese to w kółko tylko opowiada o bandytach, nie rozumiem miłości niektórych filmowców do tej grupy ludzi.
Akcyjniaki lat 80. też nie były wybitne... Ale nie zgadzam się do końca. Skała i kasowość tego fenomenu naprawdę przytłacza. Rozrywka niekoniecznie musi być tak płytka jak filmy z Seagalem. Szkoda że twórcy nie siłą się by nawet czysta rozrywkę nieco uszlachetnić dodać trochę wartości artystycznej. Szkoda że sztuka filmowa kompletnie przestała być sztuką a została tylko biznesem. A przecież jest, albo raczej kiedyś jeszcze była rozrywka i rozrywka.
Ekranizacje opowiadań Dicka to też w sumie igrzyska ale jednak niosą ze sobą coś więcej niż kolejny pusty film o facetach w lateksie. Kiedyś to były blockbustery. Nawet akcyjniaki się staczają, idą w przegięcie takie, że nawet Rambo, kino klasy C, zaczyna z nimi wygrywać.
No Skilgar ty, żeś widział filmy Skorseze pieronie jeden.
Filmy o superbohaterach to to samo co growe tasiemce typu CoD, Battlefield czy FIFA. Nic specjalnie nowego, więcej tego samego, a ludzie łykają jak pelikany.
Ale co jest takiego złego w tych filmach? W czym są gorsze od typowych akcyjniaków? Dlaczego mielibyśmy uznać, że np. Avengers jest szkodliwe dla kina i widzów, ale już taki np. Mad Max: Fury Road (czyli produkcja uznana przez widzów i krytyków za jeden z najlepszych filmów akcji ostatnich lat) jest OK? Akceptujemy i chwalimy film bez scenariusza, ze szczątkowymi dialogami czy praktycznie zerowym rozwojem bohaterów, ale już kolesie z supermocami są be?
Nie żebym ja sam był jakimś wielkim miłośnikiem kina superbohaterskiego, ale wyczuwam w tym wszystkim jakąś taką nutkę zawiści i zazdrości. Wielu ludzi chyba nie może przeboleć, że te filmy są tak szalenie popularne i dochodowe, więc szukają wymówek i formują dziwaczne teorie, przypisując im niemalże całe zło tego świata.
Bo jest różnica (spora) między kolejnym produkcyjniakiem od Disneja a autorskim kinem jakim jest Mad Max.
Z jednej strony masz sztab kolesi przy komputerach i wyrobników za kamerami. Całość kręcona na płasko, bez jakiegokolwiek wyczucia. Podobnie z kostiumami, muzyką i scenariuszem. Każdy element tych filmów jest obliczony na maksymalny zysk i dotarcie do największego grona odbiorców. Oni nie chcą pokazać czegoś więcej, zrobić, ale się nie narobić.
Z drugiej strony masz Mad Maxa. Film typowo "reżyserski" czyli cały zamysł pochodzi od jednego kolesia. On wie, co chce zrobić i to robi bez względu na wynik finansowy. Patrzysz, na pojedyncze sceny jak są kręcone i myślisz - ktoś to przemyślał. I podobnie jest z każdym elementem tego filmu - jest po prostu dopieszczony. Usłyszysz teraz podkład muzyczny - od razu poznasz, że z mad maxa. Usłyszysz ten z avendżersów - to taka sama instrumentalna papka co z każdego filmu z holyłudź.
Avengers broni sie postaciami, efektami specjalnymi oraz tym że sporo dzieci ślini się na ten film by go chodź 1x zobaczyć(zresztą są fani grubo po 30+). To nie jest tak, że zrobisz coś bezmyślnie i ci wyjdzie. Póki coś daje zyski to jest dobre, kinematografia to czysty biznes, nie ma to być arcydzieło w 98% przypadków, tylko dać dochody. Trzeba mieć jaja by zrobić film i nie mieć 99% pewności wzrostu kosztów albo chociaż zysku. No i mnie wcale nie dziwi że większość idzie na tzw łatwiznę. Własny pomysł się ceni, ale trzeba po prostu mieć ten talent, a prawdę mówiąc to sporo produkcji po prostu upada pod tym względem.
Bo Mad Max to wizja artystyczna, klimat, pomysł, oryginalność. I nie, nie jestem jakimś wielkim fanem, nawet oglądałem bez przekonania, ale po seansie zrozumiałem, czemu to tak chwalą. Nadal nie jestem fanem, ale stawiam taki obraz 10x wyżej niż kolejny odcinek tasiemca o facetach w piżamach.
Serio, zrozum wreszcie, że kino rozrywkowe nie musi być absolutnie denne, pozbawione pomysłów, ciekawego scenariusza, jakichś tam elementów dobrego kina jak zdjęcia, muzyka czy gra aktorska. nie będzie mieć wszystkich, bo to sienie opłaca, ale może mieć jakiekolwiek.
Te filmy o bohaterach mają tylko rozbudowane CGI. Scenariuszowo, aktorsko, narracyjnie, to jest poziom kreskówek na CN. A czasem gorzej, bo taki Ed Edd i Eddy kładzie dowolny film Marvela :D
Podałeś garść ogólników i ani jednego merytorycznego argumentu.
Bo jest różnica (spora) między kolejnym produkcyjniakiem od Disneja a autorskim kinem jakim jest Mad Max.
A jaka to różnica?
Całość kręcona na płasko, bez jakiegokolwiek wyczucia
Co to znaczy?
Z drugiej strony masz Mad Maxa. Film typowo "reżyserski" czyli cały zamysł pochodzi od jednego kolesia. On wie, co chce zrobić i to robi bez względu na wynik finansowy. Patrzysz, na pojedyncze sceny jak są kręcone i myślisz - ktoś to przemyślał. I podobnie jest z każdym elementem tego filmu - jest po prostu dopieszczony. Usłyszysz teraz podkład muzyczny - od razu poznasz, że z mad maxa. Usłyszysz ten z avendżersów - to taka sama instrumentalna papka co z każdego filmu z holyłudź.
Bo ty tak mówisz? Spoko, przekonałeś mnie.
Mnie Mad Max podobał się bardziej niż jakikolwiek film superbohaterski (to także jeden z moich ulubionych filmów ostatnich lat). Nie zmienia to jednak faktu, że w dalszym ciągu jest to po prostu zwykły akcyjniak. Bardzo dobry i zrobiony lepiej niż większość produkcji w tym gatunku, ale akcyjniak, czyli film o mordobiciu, strzelaniu, pościgach i wybuchach. Mając to na uwadze, zupełnie nie trafiają do mnie argumenty, że akcyjniak A niszczy kino, a akcyjniak B jest jego zbawicielem... bo tak (ci, którzy tak twierdzą, zazwyczaj argumentów nie podają...).
Serio, zrozum wreszcie, że kino rozrywkowe nie musi być absolutnie denne, pozbawione pomysłów, ciekawego scenariusza, jakichś tam elementów dobrego kina jak zdjęcia, muzyka czy gra aktorska. nie będzie mieć wszystkich, bo to sienie opłaca, ale może mieć jakiekolwiek.
A skąd wniosek, że tego nie rozumiem? I co takiego dennego jest w filmach superbohaterskich? Chętnie wysłucham argumentów.
Scenariuszowo, aktorsko, narracyjnie, to jest poziom kreskówek na CN
A jak na tym polu wypada Mad Max? Przecież tych elementów w tym filmie praktycznie nie ma...
Naprawdę myślisz, że ktoś będzie kopał się z koniem? I bawił z tobą w jakiś łapanie za słówka albo pomijanie 3/4 wypowiedzi w cytacie? Zieeew... Tak, aktorsko i scenariuszowo Mad MAx to też nie jest odkrycie. Ale przynajmniej inne elementy sztuk i filmowej są tam o klasę lepsze niż w generycznych filmidłach o facetach w kondomach.
Persecuted, chcesz prawdziwych analiz Mad Maxa? Są ich setki w internecie, poszukaj, poczytaj pooglądaj. Dowiedz się więcej.
Żadnych merytorycznych argumentów, same ogólne stwierdzenia bez jakiegokolwiek pokrycia w faktach, ewentualnie klasyczne "poszukaj sobie w internecie", czyli dokładnie to, czego się po was spodziewałem. "Film A jest dobry, a film B zły... bo ja tak mówię!".
Ot, typowa dyskusja z 12 - letnimi "znawcami" tematu, którzy nawet nie potrafią zrozumieć, że ja wcale nie bronię filmów superbohaterskich (bo sam ich wielkim fanem nie jestem), tylko chcę usłyszeć merytoryczne argumenty, wskazujące na ich faktyczną szkodliwość dla kina i widza (jak to im krytykańci powszechnie przypisują). No cóż, może następnym razem...
Proszę ja ciebie. I co mam się poczuć obrażony? Sprowokowany? Masz swoją jakąś tam ograniczoną wizję świata i domagasz się od innych, by ją poszerzyli. Nie jestem Ci nic winny i jeśli sam nie chcesz zdobyć wiedzy - twoja sprawa.
Avengers zostało robione z myślą o młodszych widzach, a nie takich starych koniach jak wy xD To żadna szkodliwość dla kina, po prostu kino kierowane do innych odbiorców. A jak kasa się zgadza to wystarczy. Z samego głównego wątku aż kipi zazdrość i bulwersacja.
Czy to źle wpływa na widza? Wątpię.. przecież nikt po seansie SpiderMana nie będzie zaraz skakał z 20piętrowego budynku, no chyba że jest niepoczytalny. Oderwanie od rzeczywistości to nic złego, równie dobrze można kwalifikować tą miarą nie tylko filmy superbohaterskie, ale także sci-fi oraz Fantasy.
Czy każdy film musi być poważny i wybitny jak MadMax? dajcie spokój..
Masz swoją jakąś tam ograniczoną wizję świata i domagasz się od innych, by ją poszerzyli. Nie jestem Ci nic winny i jeśli sam nie chcesz zdobyć wiedzy - twoja sprawa.
A opierasz to twierdzenie na? Na tym, że nie zgadzam się ze stwierdzeniem (którego ani ty, ani nikt inny nie umie poprzeć jakimikolwiek merytorycznymi argumentami), jakoby filmy superbohaterskie niszczyły kino i szkodziły widzom? Jestem ograniczony, bo nie przyjmuję bezkrytycznie aksjomatów formowanych przez domorosłych znawców kinematografii, których argumentacja kończy się na "bo ja tak mówię"? Faktycznie, okropny za mnie cham i troglodyta...
Według scenarzysty debiut 6 filmów superbohaterskich w tym samym roku, w którym do władzy w Stanach Zjednoczonych doszedł Donald Trump, a Wielka Brytania postanowiła opuścić Unię Europejską, nie są dziełem przypadku. Jest to związane z chęcią zaprzeczenia rzeczywistości oraz szukania prostych rozwiązań.
XD
Ja tam właśnie skończyłem oglądać The Boys, w pyte było, a typek niech sie wali na cyce
Niech zostanie przy komiksach bo inaczej głupoty gada. Taki zagraniczny Cejrowski.
Chyba nie ma tu za bardzo miejsca na jakiekolwiek zdanie na ten temat, tak po prostu jest. Wszystkie te superbohaterskie filmy (poza kilkoma wyjątkami) to puste wydmuszki dla dzieci, jeszcze bardziej dziecinne od samych animacji kinowych kierowanych do dzieci, które zazwyczaj poczęstują dorosłych jakimś drugim dnem, żarcikiem i radą życiową/morałem. Tu tylko głupawa fabuła i CGI dla 12 latków.
O to to to... przecież takie "Jak wytresować smoka", "Wielka szóstka", "Zwierzogród" czy "W głowie się nie mieści" (niektóre o zgrozo wypuszczone przez wyrobników Disneya - Pixar) dosłownie rozjeżdżają pod względem poziomu artystycznego, treści, narracji, dowolny gówno-film o facetach w rajtuzach.
Ale o bohaterach też można artystycznie - Spiderverse.. kurna, jakie to było genialne!
Polacy zawsze musieli być sprytniejsi, rozgarnięci, oglądać się na innych, zupełnie inaczej niż obfici, bezpieczni Amerykanie w swojej bezdennie głupiej masie. Smutne, że przeciętny Polak dosięga poziomu przeciętnego Amerykanina i łyka tą samą paszę.
Oho, ktoś tu odkrył, że Rasputin w sumie nie jest lubiany, nawet wśród swoich czytelników, i w gruncie rzeczy to jest strasznym boomerem.
Scenarzysta podkreślił, że superbohaterowie powstali w późnych latach 30. ubiegłego wieku z myślą o dzieciach i to dla nich są najlepszą rozrywką. Próba skierowania ich do dorosłych prowadzi do groteski.
O nie, a dramaty powstały w Grecji, by oddawać cześć bogom, więc nie kręćmy ich w ogóle, bo Moore jeszcze doniesie Carowi.
Filmy superbohaterskie to tak samo lekka rozrywka jak filmy akcji - ale czy ktoś te filmy akcji potępia? W każdej branży potrzebny jest produkt luźny, skierowany do większej grupy odbiorców. Przecież nawet w branży growej tak jest (COD, Fifa, Asasyny). Nie wszystko musi mieć poważny wydźwięk na taką skalę jak chociażby RDR2 czy, no nie wiem, Ojciec Chrzestny.
Filmy superbohaterskie są potępiane przez tylko i wyłącznie zakompleksione jednostki. Są to produkcje jak każde inne, ale wyróżnia je bardzo istotna cecha - zarabiają ogromne pieniądze, więc śmiało można stwierdzić, że tego typu ściek z ust artystów to czysta zazdrość, szczególnie w przypadku tego pana.
BTW. gdyby te filmy były dla dzieciaków, to w salach kinowych spotykałbym mnóstwo młodych ludzi, a nie dorosłe grupy fanów.
Niby słuszny tok myślenia, ale jakoś w Polsce potępia się produkcje Vegi, które też mają dotrzeć do najprostrzej/szerszej grupy odbiorców.
bzzzz bzzzzz bzzzzz są nas miliony.
Wiemy boomerzy, że są was miliony.
Oddawajcie moje pieniądze z zusu
Pudło zoomer.
Eee, tylko jeden zdziadziały boomer w wątku, myślałem, że będzie więcej.
Ja pierdzielę, ilu pochłaniaczy filmowego guana w wątku :D I jaka husarska duma, że oglądają tylko "Marvele".
Oho, patrzcie jakiego mamy znawcę, ogląda tylko ambitne, podkreślam - AMBITNE filmy!
Nie martw się, niedługo wchodzi nowa ustawa po której będzie można oglądać i wybierać filmy tylko z odpowiednią licencją. Dozwolone zostaną tylko ambitne, podkreślam, ambitne tytuły, a nie jacyś przebierańcy w hehe latexach.
Pozdrawiam serdecznie.
planeswalker - I kolejny, który nie rozumie, że pomiędzy Marvelem i mołdawskim kinem moralnego niepokoju jest przestrzeń jak stąd do Pekinu.
A gdzie tam, nie rozumie, przecież znam jego posty. Tani chwyt erystyczny i tyle.
Zenka też bronicie? Super muza, co nie? A kto nie broni, to tylko Rachmaninowa słucha!
Przecież to ty napisałeś, że wszyscy, którzy się z tobą nie zgadzają oglądają tylko "Marvele". Ja tylko odpowiedziałem w twoim stylu.
Wszyscy? Nie.
Ale naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek, kto ogląda jakiekolwiek lepsze filmy, oglądał te "Marvele" z prezentowanym tutaj przez niektórych zaangażowaniem :D
Ostatnio widziałem wychwalaną za "przesłanie" i poziom Czarną Panterę...
No i zmęczyłem, bo mi się bardzo bardzo nudziło i CGI było nawet udane. Tylko co poza tym? Naprawdę, więcej już chyba zostaje w człowieku po oglądaniu sportu, niż takiego czegoś. A to też w sumie puste igrzyska.
To w sumie trochę smutne, że sam, z własnej woli, zamykasz się na inne gatunki, bo są "poniżej twojej godności".
EDIT. przeczytałem też resztę twoich mądrości z tego wątku... Musisz być czymś porządnie sfrustrowany.
Ale naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek, kto ogląda jakiekolwiek lepsze filmy, oglądał te "Marvele" z prezentowanym tutaj przez niektórych zaangażowaniem :D
Wyobraź sobie, że ja jestem taką osobą. I mogę cię zapewnić, że gdybym miał wymienić tutaj moje ulubione filmy ostatniej dekady, to nie znalazłby się na niej żaden "Marvel" :)
Chyba się chłopaki nie zrozumieliśmy. Nikt wam nie zabrania oglądania filmowej papki. Co więcej, nikt nie zakaże jej produkowania i przez lata będziecie mieli następne, takie same filmidła.
Po prostu nie oszukujcie się, że to jakieś wyjątkowe dzieła sztuki. Kupcie popkorn i wio do kina.
A kto tu mówi, że kino superbohaterskie to jakieś filmowe arcydzieła? Zwykła niezobowiązująca rozrywka i tyle. Jak będę chciał obejrzeć coś ambitniejszego, to mam do wyboru wiele innych tytułów.
Nie wszystko musi być arcydziełem sztuki. Często w zupełności wystarczy porządna, rzemieślnicza robota. To samo dotyczy książek, gier, muzyki i wszelkich innych form artystycznych.
Niby nie są, ale jednocześnie wiele z produkcji Marvela przemyca ważne tematy w swoich filmach.
Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz - o inwigilacji społeczeństwa oraz jakie zagrożenie to niesie, pomimo zwiększenia bezpieczeństwa.
Strażnicy Galaktyki 2 - czym naprawdę jest rodzina.
Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów - o odpowiedzialność za swoje czyny (i tak bardzo upraszczam to co się tam dzieje).
Kapitan Marvel - o tym jak ważna jest pewność siebie oraz umiejętność pójścia naprzód mimo porażek i przeciwności.
A mógłbym tu też wymienić IM3 i wątek Tonego muszącego wrócić do korzeni (czyli swojej wiedzy i umiejętności), Thor: Ragnarok, czy Infinity War.
Nie są to może dzieła na miarę Philipa K. Dicka, ale poruszają równie ciekawe tematy dotyczące każdego z nas.
To nie jest porządna rzemieślnicza robota, tylko tania masówka z zapyziałej fabryki w Bangladeszu.
Właśnie w tym problem.
Lubię niektóre produkcje superbohaterskie ale doszukiwanie się w większości z nich czegoś poza czystą rozrywką zakrawa na szaleństwo, to zazwyczaj "przybyli źli, narozrabiali, dobrzy robią z nimi porządek".
Przemycać wartości też trzeba umieć. Daleko tym filmom do mądrości, pomysłowości i subtelności z wielu animowanych produkcji, również tych dla dzieci. Patrząc na te filmy można odnieść nawet wrażenie, że dzieci dla twórców animacji wydają się mądrzejsze.
To nie jest porządna rzemieślnicza robota, tylko tania masówka z zapyziałej fabryki w Bangladeszu.
Cóż, mogę się tylko nie zgodzić z twoją opinią :)
W pewnym momencie wymiksowałem się z oglądania tych filmów bo zwyczajnie zaczęły mnie nudzić ale jak kogoś bawią to w czym problem?
Alan, piłeś, nie pisz. Ewidentnie lepiej ci to wychodzi po LSD.
Kolejny dowód, że każdy prędzej czy później dziadzieje.
Łamiąca wiadomość, Alan Moore nie znosi adaptacji komiksów!*
News at 11.
*
spoiler start
Od zawsze, bo się obraził na Hollywood 20 lat temu że inne medium, operujące kompletnie różnymi środkami od jego branży, robi adaptacje nie po jego myśli.
spoiler stop
Ty popatrz to zupełnie jak gracze!
inne medium, operujące kompletnie różnymi środkami od jego branży, robi adaptacje nie po jego myśli
Kompletnie się nie zgodzę. Komiksy można adaptować w zasadzie 1:1, co pokazał choćby Rodriguez w Sin City.
A że Hollywood z nimi miesza, to nie kwestia specyfiki medium, tylko biznesu.
Sin City jest o tyle chlubnym wyjątkiem, ze samo w sobie jest praktycznie kropka w kropkę adaptacją filmów Noir, więc po prostu nastąpił tu recykling idei, a jedyną nowością dla samego medium filmowego były podrasowane wizualia.
Natomiast Moore ma ten sam problem co cała masa scenarzystów komiksowych z branży trykociarskiej - na papierze ich scenariusze się jeszcze jako tako bronią, bo są komiksami, odbiorcy od lat 30-tych przywykli do pewnych zabiegów, nawet tych z gatunku największej pulpy (a sam format zeszytowy większości herosowej masówki wymusza także pewną telenowelizację opowieści) i wszelka próba krytyki tego typu narracji zawsze się kończy hasłem "Przecież to komiks" (mówimy rzecz jasna o tak zwanym mainstreamie w kolorowych fatałaszkach, scena indie, podobnie jak w branży gier, to zupełnie inna sprawa).
Za to widz filmowy, nawet ten mniej wymagający, uzna wielką ośmiornicę w środku Nowego Jorku za kompletny kretynizm (mam sporo do zarzucenia snyderowskim Watchmenom, ale podmianka końcówki mu naprawdę wyszła i ma więcej sensu niż to, co w swoim narkotycznym mózgu uwidział Moore, nawet jeśli było to nawiązanie do pulpowych komiksów z lat 50-tych). Gdyby marvelowskie adaptacje były wierne papierowym pierwowzorom, przypominałyby Modę na Sukces z supermocami (obejrzałbym, tak swoją drogą). Zresztą, są produkowane tak taśmowo, że powoli faktycznie doganiają operomydlany materiał źródłowy i tu się z zarzutami Moore'a o równanie w dół zgodzę, ale odkrywczości w jego wypowiedzi jest tyle, co w jego postmodernistycznych komiksowych porno-parodiach znanych bajek dla dzieci - to samo mówi przy okazji każdej ekranizacji komiksu i do takich samych wniosków dochodzą co i rusz tak zwani koneserzy kina brandzlujący się do Aronofskiego, którzy przed erą superherosów marudzili na Michaela Baya, a w latach 90-tych na milion klonów Die Hard.
Tylko widzisz Jogurt. Gdyby w tych filmach dali tę komiksową "pulpę" albo "cziz" czy "kamp" to przynajmniej coś by się działo. Byłoby coś innego, coś, na czym można zatrzymać oko. A tak dostajemy taśmowe produkcyjniaki. Obejrzysz jeden, to nie musisz oglądać reszty.
Dlatego najlepszymi produkcjami Marvela są Strażnicy Galaktyki świadomie operujący nostalgią i campem z lat 80-tych oraz kolejne odsłony Kapitana Ameryki (zwłaszcza Winter Soldier) nawiązujące wprost do kina przygodowego a'la Indiana Jones (pierwszy Cap) i thrillerów szpiegowskich (Winter Soldier) w stylu Ludluma. Są po prostu jakieś.
Mówiłem już parę razy - ja swoją przygodę z marvelowskim kinem zakończyłem mniej więcej na Doktorze Strange (zrobiłem wyjątek dla ostatniego Thora, bo Taika Waititi zawsze wie, co robi), po prostu, zgodnie z duchem swoich komiksowych pierwowzorów, adaptacje zżerają od lat własny ogon i nastąpił przesyt. I tak, zgodzę się, jak widziałem jednego Iron Mana, to widziałem wszystkie Iron Many (to był zawsze najnudniejszy bohater w historii komiksów Marvela, nawet, jak popadł w alkoholizm). Dlatego ich nie oglądam. podobnie jak Alan Moore. Ale bawi mnie zarówno Moore, jak i wszyscy przeciwnicy marvelowskiej pulpy, dla których zaszczytem jest nie obejrzeć nowych części, jakby w kinie nie było nic innego do obejrzenia...
No dobra, teraz nie ma, bo pandemia, więc nawet Marvele poprzekładali. Niemniej - popcornowe kino zawsze było popcornowym kinem. 15 lat temu wszyscy oglądali jeszcze gorsze pierdoły w stylu 28 części Piły, a wcześniej wszyscy chcieli nakręcić własne Szczęki (a jeszcze, jeszcze, jeszcze wcześniej, każdy chciał mieć swój Western).
To że komiksy bywają głupie, to nie wina specyfiki medium, tylko scenarzystów, ewentualnie odbiorców (tu zgoda). Ale to tak, jak że wszystkim. Jest popowy mainstream i są rzeczy na poziomie. Nie mów, że ludzie by nie łyknęli kałamarnicy, skoro łykają Szybkich i Wściekłych. Ekranizacja "Niebieskich pigułek" byłaby super. I nikt by jej nie obejrzał. Nie zmienia to faktu, że graficzno-narracyjna forma komiksów znacznie lepiej się nadaje do ekranizacji niż gry video. Środki wyrazu są bardzo podobne.
Ależ oczywiście, że w każdym medium są rzeczy głupie i mniej głupie, a kałamarnicę widziano także w medium filmowym. przy czym kałamarnica występuje w jednym ze szczytowych osiągnięć komiksowych, którego nijak nie da się porównać z Fast and Furious, będących ucieleśnieniem extraordinare kina rozrywkowego (oba dzieła są ważne dla swoich branż, jednak z różnych powodów). Owszem, jako, że oba te media operują głównie obrazem i jednowątkową narracją, komiksom jest chyba najbliżej do filmów i tu pełna zgoda. Ale dalej, mając do czynienia z kamieniami milowymi branży komiksowej, z definicji przyjmujemy w pełni poważnie opowieść o faceciku w piżamie z nietoeprzymi uszami, komiks o zimnej wojnie z wielką kałamarnicą, czy opowieść o rasizmie i bigoterii, w której występują mutanty o durnych pseudonimach w kolorowych trykotach. W filmie takie absurdy również przechodzą, ale zwykle w formie pastiszu i postmoderny (nawet Nolan nie ustrzegł się idiotyzmów, choć starał się pożenić Nietoperza z realizmem), w branży komiksowej natomiast jest to serious business i niejako dobrodziejstwo inwentarza.
Oczywiście cały czas obracamy się w rejonach komiksowego mainstreamu (bo tego dotyczy wypowiedź Moore'a) a nie indyków, bo wiadomo, że Niebieskie Pigułki są idealnym materiałem na filmową opowieść, Ghost World nawet nie wiadomo, że jest ekranizacją, a Scott Pilgrim pięknie wyczuł konwencję i pojechał po bandzie.
Nie ma żadnych dowodów na infantylizację z powodu komiksów i filmów o nich. Są dowody, że piłka nożna jest bardziej popularna wśród patoli, a komiksy o superbohaterach i giercowanie wśród ludzi wykształconych. Gry i komiksy tak jak kiedyś bajki kształtują wyobraźnię, a ta jest domeną ludzi twórczych, którzy sprawiają, że świat staje się lepszy.
Zapomniał o tym co z ludzi robią media społecznościowe, a to rozwinęło się równolegle.
Oczywiście, że jest masa nierobów i dużych dzieci kochających gry i komiksy, ale nie one są źródłem problemu, tylko obecna popkultura w szerszym pojęciu.
Na pewno wiele z rzeczy o których wspomniał ma duże znaczenie, nie tylko w filmach i nie tylko w tym gatunku. Mimo wszystko jednak ocenianie wszystkich filmów z danego gatunku jedną miarą głównie ze względu na swoją własną niechęć czy też jakiś personalny uraz do akurat tego gatunku jest dość nielogiczne. Zwłaszcza, jeśli nie miało się styczności z żadnym filmem z tego gatunku przez ostatnie 30 lat.
Aż mi się przypomniał materiał z TVFilmy „Dlaczego znani filmowcy boją się Marvela?” — praktycznie pasuje do tego newsa w skali 1:1. Czy naprawdę wszyscy znani twórcy nie chcą pogodzić się z faktem, że komiksy i gry na stałe wpisały się w krąg tworów kultury wysokiego poziomu? Ile filmy superbohaterskie zrobiły dla komiksów i jak bardzo im pomogły?
Scenarzysta podkreślił, że superbohaterowie powstali w późnych latach 30. ubiegłego wieku z myślą o dzieciach i to dla nich są najlepszą rozrywką — Może i przeczytałem w swoim życiu raptem trzy komiksy w całości i masę różnych stron oraz urywków z innych, ale bardzo lubię oglądać różne materiały znanych polskich YouTube'rów, którzy opowiadają historie różnych komiksowych postaci, przedstawiają historie prezentowane w różnych komiksach oraz podają różne komiksowe ciekawostki i wiem jedno - Alan Moore coś, chyba zdecydowanie przekręcił. Komiksy pierwotnie były rozrywką dla dorosłych pozwalającą im szybko i łatwo odpocząć po ciężkiej pracy czytając coś co nie wymagało od nich równie wielkiego intelektualnego wysiłku co klasyczna literatura - komiksy miały bawić (wśród pierwszych komiksów był to jeden z dwóch ich najsilniejszych celów, stąd w każdych z nich przesyt humoru), wzruszać od czasu do czasu a przeważnie minimalizować poczucie stresu. Komiksy jako rozrywka dla dzieci i nastolatków zaczęły być postrzegane dopiero wtedy, gdy wytwórnie wydające komiksy postanowiły dodatkowo zarobić.
Wszystko co tworzy kultura jak książki, komiksy, filmy, seriale, gry, wydarzenia, spektakle teatralne, koncerty muzyczne i w filharmoniach jest dla ludzi po to, aby ludzie mogli z tego korzystać oraz rozwijać się dzięki nim na różne sposoby i to, że ktoś jest pasjonatem np. komiksów, gier, książek czy filmów, wcale nie jest ograniczony intelektualnie, jeśli dajmy na to lubi produkcje superbohaterskiego. Po prostu takie produkcje wpisują się w wielowiekowe zamiłowanie ludzi do historii o wielkich herosach, którzy mierzą się z różnymi przeciwnościami oraz opowieści o walce dobra ze złem. To nie jest dziecinada, ale otwarcie na coś więcej w życiu niż trzymanie się swojej strefy komfortu i nastawienie wyłącznie na konsumpcyjny styl życia.