Mam taki problem, ze ostatnimi czasy z gier jakos nic do konca nie spelnia moich oczekiwań. Wszystko jakies takie oklepane i zazwyczaj słaba fabułą okraszone. Robiłem sobie taką analize i wyszlo na to, ze wiele serii zaliczylo spadek jakosciowy, a i sami developerzy wydaja swoje gry coraz pozniej (a zarazem jest ich mniej).
Takie Call of duty czy AC na tamtej generacji mialy własciwie same bardzo udane czesci. Na obecnej? Same sredniaki
Wyszły takze dwie czesci genialnego Batmana Arkham, podczas gdy na tej generacji byla i bedzie tylko jedna, tyle ze juz tylko 'bardzo dobra'.
Mass effect, Mafia, Mirrors edge, Deus ex, Gears of war to kolejny przykład na to jak zle wejsc w nowa generacje..
Oprocz tego nie istnieje chociazby irrational games od cudownych swojego czasu Bioshockow, Monolith zajmuje sie badziewnym Mordorem, Viscereal od Dead Space chyba juz umarlo, remedy quantum break niezbyt wyszdl, valve nadal nic nie wydało..
Z tych ktorzy trzymaja poziom to Naughty dog (niestety ich gry sa baardzo malo innowacyjne), Arkane, cd projekt red, crystal dynamics, guerrilla games i moze capcom. Id software mozna chyba juz powiedziec wraca do dawnej formy. Tyle z plusów, widze niestety wiecej minusów.
Mam takie wrazenie, ze na poprzedniej generacji bylo o wiele wiecej ciekawych gier. Obawiam sie niestety, ze z kazda kolejna generacja bedzie coraz gorzej..
Ktos ma podobne spostrzeżenia co ja?
Starzejesz się. Ewentualnie potrzebujesz odpoczynku od gier. C hociaz w sumie gry już praktycznie nie wprowadzają i nie wprowadza raczej już nic co by na graczach zrobiło wielkie WOW. Co nie zmienia faktu że gry są nadal zajebiste. Po prostu żeby to odczuć to musiałbyś zacząć karierę gracza dopiero w tej generacji;)
Cena postepu. Coraz trudniej jest nas zadziwic.
Ktos ma podobne spostrzeżenia co ja?
Ja i to od bardzo dawna.
Nie miałem takich wrażeń jak przechodziłem z piątej generacji (PSX, N64) w szóstą (PS2, pierwszy Xbox, GC), ale przy przejściu z szóstej w siódmą (PS3, Xbox 360) już tak.
Dotyczy to oczywiście gier AA i AAA.
Powodów jest kilka:
- brak dalszego rozwoju narzędzi sterujących oraz skoku technologicznego. Kiedyś co generację rozwijano narzędzia sterujące do gier, by nadążyć za rozwojem technologicznym. Kiedy przechodziliśmy do światów 3D (piąta generacja) wymagany był nowy kontroler, który umożliwiłby sterowanie w trzech osiach. Pojawiła się gałka analogowa w padzie do N64, która sprawdzała się w światach 3D dużo lepiej od krzyżaka. Na szóstej generacji doskonalono metody sterowania w światach 3D. Natomiast to co się z tym wszystkim wiązało, to nowe mechaniki w grach. Ponadto rozwój technologii (m.in. większa objętość płyt) umożliwił też inne opowiadanie historii (bardziej filmowe środki narracji). Od początku siódmej generacji to wszystko stoi w miejscu. Brak innowacji na miarę światów 3D czy nowych środków narracji (te są, ale w grach niezależnych). Jasne, mo-cap itp. poszły do przodu, ale to tylko detale w już znanym. Podobnie z mechanikami - niby wprowadzono nowe, ale związane z kontrolerami ruchowymi, co nie było kierowane do graczy „corowych” i gier AAA. Może gdyby Nintendo nie spaprało sprawy z WiiU (dwie perspektywy - za sprawą drugiego, niezależnego ekranu - miały potencjał do dalszego rozwoju interakcji w grach).
- śmierć rynku AA. Od 2005 roku obserwujemy śmierć rynku AA. Popularyzacja Internetu oraz pojawienie się YouTube, sprawiły, że przychody runku w latach 2005-2008 podwoiły się. Większe pieniądze trafiały do większych korpo, ponieważ pochodził głównie od klientów, do których były kierowane ich produkcie (byli to klienci o mniejszych zdolnościach manualnych i mniej powiązani z rynkiem gier - tzw. casuale). M.in. z uwagi na wcześniejszy punkt (brak innowacji na polu technologicznym/sterowania) korporacje te zaczęły prowadzić marketingowy wyścig technologii (#1080p vs. 720p itd.), a ich główną bronią były standardy graficzne, animacyjne oraz dźwiękowe w grach. Studia segmentu AA (te, które nie obawiają się tak bardzo ryzyka i mogą wprowadzać nowości w grach) nie były w stanie wydawać tyle na grafików, mo-cap, aktorów głosowych itd., przez co coraz bardziej odstawały od standardów (patrz np. gry od Piranha Bytes czy Spidersów). Ich gry nie interesują grupy „casuali” zupełnie, przez co rozkład przychodów na rynku zmienił się na korzyść dużych graczy jeszcze bardziej - a to = brak innowacji.
Naughty dog, jak to określiłeś, trzyma poziom, ale brak w ich grach jakichkolwiek innowacji - wydają miliony na aktorów, grafików, mo-cap i te miliony muszą się zwrócić, więc gra (coś interaktywnego) musi być bezpieczną papką dla mas.
Jeżeli chodzi o to wszystko, to widzę to inaczej niż ty. Moim zdaniem siódma generacji była absolutnym średniowieczem dla gier (czopem bliskiego wschodu - tamą dla płuc świata). W ósmej jest lepiej, bo:
- pojawiło się WiiU (które dało błędną, ale jednak, nadzieję);
- rozkład grup odbiorców się zmienił, gdyż porzucono sterowanie ruchowe (jest mniej, niż podczas siódmej, casuali; a więcej graczy corowych).
Rynek powinien powoli podnosić się po ciemnocie siódmogeneracyjnej, szukając innowacji na polu rozgrywki i w sumie to robił (wspominane WiiU czy VR). Gorzej, że dotychczasowe próby nie wypaliły, bo przy dzisiejszym rozmyciu rynku (gry sieciowe, przeglądarkowe, na telefony itd.) może dojść do „cichego” kryzysu niczym w latach 80, ale to tylko dla gier, jakby to określić, konsolowych (bo przecież gry Moba czy przeglądarkowe i mobilne nie upadną).
No dokładnie **** tę generację! Cholerni milenialsi myślą, że wszystko im się należy!
Spektrumiarze i ataryniarze pfff. wy i te wasze maszynki z gumowymi przyciskami! Nie ma to jak sprzęt prawdziwego gracza od comodora.
„Atarowca wal z gumowca”
Po Commondore 64 to do dziś poruszam się cicho i zgrabnie jak kot.
I w komarze było turbo. Swoją drogą do dzisiaj zastanawiam się co siedziało w kartridżach i dlaczego nie stosują tego sposobu rozbudowy do konsol.
A kto miał interfejs umożliwiający podłączenie zwykły magnetofon do ATARI?
,, Swoją drogą do dzisiaj zastanawiam się co siedziało w kartridżach i dlaczego nie stosują tego sposobu rozbudowy do konsol ,,
Kartridż odpowiadał za stronę programową pod system turbo, Atari nie miało dysku więc ładował się z kartridża, magnetofon zaś był stroną sprzętową. Zmiana oprogramowania konsoli chyba mija sie z celem.
Ale ze seriami tak już jest. Z czasem kończą się już pomysły, a zaczyna się "inwestycja".
Seria Assassin's Creed to w mojej opinii miało tylko 2 dobre gry - AC 2 i Black Flag. Reszta były mega niedopracowanymi częściami.
Nigdy nie zrozumiem zachwytów nad serią Mafią. Jedynkę w pewnym momencie przerwałem z nudów, a do 2 podchodziłem z 4 razy i więcej niż parę misji nie wytrzymałem.
Z Mass Effectem był taki problem, że ktoś w EA uznał, że ekipa, która wydawała "to co najgorsze w Mass Effectach" jest w stanie zrobić dobrze grę. Mylili się.
Mirror's Edge to przykład gry "na siłę sandboxowaną". Oby twórcy skończyli z tym, bo to się nie przyjmuje.
Ogólnie to nie ma też aż takiej tragedii. Jest teraz taki okres przejściowy, który powoli się kończy. Na początku każdej generacji wychodzą pierw gry, które są robione "byle było". Chyba z last-genów nie było żadnej dobrej gry, która wyszła na przestrzeni do 2-3 lat od premiery konsoli, a była wspominana jako tytuł genialny, zachwycający czy dopracowany.
Nawet patrząc na obecną generację to więcej ciekawych tytułów ma wyjść w przyszłym roku, niż w tym. Monster Hunter World, God of War, Days Gone, Far Cry 5, The last of us 2, RDR 2 i pewnie wiele innych.
Proste - niegdyś świat gamingu był niszą, która przez wiele lat była dostępna i rozumiana jedynie przez entuzjastów i przez owych entuzjastów tworzona. Od kiedy granie zostało spopularyzowane, wielkie korporacje zaczęły węszyć w miarę łatwy zarobek. I tak od kilku lat podaje nam się bezpłciową, bezpieczną papkę, która ma za zadanie trafić do jak najszerszego grona odbiorców, którzy często mają gdzieś czy dany tytuł stawia na jakąś innowacyjność czy też wyrazistość. Ot ''hehehe fajne pogram se".
Na rynku AAA nie opłaca się już wchodzić z ambitnymi i w miarę innowacyjnymi produkcjami (patrz. nowy Prey), a i rynek indyków już ledwo dogorywa (oczywiście często można jeszcze znaleźć perełki pokroju Undertale czy Stardew Valley).
Już raczej nigdy nie powstanie tytuł pokroju oryginalnego Metal Gear Solida, Quake'a czy też GTA 3, które swymi świeżymi mechanikami wyznaczałyby nowe standardy i jednocześnie świetnie się sprzedawały (z drobnymi wyjątkami - nowa Zelda, PUBG)
Chyba trzeba się przyzwyczaić, że będzie tylko gorzej :) Niestety, ale bardziej zaangażowani gracze i pasjonaci tego światka, stanowią coraz większą niszę... Być może faktycznie czeka nas zapaść rynku growego? Powtórzymy 1983?
Jak dla mnie od kiedy wyszły nowe konsole, na które robienie gier miało być prostsze niż wcześniej to właśnie wygląda odwrotnie. Jakby tworzenie gier stało się trudniejsze, droższe i dłuższe. Kiedyś duże gry AAA robiło się w 18 miesięcy teraz największe studia na świecie potrafią dłubać nad jedną grą 4 lata a i tak nie ma gwarancji że wyjdzie coś dobrego. Gier AA praktycznie już nie ma, a w przeszłości przecież był ich zalew i można było znaleźć w tym segmencie naprawdę fajne gry stworzone za mniejsze pieniądze. Ogólnie tak, coś z tą generacją jest bardzo nie tak. I z całą branżą gier też jest coś nie tego.
Ja tez ubolewam nad BioShockiem, dla mnie to byla wizytowka tamtej generacji, a tego studia juz nie ma.
Najgorsze jest to, ze czas tworzenia gier sie wydluzyl np. Rockstar GTA IV wydal w 2008, odpowiednikiem tej generacji jest rok 2016 gdzie nie bylo i nadal nie ma zadnej gry od rockstara, dopiero za rok..
Więc na last genach wydali GTA IV, RDR2, Max Payne 3, GTA V
Teraz pewnie bedzie tylko RDR2 i GTA VI
Tak samo naughty dog last gen - 4 gry, teraz pewnie 2,5 (lost legacy licze jako pol)
Z drugiej strony nie wiadomo ile potrwa ta generacja, moze bedzie jeszcze dluzsza, ale to tez srednia opcja.
Tez mam wrazenie, ze na tamtej generacji bylo wiecej gier z dopracowanym scenariuszem, takie The darkness, Bioshock czy Spec ops na przyklad.
Ostatnio to tylko chyba Hellblade zrobilo pod tym wzgledem wrazeniem, powinno byc wiecej tego typu gier (no moze z troche bardziej rozbudowanym gameplayem ;p)
to ze aktualna generacja jest ujowa, zgadzam sie jak najbardziej... ale pieprzysz od rzeczy. nie chce mi sie marnowac czasu na pisanie eseju o tym jak aktualne gry aaa sa slabe, troche za autystycznie. jak ci sie nie podobaja gierki z 2017 to graj w te z 2007 albo 1997, mysle ze masz wystarczajacy backlog dobrych gier do konca zycia.
Problem z powrotem do starych gier jest taki, że doznanie to pochodna trzech rzeczy: podmiotu (gracza), przedmiotu (gry) oraz otoczenia. Gra się nie zmienia pomimo upływu lat, otoczenia wpływa lub nie na gracza (bodźce zewnętrzne), natomiast sam gracz już się zmienia (poszerza się jego wiedza, poznaje nowe). W tym kontekście ogromną rolę odgrywają standardy, które się zmieniają. Grafika, animacje, dźwięk, płynność sterowania, sprawiają, że ciężej się gra w coś starszego, kiedy zna się już lepsze. Jest to też podstawowym założeniem przy robieniu remasterów oraz remaków - by dostosować te do dzisiejszych standardów. Najlepiej obrazują to symulator sportowe - np. można porównać takiego np. nba 2k15 z nba 2k5 lub nba live 05. Którą grę świadomie wybierzesz?
Oczywiście są gatunki (jak np. strategie), w których wspomniane standardy mają mniejsze znaczenie, ale tu piszemy przede wszystkim o grach AAA.
Z grami AAA jest ten problem, że te stare cenimy, bo nie tylko kreowały standardy, ale były też innowacyjne (wzbogacały interakcję i prowadziły do nowych doznań). Te dzisiejsze nadal kreują standardy (np. seria Uncharted), ale nie są innowacyjne, lecz odtwórcze (a to już znamy).
Podsumowując - do starego nie wrócimy bo już znamy (doznanie ma charakter chwilowy - miejsca i czasu), a nowe ma tylko ładniejsze opakowanie, lecz nic nowego (w kwestii interakcji - najważniejszego wyznacznika gier) nie przynosi.
Oczywiście są wyjątki. Przede wszystkim na rynku niezależnym (perełki jak Kentucky Route Zero, Oxenfree, Paper Please, czy This War of Mine, które, na różne sposoby, robią coś niesamowitego - łączą interakcje z narracją). Ale zdarzają się też wyjątki na rynku AAA(?) - gry Nintendo (Splatoon, Zelda).
PS
Można tu poruszyć jeszcze kwestię wartości estetycznych w grach - tego na czym dany tytuł ma się opierać. Np. wiele gier RPG, czy nawet bardziej gry przygodowe, opierają się na narracji, przez co "nowe", w ich kontekście, nie musi oznaczać wielu mechanik i nowej rozgrywki, a po prostu nową (lub kontynuację), solidną fabułę, bo to z niej płynie doznanie.
Wystarczy wyściubić nos poza AAA i skupić się nawet nie na typowych indykach a grach ze średniej półki. Little Nightmares, Rime, Hellblade - to wszystko fantastyczne gry z kilku ostatnich miesięcy, które oferują świetną historię, przyjemny gameplay i niebrzydką oprawę wizualną. Zamiast marudzić, że w McDonaldzie i KFC jedzenie nie robi szału, warto czasem spróbować dania z mniejszej, niefranczyzowej restauracji.
akurat gry przez ciebie wymienione jak najbardziej probuja byc grami aaa, to nizszy budzet jest dyskwalifikuje. z tych 3 gier najwyzej rime nie gra na popularnych sztampach pokroju "muh immersion" czy "story rich" czy "glemboko i lzawo" bardzo popularnych w ostatnich latach w branzy ktora usilnie probuje udawac filmy, medium gleboko uposledzone wzgledem potencjalu gier. bardziej na polecenie zasluguja chocby yookalayle albo sonic mania...ktore moze nawet za bardzo wracaja do korzeni, ale to juz bylo obecne chocby w przypadku cieplo przyjetego remake bionic commando lata temu tylko ze czasy jak widac sie zmienily. dla graczy ktorzy nie moga juz patrzec na to co wyzyguja najwieksi wydawcy aktualnie radze sie przesiasc na konsole nintendo bo oni nadal maja "to cos" niz tylko motywacje do robienia pieniedzy. to ze przez ta dobra motywacje od 20 lat niszuja to juz inna sprawa.
a co do restauracji, jako bardziej swiadomy uzytkownik wole zjesc przecietnie w maku(no poza menu sniadaniowym, to urywa odbyt) niz liczyc sie z ryzykiem ze mi karyna naharka do kebsa albo wrzuci przeterminowany ser.
Mam taki problem, ze ostatnimi czasy z gier jakos nic do konca nie spelnia moich oczekiwań.
A jakie są to oczekiwania? Moje na przykład rosły z każdym rokiem grania. Stara zabawka nudzi się w końcu i przestaje cieszyć. Tak działa mózg, gdy sieć neuronowa już uczesana pod dane doświadczenie, jego powtarzanie nie generuje już ekscytacji, pojawia się znudzenie, taką mam teorię. Przejadło się, spowszedniało. Z początku wystarczy zabawka inna, np. samochodzik czerwony zamiast niebieskiego, ale z czasem to postępuje i już żaden samochodzik nie ucieszy, a potem - wręcz żadna zabawka, bo spowszedniała cała koncepcja tego rodzaju zabawy.
Zatem nic nie byłoby "nie tak". Stety-niestety, wszystko w porządku.
Jak byśmy ocenili współczesne tytuły, które pozostawiają obojętnym i znudzonym, spływają jak po kaczce, gdyby ukazały się, gdyśmy dopiero wkraczali w świat gier?
Myślę, że pod pewnymi względami może zachodzić degradacja, może wtórna, regres dekadencji wieku przejrzałego, ale generalnie działa tu raczej mechanizm postępu. Gry jako takie są, myślę, zjawiskiem coraz dojrzalszym technologicznie i koncepcyjnie. Twórcy uczą się na doświadczeniach własnych i poprzedników, rozwijają ich dorobek. Jednocześnie zachodzą procesy regresywne - każualizacja/konsolizacja, czyli przesadne upraszczanie mechanizmów, podczepianie się pod cudze pomysły, czyli wtórność i zachowawczość aż do wyrzygu, dalej - moda na retro i quasi-retro czy wreszcie idąca za rewolucjami w dystrybucji powódź badziewia...
Są to sprawy nowe, gry się zaczęły tak na poważnie raptem parę dekad temu, dopiero co dorosło pierwsze pokolenie, które nie pamięta życia bez gier.
Mieć oczekiwania od twórców gier AAA? Proszę cię... oni traktują klientów jak skarbonki które coś tam narzekają ale i tak robią salto i rzucają groszem (€59.99+DLCki).
Oni mogą sprzedać każdą bzdurę w ich niedopracowanych produkcjach, wystaczy owinąć je hypem przez machinę marketingową.
Chcesz coś lepszego? Musisz szukać, po forach, serwisach, kanałach... niestety wymaga to czasu i szczęścia.