Powiedzmy, że jakaś hurtownia funkcjonuje sobie na rynku i magazynierzy pracują w niej po 8 godzin 5 dni w tygodniu, ale pewnego dnia popyt się zwiększa a pracodawca nie zatrudnia więcej pracowników tylko wymaga aby robione były nadgodziny. Nie mówi tego wprost, ale wielokrotnie da się to odczuć, że jeśli nie będzie się pracować dłużej to zostanie się zwolnionym.
No i teraz pytanie, może czy nie może kazać robić nadgodziny na umowie o pracę? Ja byłem przekonany, że obowiązuje średnio 160 godzin w miesiącu i nadgodziny są dobrowolne a wszelkie próby zmuszania pracownika to mobbing. Nagle kolega mi mówi, że pracodawca może kazać robić nadgodziny.
To jak to w końcu jest? Proszę o odpowiedzi osoby które się na tym znają i wiedzą na pewno.
Może. Tutaj masz to opisane dosyć prosto:
https://poradnikprzedsiebiorcy.pl/-czy-pracodawca-moze-zmusic-do-nadgodzin
Podobnie masz w marketach. To są zawsze szczególne potrzeby pracodawcy, bo Twoje, jako pracownika się nie liczą. He, he... W razie odmowy pracodawca zawsze znajdzie sposób, aby pozbyć się pracownika, który się stawia. Tak, na to pozwala Kodeks Pracy, bo to w rzeczywistości jest kodeks niewolnika.
Ja tyle nigdy w miesiącu nie pracuję :P
Czyli te szczególne potrzeby pracodawcy to może być nagłe zwiększenie liczby zamówień towaru czy to nie podchodzi?
I jeszcze pytanie. Jeśli pracodawca mówi w piątek o godzinie 14, że w sobotę wszyscy mają przyjść do pracy to pracownik ma prawo odmówić i się nie stawić?
Podchodzi, podchodzi... W marketach jest to nagminne, ponieważ codziennie przychodzi towar na dzień następny i ktoś musi go rozłożyć. Natomiast w hurtowni sporadycznie może się tak zdarzyć. Jeśli natomiast pracodawca będzie tak robił bezustannie, to można spróbować się postawić. Jeśli jest normalny, to jakoś powinien to zrozumieć i ustawić czas pracy tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Jeśli to czubek, to zawsze znajdzie sobie powód i stworzy okoliczności do zwolnienia pracownika. W ten, czy w inny sposób.
Mam w rodzinie osobę, która aktualnie pracuje na magazynie. Na początku wszystko było cacy, a później już nie. Pracodawca przyjął jakieś ogromne zamówienie i nakazał przymusowe nadgodziny dla wszystkich. Nie powiedział wprost, że w przypadku odmowy zwolni, ale dało się to wywnioskować. Ale, że CAŁA załoga była solidarna i się postawiła, to pracodawcy rura zmiękła i teraz na nadgodziny przychodzą tylko ci, którym to pasuje. Bo jak wszyscy by odeszli, to kto mu będzie robił? Przecież jaśnie pan sam nie przyjdzie zapieprzać. Niestety, ale moje doświadczenie pokazuje, że niemal zawsze znajdzie się taki jeden pracownik, który się zesra i cały misterny plan idzie w...
Pracodawca ma prawo zmusić pracownika do nadgodzin. Z tym, że nie powinny być one planowane i nie mogą być codziennością.
Są odpowiednie paragrafy na to. Pamiętajmy również o takiej instytucji jak PIP, którą można powiadomić jeśli pracodawca łamie przepisy.
Dziękuję za odpowiedzi. Faktycznie nie do końca dobre jest to nasze prawo w Polsce
Moja rada - szukaj innej pracy. Obecnie mamy rynek pracownika i łatwo jest znaleźć lepszą robotę. Jeżeli masz takiego pracodawcę, który ma w pompce prawo pracy albo po prostu jest nie fair i to w takiej sytuacji na rynku ogólnie a już w szczególności na rynku pracy to doprawdy się do niego nie przywiązuj. Wyobraź sobie co będzie gdy przyjdzie kryzys - a z pewnością przyjdzie. Jak sobie "pościelesz" w czasach prosperity tak się wyśpisz też w kryzysie. Tylko w czasie prosperity należy zmieniać pracę. Pomyśl sobie co osiągniesz u faceta, który cię (i resztę załogi) tak traktuje. Widzisz się u niego za 5, 10, 15 czy 20 lat? Jeżeli tak to zostań. Jeżeli nie, to zwijaj się teraz.
Ps. Prawo jest ok tylko ludzie to k...
Pps. Rozumiem, że za nadgodziny płaci? Prowadzi też ich ewidencję? Gdyby tego nie robił to radzę sobie prowadzić dziennik co się i ile danego dnia robiło tak by po przy pożegnaniu pracodawcy wnieść o niewypłacone nadgodziny a jeżeli tego nie zrobi to wnieść sprawę do sądu pracy.
Ppps. Jeżeli to nie wielka tajemnica to ile teraz się płaci w takim magazynie miesięcznie brutto (bez nadgodzin)?
Pracodawca oczywiście płaci za nadgodziny 150% stawki, która obecnie na magazynie wynosi jakieś 15-16zł brutto za godzinę pracy.
Ostatnio część produkcji na której pracuję spotkała się z sytuacją gdzie dostali do podpisania kartkę z wezwaniem do pracy w sobotę ze względu na szczególne potrzeby pracodawcy. Dostali te kartki bo niewiele osób chodziło w soboty i musieli ich jakoś zastraszyć. Tylko, że te szczególne potrzeby nie są zbyt szczególne bo odbywają się od dawna w podobnym okresie. Janusz nie wie jaką ma siłę roboczą i bierze zamówień na wyrost żeby wyssać z niewolników ostatnie soki płacąc za sobotę (i to nie jest żaden dowcip) bagatela 100 zł brutto co równa się około 73 zł netto.
Na szczęście większa część ludzi nie podpisała wniosków.
Poszperałem w necie i znalazłem to:
Nie wygląda to źle na papierze i myślę, że w moim przypadku gdzie soboty i nadgodziny są na porządku dziennym w sezonie ewentualną sprawę w sądzie możnaby wygrać
Napiszę to co już wielokrotnie pisałem: z doświadczenia wiem, że polski pracodawca to największa szuja i krętacz. Już wolę pracować u Niemca (o Duńczykach nie wspominając) oni wiedzą jak szanować pracownika.
No bo w "krajach zachodu" już dawno państwo wymusiło na pracodawcach szacunek do pracownika, a u nas wolność! rób co chcesz. Stworzono u nas rynek biednych ludzi, gdzie statystyki gospodarcze są wspaniałe.
Ostatnio się zaskoczyłem, że w Czechach w Lidlu ludzie dostają w przeliczeniu to 4tyś. zł i że podobno to przeciętna pensja jest (bo statystki mówią, że minimalna niższa niż u nas...) a u nas 60% pracuje za 2tyś, ale wmawiają nam, że cud gospodarczy, że najlepiej z komunizmu wyszliśmy...
Załóż więc swój biznes i wdrażaj zdrowe praktyki biznesowe
Takie rzeczy nie działają tak prosto. Jedna osoba sama nie ruszy całego rynku od tak. W Wielkiej Brytanii, czy Francji wymusił to w II poł. XIX wieku ruch socjalistyczny - masowe strajki spowodowane wyzyskiem pracowników wymusiły na wtedy bogatych właścicielach fabryk zasady pracy itd, w Niemczech czy we Włoszech zrobili to rządzący bojąc się tego co stało się w UK i Francji. My mieliśmy rozbiory, a potem PRL i w latach '90 świat już wyglądał inaczej, a do tego modny był neoliberalny system gospodarczy i u nas to wprowadzono - założenie, że rynek sam się ureguluje. Zacementowaliśmy sobie system jaki jest i tylko coś dużego jest w stanie to ruszyć, bo oddolna praca u postwaw doprowadzi do zmiany za jakieś 50 lat. Albo wybierzemy wreszcie parlament, który nie będzie związany z układem, który utworzył się w latach '90, albo masowe strajki wszystkich obywateli, a nie tylko pojedynczych grup interesów, tylko kto je za sponsoruje...
O czym Ty tu prawisz.
Dziki leseferyzm XIX wiecznej Anglii porównujesz do obecnej sytuacji pracownika w Polsce, którego czasem żeby zwolnić jest problem? :D I to uproszenie "tu to pane rozbiory były, a potem PRL" - w trakcie rozbiorów przecież istniały socjalistyczne ugrupowania. Natomiast PRL był jednym wielki socjalizmem i hodowlą biznesu dla pracowników, a nie pracowników dla biznesu.
Ja zawsze mówię - każdy wchodzący na rynek pracy powinien mieć przymus pracy 2 lata na własnej działalności w naszych realiach gospodarczych.
Niestety musze sie zgodzic DanuelXem, przerabialem w firmie z wlascicielem zagranicznym zmiane kierownictwa nizszego i pozniej wyzszego szczebla z niemcow na cebulakow. Z normalnej pracy dosc szybko zrobil sie kolchoz, wyscig szczurow, uprzywilejowani byli ci co weszli tak gleboko w dupe zwierzchnikom ze nawet stop juz nie bylo widac.
No oczywiście że nie jest to sytuacja taka sama, ale są analogie, piszemy na forum a nie mamy 1,5h godziny na wykład co i jak. Co do zaborów i PRL chodziło mi o to, że w czasie jak kraje stabilne dziś ekonomicznie pracowały na swój kapitał nasz kraj był podzielony na 3 kraje, z 3 rożnymi modelami gospodarczymi, potem w 20-leciu tak na prawdę tylko doraźnie próbowano to wyrównać. A PRL był typową gospodarką kolonialną,a nie socjalistyczną, kilka rzeczy pchnęły nas wtedy w nowoczesność, ale cała gospodarka polegała tylko na zaspokojeniu Sowieckiego rynku i utrzymaniu Polskiego społeczeństwa w ryzach.
Ja nie mówię, że każdy przedsiębiorca to złodziej jak niektórzy, tylko mówię o wielkiej rozbieżności kapitału między wielkimi firmami, a małymi i pracownikami. Obecna polska gospodarka nastawiona jest na wyzysk obywateli, utrzymanie ich przy życiu i aby zwiększali tylko słupki gospodarcze kraju...
Każdy pracuje na siebie nikt nie myśli o wspólnocie, a chyba państwo polega na tym, że jesteśmy wspólnotą obywateli, która wyznaczyła sobie zarządców, aby sprawnie wszystko funkcjonowało i wszyscy czuli się bezpiecznie pod każdym względem.
Tyle, że większość firm w Polsce to mikro i małe przedsiębiorstwa - jak sam zresztą piszesz - polski przedsiębiorca nie miał 100-200 lat na gromadzenie kapitału, przeważnie nie obraca też kapitałem, który pozwala jego pracownikom dawać wynagrodzenia równego wynagrodzeniom w euro, a nie w złotówce - w związku z tym, według niektórych Januszy umów o pracę przedsiębiorcy z własnej kieszeni powinni transferować więcej kasy do kieszeni pracowników, a to jest mitem, który można albo wywołać właśnie za pomocą socjalistycznych praw, faworyzujących pracownika nad pracodawcę, albo po prostu ciężką pracą na rzecz firmy i własnego portfela. Nie po to ktoś zakłada firmę, ryzykuje swój kapitał i przeważnie wkłada kilkukrotnie więcej wysiłku w nią niż pracownik, żeby ich zarobki różniły się o 20%.
Dlaczego dobro pracownika ma być istotniejsze od dobra przedsiębiorcy? W czasach, w których i tak pracownicy są obłożeni ogromną ochroną prawną?
Z doświadczenia wiem, że polski pracownik to największa szuja i krętacz, już wolę zatrudniać Białorusinów i Ukraińców, oni wiedzą jak szanować pracodawcę!
spoiler start
Uwielbiam generalizowanie.
spoiler stop
BTW Nic nie szkodzi na przeszkodzie, żeby wszyscy poszkodowani pracownicy sami stali się pracodawcami i sami zaczęli opływać w luksusie, przecież to tak łatwo bogacić się kosztem innych.
Ale ja tam doskonale wiem, że polski pracodawca uwielbia zatrudniać Ukraińców i Białorusinów i nie o "szujstwo i krętactwo" tu chodzi.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ci biedni uciskani pracodawcy zaczęli pracować u kolegów po fachu i żyli jak pączki w maśle.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ci biedni uciskani pracodawcy zaczęli pracować u kolegów po fachu i żyli jak pączki w maśle.
Mylisz pojęcia, nie po to ktoś decyduje się na bycie pracodawcą, żeby u kogoś pracować.
Ja w ogóle nie rozumiem tej całej wojny pracodawca-pracownik, jak się pracownikowi nie podoba to niech zmieni pracę, albo zostanie pracodawcą, a jak pracodawca jest taki zły to przecież w końcu rynek go zweryfikuje
i nie będzie miał kto dla niego robić.
Ja w ogóle nie rozumiem tej całej wojny pracodawca-pracownik, jak się pracownikowi nie podoba to niech zmieni pracę (...)
Niby nie rozumiesz "tej wojny", a jednocześnie sam sobie odpowiadasz na pytanie, skąd ta wojna. Właśnie przez taką pogardę dla pracownika, jaką tutaj prezentujesz. Zero szacunku dla ludzi, którzy codziennie zapieprzają dla pracodawcy. Typowa, głupia paplanina polegająca na mówieniu, że jak się nie podoba, to sam zostań pracodawcą. Jak się nie podoba, to się zwolnij, to zmień pracę, przeprowadź się, a najlepiej umrzyj i nie truj mi dupy.
Typowa pogarda, która nakazuje pracownikowi się dostosować i nie dyskutować, ale pracodawca sam z siebie nie chce się dostosowywać do publiczności, bo przecież pseudo pan i władca, płaci i wymaga. Do tego dodajmy wyzysk pracownika i mamy obraz tego, co powoduje wspomnianą wojnę.
Oczywiście nie wszyscy pracodawcy tacy są, ale ta część, która postępuje w taki sposób robi wszystkim pozostałym "reklamę"
Oho zaczynają się personalne wycieczki. I co ja jeszcze robię tym pracownikom oprócz gardzenia nimi? Maczam ich w smole i wysyłam do piekła? Krew z nich wysysam?
To nie są personalne wycieczki. Takie ludzie mają zdanie o polskich pracodawcach, a to się nie bierze z powietrza.
Przepraszam bardzo, napisałeś Właśnie przez taką pogardę dla pracownika, jaką tutaj prezentujesz., nie wiem jak mam to inaczej traktować jak personalną wycieczkę.
Do gardzenia pracownikami mi daleko, tak samo daleko mi do stwierdzenia że pracodawcy są źli, a pracownicy biedni i wyzyskiwani.
No co dzień mam do czynienia z klasą robotniczą i w nie spotkałem jeszcze pracownika, który nie twierdziłby, że zarabia za mało, a jego szef za dużo.
Nie zapominajmy jeszcze o tym, że "szef to idiota, pracownik zdecydowanie lepiej pokierowałby firmą" - nagminnie to słyszę.
Naturą ludzką jest narzekanie. Najchętniej za miernej jakości pracę mieć płacone 2000, ale nie złotych, a euro ;)
Dobrze prawi cswthomas93pl pisząc, że
"Pracodawca ma prawo zmusić pracownika do nadgodzin. Z tym, że nie powinny być one planowane i nie mogą być codziennością.
Są odpowiednie paragrafy na to. Pamiętajmy również o takiej instytucji jak PIP, którą można powiadomić jeśli pracodawca łamie przepisy."
Natomiast jest z drugiej strony ograniczenie nadgodzin.
Art. 151. par 3 KP
§ 3. Liczba godzin nadliczbowych przepracowanych w związku z okolicznościami określonymi w § 1 pkt 2 nie może przekroczyć dla poszczególnego pracownika 150 godzin w roku kalendarzowym.
i par 4
§ 4. W układzie zbiorowym pracy lub w regulaminie pracy albo w umowie o pracę, jeżeli pracodawca nie jest objęty układem zbiorowym pracy lub nie jest obowiązany do ustalenia regulaminu pracy, jest dopuszczalne ustalenie innej liczby godzin nadliczbowych w roku kalendarzowym niż określona w § 3.