Niedawno znowu zacząłem przechodzić moją ulubioną serię, tym razem od drugiej części mianowicie od Fallout 2. Gra owszem zestarzała się ale mimo to ani trochę nie przeszkadza to w odbiorze, posunę się nawet o stwierdzenie, że o niebo lepiej bawiłem się przechodząc "dwójkę" niż czwartą odsłonę serii. Macie podobne doświadczenia? A może według was gra jest całkowicie niegrywalna? Na czym polega fenomen tej gry?
Może że ta gra po części jest jak książka i poza tym co się widzi na ekranie trzeba też używać wyobraźni? Ja dodam od siebie jeszcze że dla mnie Fallout 1 jest jeszcze większy. To poczucie beznadziei, samotności i maksymalnego wyludnienia robi wrażenie. Fallout 2 stał się dla mnie taki trochę za pełny, świetnie się bawiłem ale o wiele częściej wracam do pierwszej odsłony niż do drugiej.
Questy, wielkość i głębia świata. W F1 i F2 człowiek czuje, że uczestniczy w epickiej historii. F4 to zwiedzanie miasta i okolic.
Ja się odbiłem od Jedynki.Okazała się dla mnie za trudna ale jest w niej coś ponadczasowego i wciągającego.I chyba spróbuję z Dwójeczką.Tam też trzeba się w czasie zmieścić ?
Całe szczęście nie, w fallout'cie 2 nie ma limitu czasowego. Nie lubię być ograniczony przez czas szczególnie w grze gdzie bardzo ważne jest explorowanie każdej lokacji
Dobrze wspominam Fallouta 1 i 2. Trójkę słabiej, w nowsze nie grałem, 76 chyba sprawdzę :)
Zaraz, przecież w dwójce nie ma limitu czasowego jedynie Hakunin co jakiś czas zawraca nam przysłowiową "gitarę", żebyśmy nie zapomnieli co mamy do zrobienia
Postapo to nigdy nie były moje klimaty w grach (książki to co innego)....Drugi fallout dawno temu mnie...uśpił. za to uwielbiam "jedynkę". Niedługo zrobię sobie powrót do serii.
To samo u mnie. Jeszcze o ile "goły" F2 jest naprawdę dobry, to z modami rozszerzającymi i przywracającymi wyciętą zawartość już mnie troszkę zmęczył. Natomiast F1 to miód. Uwielbiam. Skończyłem kilka razy i niedługo chyba również sobie machnę partyjkę.