Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

Forum: Obce cywilizacje odwiedzają dyskretnie naszą planetę

30.10.2018 20:42
George A
1
George A
10
Pretorianin
Wideo

Obce cywilizacje odwiedzają dyskretnie naszą planetę

Na pewno każdy z was słyszał o UFO. 99% ludzi uważa to za brednie i się tym nie interesuje. A tymczasem to jest... prawda. Super zaawansowane technologicznie obce cywilizacje przylatują dyskretnie na Ziemię, i 99% ludzi się tym nie interesuje. Mało tego, rządy państw również się tym nie interesują. To mistrzostwo świata :) Taka informacja, takiej mocy, że nie jesteśmy sami we Wszechświecie jest traktowana lekceważąco, a wręcz jest wyśmiewana. Bo przecież jak ktoś mówi o UFO to to pewnie jakiś wariat. I najlepiej aby go zamknęli w szpitalu psychiatrycznym ;) Prawda jest taka, że większość osób które widziały z bliska UFO nikomu o tym nie mówi, z obawy przed reakcją otoczenia. Ludzie boją się mówić że widzieli UFO, bo boją się ośmieszenia i uznania za wariata. Na szczęście są wyjątki. Bardzo nieliczne. Poniżej najlepsza relacja o spotkaniu z UFO z ostatnich 10 lat z terytorium Polski. Miłego czytania i uświadamiania się :)

UFO nad Jarnołtówkiem. Co wydarzyło się w mroźną styczniową noc w 2009 roku?

Najpierw był potężny huk odpalanych rakiet, potem głucha cisza. Znów huk, cisza i… gwałtowna jasność. A potem nad ziemię wzniósł się ciemny obiekt z niebieskim, trójkątnym snopem światła u dołu. Ułamek sekundy później już go nie było.

Adam Maksymów, szef ośrodka Max w Jarnołtówku, nie ma wątpliwości: to było UFO. - Jestem tego pewien, mimo że jeszcze niedawno jak wszyscy uśmiechałem się pod wąsem, kiedy słyszałem takie wyznania - mówi. - Kilka lat temu gromadka dzieci z pobliskiego domu mówiła, że podczas ogniska zawisł nad nimi jakiś talerz. Machałem wtedy ręką jak wszyscy. Tymczasem to, co sam zobaczyłem, działo się trzysta metrów od mojego domu.

Huk i błysk

Było około godziny pierwszej, mroźnej styczniowej nocy.

Jak to w górach leżało mnóstwo śniegu. Pan Adam oglądał do późna telewizję. W pewnym momencie przypomniał sobie, że nie naładował akumulatora samochodu. Wyszedł więc na dwór, żeby podłączyć go do prądu. - I wtedy usłyszałem ten huk, zupełnie jakby ktoś odpalał rakiety. Dochodził z łąki zza pobliskich drzew - wspomina. - Był potężny! Towarzyszyło mu głośne buczenie - jakby ktoś zamknął rój pszczół w słoiku. Po chwili huk się powtórzył. Potem jeszcze raz i jeszcze raz, w odstępach 2-3-minutowych. - Pewnie samolot pionowego lądowania typu Harrier miał awarię i wylądował na tej łące - pomyślałem sobie. Nawet chciałem podjechać w to miejsce, żeby pomóc w razie czego, ale dopiero co wyjąłem z auta akumulator - wspomina Adam Maksymów. Gdy huknęło kolejny raz, przedsiębiorca wbiegł do kuchni położonej na najwyższej kondygnacji domu. Po drodze zbudził żonę. Chciał, by obserwowała z nim to, co się dzieje. - Dłuższy czas był zupełny spokój. Żona zaczęła się niecierpliwić i chciała już odejść od okna. Aż w pewnej chwili niebo rozbłysło potężnym światłem! - opowiada rozemocjonowany. To wspomnienie do dziś bardzo go porusza. - Zrobiło się tak jasno, że widać było każdą gałązkę na bezlistnych drzewach. Staliśmy jak zaczarowani. - A potem - dodaje - znad drzew w oślepiającym świetle zaczął się unosić ciemny obiekt. U dołu miał trójkątny, jasnoniebieski snop światła. Uniósł się powoli na kilkadziesiąt metrów nad ziemię, wzbijając w powietrze ogromne ilości śniegu. I nagle zniknął. Z taką prędkością, jakiej z pewnością nie może osiągnąć żadna ziemska maszyna.

Są inni świadkowie

Do tych niezwykłych wydarzeń doszło w nocy z 18 na 19 stycznia 2009 roku. Pan Adam, do tamtego dnia sceptyk w temacie UFO, od początku nie miał wątpliwości co do tego, co widział. Ale do maja nie mówił o tym głośno. - Oczywiście skontaktowałem się z ufologami z Wrocławia i wypytywałem dyskretnie ludzi w okolicy o to, czy nie widzieli wtedy czegoś dziwnego - mówi. - Poprosiłem nawet listonosza, żeby zrobił mały wywiad. Okazało się, że są inni świadkowie zdarzeń, m.in. Henryk Darowski, mieszkaniec Jarnołtówka: - Grałem wtedy w karty z kolegami - wspomina. - Koło pierwszej wyszedłem na dwór po drzewo, bo ogień w piecu przygasał. To, co rozegrało się chwilę później na jego oczach, pan Henryk będzie pamiętał do końca życia. - Najpierw był straszny huk, a potem oślepiająca jasność - opowiada przejęty. - A potem nad lasem zobaczyłem wielki talerz. Świecił takimi pięknymi kolorami, że tęcza to się przy tym chowa! Zakołysał się lekko nad drzewami, przechylił i piorunem odleciał w niebo. Aż mi drewka z wrażenia z rąk wypadły. Pan Henryk próbował wołać kolegów, by zobaczyli niezwykłe zjawisko. - Ale nie zdążyłem. To trwało kilkanaście sekund - rozkłada ręce. - Potem niektórzy się ze mnie śmiali. Ale ja sobie z tego nic nie robię. Teraz wiem już na sto procent, że UFO istnieje. - Olbrzymi huk słyszał też mój syn - wspomina Wanda Kukułka z Jarnołtówka. Pani Wanda z mężem już spali, a 28-letniego Grzegorza zbudził hałas. - Opowiadał nam o tym następnego dnia rano - relacjonuje matka. - Mówił, że na około 10 minut zgasło światło na całej ulicy. Zszedł więc na dół i przez okno od ulicy patrzył, co się dzieje. Gdyby patrzył od siebie z pokoju na tę łąkę, to pewnie wszystko by widział... A tak - szkoda. Sama bym chętnie zobaczyła coś takiego... Danuta Diakowska mieszka najbliżej łąki, z której miał startować tajemniczy pojazd. - Ale wtedy niestety byłam w pracy w pobliskim ośrodku Potok - wspomina. - Wiem tylko, że mniej więcej w tym czasie, o którym mówi pan Adam, zerwał się ni stąd, ni zowąd bardzo silny wiatr. Kilka minut potem ucichł, jak ręką odjął.

Ufolodzy: to wiarygodna relacja

Adam Maksymów zaczął kontaktować się ze świadkami i gromadzić dowody na to, że nie zwariował i coś takiego miało miejsce. Przejrzał m.in. płyty z monitoringu swojego ośrodka i ze zdziwieniem odkrył, że na czas, gdy miały miejsce przedziwne zdarzenia, kamery się wyłączyły. - Nie ma bodaj pięciu minut nagrania. Zazwyczaj się tak nie dzieje - zapewnia. Napisał też pismo do zakładu energetycznego z pytaniem o dziwną awarię prądu. Odpisali, że faktycznie miała ona miejsce w tym czasie, ale tylko w jednej z pobliskich wiosek. Zaczął też sporo czytać o UFO i kontaktował się z ufologami, m.in. z Wrocławia. - Najpierw odbyliśmy kilka rozmów telefonicznych, w których pan Adam opowiadał, co widział, a potem pojechaliśmy do Jarnołtówka, by zrobić wizję lokalną i nagrać jego relację - mówi Janusz Zagórski z Wrocławia, jeden z najbardziej znanych ufologów w kraju. Kwestiami UFO zajmuje się od 20 lat. Po tych kilku rozmowach i wizycie nie ma wątpliwości: relacja Adama Maksymowa jest wiarygodna. - Opisany przez niego odgłos, rodzaj światła i sposób poruszania się obiektu powtarza się w relacjach wielu osób, które widziały UFO - kwituje Janusz Zagórski.

Niemieckie radary wykryły UFO tego samego dnia

No a poza tym wiosną tego roku wydarzyło się coś, co uwiarygodniło historię z Jarnołtówka. Niemiecka i austriacka prasa doniosła, że 19 stycznia, kilka godzin po wydarzeniach na Opolszczyźnie, niezidentyfikowany obiekt latający widoczny był na radarach niemieckich lotnisk. - Obiekt ten zarejestrowały radary lotnisk w Bayern i Stuttgarcie - mówi Adam Maksimów. - Znalazłem relacje w internecie. Gdyby nie to, pewnie w ogóle nie odważyłbym się opowiadać publicznie o tym, co widziałem tamtej nocy. Wiem, jak ludzie reagują na takie opowieści. Sam tak reagowałem. Wedle medialnych relacji w Stuttgarcie służby lotniska, przez dłuższy czas miały tajemniczy obiekt na radarze i próbowały nawiązać z nim kontakt. Gdy wysłały w jego stronę helikopter, błyskawicznie zniknął. Chwilę później pojawił się na radarze w Bayern, z czego podobno są zapisy. - A potem okazało się, że był też na radarach w Czechach, między Pilznem a Klatowy - opowiada Adam Maksymów. - Pierwszy opisał to austriacki "Times", potem inne niemieckie media. To dało mi pewność, że to, co widziałem, nie było zwidem.

nto.pl/ufo-nad-jarnoltowkiem-co-wydarzylo-sie-w-mrozna-styczniowa-noc/ar/4126101

nowosci.com.pl/niemieckie-radary-wykryly-ufo/ar/11084084

Super szczegółowa relacja wideo obok ---------> [link]

30.10.2018 20:46
siara000000
2
18
odpowiedz
siara000000
0
Pretorianin

Twoj stary jest kosmita.

30.10.2018 21:42
siara000000
10
8
odpowiedz
siara000000
0
Pretorianin

Trzeba byc niedouczonym idiota zeby myslec ze jestesmy sami we wszechswiecie.

Interesujace:
Jak ktos powie w Polsce ze nie ma Boga to 99% ludzie zaraz o, jak tak mozna, bezboznik, bluznierca i spalic na stosie.
A jak ktos powie ze istniej inna cywizlizacja w kosmosie , to mimo iz jest to prawdopodobienstwo 99.999999% to wyzwia go od wariatow i czubkow ze wierzy w zielone ufoludki.

Natomaist gdyby te ciemna, tepa szarota choc pojela ogrom i skale wszechswiata choc w 1%, to by zrozumiala o czym mowa.

Hmm, moze inaczej:
Jest 30 000 000 000 planet w naszej galaktyce
Natomaist jest okolo 100 000 000 000 galatkyk we wszechswiecie
Pomnozcie sobie teraz te 2 liczby i otrzymacie jedynie namiastke. Nie wspominajac o tym ze wszechswait sie caly czas rozrasta i moga istniec swiaty rownolegle.

Hmm a moze jeszcze inaczej:
Gdy wiekszosc osobnikow ludzkich, rzuca sie na karpie w Lidlu za 4.39zl czy wali konia do Fortnite na smartfonie, jakiekolwiek rozwmowy i dyskusje na temat wszechswiata mijaja sie z celem.

post wyedytowany przez siara000000 2018-10-30 21:44:52
30.10.2018 20:46
siara000000
2
18
odpowiedz
siara000000
0
Pretorianin

Twoj stary jest kosmita.

30.10.2018 20:47
WolfDale
3
1
odpowiedz
1 odpowiedź
WolfDale
73
zanonimizowany15032001

Oczywiście że odwiedzają, ostatnio przeszedłem po raz kolejny Duke Nukem Forever wraz dodatkiem i sprałem im porządnie dupska. Dlatego wrócili z powrotem do siebie i długo ich nie zobaczysz.

30.10.2018 20:57
papież Flo IV
😊
3.1
1
papież Flo IV
82
Prymas Polski

Słyszałem, że w Red dead redemption 2 też odwiedzają kosmici naszą planetę

30.10.2018 20:58
mohenjodaro
4
odpowiedz
2 odpowiedzi
mohenjodaro
108
na fundusz i prywatnie

Gówno prawda, nie odwiedzamy

30.10.2018 21:05
AIDIDPl
4.1
AIDIDPl
171
PC-towiec

My nie, ale oni tak i to od dawna.

30.10.2018 21:47
Herr Pietrus
4.2
Herr Pietrus
223
Ficyt

Ta, kurła, wszystko my! My też nie odwiedzamy i przestańcie nam w końcu robić czarny PR w całej galaktyce.

30.10.2018 21:00
AIDIDPl
5
odpowiedz
5 odpowiedzi
AIDIDPl
171
PC-towiec

Fajnie się to czyta. Lubię takie historie. Ja tam w UFO nawet wierzę, nie wierzę że jesteśmy sami w tak wielkim wszechświecie. Znaczy, nie jesteśmy jedyną inteligentna rasą/cywilizacją.

post wyedytowany przez AIDIDPl 2018-10-30 21:04:57
30.10.2018 21:01
George A
5.1
George A
10
Pretorianin

To że nie jesteśmy sami to oczywiste.

30.10.2018 21:06
blood
5.2
blood
241
Legend

Skoro to oczywiste, to podaj mi naukowy dowód na istnienie innych cywilizacji.

30.10.2018 21:16
George A
5.3
George A
10
Pretorianin

Naukowcy nie interesują się zjawiskiem UFO, i go nie badają.

30.10.2018 22:45
5.4
demon92
190
Senator

@blood: Patrząc na to, że do najbliżej galaktyki tj. Andromedy mamy 2,5mln lat świetlnych to jest to bardzo logiczne, że wymagasz dowodów na istnienie innych cywilizacji. Nie twierdze, że jacyś kosmici nas odwiedzali, ale bardzo bym się zdziwił gdyby żadni nie istnieli gdzieś tam daleko.

post wyedytowany przez demon92 2018-10-30 22:46:56
31.10.2018 06:27
5.5
2
zanonimizowany1191507
24
Legend

Skoro to oczywiste, to podaj mi naukowy dowód na istnienie innych cywilizacji.

Tutaj nie chodzi o dowód tylko o samo prawdopodobieństwo na to, że we wszechświecie są miliardy miliardów grup galaktyk, w każdej grupie kolejne miliardy miliardów galaktyk, w każdej galaktyce miliardy miliardów gwiazd i nawet gdyby uznać, że tylko na 0.1% planet orbitujących w okol tych gwiazd da się żyć to jest to liczba tak przytłaczająca, że naprawdę trudno jest mi uwierzyć że jesteśmy aż tak ekstremalnym przypadkiem JEDYNEJ cywilizacji w całym wszechświecie.

Jeżeli inne cywilizacje są na naszym poziomie albo niższym to możemy NIGDY się nie spotkać i nie dowiedzieć prawdy. Na pewno wiesz co to jest paradoks Fermiego a jeżeli nie wiesz to zachęcam do poczytania.

post wyedytowany przez zanonimizowany1191507 2018-10-31 06:28:34
30.10.2018 21:05
blood
😂
6
odpowiedz
1 odpowiedź
blood
241
Legend

Uwielbiam dowody typu widziałem, słyszałem, mnie się zdaje. Do tego według tego Pana kosmici lądujący na Ziemii (zakładam, że z innych układów planetarnych) korzystają ze znanych nam napędów rakietowych. Wydaje mi się, że gdyby ludzie odnaleźli mniej zaawansowaną cywilizację w kosmosie, to nastąpiłaby próba kontaktu z jakimś rządem, a nie złośliwe wygniatanie kręgów w zbożu losowemu rolnikowi w jakiejś wsi zabitej dechami.

30.10.2018 21:11
George A
6.1
George A
10
Pretorianin

Pojazdy UFO czyli najczęściej latające talerze mają napęd anty-grawitacyjny.

30.10.2018 21:39
U.V. Impaler
7
2
odpowiedz
1 odpowiedź
U.V. Impaler
224
Hurt me plenty

Kosmici nie chcą nas już odwiedzać, odkąd dowiedzieli się, że każdy nosi aparat w kieszeni.

31.10.2018 07:53
papież Flo IV
😂
7.1
papież Flo IV
82
Prymas Polski

I na zębach

30.10.2018 21:40
Deser
😂
8
odpowiedz
Deser
265
neurodeser

Troll or die.

30.10.2018 21:41
George A
9
odpowiedz
George A
10
Pretorianin
Wideo

A tutaj trochę więcej o tym, co na prawdę kryje się za zjawiskiem UFO.

Oto historia najsłynniejszego lądowania UFO w Polsce

Chłodny majowy wieczór, gdzieś na lubelskiej wsi – w Emilcinie, rok 1978. Rolnik wraca do domu swoją furmanką. Nagle spotyka nietypowych przybyszów – dwie niskie postaci o oliwkowej skórze i skośnych oczach, które dosiadają się do rolnika i razem z nim jadą wozem na pobliską polanę, gdzie zaparkowany jest ich wóz – statek kosmiczny.

Tak zaczyna się kosmiczna przygoda zwykłego mieszkańca wsi – Jana Wolskiego, rolnika po siedemdziesiątce z podstawowym wykształceniem.

Po zrelacjonowaniu zdarzenia żonie i sąsiadom do „badań” nad „zdarzeniem w Emilcinie” przystępuje ufolog Zbigniew Blania-Bolnar, który postanawia ustalić prawdziwość doniesień rolnika i nagłośnić sprawę. Przez kolejnych 30 lat będzie to najsłynniejszy i najlepiej udokumentowany przypadek kontaktu z istotami pozaziemskimi w Polsce.

„Zdarzenie w Emilcinie”
Według relacji rolnika dwie istotny dosiadły się do niego na wozie. Ich zielona skóra ani błony pławne między palcami nie zdziwiły mężczyzny tak bardzo, jak dziwny język, którym się posługiwali. Jak określił Wolski, ich słowa padały drobniutko a gęsto.

Po chwili cała czwórka zajeżdża na polanę, gdzie znajdował się pojazd „wielkości połowy autobusu”, lewitujący ok. 5 metrów nad ziemią, do którego można było dostać się czymś w rodzaju windy. Rolnik został przetransportowany do środka pojazdu, gdzie w towarzystwie dwóch kolejnych istot miał zostać przebadany.

Po szybkim i niezbyt inwazyjnym badaniu rolnik zostaje oddelegowany do wyjścia. Na pożegnanie mówi do kosmitów „do widzenia”, a ci lekko i uprzejmie się kłaniają.

Wolski idzie do domu, gdzie dzieli się swoją opowieścią z rodziną i sąsiadami, wszyscy razem wyruszają w miejsce zdarzenia, jednak pojazdu już tam nie ma. Widoczne są jednak ślady mogące świadczyć o obecności UFO.

Najlepiej udokumentowany przypadek UFO w Polsce

O wydarzeniu dowiaduje się łódzki ufolog – Zbigniew Blania, który ekspresowo dociera na miejsce zdarzenia i przystępuje do badań. Rozpoczyna serię rozmów z mieszkańcami i świadkami, zbiera dowody, analizuje stan psychiczny mężczyzny, jego zdolności psychiczne oraz fizyczne.

Wkrótce znajduje się również drugi świadek zdarzenia – sześcioletni chłopiec z Emilcina, który miał widzieć „spadający samolot”.
W wyniku badań realizowanych wspólnie z psychologami i psychiatrami ogłoszono werdykt – Wolski mówi prawdę. A przynajmniej całkowicie wierzy w to, co opowiada.

Zdarzanie w Emilcinie zaczęło wyglądać naprawdę wiarygodnie. Blania w kolejnych latach zajął się propagowaniem prawdy o kosmitach w Polsce, wydaje dwie książki na temat przebadanych przez siebie zdarzeń, prowadzi wykłady, staje się ufologicznym autorytetem.

innemedium.pl/wideo/przypadek-jana-wolskiego-emilicina-najslynniejsze-ladowanie-ufo-w-polsce

Materiały telewizji Polskiej i rozmowa z rolnikiem obok ----------> [link]

30.10.2018 21:42
siara000000
10
8
odpowiedz
siara000000
0
Pretorianin

Trzeba byc niedouczonym idiota zeby myslec ze jestesmy sami we wszechswiecie.

Interesujace:
Jak ktos powie w Polsce ze nie ma Boga to 99% ludzie zaraz o, jak tak mozna, bezboznik, bluznierca i spalic na stosie.
A jak ktos powie ze istniej inna cywizlizacja w kosmosie , to mimo iz jest to prawdopodobienstwo 99.999999% to wyzwia go od wariatow i czubkow ze wierzy w zielone ufoludki.

Natomaist gdyby te ciemna, tepa szarota choc pojela ogrom i skale wszechswiata choc w 1%, to by zrozumiala o czym mowa.

Hmm, moze inaczej:
Jest 30 000 000 000 planet w naszej galaktyce
Natomaist jest okolo 100 000 000 000 galatkyk we wszechswiecie
Pomnozcie sobie teraz te 2 liczby i otrzymacie jedynie namiastke. Nie wspominajac o tym ze wszechswait sie caly czas rozrasta i moga istniec swiaty rownolegle.

Hmm a moze jeszcze inaczej:
Gdy wiekszosc osobnikow ludzkich, rzuca sie na karpie w Lidlu za 4.39zl czy wali konia do Fortnite na smartfonie, jakiekolwiek rozwmowy i dyskusje na temat wszechswiata mijaja sie z celem.

post wyedytowany przez siara000000 2018-10-30 21:44:52
30.10.2018 21:51
George A
11
odpowiedz
George A
10
Pretorianin

Są obce cywilizacje które odwiedzają Ziemię.
Ale najważniejszą informacją dla każdego powinna być informacja o tym że mamy duszę i jest reinkarnacja.

Najlepsza strona internetowa w Polsce która porusza takie tematy jak UFO czy reinkarnacja to Fundacja Nautilus.

nautilus.org.pl

30.10.2018 22:14
12
1
odpowiedz
damianyk
136
Nośnik Treblinek

No ale najważniejszego nie opisałeś. Czy pan Adam naładował w końcu akumulator? Jaki ma samochód, jaki akumulator? Być może ma coś nie tak z alternatorem. Polecam najpierw zmierzyć napięcie ładowania pod obciążeniem. Jeśli jest mniejsze niż 13 V to trzeba sprawdzić alternator, w 99% przypadków pomaga zmiana regulatora. Być może akumulator pana Adama jest już niesprawny bądź źle dobrany do silnika. Czy pan Adam jeździ dieslem? Jeśli tak to powinien mieć akumulator co najmniej 75 Ah i 600 A prądu rozruchowego. Możliwe również że coś rozładowuje akumulator. Należy sprawdzić pobór prądu w spoczynku, jeśli przekracza 0,03 A to można przypuszczać że coś robi zwarcie. Pozdrawiam pana Adama.

30.10.2018 22:27
not2pun
13
odpowiedz
not2pun
109
Senator

Jest taki wzór matematyczny obliczajcy prawdopodobieństwo występowania inteligentnych cywilizcji, ogólnie wychodzi spora liczba. Jednak biorąc pod uwagę ogrom wszechświata, równie duże jest prawdopodobieństwo na to, że jeszcze sporo poczekamy zanim na kogoś wpadniemy.
W sumie to jest bardziej możliwe że ulegniemy zgładzie zanim kogoś spotkamy.
Ale głowa do góry może kogoś wyptrzycie.

Ps
Wiecie że nasza galaktyka czyli Droga Mleczna za ileś tam mld lat połączy się z Andromedą, to też taka fajna ciekawostka.
We wszechświecie wszystko się przemieszcza tym samym podróżujemy choć wydaję nam się że tkwimy w miejscue.

post wyedytowany przez not2pun 2018-10-30 22:35:53
30.10.2018 22:49
14
odpowiedz
zanonimizowany146624
131
Legend

Kosmici też mają uczucia. No i RODO ich chroni

30.10.2018 22:55
15
odpowiedz
zanonimizowany664739
8
Senator

Jeżeli kosmici istnieją to mam nadzieję nie oglądają telewizji i dzięki temu są trochę mądrzejsi od nas.Więc latać miliardy parseków coby odwiedzić Ziemię planetę głupoli nie miałoby dla istot rozumnych żadnego sensu.

30.10.2018 22:57
claudespeed18
👍
16
1
odpowiedz
claudespeed18
202
Liberty City Finest

Jak o czymś jest dużo plotek to najczęściej jest to prawda. Tak jak RDR 2 na PC.

30.10.2018 23:19
Ragn'or
17
odpowiedz
Ragn'or
223
MuremZaPolskimMundurem

Ale na obecność kosmitów nie ma twardych dowodów.

30.10.2018 23:30
18
odpowiedz
1 odpowiedź
zanonimizowany664739
8
Senator

Ale przecież my sami jesteśmy kosmitami.

30.10.2018 23:32
Ragn'or
18.1
Ragn'or
223
MuremZaPolskimMundurem

No w sumie tak.
Ale chodzi o takich kosmitów trochę pozaziemskich .
Że dowodów nie ma...
Ja nie twierdzę że w ogóle nie ma, tylko że nie mamy dowodów póki co.

post wyedytowany przez Ragn'or 2018-10-30 23:41:28
30.10.2018 23:48
kęsik
😒
19
odpowiedz
kęsik
147
Legend

Żadni kosmici nas nie odwiedzają. Jedyny Przekaźnik Masy w naszym układzie słonecznym jest nieaktywny a przecież nie będą lecieć na silnikach. Dopiero po 2149 będzie można się spodziewać gości.

post wyedytowany przez kęsik 2018-10-30 23:53:38
31.10.2018 00:04
20
odpowiedz
3 odpowiedzi
zanonimizowany1263582
19
Senator

UFO to wojskowe technologie, którym nie wolno pokazać światu i stąd to wszystko czyli obce dla ludzi, bo to tajemnice rządowe.

31.10.2018 00:12
George A
20.1
George A
10
Pretorianin

Żadne wojsko na świecie nie dysponuje tak zaawansowaną technologią. Cytat z pierwszego postu:

"Uniósł się powoli na kilkadziesiąt metrów nad ziemię, wzbijając w powietrze ogromne ilości śniegu. I nagle zniknął. Z taką prędkością, jakiej z pewnością nie może osiągnąć żadna ziemska maszyna."

post wyedytowany przez George A 2018-10-31 00:13:48
31.10.2018 07:45
not2pun
20.2
not2pun
109
Senator

No proszę to Kolega nie tylko jest specjalistą w dziedzinie reinkarnacji i obcych cywilizacji ale i super tajnej technologii wojskowej.
Nie wiem czy wiesz ale już Niemcy hitlerowskie pracowały na latającymi talerzami, a spora część dzisiejszej technologi to rozwinięcie tego nad czym oni pracowali. Za pewne słyszałeś o V2 czy latającym skrzydle. F117 i B2 długo były uważane za ufo i ściśle trzymane w tajemnicy.
To jak tyle wiesz o tajnej wojskowej technologi napisz coś ciekawego o następcy B2 lub o hipersonicznej broni usa.

post wyedytowany przez not2pun 2018-10-31 07:56:45
31.10.2018 12:25
George A
20.3
George A
10
Pretorianin

To żadne technologie wojskowe. UFO to super zaawansowane technologicznie obce cywilizacje. UFO czasem ląduje, i dochodzi do spotkań istot pozaziemskich z ludźmi.

31.10.2018 03:20
wequest2
21
odpowiedz
1 odpowiedź
wequest2
79
Konsul

A propos rzekomego lądowania UFO w Emilcinie: jakiś czas temu pojawiła się książka proponująca całkiem przekonujące, racjonalne wyjaśnienie. Link do artykułu:
http://special.gazeta.pl/special/1,166392,23997241,tajemnica-zdarzenia-w-emilcinie-czy-w-lubelskiej-wsi-rzeczywiscie.html#s=BoxOpLink
W skrócie: jedyni świadkowie incydentu z 1978 to Jan Wolski, prosty i łatwowierny chłop, oraz skłonny do konfabulacji 6-latek. Pewien ufolog poddał hipnozie podatnego na sugestię Wolskiego i włożył mu do głowy fałszywe wspomnienia spotkania z kosmitami. Jego celem była zemsta na innym ufologu, Zbigniewie Blani - najpierw zainteresował go opowieścią Wolskiego, następnie chciał obnażyć oszustwo, w ten sposób ośmieszając Blanię. Jednak sprawa zyskała taki rozgłos, że przestraszył się konsekwencji swojej intrygi, i nikomu o niczym nie powiedział.

post wyedytowany przez wequest2 2018-10-31 03:21:28
31.10.2018 12:18
George A
21.1
George A
10
Pretorianin

To zwykła próba podważenia historii z Emilcina, nic ponad to. Ludzie z zawiści są zdolni do największych świństw...

31.10.2018 06:19
Matysiak G
22
3
odpowiedz
Matysiak G
154
bozon Higgsa

https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Paradoks_Fermiego

Prawdopodobnie istnieją/istnieli jacyś obcy. Ale my, jako gatunek nie wychyliliśmy osobiście nosa nawet poza orbitę własnego księżyca. Te wszystkie sondy, teleskopy i radioteleskopy, a nawet detektor fal grawitacyjnych, przy skali kosmosu są jak oglądanie oceanu przez lunetę ze zwiniętej gazety. Co oznacza, że wysoce zaawansowana cywilizacja musiałaby postawić nam statek matkę pod drzwiami, żebyśmy go w ogóle zauważyli. A szansa, że z całego przeogromnego wszechświata trafili akurat na naszą kupkę błota w tym krótkim okresie ok 5 tys lat, w którym mamy coś, co od biedy można nazwać cywilizacją jest taka, że wygrana w totka to przy tym pewniak.

post wyedytowany przez Matysiak G 2018-10-31 06:20:07
31.10.2018 08:03
~leszek
23
odpowiedz
~leszek
87
AnsildAr

no tak..,Erich von Däniken też nie jest Ci obcy;) no cóż? wszystko jest dla ludzi;))

31.10.2018 08:21
wata_PL
24
odpowiedz
1 odpowiedź
wata_PL
205
Ogniomistrz

Jeśli są na pewno nie chcą mieć doczynienia z ludźmi którzy niszczą swoją planetę i wybijają się nawzajem.

31.10.2018 12:21
George A
24.1
George A
10
Pretorianin

Tu się zgodzę w 100%.

31.10.2018 08:41
Raistand
25
odpowiedz
1 odpowiedź
Raistand
172
Legend

Ja sobie ten wątek podwieszę.

31.10.2018 12:55
George A
25.1
George A
10
Pretorianin

Podwieś sobie jeszcze mój wątek o reinkarnacji, bo on jest o wiele ważniejszy.

31.10.2018 08:56
Kanon
😃
26
odpowiedz
Kanon
246
Befsztyk nie istnieje

Najlepszy dowód na istnienie obcych cywilizacji, to fakt, że nie chcą mieć z nami do czynienia.

31.10.2018 12:22
Lukdirt
27
odpowiedz
3 odpowiedzi
Lukdirt
125
Senator

Moim zdaniem inteligentne cywilizacje pozaziemskie istnieją, ale są na tyle daleko od nas, że nie mogą się z nami kontaktować (oraz my z nimi). Poza tym, jest ich niewiele w skali całego Wszechświata. Jest to tzw. paradoks Ferniego.

31.10.2018 12:29
George A
27.1
George A
10
Pretorianin

Takich cywilizacji jest miliardy. A te najwyżej rozwinięte nawet dyskretnie odwiedzają naszą planetę.

31.10.2018 12:31
Lukdirt
27.2
Lukdirt
125
Senator

Ale dlaczego każdy uważa, że KAŻDA cywilizacja pozaziemska musi być lepiej rozwinięta od nas?
Wiele cywilizacji może być na poziomie rozwoju naszej cywilizacji. A niektóre nawet mogą być też tak prymitywne jak my w starożytności.

31.10.2018 12:35
George A
27.3
George A
10
Pretorianin

Oczywiście masz rację. Wiele takich cywilizacji jest na naszym poziomie, i są też o wiele mniej rozwinięte (jak my w starożytności). Ale są również te najwyżej rozwinięte, i to one podróżują po Wszechświecie, i odwiedzają naszą planetę i inne planety aby je obserwować i badać.

31.10.2018 12:50
George A
28
odpowiedz
1 odpowiedź
George A
10
Pretorianin
Wideo

Uprowadzenie Betty i Barney Hillów (1961)

Było to pierwsze nagłośnione uprowadzenie przez obcych. W Stanach Zjednoczonych ta historia jest uznana po prostu za prawdziwą. Wielu badaczy UFO uważa ją za najważniejszą historię, która pozwala choć trochę zrozumieć, co kryje się za zjawiskiem uprowadzeń ludzi przez istoty pozaziemskie. Na czym polega niezwykłość tej historii? Tuż po ujawnieniu jej szczegółów, rozpoczęła się gigantyczna kampania w której na siłę próbowano wyśmiać i podważyć jej prawdziwość. Atakowali ją zarówno kaznodzieje protestanccy, jak i wszelkiej maści psycholodzy. Dziś po prawie 60-ciu latach, w USA powszechnie uważa się, że wszelkie próby podważenia jej prawdziwości okazały się bezskuteczne. W sumie napisano o niej kilkanaście książek i nakręcono kilka znakomitych filmów fabularnych i dokumentalnych.

Szczegóły uprowadzenia

W nocy z 19 na 20 września 1961 roku Betty i Barney Hill powracali z urlopu w Kanadzie do rodzinnego Portsmouth w stanie New Hampshire. Byli oni małżeństwem mieszanym. Betty była biała i miała 40 lat, natomiast Barney był czarny i miał 38 lat, pracował na poczcie. Jechali oni autostradą stanową nr 4, tzw. „Daniel Webster Highway”. Przed północą na południe od Lancaster, w południowo-zachodnim sektorze nieba, Barney ujrzał jakby gwiazdę. Noc była pogodna, świecił księżyc i jedni z wielu tysięcy światełek nie było by niczym dziwnym, gdyby nie zachowywało się w dość szczególny sposób.

Obiekt poruszał się raz wolniej, raz szybciej, rozjaśniał się, ciemniał. Na początku Barney pomyślał, że są to światła pozycyjne niewielkiego prywatnego samolotu albo śmigłowca. Pokazał go żonie. Oboje oglądali „wariackie światło”. Nagle światło zmieniło swoje położenie i zaczęło lecieć w kierunku samochodu. Betty przestraszyła się, ale Barney uspokoił ją mówiąc, że lotnik wykręca akrobacje. Podczas dalszej jazdy Betty ujrzała przez lornetkę „kolorową wstęgę” wewnątrz „jakby kuli”. Barney zwolnił i zaczął jechać środkiem szosy. Nigdzie nie było widać innych samochodów. Nagle UFO nadleciało bezszelestnie nad samochód, a następnie przemieściło się nieco ku lewej stronie drogi. Zdarzyło się to na południe od Franconia Notch i Indian Head w Białych Górach, 2,3 mili na północ od North Woodstock. Barney mówił później że obiekt „miał wysokość od ośmiu do dziesięciu pięter”, wyglądał jak naleśnik, unosił się nad ziemią. Barney zatrzymał samochód, ale nie zgasił silnika ani nie wyłączył świateł. Dziwny obiekt znajdował się w odległości 120 m od samochodu. Barney wysiadł, wciąż święcie przekonany, że jest przypadkowym świadkiem doświadczalnego lotu prototypu samolotu wojskowego. Żona podała mu lornetkę.

Teraz UFO przemieściło się z jednej strony drogi na drugą. Barney nie wierzył własnym oczom. Niesamowity obiekt sunął powoli i bezgłośnie w kierunku samochodu. Ujrzał wyraźnie lśniącą wstęge z jakby okienkami , za nimi zaś pięć do jedenastu postaci, z których kilka było czymś zajęte, inne przyglądały się małżeństwu. Barney patrzył przez lornetkę powtarzając bezwiednie: „Nie wierzę! To niemożliwe!”. Im bardziej pojazd zbliżał się do samochodu, tym więcej szczegółów można było rozpoznać. Małżonkowie widzieli że nieznane istoty za „oknami” mają na sobie jakby „lśniące czarne mundury i czapki z daszkiem”. Ich stroje wyglądały jak „lśniąca skóra”, postacie poruszały się precyzyjnie nie okazując jakichkolwiek emocji. Barney stał kilka metrów od samochodu. Betty, siedząca w środku, zawołała: „Wracaj!”. UFO było tak blisko że wypełniało całe pole widzenia lornetki. Po drugiej stronie „okna” Barney ujrzał postać patrzącą mu w oczy i kierującą nań nieokreślony przedmiot. Poczuł instynktownie że to dowódca. Ogromne oczy i dziwna twarz obcego tak go przeraziły, że opuścił lornetkę. Obiekt znajdował się w odległości 25m.

W końcu Barney zrozumiał że nie ma to nic wspólnego z lotnictwem USA. Wpadł w panikę. Krzycząc „Chcą nas złapać!” , rzucił się do samochodu. Betty nie przyjmowała do wiadomości istnienia UFO. Barney wrzucił jedynke i ruszył jak szalony. Około 45 km na południe od Indian Head, na wysokości Ashland Betty Hill po raz pierwszy zapytała męża: „Wierzysz w UFO?”. Barney trochę uspokojony odpowiedział „Nie rozśmieszaj mnie!To było UFO!”. Prawie w tej samej chwili usłyszeli dziwny dźwięk nakładający się na wibrację samochodu. Było to ciągłe „piiip, piiip”. Potem dźwiękł ucichł, aby zabrzmieć znowu, ale w innym rytmie: „p-i-i-p–p-i-i-p, pip, pip, pip”. Siedzący za kierownicą Barney próbował dostrzec UFO. Potem poprosił żonę, żeby wyjrzała przez okno. Betty nie zobaczyła nic. Barney zawołał aby spojrzała jeszcze raz. Ale Betty nic nie dostrzegła-nawet gwiazd. Betty powiedziała: „Nic nie ma. Nad nami jest całkiem ciemno!”. „pip” dochodziło z dachu samochodu, auto wpadło w dziwne drgania… Chwilę później w samochodzie zrobiło się cicho. Barney zaczął zastanawiać się, gdzie są? Zdawało mu się, że spał, że był gdzie indziej. Ale przecież cały czas siedział za kierownicą. W światłach samochodu pojawił się drogowskaz „Concord-17 mil”. „Przynajmniej wiemy gdzie jesteśmy”- westchnęła Betty. Uspokoili się. Przeżyli spotkanie z UFO, ale nie chcieli o tym mówić. Wszystko było takie nieprawdopodobne i abstrakcyjne. Betty poczuła chęć na filiżankę kawy, ale wszystkie przydrożne knajpki były pozamykane. Zdziwiła się bo znała kilka otwartych zawsze do drugiej. Minęli Concord, mówili niewiele. Barney skręcił na drogę nr 4 do Portsmouth. Gdy jechali przez miasteczko, zaczynały ćwierkać ptaki, brzask rozświetlał domy. Małżonków zdziwił fakt że oboje mieli zepsute zegarki. Przyjechawszy do domu spojrzeli na zegar w kuchni. Wtedy zrozumieli że zgubili po drodze 2 godziny i 35 mil.

Pijąc kawę w kuchni zaczęli sobie opowiadać o wydarzeniu. Po zetknięciu z UFO usłyszeli „pip-pip” przez następne 45 kilometrów nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. Ale oboje widzieli znak „Concord-17 mil”.

Małżonkowie postanowili nie mówić nikomu o zdarzeniu. Barney, pracujący na poczcie, obawiał się, że ludzie będą się z niego śmiać. Może w ciągu kilku tygodni uda się znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tego niebiańskiego pojazdu. Przez kilka następnych dni nie rozmawiali o zdarzeniu. Zmienili się. Barney patrzył tępo przed siebie, miał trudności z koncentracją, coś go gryzło, wciąż kazało myśleć o nocnej przygodzie. Betty nocą często spoglądała z obawą w niebo, w domu zamykała wszystkie drzwi. Jej pogodny nastrój ustąpił miejsca niepewności. Do tego oboje dręczyły koszmarne sny. Kiedy Barneya coraz częściej zaczął boleć żołądek zgłosili się do kliniki w Exeter, do swojego domowego lekarza. Ten skierował ich po kilku wizytach do dr. Duncana Stephensa. Dopiero jemu małżonkowie opowiedzieli o nocnej przygodzie. Kiedy po roku nie było żadnej poprawy, dr Stephens zaproponował ściągnięcie na konsultacje swojego kolegi, znanego bostońskiego psychiatry dr. Benjamina Simona. Dr Simon był autorem nowej, specjalistycznej terapii, która uczyniła go sławnym. Dzięki zastosowaniu hipnozy udało mu się uwolnić większość swoich pacjentów od natrętnych myśli. Terapia u dr. Simona trwała pół roku. Lekarz zapytał pacjentów, czy zgadzają się poddać hipnozie. Przyjmował Betty i Barneya osobno, a ich wypowiedzi nagrywał na magnetofon. Porównanie wypowiedzi potwierdziło prawdziwość przeżycia tego samego z dwóch różnych punktów widzenia. Hillom powoli wracała pamięć.

Wiosną 1967 roku Hillowie znów poddali się hipnozie. Hipnotyzerem był dr Simon ,a pytania zadawał im Allen Hynek.

Podczas trwania transu hipnotycznego Barney powiedział, że UFO zmieniło kolor, z pojazdu wysunęła się jakby „rampa”. Dwie nieznane istoty o wielkich oczach, niewielkich otworach nosowych i małych ustach pomogły mu wysiąść z samochodu. Barney bał się, lecz był odprężony. Obcy poprowadzili go przez „rampę” do dziwnych drzwi. Kiedy zamknął oczy osoba mówiąca z angielskim akcentem powiedziała że nie ma się czego obawiać, że nic mu się nie stanie. Wewnątrz UFO nadal miał zamknięte oczy. Czuł, że obce istoty go dotykają. Położono go na stole i przewracano. Słyszał, że do pomieszczenia weszło wiele istot, które rozmawiały posługując się nieznanymi głoskami. Ktoś wyjął Barneyowi protezę z ust. Czyjaś ręka ścierała skórę z ramienia Barneya. Obmacano mu oczy, uszy i czubki palców. Dotykano mu pępka i genitaliów. Poczuł też że wbito mu igłę w podbrzusze. Potem ktoś próbował założyć mu z powrotem buty. Barney zszedł ze stołu. „Było mi lekko, bo wiedziałem, że wszystko mam już za sobą”. Dwie obce istoty sprowadziły go po rampie, gdzie Barney otworzył oczy. Ujrzał swój samochód (miał zgaszone światła, choć Barney pamiętał że ich nie wyłączał). Wszedł on do samochodu i usiadł na kluczu do zmiany kół (wcześniej go tam nie było). Położył klucz na podłodze i ujrzał idącą Betty, która usiadła na fotelu obok Barneya. Pod działaniem hipnozy Betty przypomniała sobie, że odzywała się tylko jedna istota. Mówiła z obcym akcentem. „Tam była rampa, prowadzili Barneya obok mnie po rampie. Powiedziałam: ‚Co z nim robicie, przyprowadźcie go do mnie z powrotem’.” Istota z obcym akcentem odpowiedziała: „On ma na imię Barney?”. Potem wyjaśniła że nie mogą wejść razem do środka, bo wszystko trwało by za długo. Barney czuje się dobrze, a jak badanie się skończy, oboje wrócą do samochodu. Betty powiedziała że widziała jak Barneya z zamkniętymi oczami wprowadzono do środka. Później i ją zaprowadzono do środka i posadzono na wygodnym białym krześle. Do pomieszczenia weszło wiele nieznanych istot, które oglądały ją ze wszystkich stron. Ich skóra była szarawa, dowódca miał czarne ubranie z materiału przypominającą skórę. Betty bała się oczu obcych istot. Oczy te były wielkie i czarne. Oto wypowiedź Betty:

„Pomieszczenie było okrągłe, przywodziło na myśl naleśnik albo tort weselny. Mało potężny filar nośny w centrum. Do środka weszła istota mówiąca po angielsku oraz jeszcze jedna, niosąca jakieś dziwne urządzenie. Myślałam że jest to aparat fotograficzny z obiektywem o wielkich soczewkach. Myślałam nawet, że będą mnie fotografować. Potem ten którego nazwałam ‚lekarzem’, wziął coś przypominającego nóż do listów i zaczął mnie tym drapać po ręku. Potem kawałeczki mojej skóry zapakowali w coś – jakby w przezroczysty celofan”. Betty pamiętała, że położono ją na stole diagnostycznym, a „lekarz” wbił jej w pępek bardzo cienką igłę. Poczuła ból, zaczęła płakać. Wtedy dowódca przyłożył jej ręke do oczu i ból natychmiast ustąpił. Istoty rozmawiały ze sobą, ale Betty nie potrafiła określić, jak długo. Na koniec nieznane istoty opuściły pomieszczenie – pozostała tylko jedna, mówiąca po angielsku. Betty zrozumiała, że badane już się skończyło, poczuła się lżej i troche pewniej – powiedziała do istoty, że w domu na pewno nikt nie uwierzy w to, co tu przeżyli, jeżeli nie będzie miała czegoś na dowód. Obcy zapytał ze śmiechem co by chciała wziąć? Betty wskazała na niewielką płytkę, wyglądającą jak okładka książki pokryta znakami dziwnego pisma. W tym momencie znowu wszedł „lekarz” trzymając na palcach protezę Barneya. Próbował też wyjąć zęby Betty, ale mu się to nie udało, bo nie miała protezy. Później Betty zapytała istote mówiącą po angielsku, skąd przybyła – istota pokacała jej trójwymiarową mapę nieba z wieloma punktami i świecącymi kulami. Niektóre były połączone liniami różnej grubości. Obcy powiedział Betty że częścią tego systemu jest również Słońce. Betty nie miała zielonego pojęcia, gdzie go szukać. Istota stwierdziła nieco sarkastycznie, że nie warto nawet mówić Betty, skąd przybywają, skoro nie potrafi określić pozycji Słońca. Widząc masę punkcików na mapie nieba Betty zapytała, co oznaczają większe i mniejsze kule, połączone liniami. Obcy powiedział nieco zarozumiale, że grubsze linie to drogi handlowe, cieńsze oznaczają trasy doświadczalne. Potem obcy znów zaczęli o czymś rozmawiać, po czym istota mówiąca po angielsku stwierdziła lakonicznie, że Betty musi koniecznie o wszystkim zapomnieć. Betty upierała się, krzyczała, w końcu powiedziała, że zrobi wszystko, żeby nie zapomnieć o niczym, co tu widziała. Poza tym jest przecież wielu ludzi ważniejszych od niej. Ofiarowała się nawiązać z nimi kontakt. Ale obcy nie zgodzili się na to. W końcu Betty została wyprowadzona z UFO. Poszła do samochodu stojącego w świetle księżyca.

Fragment seansu hipnotycznego

DR SIMON: Dobra, więc cofamy się w czasie do waszego powrotu znad Niagary i tej przygody z niezidentyfikowanym obiektem latającym. Zatem uprowadzony was, czy nie?

BARNEY: Mam wrażenie, że zostałem uprowadzony.

DR SIMON: Czy zostałeś uprowadzony?

BARNEY: Tak. Nie chcę uwierzyć, że zostałem uprowadzony, więc mówię, iż mam wrażenie, bo w ten sposób łatwiej zaakceptować mi fakt, którego nie chcę zaakceptować.

DR SIMON: Co sprawia, że ci łatwiej?

BARNEY: Powiedzieć, że mam wrażenie.

DR SIMON: Rozumiem. A dlaczego jest ci w tej sprawie ciężko?

BARNEY: Bo to taka niesamowita historia. Gdyby ktoś inny powiedział mi, że przydarzyło mu się coś takiego, nie dał bym wiary, a osobiście piekielnie nie lubię, kiedy oskarża się mnie o coś, czego nie popełniłem i wiem, że tego nie popełniłem.

DR SIMON: A co ci się znowu takiego zarzuca?

BARNEY: Nie wierzy mi się, że coś zrobiłem, a ja wiem, że to zrobiłem.

DR SIMON: Dobrze, załóżmy, że po prostu wchłonąłeś w siebie sen Betty.

BARNEY: To by mi się podobało.

DR SIMON: Podobało by ci się; więc może jest prawdą?

BARNEY: Nie…

BARNEY: (krzyczy): Nie chcę, żeby to na mnie zakładali! Nie chcę, żeby mnie dotykali!

DR SIMON: W porządku, w porządku. Nie dotykają cię teraz, wcale nie dotykają. Dajmy temu spokój.

Teraz będzie z wami mówić pan Hynek, może również pan Fuller, a wy będziecie wypełniać ich polecenia tak, jakby pochodziły ode mnie. Dopóki jesteście pogrążeni w transie, będziecie odpowiadać na wszelkie pytania i wypełniać wszelkie instrukcje, podane przez nas trzech. Potem jednak będziecie odpowiadać tylko mnie.

HYNEK: Barney, przypomnisz sobie wszystko wyraźnie, a ja chcę, byś mi powiedział, co się dzieje; właśnie usłyszałeś bip-bip-bip; powiedz, jak to brzmiało, a potem odprężycie się oboje i opowiecie, co się dzieje, kiedy jedziecie tą drogą.

BARNEY: Betty, tam… jest tam, Betty! O Boże to szaleństwo. Jadę przez most… nie jestem na Szosie 3. O Boże! O Boże, O Boże! (Barney ciężko oddycha). Och, nie wierzę. Ludzie na drodze. Nie wierzę. Nie jadę dalej. Tego nie może tu być. To księżyc.

DR SIMON: Mów dalej Barney. Wszystko sobie dokładnie przypomnisz… dokładnie.

BARNEY: Wysiadam z wozu, idę drogą w strone lasu. Pomarańczowa poświata; coś tam jest. O rany, gdybym tylko miał pistolet, gdybym tylko miał broń (podniecony, przejęty rozpaczą ton głosu). Wchodzimy po rampie. Chętnie bym komuś przyłożył, ale nie mogę. Chcę kogoś walnąć, a nie mogę. Moje nerwy… muszę uderzyć… muszę uderzyć! Właśnie zadudniło mi pod stopami, jestem w korytarzu. Nie chcę iść. Nie wiem gdzie Betty. Nie stała mi się krzywda; nie uderzę, ale uderzę, jeśli wyrzącą mi krzywde. Jestem odrętwiały. Nie mam czucia w palcach. Mam drętwe nogi. Leżę na stole!

DR SIMON: Już w porządku. Tu możesz przerwać. Leżysz na stole, ale jesteś spokojny i rozruźniony i będziesz odpoczywać, dopóki nie powiem „Słuchaj, Barney”. Przez chwilę nie będziesz słyszał tego, co mówię. Betty, co się dzieje?

BETTY: Jedziemy… Barney naciska hamulec, pisk, bardzo ostro skręca w lewo. Nie wiem dlaczego to robi. Zabłądzimy w lesie. Bierzemy zakręt.(pauza) Barney próbuje uruchomić wóz… nie zapala. Podchodzą do nas w tym lesie. Jest coś takiego w tym pierwszym… Jestem przerażona, muszę wysiąść z samochodu, uciekać, skryć się w lesie…

DR SIMON: Przestań, Betty, przestań na chwilę. Nie chcesz słyszeć, niczego, co powiem.

(Następuje przerwa, podczas której dr Simon usiłuje uspokoić krzyczącego z rozpaczą Barneya. Na koniec ponownie zwraca się do Betty).

DR SIMON: Betty, teraz możesz mnie słyszeć.

BETTY: Tak.

DR SIMON: Mów dalej.

BETTY: Chcę wysiąść z samochodu, uciekać, ukryć się w lesie…

HYNEK: Czy widziałaś kiedyś coś choćby odrobinę podobnego?

BETTY: Nie.

HYNEK: Czy oświetlał to księżyc? Czy widziałaś jednocześnie księżyc?

BETTY: Noc była bardzo księżycowa. Nie było tak jasno, jak w dzień, lecz widziałam wyraźnie. To było na ziemi i miało jakby obręcz na obwodzie.

HYNEK: Wspierało się na nogach, czy też spoczywało nisko na ziemi?

BETTY: Obręcz znajdowała się nieco nad ziemią i byłaspuszczona rampa.

HYNEK: Jakiego to było rozmiaru, Betty? Porównaj pod względem wielkości do jakiegoś przedmiotu.

BETTY: Próbuje się zastanowić…

HYNEK: Na przykład wagon kolejowy. Czy to było większe, czy też miejsze niż wagon kolejowy?

BETTY: Nie potrafię sobie wyobrazić rozmiaru wagonu kolejowego. Powiedziałabym, że gdyby wylądowało na tej ulicy… zastanówmy się, sięgałoby od frontonu tego domu aż za tamten garaż.

HTNEK: Co myślałaś, przybliżając się do tego coraz bardziej i bardziej?

BETTY: Żeby uciec, gdyby to było możliwe.

HYNEK: A dlaczego nie mogłaś umknąąć?

BETTY: Bo chyba nie mogłam. Ja.. ich człowiek był obok mnie. Powtarzałam tylko „Barney, Barney, obudź się”. zapytał mnie, czy on ma na imię Barney. Nie odpowiedziałam, bo pomyślałam sobie, co go to obchodzi. I kiedyśmy… zobaczyłam to… wiedziałam, że zechcą, byśmy weszli do środka. Nie chciałam wejść. Powtarzałam im, że nie wejdę… że nie chcę. A on powiedział, żebym weszła, bo chcą przeprowadzić kilka prostych testów, a kiedy ja skończą, będe mogła wrócić do samochodu.

HYNEK: Czy powiedzieli ci, skąd pochodzą?

BETTY: NIe.

HYNEK: Jakiego rodzaju dźwięki wydawali?

BETTY: To było… jak słowa… takie dźwięki, jak słowa.

HYNEK: Angielskie słowa?

BETTY: Nie.

HYNEK: Ale je rozumiałaś?

BETTY: Tak.

HYNEK: Jak to możesz wytłumaczyć?

BETTY: To było… jedyne, co mi przychodzi do głowy… jak nauka francuskiego.

HYNEK: Nauka francuskiego?

BETTY: Tak.

HYNEK: Czy sądzisz, że to był francuski?

BETTY: Nie, ale jak nauka francuskiego. Kiedy człowiek pierwszy raz słyszy francuskie słowo, myśli o nim po angielsku.

HYNEK: Rozumiem. Więc słyszałaś te słowa w jakimś języku, ale rozumiałaś je tak, jakby były wypowiedziane po angielsku. Mam słuszność?

(Doktor Simon dotknął głowy Betty).

DR SIMON: Dotykam twojej głowy, będziesz odpoczywać, rozluźniać się i nie usłyszysz nic, dopóki ponownie jej nie dotknę. Nic więcej nie usłyszysz, Barney, teraz możesz mnie słyszeć, masz doskonałe samopoczucie i jesteś odprężony. Powiedziałeś ostatnio, że wszedłeś do tego pojazdu, tak?

BARNEY: Tak.

DR SIMON: Wprowadzili cię do środka i ułożyli na stole, prawda?

BARNEY: Tak.

DR SIMON: I mówili do ciebie, nieprawdaż?

BARNEY: Tak.

DR SIMON: Powiedz nam, jak mówili; odpowiadaj w tej kwestii doktorowi Hynekowi.

HYNEK: Czy widziałeś, jak otwierają usta? A jeśli tak, to jak szeroko?

BARNEY: Widziałem, że ich usta się poruszały.

HYNEK: Spróbuj powiedzieć, jakie wydawali dźwięki, jeśli przypominały one cokolwiek ci znanego. Może jakieś zwierzę wydaje podobne dźwięki.

BARNEY: Nie.

HYNEK: Jakie były te dźwięki?

(Barney jęczy)

HYNEK: Co o nich myślałeś, jeśli w ogóle wówczas myślałeś?

BARNEY: Myślałem, że gdybym tylko mógł unieść pięści…

HYNEK: Myślałeś tak leżąc na stole?

BARNEY: Tak. Chciałem walczyć. Nie wiedziałem, gdzie jest Betty, lecz ilekroć usiłowałem się poruszyć, uspokajało mnie to jaskrawe światło w głowie.

„Gwiezdna mapa” Betty Hill

Betty utrzymywała w swojej relacji, że jedna z istot pokazała jej „mapę nieba” z wieloma punktami. Wśród gwiazdozbiorów Betty ujrzała 15 większych i mniejszych kul, połączonych liniami. W hipnotycznym transie sprecyzowała, że mapa była „trójwymiarowa” i że wydawało jej się, że „patrzy przez okno”. Kule były „czerwonawe i świeciły”. Mimo trójwymiarowości mapa nieba była „płaska”. Kto widział hologram, wie o co chodzi.
Betty, która stała nieruchomo mniej więcej 90cm od mapy, ocenia, że miała ona „trzy stopy szerokości i dwie wysokości”. Gdyby się poruszyła, ujrzałaby holograficzny wycinek mapy z innej perspektywy. Uważna obserwatorka nie spostrzegła na mapie żadnych skupisk materii gwiezdnej, jak na przykład nasza Droga Mleczna. Zapamiętała za to czerwone kule połączone liniami. Betty:”Nie było współrzędnych ani siatki”. Jedna z istot powiedziała Betty, że Słońce jest „częścią składową układu ciał niebieskich połączonych liniami”, ale Betty nie wiedziała, która z kul symbolizuje Słońce.

4.08.1969 – Marjorie Fish, nauczycielka, amatorka astrolnomi i członek Mensy potkała się z Betty Hill. Posługując się katalogiem gwiazd pani Fish ustaliła reguły:
* Na mapie nieba widzianej przez Betty Hill zaznaczono „drogi handlowe” i „drogi badawcze”. Poruszając się tymi drogami po Wszechświecie istoty pozaziemskie badałyby najpierw układy słoneczne leżące najbliżej.
* Olbrzymy, białe karły i bardzo młode gwiazdy nie są celem podróży.
* Jeśli ktoś leci do gwiazdy określonego rodzaju, to oznacza, że się nią interesuje.
* Ponieważ na mapie Betty Hill znajdowało się tylko 15 punktów, z których jeden symbolizował Słońce, to w najlepszym wypadku cały ten wycinek nieba miał 55 lat świetlnych.
* Ponieważ istoty pozaziemskie docierały do Układu Słonecznego i były podobne do ludzi, to ich ojczysty układ słoneczny musi leżeć w obrębie pasma, w którym może rozwinąć się forma życia podobna do ludzkiej. Dotyczy to wszystkich typów gwiazd od F-8 do K-5.(Słońce jest typem G-2 i mieści się w tym paśmie).
* Na mapie nieba Betty dwie duże kule znajdowały się jedna za drugą i były połączone wieloma liniami. Można przyjąć, że jedna z tych kul symbolizowała ojczysty układ nieznanych istot.
Stosując się do powyższych ustaleń pani Fish eliminowała kolejne gwiazdy. Wszystko zaczęło do siebie pasować: odległość pomiędzy poszczególnymi gwiazdami, całościowy trójwymiarowy obraz, trzy gwiazdy tworzące w lewym dolnym rogu trójkąt równoramienny i dwie „gwiazdy główne”, leżące jedna za drugą i połączone wieloma liniami. Przypadek był wykluczony. Oto zidentyfikowane gwiazdy:

ripsonar.files.wordpress.com/2014/01/mariorie-fish-2.png?w=640&h=478

Wszystkie te gwiazdy, mieszczące się w klasyfikacji warunkującej powstanie życia podobnego do ludzkiego, leżą w obszarze o średnicy 55 lat świetlnych. W jego środku znajduje się Ziemia. Betty Hill na mapie naszkicowała układ gwiazd przypominający trójkąt równoramienny. Gwiazdy te pierwszy raz wymieniono w pracy Gliesego (twórca katalogu gwiazd) z 1969. Przedtem poza nim samym i kilkoma astronomami nikt nie wiedział o tym układzie. Betty Hill naszkicowała mapę pięć lat przed opublikowaniem katalogu Gliesego! Wypowiedź Allana Hyneka w tej sprawie:

„To wszystko jest fascynujące i nie da się tego wyjaśnić. W latach 1961-1964 żaden astronom na świecie nie wiedział o trójkącie nakreślonym przez zahipnotyzowaną Betty Hill jako geometryczny układ gwiazd„

W latach 1973-1974 mapą Betty Hill zajmowali się niezależnie od siebie Frank B. Salisbury z Uniwersytetu Utah oraz David R Saunders z Uniwersytetu w Chicago. Pomijając drobne różnice, efekt ich badań był identyczny jak badania pani Majrorie Fish.

Wniosek:

Ojczyzną Obcych jest Zeta Reticuli 1 – układ planetarny podobny do naszego (oznaczenie G-2), oddalony od nas o 56 lat świetlnych. Potwierdza to ujawnione wcześniejsze dokumenty rządowe!

ripsonar.wordpress.com/2014/01/06/uprowadzenie-betty-i-barney-hill-1961/

nautilus.org.pl/artykuly,2436,wlasnie-minelo-50-lat-od-najslynniejszego-bliskiego-spotkania.html?cat_id=12

Krótki film dokumentalny dotyczący uprowadzenia Hillów (lektor PL): -----------> [link]

31.10.2018 13:11
wyś
😂
28.1
wyś
94
Just think

Co na to Fred i Wilma?

post wyedytowany przez wyś 2018-10-31 13:18:03
31.10.2018 13:51
not2pun
29
odpowiedz
2 odpowiedzi
not2pun
109
Senator

ja jestem ciekaw jakim cudem ci kosmici na tych huczących, ryczących, ziejących ogniem, czy anty-grawitacyjnych sinikach przemierzają potężne odległości między gwiazdami.
Do tego np takie roswel, statek kosmiczny ze srebrnej folii, nic dziwnego że się rozbił.

W ogóle szaraki, to albo kombinezon, albo kosmiczni nudyści, do tego ich wielkie oczy wskazują, że pochodzą z jakiegoś ciemnego miejsca.

W sumie może w tych rzeczach można się doszukać wytłumaczenia ich nieobecności aktualnie, kiedyś ludzie widzieli co chwile statki, a odkąd mamy aparaty w kieszeni to już nie. Rozumiem, że szarak zostawił garnek na gazie, a że mam taki powolny statek to z 200 mln lat będzie leciał by go wyłączyć.

Ah te teorie kuleją, opierają się na przekazach słownych, a wiadomo co ludzie nie zrobią by zdobyć rozgłos, a przy tym i zarobić.

Do tego motyw, tak jak każda zbrodnia się na tym opiera, tak samo i cel ich odwiedzin też musi mieć motyw. Jak nam wiadomo w kosmosie jest wszystko powszechne prócz życia, więc skoro nas odwiedzają to wiadomo, że właśnie o życie chodzi i tak chcą nas obserwować, ale sie nie kontaktować?? jaki to ma cel. Wiadomo że jako potomkowie małp nie jesteśmy dla nich nikim interesującym, jednak życie samo w sobie jest. Głównym celem potomków małp za to jest niszczenie tego życia więc dlaczego nam na to pozwalają??

post wyedytowany przez not2pun 2018-10-31 14:27:11
31.10.2018 14:02
George A
29.1
George A
10
Pretorianin

W Roswell nie rozbił się żaden latający talerz. To mit.

Jak przemieszczają się po Wszechświecie? Albo potrafią otwierać tunele czasoprzestrzenne (o możliwości ich istnienia mówił sam Einstein), albo załamują czasoprzestrzeń i wtedy podróż z jednego miejsca we Wszechświecie do drugiego miejsca wynosi (czasowo) 0 sekund. To zaawansowana technologia, która jest poza ludzką wyobraźnią...

31.10.2018 14:19
not2pun
29.2
not2pun
109
Senator

co do roswell to jestem zaskoczony, to święty gral dla większości ufologów.

wydaje mi się, że takie otwieranie tuneli, czy załamywanie czasoprzestrzeni zostawiło by po sobie ślad
fajny jest film
interstellar

post wyedytowany przez not2pun 2018-10-31 14:23:22
31.10.2018 14:05
George A
👍
30
odpowiedz
George A
10
Pretorianin
Wideo

ROBERT BERNATOWICZ - WSZYSTKO O UFO [link]

31.10.2018 14:13
Drackula
😂
31
odpowiedz
Drackula
230
Bloody Rider

a teraz juz wiem co ma wspolnego ta reinkarnacja z obcymi!

Nas przybywa i te dusze musza z jakiegos zrodla pochodzic. A ci obcy to przylatuja sprawdzic co sie z ich duszami na ziemii dzieje. No i do tego te dusze w nowym ludzkim ciele musza sie uczyc tego wszystkiego od poczatku.

Kurcze stary, ze tez ty sie wczesniej nie urodziles, moze Roland Emmerich by dostrzegl twoje rewelacje i zmienil koncept duszy, tzn ascendance!

31.10.2018 15:00
😉
32
odpowiedz
1 odpowiedź
zanonimizowany1263582
19
Senator

Kolego wątku UFO i Reinkarnacja. Co kolejnego założysz? Może coś o Nawiedzonych miejscach i duszach błąkajacych się po ziemi?

31.10.2018 15:02
MajsterX4
32.1
MajsterX4
87
Pretorianin

Pewnie będzie coś o Wielkiej Lechii.

31.10.2018 18:11
AIDIDPl
33
odpowiedz
AIDIDPl
171
PC-towiec

Daj jeszcze jakieś historie to sobie poczytam.

post wyedytowany przez AIDIDPl 2018-10-31 18:11:20
31.10.2018 18:17
34
odpowiedz
zanonimizowany664739
8
Senator

Kiedyś z ciekawości czytałem książki Ericha Von Daenikena .Z przymróżeniem oka rzecz jasna ale przyznam że facet umiał dopasowywać fakty do swojej teorii o przybyszach z kosmosu.
Jak ktoś nie miał za dużo zdrowego rozsądku to pewno w to uwierzył.

31.10.2018 19:28
35
odpowiedz
zanonimizowany1083615
17
Pretorianin

Widziałem dziś dwóch w Biedronce. Brali jakąś kolorową gorzałę i zastanawiali się nad czymś na popitkę. Popijać kolorową? Od razu wiedziałem, że to jakieś kosmity.

31.10.2018 20:28
George A
36
1
odpowiedz
George A
10
Pretorianin

Najsłynniejsze uprowadzenie przez UFO w historii Stanów Zjednoczonych

Młody drwal na oczach kolegów zostaje "postrzelony" przez UFO, po czym znika. Policja rozpoczyna śledztwo, podejrzewając morderstwo, a sprawa staje się sensacją. Po pięciu dniach zaginiony odnajduje się, mówiąc, że został porwany przez istoty nie z tego świata. To nie filmowa fikcja, ale opis rzeczywistego zdarzenia sprzed 40 lat…

Travis Walton jest już po sześćdziesiątce, ale kiedy patrzy się na jego zdjęcie sprzed 40 lat trudno oprzeć się wrażeniu, że w zasadzie zmienił się niewiele. Przybyło mu trochę zmarszczek, jest też bardziej zamyślony i jakby speszony, co jest efektem doznanej przed laty traumy. 5 listopada 1975 r. na zawsze odmienił jego życie i myślenie. Zwyczajny chłopak z Arizony przeżył tamtego dnia niezapowiedziane brutalne zetknięcie z nieznanym.

Walton został wtedy porwany przez UFO na oczach sześciu kolegów z pracy. Zniknął na kilka dni, podczas których intensywnie go szukano, po czym wrócił i niemal rozsypując się psychicznie, opowiedział o czymś, co do dziś budzi kontrowersje…

Postrzelony i porwany

Historia ta jest długa i złożona. W szczegółach została opisana w niezliczonych artykułach ufologicznych, a także książce Waltona, na podstawie której w 1993 r. powstał film "Fire in the Sky" (tytuł polski "Uprowadzenie") w miarę dokładnie oddający atmosferę, jaka w tamtych dniach panowała w mieście Snowflake (dosł. "płatek śniegu"), skąd pochodzili główni bohaterowie historii.

22-letni Walton pracował wówczas jako drwal w ekipie Mike’a Rogersa – swojego najlepszego kolegi i przyszłego szwagra. Firma Rogersa zdobyła kontrakt od leśnictwa na usunięcie zarośli w okolicach Turkey Springs w Parku Narodowym Apache-Sitgreaves. Tamtego dnia na miejscu byli też: Ken Peterson, John Goulette, Steve Pierce, Allen Dallis oraz Dwayne Smith.

Jak w większości spotkań z UFO, nic nie zapowiadało, że stanie się coś dziwnego. Około piątej po południu ekipa wybrała się w drogę do domu, zauważając w okolicy jednego ze wzniesień dziwne światło. "Słońce? Nie. Przecież zaszło jakieś pół godziny temu. To łuna pożaru!" – dyskutowano w półciężarówce, którą prowadził Rogers.

Niebawem droga doprowadziła drwali do miejsca, skąd dobiegało światło.

"W odległości mniejszej niż 30 m wisiał w powietrzu metaliczny statek" – pisał Walton. "Był jakieś 5 m nad kupą gałęzi. Nie poruszał się, wisząc poniżej czubków drzew. (…) Złotawa maszyna wyróżniała się na tle granatowiejącego nieba. Jej delikatne żółte światło nadawało okolicy dziwny blask. (…) Oceniłem, że obiekt ma jakieś 5–6 m średnicy i 2,5–3 m wysokości. Spłaszczony dysk miał kształt dwóch talerzy skierowanych wewnętrznymi stronami do siebie. U góry była ledwie widoczna biała kopułka" – wspominał, dodając, że w spodniej części kadłuba były też "pola" przypominające wielkie okna.

Potem stała się jeszcze dziwniejsza rzecz. Wszyscy byli ewidentnie przerażeni… oprócz Waltona, który, w przypływie młodzieńczej fantazji, wyskoczył z auta i zaczął iść w stronę obiektu. Usprawiedliwiał się później tym, że stanął przed szansą, która mogła się nie powtórzyć i plułby sobie w brodę, gdyby nie obejrzał tego z bliska. Od dawna bowiem interesował się zjawiskiem UFO.

Okazało się, że był to jednak głupi pomysł. Koledzy w samochodzie wołali go, bo chcieli stamtąd jak najszybciej odjechać. Z przerażeniem obserwowali jednak, jak Travis powoli zbliża się do spodka, który nagle zaczął się kołysać i emitować dźwięk niczym "wielka turbina".

"Poruszałem się bardzo ostrożnie, powoli i prawie na czworaka" – wspominał Walton. "Wyprostowałem się, kiedy wszedłem w światło, które miękko opadało na obszar pod obiektem. (…) Skąpany w żółtawej jasności, gapiłem się na niezwykle gładką powierzchnię obiektu. Przepełniał mnie podziw. (…) Dźwięk generowany przez pojazd prawie do mnie nie docierał. Był jak mieszanina wysokich metalicznych tonów. (…) Znowu przykucnąłem, kiedy nagle od spodu obiektu wystrzelił niezwykle jasny niebieskozielony promień. Nic nie widziałem ani nie słyszałem. To było jak paraliżujące porażenie prądem" – dodawał.

Widok Waltona upadającego na ziemię wywołał w aucie panikę. Dallis wrzeszczał, że Travisa "zabiło" i że trzeba uciekać. Tak też zrobili, ale uczucie solidarności z przyjacielem nakazywało Rogersowi wrócić, nawet jeśli miało tam na nich czekać strzelające laserami UFO.

Chwilę potem znowu znaleźli się w pobliżu zwałów odpadów po ścince, ale spodka, który roztaczał wokół siebie blask "stopionego metalu" już nie było. Najgorsze, że Waltona też nie.

Śledztwo, wariograf i powrót Waltona

Drwale pod wodzą Rogersa przeczesali las i nawoływali Waltona, ale nigdzie go nie było. Szybko doszli do wniosku, że trzeba zgłosić sprawę policji. Ok. 19:30 w centrum handlowym w pobliskim Heber ze łzami w oczach opisywali zastępcy szeryfa, co się wydarzyło. Na miejsce przybył szybko szeryf Marlin Gillespie, który potwierdził, że panowie wyglądali na mocno zestresowanych. Kilku z nich udało się potem z funkcjonariuszami na miejsce zdarzenia, ale nie znaleźli Travisa ani niczego, co potwierdzałoby ich wersję wydarzeń. Ponieważ nastała noc i było zimno, obawiano się, że nawet jeśli zaginiony gdzieś tam jest, może umrzeć z wychłodzenia. O zdarzeniu poinformowano też niebawem rodzinę Waltonów.

Następnego ranka (czwartek) ochotnicy i służby zaczęli przeczesywać teren, gdzie chłopak był widziany po raz ostatni. Aktywnie włączył się w to Rogers, koledzy Waltona oraz jego brat Duane. W kolejnych dniach poszukiwania bezskutecznie kontynuowano z użyciem śmigłowców i psów tropiących. Ponieważ niewiele to dało, miejscowa policja i media (wraz z tym jak echo o zniknięciu Waltona zataczało coraz szersze kręgi) zasugerowali, że 22-latek mógł zostać zamordowany albo, co bardziej prawdopodobne, zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku, a jego koledzy zmówili się, ukryli ciało, a następnie wymyślili alibi. Najbardziej naciągane, jakie można sobie wyobrazić.

Hipoteza ta nabrała wartości, okazało się bowiem, że między Dallisem a Waltonem rzeczywiście istniał jakiś konflikt, jednak oskarżenia tak mocno uderzyły w honor drwali, że postanowili oni poddać się badaniu na wykrywaczu kłamstw (wariografie). Testy przeprowadził w poniedziałek 10 listopada Cy Gilson z Arizońskiego Centrum Bezpieczeństwa Publicznego. Zadał on im pytania, czy zrobili Waltonowi jakąś krzywdę albo wiedzą coś na ten temat, czy widzieli go rannego i czy tamtego dnia obserwowali UFO.

Wniosek Gilsona brzmiał: "Badania wariografem udowodniły, że pięciu mężczyzn widziało obiekt, który uznali za UFO, Travis Walton nie został w tamtą środę przez żadnego z nich zraniony ani zamordowany". Mowa tu jednak o pięciu świadkach, bo szósty, Dallis, nie ukończył testu, co znowu zasiało wątpliwości.

Na szczęście Walton odnalazł się niebawem cały i żywy, choć nie wszystko było z nim w porządku.

Gdzie byłeś, Travis?

Kiedy rodzina żegnała się w myślach z zaginionym, jego szwagier odebrał telefon, a głos w słuchawce podał się za Travisa. Mężczyzna wziął to za głupi kawał, tym bardziej że wieść o dziwnej historii obiegła już całą Amerykę. Ten ktoś wrzeszczał jednak, że naprawdę jest Travisem i dzwoni z budki koło stacji paliw w Heber.

To rzeczywiście był zaginiony przez pięć dni Walton, który nim dotarł do telefonu, obudził się na ziemi.

"Świadomość odzyskałem nocą, na zimnym chodniku na zachód od Heber. Leżałem na brzuchu, z głową spoczywającą na prawym ramieniu. Orzeźwiło mnie natychmiast zimne powietrze. Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że na kadłubie "czegoś" gaśnie światło" – pisał.

To był ten sam obiekt, który go porwał – tak uznał.

Niebawem, z szumem w głowie i przekonaniem, że stracił przytomność tylko na chwilę, Walton znalazł budkę telefoniczną koło zamkniętej stacji paliw i zadzwonił na centralę, prosząc o rozmowę z siostrą, która mieszkała niedaleko. Słuchawkę podniósł jego szwagier, Grant. Było około wpół do pierwszej w nocy.

Niedługo potem bliscy wtaszczyli zziębniętego i mało kontaktowego Travisa do auta.

– Goliłem się dzisiaj rano, a jestem zarośnięty jak po tygodniu – próbował żartować, nie wiedząc zupełnie, co się z nim dzieje.

– Chłopie, nie było cię pięć dni! – odpowiedział mu Duane, uradowany, że wszystko jednak dobrze się kończy.

Walton wkrótce skonfrontował się z prawdą o tym, co zaszło. Pomińmy to, co pisała prasa i co działo się wtedy w jego głowie. Stan fizyczny 22-latka był lepszy od psychicznego. Okazało się właściwie, że mimo kilkudniowej przerwy w życiorysie, nic mu nie jest. Jedynym, co odkryli u niego lekarze była ranka na łokciu przypominająca ślad po wkłuciu oraz niski poziom ketonów w moczu, które powinny się pojawić, kiedy jego organizm spalałby zapasy tłuszczu wobec braku pożywienia. Ketonów nie było, mimo że Walton zmizerniał.

Wszystkich oczywiście najbardziej interesowało to, co działo się z nim po postrzeleniu przez UFO. W przeciwieństwie do większości ludzi porwanych w ten sposób miał on świadome wspomnienia, choć jak pisała ufolog, Coral Lorenzen, z organizacji APRO, ograniczały się one do kilku chwil po pojmaniu.

"Twierdził, że ocknął się w pomieszczeniu z niskim sufitem, które z początku wziął za szpitalną salę. Na klatce piersiowej zauważył rodzaj owalnego aparatu. Czuł też silny ból. Powietrze w miejscu, gdzie przebywał, było ciężkie, gorące i wilgotne. Walton zorientował się, gdzie jest dopiero po kilku minutach. Wokół stołu, na którym leżał, krzątały się jakieś postaci mierzące mniej niż 1,5 m wzrostu mające bladą skórę, duże oczy, niewielkie nosy, usta i uszy" – pisała.

Walton w swojej książce podał bardziej przejmujący opis:

"Widziałem najpierw jakby zamglone sylwetki lekarzy, którzy nachylali się nade mną. (…) Byli ubrani w pomarańczowe kitle. Nie widziałem ich twarzy, dopóki mój wzrok się nie wyostrzył. Wstrząsnęło to mną i zdałem sobie sprawę, że wcale nie jestem w szpitalu! Patrzyłem prosto w brązowe oczy jakiejś potwornej istocie, a ona patrzyła na mnie" – pisał.

Czując się jak zaszczute zwierzę, Travis zerwał się, odepchnął jedną z istot (była ponoć lekka jak gąbka), a potem chwycił jakiś podłużny przedmiot leżący na stole i zamierzył nim w stronę "lekarzy" o łysych głowach. Wykrzykując pytania, co on tam robi i o co w ogóle chodzi, musiał ich przerazić, bo istoty wkrótce wyszły.

Walton stał o własnych siłach, ale czuł, że wszystko go boli. Ciało powoli odmawiało mu posłuszeństwa, ale postanowił jeszcze poszukać wyjścia. Poszedł korytarzem, którym wyszła trójka humanoidów, a na jego końcu znalazł coś w rodzaju "sterowni" z małym fotelem i drążkami.

"Wkrótce do Waltona zbliżył się człowiek o wzroście ok. 1,8 m, brunet o złotych oczach" – pisała Lorenzen. "Stanął w drzwiach, a porwany podszedł do niego i zarzucił go pytaniami, nie otrzymując jednak odpowiedzi. Nieznajomy chwycił Waltona za ramię i poprowadził go do korytarza lub holu. (…) Następnie Travis trafił do pomieszczenia, gdzie znajdowały się trzy lub cztery metaliczne struktury. Osobnik, który go przyprowadził miał niebieski kombinezon i przezroczysty hełm – bańkę. W następnym pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwie postaci (kobieta i mężczyzna). Nie mieli jednak hełmów. Zachęcając Waltona gestami, skłoniły go, by położył się na stole, a na twarzy umieścili mu coś przypominającego maskę tlenową".

Walton tyle zapamiętał.

Zostają wątpliwości

W zasadzie można byłoby postawić tu kropkę, ale mimo swej spektakularności sprawa drwala z Arizony kryje jeszcze wiele niewiadomych. Trzeba dodać, że Walton nadal utrzymuje, że padł ofiarą porwania, o czym chętnie opowiada w programach telewizyjnych i na sympozjach, co wymaga od niego samozaparcia, ponieważ zaraz po odnalezieniu trafił on pod ostrzał krytyków, który trwa do dziś.

Do jego najzagorzalszych przeciwników zaliczał się Philip J. Klass (zm. 2005) – inżynier i wojujący sceptyk, który twierdził, że zniknięcie Waltona zostało ukartowane przez Rogersa, który w ten sposób chciał przedłużyć czas na wykonanie zakontraktowanych prac. Zarzuty te były absurdalne, sam zaś Klass, kiedy brakło mu już argumentów, skompromitował się, oferując rzekomo Steve’owi Pierce’owi kilka tysięcy dolarów za publiczne przyznanie, że sprawa była mistyfikacją.

Nie jest jednak tak, że przypadek Waltona to same "za" pozbawione "przeciw". Historia ta jest ze wszech miar dziwna i otwarta na rozmaite interpretacje. Przykładowo, szeryf Gillespie uznał, że zaginiony chłopak mógł zostać potrącony przez samochód, zabrany potajemnie do szpitala (stąd ślad po igle), nafaszerowany lekami, a potem wyrzucony na chodnik. Tylko po co komu takie ceregiele? Inna wersja mówi, że drwale obserwowali tajną wojskową maszynę, a Walton, ponieważ widział za dużo, został uprowadzony i poddany "praniu mózgu".

Co więcej, Travis Walton przeszedł kilka testów na wariografie. Ich efekt był bardzo różny, co wywołało dyskusję nad wiarygodnością tej procedury. Sensacją był też jego występ w programie "Moment prawdy", gdzie wykrywacz kłamstw zakwestionował jego odpowiedź na pytanie o spotkanie z UFO. Trzeba jednak pamiętać, że choć w mniemaniu opinii publicznej wynik badań na wariografie ma charakter wiążący, obecnie na Zachodzie coraz częściej krytykuje się tę metodę za nieefektywność i nieobiektywność (w USA temat ten otarł się nawet kilka lat temu o Narodową Radę Badawczą).

facet.onet.pl/strefa-tajemnic/porwany-szokujaca-historia-travisa-waltona/tkxhr4m

31.10.2018 20:41
Lukdirt
37
odpowiedz
1 odpowiedź
Lukdirt
125
Senator

Z drugiej strony... według nauki Kościoła (a raczej według Biblii) Bóg stworzył tylko nas, ludzi. I tylko na Ziemi jest życie. I komu tu teraz wierzyć? Bo np. Watykan nie wyklucza istnienia pozaziemskich cywilizacji i nawet zrobiliby dla nich chrzest, jeśli by spotkali ludzkość.

31.10.2018 20:44
Lukdirt
37.1
Lukdirt
125
Senator

Natomiast według mnie jakieś tam cywilizacje istnieją, ale są tak rzadko spotykane, i są na tyle rozproszone, że jest niewielka szansa, żeby trafili akurat na nas.

01.11.2018 12:22
George A
38
odpowiedz
George A
10
Pretorianin

Dorzucę jeszcze ważne info. Warto je znać.

Klasyfikacja obserwacji UFO:

NL – Nocturnal Lights (nocne światła) – obserwacje nietypowych świateł na nocnym niebie, których wygląd i dziwne ruchy nie dają się wyjaśnić w kategoriach znanych źródeł światła.
DD – Daylight Discs (dzienne dyski) – dzienne obserwacje obiektów, głównie (ale niekoniecznie) w kształcie dysków, lecących lub unoszących się nieruchomo w powietrzu, znajdujących się w znacznej odległości od świadka.
RV – Radar Visual (obserwacje radarowo–wizualne) – nieznane obiekty na niebie, zaobserwowane jednocześnie na ekranach radarów.
CE I – Close Encounter of The First Kind (bliskie spotkania I stopnia) – UFO obserwowany z odległości nie większej niż 200 m, nie oddziałujący na otoczenie i człowieka.
CE II – Close Encounter of The Second Kind (bliskie spotkania II stopnia) – UFO obserwowany z odległości nie większej niż 200 m, oddziałujący na otoczenie w rozmaity sposób, pozostawiający w nim mniej lub bardziej trwałe ślady.
CE III – Close Encounter of The Third Kind (bliskie spotkania III stopnia) – UFO obserwowany z dowolnej odległości wraz z jego humanoidalną (rzadziej niehumanoidalną) załogą. Ten typ obserwacji dzieli się na siedem podgrup:
Typ A (CE-III-A) – obserwacja istoty / istot wewnątrz UFO.
Typ B (CE-III-B) – obserwacja istoty / istot wychodzących bądź wchodzących do UFO.
Typ C (CE-III-C) – obserwacje istoty / istot w pobliżu UFO.
Typ D (CE-III-D) – obserwacje istoty / istot w rejonie obserwacji UFO.
Typ E (CE-III-E) – obserwacja istoty / istot bez jednoczesnej obserwacji UFO.
Typ F (CE-III-F) – obserwacja UFO oraz słyszenie jakiegoś głosu, mimo braku obserwacji istoty / istot.
Typ G (CE-III-G) – zdarzenie określane jako „wzięcie” oznaczające zabranie na pewien czas człowieka do UFO (często określane też jako CE IV).

post wyedytowany przez George A 2018-11-01 12:24:08
01.11.2018 12:26
39
odpowiedz
zanonimizowany664739
8
Senator

Notabene nasza Ziemia jest tak na uboczu czyli prawdę mówiąc na kosmicznym zadupiu że kto by tu chciał czegoś szukać.

01.11.2018 13:25
George A
40
odpowiedz
George A
10
Pretorianin
Wideo

Ta historia zaczęła się dla Fundacji Nautilus w 2012 roku, kiedy otrzymaliśmy e-mail od polskiego rybaka mieszkającego od lat w Danii, pana Mirosława Malczewskiego. Treść e-maila była intrygująca.

From: Mirosław Malczewski

Sent: Friday, June 01, 2012 5:43 PM

To: [email protected]

Subject: Bliskie spotkania ......

Chciałbym podzielić się tym, co spotkało mnie i moją załogę kutra rybackiego Ust-134 . Czas zdarzenia to początek lat 80-tych. Nie umiem przypomnieć daty ale pewnie to mogło się odbyć w 1982 albo 1983 ?? Wiosna.

Ale fakt jest że to się zdarzyło, a po całej sprawie załoga i ja nie rozmawialiśmy o tym. Tak jakby nas amnezja dosięgła albo zakaz mówienia. Dopiero po paru latach kiedy już ja wyjechałem z Polski to obraz zdarzenia został jakby przywołany włącznie z mówieniem o zdarzeniu. Dzisiaj mam 58 lat a pamiętam to zdarzenie bardzo wyjątkowo i dokładnie. Nasze wyjście na połowy bałtyckie zawsze odbywało się w późnych godzinach wieczornych, na łowisko zazwyczaj płynęło się 8-9 godzin. Przy sterze na łowisko staliśmy na zmianę w 5-osobowej załodze. Ja jako mechanik zawsze wachtę przy sterze miałem jako ostatni. Gdy wychodziliśmy z Ustki zobaczyłem po naszej prawej stronie światło seledynowe (prawie zielone), choć nie takie, jak ogół statków posiada. Światło zielone w tym wypadku mówi ze jesteśmy na kursie mijania... Dziwiło mnie jedynie, że nie widać światła masztowego białego. Poszedłem do maszynowni, tam spędziłem około pół godziny, aby przygotować silnik na rejs. Po wyjściu z maszynowni ku mojemu zdziwieniu to światło zielone dalej było na trawersie mijania.

I w rozmowie z człowiekiem przy sterze wymieniliśmy parę zdań, że chyba płynie tyłem??? Idąc do swojej koi, aby troszkę przespać się powiedziałem, aby uważał.... gdyby co niech mnie budzi... Przespałem do swojej wachty.... Nad ranem ( a bylem już przy sterze, pełniłem wachtę) gdy zaczęło świtać ten obiekt zbliżył się do nas. Ja w panice obudziłem całą załogę. Natychmiast wyszli na pokład

Talerz był nad nami, a światło zielone (seledyn) centrycznie było pod spodkiem. Nie bylo paniki .... machaliśmy im wszyscy, a w ich oknach było widać różne osobniki ,,Podobne do ludzi ale i też niebieskie z dużymi oliwkowymi oczami. Byli przy nas około paru minut. Nikt z nas nie czuł strachu, nawet mowę nam odjęło. Odlecieli bezszelestnie z prędkością niesamowitą, ale brakowało nam paru godzin z tego dnia. Po trzech dniach połowów wróciliśmy do portu Ustka. Po wyładunku ryby wracałem z Ustki do Słupska nocą gdzie mieszkałem i w połowie drogi nad polami wisiały takie same, ale aż trzy światła. Opowiedziałem żonie o zdarzeniu, w tym momencie żona wyciągnęła gazetę „Głos Pomorza”, gdzie napisali, że nad Bałtykiem zaobserwowano UFO!

Od tamtego czasu interesuje się zjawiskami, które nie sposób wytłumaczyć. Zaznaczam, że nie jestem fantastą. To naprawdę wydarzyło się. Mieszkam w Danii od 1985 roku i z lat pracy na morzu to zdarzenie jakoś nie wiedzieć czemu tkwi we mnie tak bardzo. Gdy ostatnio byłem w Ustce i widziałem się ze swoim byłym załogantem, powiedział mi, że nie mówi nikomu, aby się nie ośmieszać, bo sam dzisiaj nie bardzo wie czy to był sen. Ale że razem pamiętamy to jednak musi być prawda. Serdecznie pozdrawiam.

Mirosław Malczewski

O tej historii było już w naszym serwisie, ale nie mieliśmy okazji osobiście spotkać się ze świadkiem CE III, czyli Mirosławem Malczewskim. Wiadomo, że spotkanie ze świadkiem jest kluczowe dla oceny wiarygodności wydarzenia.

8 września 2016 roku z portu w Ustce wyruszył kuter z załogą Fundacji Nautilus

Na pokładzie nagraliśmy wstrząsający (to nasza subiektywna ocena!) materiał z głównym świadkiem tego wydarzenia. Dlaczego wstrząsający? Odpowiedź jest prosta: naszym zdaniem prawda dosłownie krzyczy z każdego słowa wypowiadanego przez świadka. Jego wiarygodność? To trzeba samemu zobaczyć, gdyż żadne słowa nie oddadzą wrażenia, jakie zrobiła na nas nie tylko sama historia, ale także osoba pana Malczewskiego. To człowiek dojrzały, od lat mieszkający za granicą Polski, któremu nie zależy na żadnym „rozgłosie”, któremu obojętne jest nawet to, czy ludzie uwierzą w to, co opowiedział. My tę prawdę znamy i od kilkudziesięciu lat mówimy o tym, że Ziemia jest odwiedzana przez pozaziemskie cywilizacje. Jeśli kogoś ten materiał do tego przekona, to znaczy, że… było warto.

nautilus.org.pl/artykuly,3218,bliskie-spotkania-z-ufo-missing-time-implanty-wszczepiane-ludziom.html

Film obok ---------> [link]

01.11.2018 13:50
Drackula
😱
41
odpowiedz
1 odpowiedź
Drackula
230
Bloody Rider

kurla, jak tylu ludzi ich widzialo to co to za dyskrecja?

dupa tam a nie ufoki. Pomiedzu galaktykami lataja a prostego kamo nie potrafia zastosowac? Ale przynajmniej grupa malosprytnych ma radoche :)

post wyedytowany przez Drackula 2018-11-01 13:51:37
01.11.2018 13:57
George A
41.1
George A
10
Pretorianin

Jak 99% ludzi na świecie nie wie że oni tutaj przylatują, to to raczej dyskrecja.

I nie żadne "ufoki", tylko istoty pozaziemskie.

01.11.2018 14:49
42
odpowiedz
zanonimizowany1250879
15
Generał

Nasz kraj to nie tylko nawiedzają ale i tu siedzą na stałe. Najwięcej z kosmitów upodobało sobie sejm....;)

01.11.2018 16:23
~leszek
43
odpowiedz
3 odpowiedzi
~leszek
87
AnsildAr

@George A ---> w pierwszym poście napisałeś cytuję.. Miłego czytania i uświadamiania się :)
to mam pytanie? czy Ty już jesteś tak daleko uświadomiony?, że czas na Nas?, czy przeżyłeś coś w rodzaju 'bliskie spotkania trzeciego stopnia'? czy Twoja wiedza to internet, książka, czy programy tv typu Discovery.....sorry nie chcę nikogo obrażać, itd.. ale czasami mam wrażenie że chcesz przerosnąć samego Stephen'a Hawking'a....

post wyedytowany przez ~leszek 2018-11-01 16:29:06
01.11.2018 17:16
George A
43.1
George A
10
Pretorianin

Tak. Czas na wasze uświadomienie. Moim zdaniem info o tym że przylatują tutaj cywilizacje pozaziemskie jest o wiele mniej ważne, niż info o tym że każdy z nas jest istotą duchową, każdy z nas ma duszę i jest reinkarnacja! O tym możecie poczytać w moim wątku o reinkarnacji.

01.11.2018 23:37
Kanon
😊
43.2
Kanon
246
Befsztyk nie istnieje

Kiedyś żelazka miały duszę. Teraz to już nie to samo.

04.11.2018 17:32
43.3
zanonimizowany1258334
7
Pretorianin

Twój artykuł o reinkarnacji to bzdura która już Ci udowodnilem.Jestes taki mądry a wierzysz w reportaże TV :-D

04.11.2018 14:25
George A
44
odpowiedz
George A
10
Pretorianin

Bardziej szczegółowy opis wydarzenia z Emilcina

Mówiąc coś w dziwnym języku zaprowadziły go do wiszącego nad pobliską polaną statku, gdzie mężczyznę poddano tajemniczemu zabiegowi. Niebawem niewzruszony Wolski opuścił UFO, a w domu o zajściu opowiedział żonie i synom. Tak rozpoczęła się największa i najbardziej medialna ufologiczna afera PRL-u.

Dla Zbigniewa Blani-Bolnara (1948-2003), łódzkiego socjologa i badacza zjawiska UFO, incydent emilciński zaczął się od listu z 29 maja 1978 r., którego autor, entuzjasta ufologii Witold Wawrzonek, pisał: "W późnych godzinach nocnych 25 bm. otrzymałem wiadomość, że na Lubelszczyźnie pojawił się i lądował niezidentyfikowany latający obiekt…" Wawrzonek opierał się o pogłoski zasłyszane od znajomego, które mówiły, że w okolicach Opola Lubelskiego wylądowali "ludzie-żaby". Okazało się, że coś podobnego miało miejsce naprawdę, a głównym świadkiem incydentu był 71-letni rolnik z Emilcina, Jan Wolski.

Listy Wawrzonka trafiły również do prasy i telewizji, rozpoczynając medialną gehennę Wolskiego. W okresie szczytowego zainteresowania jego spotkaniem z ufonautami, Emilcin najeżdżały zorganizowane grupy turystów. Media zareagowały tendencyjnie: oficjalnie nie można było przyznać, że gospodarz przeżył coś, co wykraczało poza wszelkie schematy.

"Zobaczyłem dwie osoby, jak szli"

Był pochmurny, środowy poranek, 10 maja 1978 r. Około 7:20 furmanka Jana Wolskiego wjechała na leśną drogę wiodącą w kierunku jego gospodarstwa. Mężczyzna wracał z sąsiedniej wsi po wizycie z klaczą u rozpłodowego ogiera. Obrana trasa prowadziła obok należącej do niego polany obsianej niedużym zagonem zboża. Wjechawszy między drzewa, Wolski zauważył dwie humanoidalne postaci, które wziął początkowo za myśliwych lub harcerzy:

- Jak oni usłyszeli turkotanie wozu, to zaczęli się na mnie odwracać i spoglądać do tyłu, i jak podjechałem bliżej, to zobaczyłem te ich zielone twarze - mówił Wolski w pierwszej rozmowie z Blanią-Bolnarem. - No to wtedy mnie zdziwiło. Ale […] jadę dalej. Tam był taki strumyczek, czyli potok, choć wtedy same błoto tam było. Oni chcieli przez to błoto przeskoczyć, ale jeden trochę w nie wdepnął. Niedużo. I zaraz za tym strumyczkiem rozeszli się na boki i wsiedli mi z obu stron na furę. Zgrabnie tak, sprytnie wskoczyli.

Nietypowy wygląd i egzotyczny język pasażerów sprawiły, że Wolski nie śmiał ich przepędzić. Jak mówił, ciemnymi skośnymi oczyma i wydatnymi kośćmi policzkowymi istoty przypominały mu widzianych kilkadziesiąt lat wcześniej Azjatów. Dziwna była za to ich skóra: w nieosłoniętych miejscach, tj. na dłoniach i twarzy widać było, że ma zielonkawo-oliwkowy odcień. Resztę ciała humanoidów opinał czerniawy, jednoczęściowy kostium, na karku okrywający coś w rodzaju "garbu", a na nogach przechodzący w kanciaste "buty". Drobni humanoidzi byli niżsi od mierzącego 1,64 m rolnika i sięgali mu mniej więcej do nosa.

Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów siedząca obok furmana istota gestami skłoniła go do zatrzymania się. Klacz wydawała się podenerwowana rozchodzącym się w powietrzu "buczeniem", które, jak się okazało, generował metaliczny pojazd wiszący kilka metrów nad leśną polaną. Kształtem przypominał on wielki błyszczący "chlebak" - prostopadłościan o lekko wypukłym dachu, w którego frontowej ścianie znajdował się prostokątny otwór wejściowy. Spod niego, na cienkich linkach, opadała ku ziemi platforma nazwana przez Wolskiego "windeczką". Charakterystycznym elementem latającej maszyny (która kształtem przypominała świadkowi autobus) były też "wiry" - ruchome pręty-świdry, wychodzące w górę i w dół z czterech struktur po bokach.

Po zejściu z wozu i przywiązaniu konia Wolski został odeskortowany w stronę UFO i poproszony o wejście na windeczkę. Nie bez obaw postawił nogę na stopniu chybotliwego mechanizmu, który w mgnieniu oka, wraz z jednym z humanoidów, uniósł go do drzwi.

- Kiwnął ręką, żeby wchodzić - mówił Wolski, o tym, co działo się potem. - No to ja wszedłem i dopiero mnie posunął tak ze dwa metry dalej, troszeczkę na lewo, w ten pojazd. I tak pokazuje, żebym się rozbierał. Ja miałem taką jesionkę, rozpiąłem te jesionkę…

"Wszyscy jednakowi byli"

Wnętrze kabiny było ciemne, surowe i prawie puste. Rozchodził się w nim dziwny, przenikliwy zapach. Świadek zauważył jedynie kilka kanciastych ławeczek przymocowanych linkami do ściany oraz dwa otwory, w które co jakiś czas operator wkładał zakończony czarną kuleczką "pręt". Nie było tam żadnych urządzeń sterowniczych, zegarów, mierników czy iluminacji; podłoga wydawała się gładka, lecz nie śliska, sufit zaś rozpościerał się niewysoko nad głową Wolskiego. W środku czekali dwaj inni identyczni humanoidzi; dopiero po chwili windą wjechał do środka czwarty załogant pozostawiony na dole. Oprócz jesionki nakazano Wolskiemu zdjąć sweter, koszulę i pozostałe elementy odzienia. Rozglądając się po kabinie maszyny zauważył on miotające się po podłodze czarne ptaki, które nazwał "gawronami" - wyglądające na żywe, choć sparaliżowane.

Kolejny etap pobytu na statku wiązał się z "badaniem" Wolskiego przyrządem wyglądającym jak dwa siwe "talerzyki", które trzymał w ręku jeden z ufonautów. Po zakończeniu procedury mężczyźnie dano do zrozumienia, że może się ubrać. Wspominał on o jeszcze jednym interesującym szczególe - tworze w formie sopla trzymanym przez jedną z istot, z którego pozostali uszczykiwali po drobince i wkładali do ust:

- I oni, wie pan, tam jedli… […] Jak pan uważa, lody u dachu, sople, co to od deszczu namarzają. Przezroczyste, białe to było. I tamci tak łamali po troszku. Łamali po troszku i jedli. To się ukruszało cicho jak ciasto - takie twardsze. […] I jeden się mnie pyta. Tak nie pyta się, tylko pokazuje tak na mnie, czy będę to jadł. Ale mnie się, wie pan, kiwnęło głową, że nie - powiedział Wolski.

Opuściwszy pojazd tą samą drogą, jaką się do niego dostał, 71-latek wsiadł na wóz i wrócił do wsi, opowiadając o zajściu rodzinie. Nie widział momentu odlotu obiektu. Gdy odjeżdżając ostatni raz rzucił okiem w jego stronę, ujrzał wyglądające z drzwi zielone twarze. Syn Wolskiego, Józef oraz sąsiad Bolesław Miotła, którzy kilkanaście minut później zjawili się na polanie, nie zobaczyli już ani zielonych "potworaków", ani ich "cudotworu".

"Lećcie to zobaczycie jakichś cudotworów"

Sprawie emilcińskiej wiarygodności dodawał fakt, że Jan Wolski nie był w niej jedynym świadkiem. Około ósmej rano przelot obiektu nad wsią widział również 6-letni Adam Popiołek i jego młodsza siostra, Agnieszka. Towarzyszący temu hurgot zaalarmował innych mieszkańców, w tym Janinę Popiołek, która przygotowywała dzieciom śniadanie. Przerażona dźwiękiem tak intensywnym, że trzęsącym całą chałupą, kobieta wyjrzała na podwórze, żeby sprawdzić, co się dzieje. Po chwili zjawił się Adaś oświadczając, że widział "samolot wyglądający jak autobus", z którego wyglądał "pilot" o zielonej twarzy, ubrany w ciemny "mundur". Według relacji chłopca, UFO powoli przeleciało kilka metrów nad stodołą, po czym najprawdopodobniej uniosło się w górę.

Równie ważne były pozostawione w lesie fizyczne ślady obecności humanoidów: obok wydeptanych w trawie ścieżek znaleziono tam odciski prostokątnego obuwia utrwalone m.in. na kretowisku i miejscu, gdzie według Wolskiego ufonauta poślizgnął się starając się przejść przez błoto.

- Było tu bardzo dużo śladów. Milicja miała prawo najpierw zabezpieczyć ślady, sfotografować, tylko oni śmiechy se robili ze mnie: że ja usnąłem, że upiłem się; że to, że tamto. Ja miałem za dużo z tym korowodów… Gdyby się stało to teraz, to bym powiedział: "Lepiej nic nie mów!" - relacjonował gospodarz, nieco rozżalony reakcją ludzi.

Dla Zbigniewa Blani-Bolnara najważniejsze było ustalenie profilu psychologicznego Jana Wolskiego oraz określenie jego skłonności do fantazjowania i podatności na sugestię. Mężczyznę poddano szeregowi prób i testów. W orzeczeniu psychiatrycznym dr Ryszard Krasilewicz konkludował: "Z punktu widzenia psychiatry treści wypowiadanych przez Jana Wolskiego nie można określić mianem urojeń. […] Linia życiowa badanego nie wskazuje na obecność u niego zaburzeń osobowości ze szczególną skłonnością do fantazjowania. Jan Wolski nie wykazuje zaburzenia myślenia, porwania wątków myślowych, rozkojarzenia. Psychika badanego wydaje się zwarta, nastrój wyrównany, adekwatny do sytuacji. Wypowiedzi nie noszą znamion sądów urojeniowych, mimo że Jan Wolski wykazuje pełną wiarę w swoje wypowiedzi".

Po dogłębnych analizach, Blania-Bolnar i pomagający mu w badaniach dr Ryszard Kietliński - psycholog z Uniwersytetu Łódzkiego wykluczyli, aby źródłem relacji mężczyzny była obserwacja lądowania helikoptera czy spotkanie z pracownikami kółka rolniczego w Skokowie dokonującymi oprysków chwastobójczych. Niektórzy uważali bowiem, że rolnik mógł wziąć za kosmitów ludzi ubranych w zielone kombinezony ochronne i maski. Z ustaleń wynikało jednak, że 10 maja w Emilcinie nie lądowały żadne śmigłowce, ani nie przeprowadzano oprysków.

Dalsze wnioski ujawniały, że Wolski nie cierpiał na zaburzenia neurologiczne i charakteryzował się wysoką odpornością na sugestię. Złożył też pisemną przysięgę, że to, co mówi jest prawdą. Ostateczny wniosek stwierdzał, że jego relacja opisywała rzeczywiste zdarzenia o anomalnym charakterze. Rozległą dokumentację z badań nad tym przypadkiem, łącznie z analizą najbardziej drobiazgowych wątków, znaleźć można w książce Blani-Bolnara "Zdarzenie w Emilcinie" (1996), w której autor rozprawia się również z kilkoma narosłymi wokół sprawy mitami.

"Za dużo z tym korowodów"

W ówczesnych realiach sprawa Wolskiego skazana była na pastwę mediów i uczonych, którzy chcieli widzieć w niej modelowy przykład prowincjonalnej zabobonności. Publiczne mówienie o niezwykłym doświadczeniu ściągnęło na 71-latka grad krytyki, często ostrej i nieuzasadnionej, oskarżającej go o mitomanię lub alkoholiczno-starcze majaki. Mimo to, jego opis zaskakiwał szczerością i prostotą. Wolski sam przyznawał, że jako rolnik nie nawykł do rozmyślań nad rzeczami wielkimi, takimi jak życie w kosmosie. Nie snuł więc dywagacji o pochodzeniu napotkanych istot, które uznawał za "ludzi" (lub okazjonalnie "potworaków"), mówiących bardzo osobliwym językiem:

- My, jak rozmawiamy, to mówimy wolniej, to i jeden drugiego rozumie, ale jak będziemy tak prędziutko mówić, to też jeden drugiego nie zrozumie […]. Drobniutko mówili i równomiernie. Nie głośno i nie po cichu; wyrazów nie mówili jednych głośnych, drugich cichych tylko równomiernie - twierdził Wolski, starając się opisać mowę ufonautów.

Przygoda z majowego poranka nie wydała mu się przerażająca, gdyż, jak mówił, był człowiekiem "wolnej krwi" - niezbyt bojaźliwym. Choć wierzył w Boga, nie uważał, aby to, co go spotkało miało charakter religijny. Zarejestrowane przez media i ufologów wywiady prezentują Wolskiego jako człowieka niezwykle powściągliwego, świadomego niedoskonałości swojego języka, który z wielką elegancją stara się nakreślić ramy zdarzenia. W odpowiedzi na zarzut Blanii-Bolnara, dlaczego od razu nie powiadomił prasy i telewizji, stwierdził:

- To pan by mógł tak zrobić. Ale ja, chłop ze wsi, to tylko mógłbym sobie pomyśleć: jak to tam, krowy nie wyprowadzone, albo co innego…

Zdarzenie z 10 maja 1978 r. miało wielki wpływ na polską ufologię i uruchomiło lawinę relacji o różnego rodzaju niewytłumaczalnych zjawiskach. Co ciekawe, jesienią tego samego roku zgłoszono dwa przypadki z centralnej części kraju, w których zaobserwowano istoty do złudzenia przypominające emilcińskich ufonautów. Były to incydenty z Przyrownicy (łódzkie) i Goliny (wielkopolskie), które wywołały wśród badaczy sprzeczne opinie. W pierwszym świadkami obserwacji "człowieka o zielonej twarzy" były szkolne dzieci, w kolejnym grzybiarz, Henryk Marciniak, który o bliskim spotkaniu powiadomił lokalny posterunek MO. Blania-Bolnar uznał za godną uwagi tylko drugą historię; zdarzenie z Przyrownicy było według niego "odpryskiem" społecznej fascynacji historią z Emilcina.

Podczas opuszczania pojazdu przez Wolskiego miała miejsce dość nietypowa scena: jak twierdził, nie chcąc "tak po prostu wyjść", stanął przy drzwiach, zdjął czapkę i ukłonił się mówiąc załodze "do widzenia". Istoty starały się powtórzyć gest, przy czym na ich wąskich ustach pojawił się dziwny, niezbyt przyjemny grymas - być może "ichniejszy" uśmiech. Jeśli zmarły w 1991 r. Jan Wolski rzeczywiście dokonał kontaktu z przedstawicielami obcej cywilizacji, tak kulturalnym zachowaniem wystawił Polakom bardzo wysoką notę...

facet.onet.pl/strefa-tajemnic/najslynniejsze-ufo-prl-u/ff7qbgj

04.11.2018 14:59
George A
45
odpowiedz
George A
10
Pretorianin
Wideo

15 LAT TEMU DOSZŁO DO BLISKIEGO SPOTKANIA III STOPNIA Z UFO LECHA CHACIŃSKIEGO W SZCZECINKU

Zawsze słyszymy to samo... Mówił to "dla sławy" i "dla kasy"! Wymyślił to, aby się nachapać szmalcu, a także, aby o nim pisali. Jak wygląda prawda? Lech Chaciński zapłacił ogromną cenę za to, że w 2003 roku zdecydował się opowiedzieć o swoim spotkaniu z UFO. Kłopoty w pracy, kłopoty z własną rodziną, sąsiedzi kręcący kółka palcami na czole, że "o, ten od UFO...". Miał groźby pod swoim adresem, często bardzo wulgarne. Nie dostał za swoje wypowiedzi medialne nawet złotówki, a przez kłopoty w pracy także stracił wiele. Sława w mediach? Nie żartujmy... ciągłe walczenie z ludźmi śmiejącymi się "do rozpuku" z gościa, który "zwariował i bredzi o spotkaniu z obcymi" – to przez te 13 lat był chleb powszedni tego człowieka.

Ale p. Lech Chaciński dobrze wie, że ma w nas oparcie. My mu nie tylko wierzymy, ale wręcz wiemy, że to wydarzenie miało miejsce. Powody? Można by o nich napisać całą książkę, ale wystarczy podać jeden, na który mało osób zwraca uwagę. Otóż człowiek, który wymyślił jakąś historię, ma ogromny kłopot w kolejnych latach. Pamięć jest bowiem zawodna i jego wymyślona „story” z upływem kolejnych tygodni jest dla niego samego wyzwaniem. Kłamca opowiadając po raz kolejny „zmyśloną historyjkę” przekręca fakty, gubi się, zawsze musi zaczynać od początku, bo inaczej nie jest w stanie… Te zasady „łapania kłamcy” znakomicie znają policjanci prowadzący przesłuchania. Jeśli zastosujemy tę metodę do Lecha Chacińskiego, wtedy dosłownie „odbiera człowiekowi mowę”. Jego historia jest ciągle taka sama, żaden szczegół nie jest „podkręcony”, żadna okoliczność nawet o jotę nie jest zmieniona. Metoda „kłamca już na drugi dzień nie pamięta swojego kłamstwa” działa absolutnie w 100 procentach i gwarantujemy wszystkim, że ten test można śmiało stosować nawet w prostych sytuacjach życiowych. Działa perfekcyjnie i skutecznie!

Lech Chaciński uzyskuje w tym swoistym teście maksymalną liczbę punktów, owe symboliczne „sto na sto”. A to tylko jedna rzecz przemawiająca za prawdziwością jego opowieści. Są sprawy, o których nigdy nie pisaliśmy (sprawa implantów w jego ciele), które gwarantujemy – ścinają z nóg… i wiele, wiele innych aspektów tego, co wydarzyło się w Szczecinku w 2003 roku.

11 września 2016 roku nasza ekipa była na wybrzeżu, gdzie nagrywaliśmy bardzo obszerny materiał o Bliskich Spotkaniach III Stopnia z UFO na Morzu Bałtyckim. Oczywiście musieliśmy spotkać się także z p. Lechem i to dokładnie w tym miejscu na wiadukcie w Szczecinku, gdzie 13 lat wcześniej otrzymał prośbę od obcych istot o przekazanie ludzkości prostego przesłania:

CHROŃCIE ZIEMIĘ, POWIETRZE I WODĘ

BO GROZI WAM ZAGŁADA LUB KATASTROFA.

nautilus.org.pl/artykuly,3214,13-lat-temu-doszlo-do-spotkania-z-ufo-lecha-chacinskiego-w-szczecinku.html

Obok ten zapis ------> [link]

04.11.2018 15:06
46
odpowiedz
3 odpowiedzi
zanonimizowany869910
114
Legend

Przekonanie o tym, że istnieje życie poza planetą Ziemią jest wśród naukowców powszechne. Prawdopodobieństwo, że nie istnieje, a Ziemia jest kosmiczną anomalią jest nikłe. Niemniej do dziś to wciąż tylko hipotezy, teorie i spekulacje. Poczekajmy kilkanaście, kilkadziesiąt, kilkaset lat i sprawa się wyklaruje.

04.11.2018 15:51
Deton
46.1
Deton
194
Know thyself

Podziel się eliksirem wiecznego życia, chętnie poczekam na wyklarowanie się sytuacji z obcymi.

05.11.2018 15:08
📄
46.2
zanonimizowany1191507
24
Legend

Jeśli istnieją to ufoludki z pewnością są narodowości chłopskiej.

post wyedytowany przez zanonimizowany1191507 2018-11-05 15:08:26
05.11.2018 15:10
George A
46.3
George A
10
Pretorianin

Nie ma "ufoludków". Są istoty pozaziemskie.

04.11.2018 17:23
47
odpowiedz
zanonimizowany1258334
7
Pretorianin

Najpierw reinkarnacja,teraz UFO.Co ty tam cpiesz chłopie ? Może już naprawdę czas zmienić dilera :D

04.11.2018 17:33
48
odpowiedz
zanonimizowany1258334
7
Pretorianin

Ps:Twój artykuł o reinkarnacji to bzdura totalna która już Ci udowodnilem.Jestes taki mądry a wierzysz w reportaże TV :-D

05.11.2018 14:58
George A
49
odpowiedz
3 odpowiedzi
George A
10
Pretorianin

35 lat temu kosmici wylądowali w Warszawie

Pod koniec września 1982 r. na Czerniakowie doszło do spektakularnego lądowania "latającego dysku". Dwóch wątłych humanoidów, którzy z niego wysiedli widział Władysław S. oraz jego 12-letni syn. Jakiś czas potem okazało się, że kosmitów z balkonu obserwował także pewien wysoki rangą funkcjonariusz MO.

Patrząc dziś na zbieg ulic Wolickiej i Czerniakowskiej trudno uwierzyć, że 35 lat temu doszło tam do jednego z najbardziej spektakularnych incydentów ufologicznych w PRL-u. Pod koniec września 1982 r. ojciec i syn, wracając z działki podczas "godziny milicyjnej", poczuli swąd. Wkrótce okazało się, że był to dym wydobywający się spod obiektu w kształcie "bochna", wokół którego spacerowały dwie chuderlawe postaci. Gdy UFO odleciało, w miejscu pozostał wypalony owal.

Najpierw znaleziono dziwny ślad

Początek stycznia 1983 r. był w stolicy bezśnieżny, z temperaturami oscylującymi wokół zera. Wracający do domu na ulicę Bernardyńską Tadeusz J. postanowił pójść na skróty przez pole leżące niedaleko zbiegu Wolickiej i Czerniakowskiej. Tam rzucił mu się w oczy dziwny czarny owal zlokalizowany w zagłębieniu terenu. Przyjrzawszy mu się, J. pognał do kolegi – Kazimierza Bzowskiego, który mieszkał zaledwie kilkaset metrów dalej. Bzowski – chemik i były powstaniec, koordynator lokalnego UFO-klubu, na wieść o znalezisku zebrał ekipę badaczy, która udała się na pole.

Ufolog pisał, że na pewno nie była to pozostałość ogniska. Owal miał wymiary 4,4 x 3,2 m, a korzenie roślin w nim rosnących były wypalone do głębokości 15 cm. Paweł Żar, który zbadał ich szczątki pod mikroskopem odkrył, że musiało na nie działać "silne promieniowanie, a nie otwarty utleniający płomień" – wspominał Bzowski, dodając, że ślad z nieznanych przyczyn zakłócał też działanie kompasu.

Nie mogąc przeprowadzić dodatkowych badań z racji braku sprzętu, warszawscy ufolodzy obfotografowali "wypalenisko", odkrywając, że wokół niego znajdowało się kilka podobnych owali. Grunt nie był w nich jednak spalony, tylko lekko sprasowany. Dało im to pewność, że w miejscu oddalonym o zaledwie 150 m od skupiska budynków, wśród których znajduje się dzisiejszy III oddział ZUS, zdarzyło się coś anomalnego. Sęk w tym, że nikt nie zgłosił niczego dziwnego i trudno było ustalić dokładną datę powstania "owalu".

Sprawa nabrała rozpędu dopiero po kilku miesiącach. Bzowski pisze, że latem 1983 r. prowadził w jakimś osiedlowym klubie na Czerniakowie pogadankę o UFO. Kiedy pokazał zdjęcia wypaleniska oraz rysunki humanoidów, których w 1981 r. w okolicy Chałup spotkał pewien artysta-malarz, z sali nagle odezwał się głos: "Myśmy też takich widzieli!".

Ojciec i syn opowiedzieli o spotkaniu z kosmitami

Słowa te padły z ust 43-letniego wówczas Władysława S. twierdzącego, że 29 września 1982 r. razem z 12-letnim synem wracał z ogródka działkowego przy Wolickiej, gdzie, jak wyjaśniał, zbierali oni jabłka i przygotowywali drzewka na zapowiadane przymrozki. Pracowali do ok. 2 w nocy. W drodze powrotnej obawiali się spotkania z patrolem MO (trwał stan wojenny i spacery po nocy były zakazane), więc szli po cichu i bardzo ostrożnie. Wkrótce poczuli swąd palonego siana, a pan Władysław dostrzegł błyski pomarańczowego światła wyglądające jak "przygasające ognisko".

Blask dochodził z obniżenia terenu na pobliskich nieużytkach. Kiedy znaleźli się w odległości kilkunastu metrów od źródła światła okazało się, że to wcale nie ogień. Oddajmy głos panu Władkowi, który obserwował to wszystko ukryty za krzewami czarnego bzu.

"Ziemia jarzyła się tym ‘pomarańczowym promieniowaniem’. Tuż nad nią, nie wyżej niż trzy-czwarte metra unosił się płaski od dołu, ale wypukły od góry dysk średnicy 6 m, barwy ‘starej miedzi’. On nie promieniował. Na tle tego dysku było widać postać niby ludzką, wzrostu ok. 1,5 m" – powiedział Bzowskiemu.

Mężczyzna dodał, że "promieniowanie", o którym wspominał było pomarańczową poświatą sprawiającą, że tliła się trawa znajdująca się pod obiektem, zza którego wkrótce wyłoniła się kolejna postać.

"Wzrostu miały nie więcej niż metr, były chude i jakby bez ubrania. Jedna z nich chodziła wokół tego pojazdu z pochyloną wielką i łysą głową o ziemistym kolorze skóry, czegoś pilnie wypatrując w trawie. Druga miała w dłoni kółko o średnicy ok. 20 cm i trzymała je poziomo na wysokości ok. 70 cm. Wodziła tym kółkiem nad ziemią, a z niego też biła w dół pomarańczowa poświata. Gdy (ufonauta) zaszedł za dysk, a ten bliższy odwrócił się plecami do nas, pomału, cichutko, zawróciliśmy z synem i chyłkiem wróciliśmy na działki, gdzie przesiedzieliśmy do świtu" – wspominał S., przyznając, że incydent zrobił na nim kolosalne wrażenie.

Bzowski postanowił poszukać innych świadków lądowania UFO. W tym celu napisał o nim krótki artykuł dla pisma "Stolica". Pewnego dnia do pana Kazimierza zapukał sąsiad z bloku – wysoki rangą funkcjonariusz MO, który zdobył się na chwilę szczerości.

"Czytałem pański artykuł w ‘Stolicy’ i przyszedłem coś panu powiedzieć" – wyznał. "Wróciłem wtedy do domu około północy z pracy. Poszedłem na balkon wychodzący na tamtą stronę, by wypalić papierosa i patrząc w ciemność widziałem to ‘jarzenie się’ nisko na trawie. Myślałem, że to może rzeczywisty ogień. Poszedłem więc po lornetkę. Z pomocą dobrej ośmiokrotnej lornety myśliwskiej widziałem tych ufoludków, o których pan pisał i wszystko, co się tam działo. Byłem tak zafascynowany, że obserwowałem ich ponad godzinę. Widziałem też jak później znikali, chyba wsiadali do tego ich pojazdu. Stał on nadal nieruchomo nad ziemią, a gleba pod nim jarzyła się" – dodał.

To nie jedyne lądowanie w "warszawskiej UFO-zonie"

Przemek Więcławski – młody pasjonat ufologii z Warszawy mówi, że dziś w miejscu bliskiego spotkania z 1982 r. przebiega Trasa Siekierkowska. W ostatnich latach kosmici rzadziej pokazują się jednak w mieście, co nie oznacza, że zniknęli w ogóle. Od czasu do czasu pojawiają się interesujące zgłoszenia, ale to nic w porównaniu z sytuacją z ostatniej dekady PRL-u – dodaje.

– Liczba ufologicznych zdarzeń mających miejsce w Warszawie głównie w latach 80. może przyprawić o ból głowy zwłaszcza tzw. sceptyków. Co konkretnie było ich przyczyną pozostaje jednak zagadką – mówi Przemek, dodając, że Bzowski i jego ludzie wyznaczyli nawet specjalną stołeczną "zonę", którą UFO nawiedzało z większą częstotliwością.

Był to obszar tzw. starorzecza Wisły ze zwróceniem szczególnej uwagi na Czerniaków. Wiele zdarzeń z tamtego rejonu Bzowski opisał w swoich książkach. Niektóre incydenty były fascynujące, inne zabawne. Do tych drugich zalicza się spotkanie hydraulika pana R. z pojazdem UFO w kształcie "otwartej małży", który wessał mężczyznę do środka. W archiwach pana Kazimierza znajduje się także sprawa z 1984 r. opowiadająca o zderzeniu małego Fiata z niewidocznym "obiektem". Maluch był tak zniszczony, że milicjanci nie mogli nadziwić się, że kierowca wyszedł z tego bez szwanku.

Przemek – autor bloga "UFO-Skywatching" dodaje, że wiele spraw z tamtego okresu odeszło jednak w zapomnienie wraz ze śmiercią Bzowskiego. Żona pana Kazia pozbyła się bowiem jego "ufologicznego archiwum", w którym znajdowały się na pewno zdjęcia wspomnianego wypaleniska.

Po latach Przemek dowiedział się, że było też drugie, jeszcze bardziej niezwykłe lądowanie ufonautów na Czerniakowie. Informacje o nim zdobył od jednego z dawnych towarzyszy Bzowskiego, pana Dariusza.

Do zdarzenia miało dojść pod koniec lat 70. na terenie ogródków działkowych. Grupa mężczyzn zauważyła wówczas niewielki kulisty obiekt znajdujący się na sąsiedniej posesji. Wokół niego spacerowały trzy istoty o wzroście… 15 cm, ubrane w srebrzyste skafandry. Jak się potem okazało, próbowały one komunikować się z właścicielką działki, która ze strachu skryła się w altance. Po krótkim czasie "karzełki" wróciły do pojazdu, który bezgłośnie znikł. Potem widywano go tam jeszcze kilkakrotnie.

facet.onet.pl/strefa-tajemnic/35-lat-temu-kosmici-wyladowali-w-warszawie/w48kgdv

05.11.2018 15:03
49.1
zanonimizowany1261993
4
Chorąży

skonsultuj się z najbliższym lekarzem lub farmaceutą

05.11.2018 15:07
George A
😃
49.2
George A
10
Pretorianin

Ależ nie musisz w to wierzyć. To i tak jest prawda. A to że ty w to nie wierzysz, nie ma żadnego znaczenia.

05.11.2018 19:01
49.3
zanonimizowany1261993
4
Chorąży

Tak samo jak nie mają znaczenie twoje brednie.

05.11.2018 15:26
George A
50
odpowiedz
George A
10
Pretorianin
Wideo

UCIECZKA PRZED UFO! – BLISKIE SPOTKANIE TRZECIEGO STOPNIA W STĄPORKOWIE (1997)

Autor relacji zadzwonił na telefon naszej fundacji. Zapytał, czy ktoś chce wysłuchać jego prawdziwej historii o UFO, którą przeżył 20 lat i która do dziś powraca we wspomnieniach. Zostawił numer telefonu. I tak poznaliśmy tę naprawdę niesłychanie ciekawą historię, która zaczęła się od schadzki kochanków w lesie.

Nad samochodem zobaczyłem UFO... to było silniejsze ode mnie - zacząłem uciekać!

Nasz czytelnik (pragnący z oczywistych względów zachować anonimowość) umówił się ze swoją partnerką mieszkającą w Stąporkowie. Na miejsce schadzki wybrał polanę w pobliskim lesie, na którą można było bez problemu dojechać samochodem i gdzie nikt nie zakłócał spokoju. Jak sam przyznał – podobne spotkania z nią w tym miejscu robił wielokrotnie.

Tego dnia (ocenia, że był to 1997 rok) wszystko przebiegało tak, jak zwykle. Jego partnerka czekała w umówionym miejscu i razem samochodem pojechali na leśną polanę. Początkowo wszystko przebiegało tak, jak zawsze, ale nagle wnętrze samochodu oświetliło silne światło. Mężczyzna był przekonany, że na miejsce przyjechała prawdopodobnie policja i będzie zmuszony złożyć wyjaśnienia.

Wysiadł z samochodu i wtedy z przerażenia zaniemówił – zamiast spodziewanego policyjnego samochodu zobaczył dziwny obiekt w kształcie „dziecięcej zabawki zwanej nakręcanym bąkiem”, który wisiał nieruchomo w powietrzu nad samochodem. Był potężny, miał kilka metrów średnicy. Mężczyznę opanował potworny strach i nie bacząc, że zostawia partnerkę w samochodzie – rzucił się do ucieczki nie oglądając się za siebie!

Kiedy się zatrzymał – był ok. kilometra dalej od miejsca, w którym zostawił samochód. Minęło 15 minut, kiedy uspokoił nerwy na tyle, że był gotów wrócić do samochodu. Kiedy dotarł na miejsce – obiektu UFO już nie było. Jego partnerka stała lekko oparta o samochód i paliła papierosa. Był pewien, że na pewno podczas jego nieobecności stało się coś, czego ludzka wyobraźnia nie jest w stanie ogarnąć.

Nie chciała powiedzieć, co się zdarzyło!

Kobieta przyznała, że miała spotkanie – jak się wyraziła – „z kosmitami”, ale na temat szczegółów tego spotkania nie chciała mu nic mówić.

Potem para rozeszła się.

nautilus.org.pl/artykuly,3493,ucieczka-przed-ufo--bliskie-spotkanie-trzeciego-stopnia-w-staporkowie.html

Nagranie ze świadkiem obok ----> [link]

05.11.2018 15:39
kiera2003
51
odpowiedz
1 odpowiedź
kiera2003
101
Senator
Image

36,400,000. To jest liczba inteligentnych cywilizacji, których możemy się spodziewać w naszej galaktyce- według słynnego równania Drake’a. Od ostatnich 78 lat wysyłamy w kosmos wszystko, co jest związane z naszą cywilizacją- nasze radio, naszą telewizję, naszą historię, nasze największe odkrycia. Wykrzykujemy swoją obecność co sił w płucach, zastanawiając się, czy jesteśmy sami we wszechświecie. 36 milionów potencjalnych cywilizacji, prawie wiek nasłuchiwań i nic. Jesteśmy jedyni.

Tak mi się wydawało jeszcze około 5 minut temu.

Transmisja pojawiła się na każdej na każdej częstotliwości, którą nasłuchiwałem. Od razy wiedziałem, że taki sygnał nie pojawia się naturalnie- musiał zostać wytworzony sztucznie. Pojawiał się i znikał ze stałą amplitudą; szybko zrozumiałem, że to musi być swego rodzaju kod dwójkowy. Zmierzyłem 1679 impulsów na minutę podczas transmisji. Zaraz po tym nastała cisza.

Początkowo te liczby nie miały dla mnie żadnego sensu. Wydawały się być pomieszanymi, nic nie znaczącymi zakłóceniami. Jednak sygnał był tak idealnie stały i pojawił się na częstotliwościach, na których do tej pory nie zarejestrowaliśmy żadnej aktywności. Jeszcze raz przyjrzałem się zarejestrowanej przeze mnie transmisji, serce załomotało mi w piersi. 1679 bitów- to dokładna długość wiadomości nazwanej Arecibo, która została wysłana przez ludzkość 40 lat temu. Szybko zacząłem ustawiać częstotliwość i już po odczytaniu połowy informacji moje nadzieje się potwierdziły- to była dokładnie ta sama wiadomość. Liczby od 1 do 10 w zapisie dwójkowym. Liczby atomowe podstawowych pierwiastków z których zbudowane są związki organiczne: wodór, węgiel, azot, tlen i fosfor. Składniki kwasu DNA. Ktoś nas usłyszał i chciał nam odpowiedzieć, że gdzieś tam jest.

Wtedy do mnie dotarło, że skoro ta wiadomość została nadana 40 lat temu, to życie musi się znajdować najdalej 20 lat świetlnych od nas. To możliwe, obca cywilizacja tak blisko, że można by się z nią kontaktować? To przecież zrewolucjonizowałoby wszystkie dziedziny, w których kiedykolwiek miałem okazję pracować: astrofizykę, astrobiologię, astro...

Sygnał znów się pojawił.

Tym razem wolniejszy, jakby bardziej przemyślany. Trwał przez około 5 minut, z nową liczbą bitów, pojawiających się jeden po drugim. Chociaż komputer rejestrował wiadomość, ja też zacząłem ją notować na kartce. 0101 0101... Od razu wiedziałem, że to nie jest ta sama informacja, co przedtem. Miałem gonitwę myśli, umierałem z ciekawości co też mogą zawierać te numery. Transmisja zakończyła się na 248 bitach, zdecydowanie za mało żeby zawierać jakąś znaczącą wiadomość. Co można przesyłać innej, obcej cywilizacji w zaledwie 248 bitach? Na komputerze tak mały plik ograniczałby się tylko do... tekstu.

Może tak być? Naprawdę obca cywilizacja wysyła do nas wiadomość w naszym własnym języku? Kiedy zacząłem się nad tym zastawiać, uświadomiłem sobie, że to nie było całkiem niemożliwe- przecież przez ponad 70 lat nadaliśmy mnóstwo informacji w całkiem sporej liczbie języków. Zacząłem odszyfrowywać wiadomość pierwszym kodem, który przyszedł mi do głowy: ASCII. 0101 0101. To będzie U... 0100 0011 to C...

Kiedy skończyłem odszyfrowywanie, poczułem jak żołądek podchodzi mi do gardła. Słowa leżące przede mną wyjaśniały wszystko:

„UCISZCIE SIĘ, BO INACZEJ WAS USŁYSZĄ”

post wyedytowany przez kiera2003 2018-11-05 15:58:50
05.11.2018 18:25
AIDIDPl
51.1
AIDIDPl
171
PC-towiec

Jaki z tego wniosek?

spoiler start

Żniwiarze istnieją?

spoiler stop

05.11.2018 17:54
52
odpowiedz
2 odpowiedzi
hinson
127
Generał

Witam.
Oczywiscie ze UFO istnieje! Malo tego zostalismy stworzeni przez kosmitow! A gdzie mozna o tym przeczytać? Miedzy innymi w Biblii, Koranie, Świętych księgach hinduskich jak innych ktore sa uwazane za poganskie!
Wszyscy ludzie wierzący i nie wazne czy to Crzesciajnstwo, Islam, Hinduizm, Judaizm wieża w kosmitow ale nie zdaja sobie z tego sprawy!
Tak Bogowie sa istotami pozaziemskimi ktorzy przybyli z gwiazd!
Polecam ksiazki Ericha Von Daninkena o dokladnie badal swiete ksiegi i opisywal rzeczy ktore nie byly Boskie ale byly zaawansowanymi technologicznie wytworami!!!
Pierwszymi rozumnymi ludzmi na swiecie byli Adam i Ewa! Adam powstal w wyniku eksperymentow genetycznych przeprowadzonych na malpoludach przez zaawansowana rase kosmitow ktora wiedziala ze malpolud nie bedzie wstanie naturalnie zostac istota ktora opanuje ziemie i bedzie wstanie zbudowac cywilizacje technologiczna!
Ewa powstala z operacji genetycznej przeprowadzonej na Adamie! Z jego zebra pobrano DNA i dokonano na nim modyfikacji genetycznej aby Adam mogl sie z nia parzyc i plodzic dzieci czyli ludzkosc!

Polecam obowiazkowe lektory:
https://kosmiczneopowiesci.wordpress.com/2016/12/20/biblijny-ezechiel-opisuje-statki-kosmiczne/

http://www.wykop.pl/ramka/3506623/starozytne-hinduskie-teksty-opisuja-latajace-pojazdy-wimany/

https://kosmiczneopowiesci.wordpress.com/2017/01/03/opisy-arki-przymierza-wskazuja-ze-bylo-to-urzadzenie-technologiczne/

http://www.wykop.pl/ramka/3539175/opowiesci-indian-hopi-i-zuni-o-tajemniczych-istotach-kaczina/

https://www.tajemnice-swiata.pl/sumerowie/

Biblia, Koran, starozytne hinduskie ksiegi ktore sa jeszcze starsze od Bibllii sa pelne niesamowitych opowiesci o Kosmicznych Bogach, Aniolach, latajacych rydwanach i innych technologicznie zaawansowanych pojazdach i nie ma absolutnie mowy ze sa to tylko wybryki ludzkiej wyobrazni!
Po prostu dla starozytnych ludzi, pierwszych cywilizacji zaawansowane technologie byly czysta magia i nie byli wstanie pojac ze sa to twory wytworzone przez zaawansowane kosmiczne cywilizacje!

post wyedytowany przez hinson 2018-11-05 17:56:24
05.11.2018 18:09
George A
52.1
George A
10
Pretorianin

Lekka przesada. Istoty pozaziemskie nie stworzyły ludzi. Ludzie i istoty pozaziemskie zostały stworzone przez Kreację, czyli Boga. Bóg to istota najwyższa, i to ona stworzyła wszystkie inne istoty we Wszechświecie.

post wyedytowany przez George A 2018-11-05 18:10:59
05.11.2018 18:15
kiera2003
52.2
kiera2003
101
Senator

Kompletne brednie. Po co zaawansowana cywilizacja miałaby tworzyć na obcej i odgległej planecie jak Ziemia, jakiegoś prymitywnego człowieka (w porównaniu z nimi). To niedorzeczne.

Poza tym autorzy takich teorii mają bujną wyobraźnię :)

post wyedytowany przez kiera2003 2018-11-05 18:17:30
05.11.2018 18:35
George A
53
odpowiedz
George A
10
Pretorianin

HISTORIA TRAVISA WALTONA - najsłynniejsze uprowadzenie przez UFO

Film dokumentalny w linku poniżej.

Pozycja obowiązkowa dla każdego kto chce poznać prawdę o świecie :)

vimeo.com/248846460

05.11.2018 18:40
54
odpowiedz
Skilgar
78
Konsul
post wyedytowany przez Skilgar 2018-11-05 18:41:03
07.11.2018 20:14
55
odpowiedz
hinson
127
Generał

kiera2003 ---> Jak to po co? Zycie we wszechswiecie moze i jest powszechne ale byc moze na wielu planetach powstanie zaawansowanych technologicznie ras moze juz nie byc takie powszechne.
Nawet oficjalna nauka twierdzi ze gdyby dinozaury przetrwaly my ludzie moglibysmy nigdy nie powstac a ssaki nadal zylyby w cieniu wielkich dinozaurow.
Dlatego uwazam ze wyginiecie dinozaurow bylo celowe a nie przypadkowe! Dlaczego te wielkie gady wymarly a malutkie ssaki przetrwaly ta katastrofe?
Dlatego ze 65 milionow lat temu pradawna zaawansowana technologicznie cywilizacja kosmiczna odwiedzila nasza planete i doszla do wniosku ze Dinozaury nigdy nie beda wstanie stworzyc cywilizacji ale dostrzegli ze male ssaki moga to zrobic bo tylko ssakow moze wyewoluowac istota inteligenta.
Dlatego podjeli decyzje o katastrofie na skale swiatowa ktora zniszczy dinozaury i pozwoli ssakom przejac kontrole nad nasza planeta.
Ale zeby to zrobic calkowicie ''naturalnie'' nie zzucajac z orbity czegos w rodzaju wielkiej bomby atomowej postanowili skierowac meteoryt ktory zalatwi sprawe tak zeby byla to katastrofa kosmiczna!
I tak zrobili! Dinozaury wymarly a ssaki zaczely panowac na Ziemi.
Po milionach lat ich potomkowie wrocili na Ziemie i zobaczyli ze malpoludy sa na tyle inteligentne ze maja predyspozycje aby stworzyc w przyszlosci rase zaawansowana technologicznie.
Postanowili przyspieszyc rozwoj malpoludow poprzez manipulacje genetyczne (tak powstal Biblijny Eden).
Owy Eden byl wielkim zaawansowanych technologicznie parkiem narodowym w ktorym pierwsi ludzie mogli zyc bezpiecznie z dala od zagrozen drapieznikow i mogli sie rozwijac a az do stworzenia pierwszych cywilizacji.
Pamietajmy ze ''inteligencja'' ktora znamy pojawila sie u czlowieka nagle i nie byla ona zgodna z teoria ewolucji.
Tak powstaly tez swiatowe religie. Ludzie oddawali czesc kosmicznym Bogom ktorzy przybyli z gwiazd i pomogli im sie rozwijac.
To sa fakty a nie pseudo nauka! Oczywiscie ze oficjalna nauka nie uzna tego bo przeciez prawda o powstaniu czlowieka zatrzeslaby swiatem tak jak wszystkie wziete razem wojny swiatowe od poczatkow cywilizacji!

06.10.2019 00:58
56
odpowiedz
OkupujaNasSzaraki
1
Junior

13500 lat temu napadly nas ksiezycami bojowymi i okupuja szaraki, ich najwiekszy statek nazywa sie Levan i patrzycie na niego co noc...szaraki porywaja nas jedza i gwalca, owocem tych gwaltow sa azjaci tzw rasa wybrana ktora chca rzozprzestrzeniac a reszta do piachu, zaraki ograbija nas ponadto z metali jak cyrkonia tytan zloto potrzebnych na budowe kolejnych ksiezycy bojowych, plan szarakow jest prosty wyssac planete wysadzic i na nastepna... juz wysadzili jedna olanete phaeton dzisiaj pasmo gruzu mars jowisz, wiecej na kanale sympan u o

06.10.2019 01:13
Xinjin
😂
57
1
odpowiedz
1 odpowiedź
Xinjin
175
MYTH DEEP SPACE 9

13500 lat temu napadly nas ksiezycami bojowymi i okupuja szaraki, ich najwiekszy statek nazywa sie Levan i patrzycie na niego co noc...szaraki porywaja nas jedza i gwalca, owocem tych gwaltow sa azjaci tzw rasa wybrana ktora chca rzozprzestrzeniac a reszta do piachu, zaraki ograbija nas ponadto z metali jak cyrkonia tytan zloto potrzebnych na budowe kolejnych ksiezycy bojowych, plan szarakow jest prosty wyssac planete wysadzic i na nastepna... juz wysadzili jedna olanete phaeton dzisiaj pasmo gruzu mars jowisz, wiecej na kanale sympan u o

To najlepsze co przeczytałem na tym forum od ładnych paru miesięcy.

06.10.2019 10:28
Mutant z Krainy OZ
📄
57.1
Mutant z Krainy OZ
248
Farben
Image

Nie pyskuj, obserwujemy Cię.

06.10.2019 07:43
😂
58
odpowiedz
zanonimizowany1191507
24
Legend

^^ bez kitu jakie to jest pyszne

06.10.2019 07:54
Amadeusz ^^
59
odpowiedz
Amadeusz ^^
199
of the Abyss
Wideo

Polecam wczorajszy podcast: https://www.youtube.com/watch?v=Eco2s3-0zsQ

To nie artykuły pisane przez oszołomów a rozmowa porucznika kapitana Davida Fravora, osoby która była bezpośrednim świadkiem jedynego zdarzenia związanego z niezidentyfikowanym obiektem latającym na temat którego wypowiedział się rząd USA (bez próby zaprzeczenia).

Forum: Obce cywilizacje odwiedzają dyskretnie naszą planetę