Nadszedł czas, aby w końcu zrobić sobie to prawko, bo ile można jeździć miejskimi lub PKS-ami. A i laski na to też patrzą, aby był dupowóz. Ktoś zdawał gdzieś nie dawno? Dodam, że moje doświadczenie jest w zasadzie zerowe.
latwo nie, ale do zrobienia; zalezy na jakiego egzaminatora trafisz
no i zalezy od miasta, w wiekszym bedzie trudniej
Moim zdaniem łatwo. Dla przeciętnie ogarniętej osoby do zdania za pierwszym, góra drugim razem. Więcej podejść mają tylko osoby które się po prostu do tego nie nadają albo nie potrafią radzić sobie ze stresem, czyli po prostu się nie nadają :)
latwo nie, ale do zrobienia; zalezy na jakiego egzaminatora trafisz
A co egzaminator ma do gadania? To on popełnia za kursanta błędy podczas egzaminu?
no i zalezy od miasta, w wiekszym bedzie trudniej
A co w większym mieście ma być trudniejszego? Drogi węższe? Znaki inne?
Kotlet, jak ty 0 racji masz w tym co napisałeś.
Czyli też należysz do grona osób które nie zdały, bo egzaminator się uwziął?
Zdałem za pierwszym, 3 lata temu. Może dlatego, bo w Radomiu? Kto wie. W większych miastach jeszcze, hehe, nie miałem okazji jeździć. Z racji braku doświadczenia, trochę się tego obawiam.
Radom to duże miasto.
Super Kotlet-->takie smuty pierdolą zwykle pajace co zdali za pierwszym i czują się jak mistrzowie kierownicy w swoich 20 letnich golfach, potem tacy parkują na drzewach.
kotlet brzmisz na typowego janusza
"ja żym zdoł zo pirwszym to tyś jyst pizdo boś nie zdoł tok jok i jo"
Biorąc pod uwagę, jakie "asy" jeżdżą po drogach, to tak, jest bardzo łatwo zdać. Zasugerowałbym nawet, że jest aż za łatwo.
juz twoje pytanie o to czemu trudniej sie jezdzi w wiekszym miescie sprawia ze czlowiek zaczyna sie zastanawiac czy to trolling
"bledy" zaleza od punktu widzenia egzaminatora, bo jeden powie ze za szybko zmieniles pas, drugi ze za wolno, trzeci ze w ogole nie powinienes byl zmienic pasa, wiec jak mozesz twierdzic ze te "bledy" to cos calkowicie zalezne od kierujacego?
parkowanie co do centymetra tez nie jest takie niezbedne i proste, ale rozumiem ze ty potrafilbys to zrobic z zamknietymi oczami
Dobra to oświeć mnie bo na prawdę nie wiem czemu w większym mieście jeździ się trudniej. W zależności od pory dnia rzeczywiście ruch na drogach będzie większy ale czy to aż tak przeszkadza? A co do centymetra chyba nikt na egzaminie nie każe parkować, wystarczy mieścić się pomiędzy liniami.
Nie chodzi o natężenie ruchu ale o poziom skomplikowania skrzyzowan. Jak zdajesz w nowym saczu, gdzie masz dwa wieksze skrzyzowania to zdanie za pierwszym jest latwiejsze niz w Katowicach czy Warszawie, gdzie nasrane jest tramwajów, ścieżek rowerowych, rond kilkupasmowych itd etc. Jak nie widzisz roznicy w jezdzie po malym miescie a w jezdzie po duzym, to znaczy ze prawka nie masz i tylko tak pierdzielisz z poziomu wszystkowiedzacego teoretyka.
Ale do tych trudniejszych skrzyżowań można się przecież wcześniej przygotować, czy to teoretycznie czy praktycznie podczas nauki w szkole jazdy. A że zdecydowana większość egzaminów odbywa się raczej w bliskich odległościach od ośrodka to takich skrzyżowań na pewno nie ma wiele do ogarnięcia. Więc sytuacja, że kursant podczas egzaminu jest prowadzony na skrzyżowanie na którym będzie po raz pierwszy raczej nie powinna mieć miejsca. I rzeczywiście ja nie widzę różnicy w jeździe po małym mieście i po dużym. Wynika to pewnie z tego że uczyłem się w dużym, zdawałem w dużym i później kręciłem w nim kolejne kilometry. Nie wiem jak to wygląda od drugiej strony, gdy uczysz się i zdajesz w małym a potem wjeżdżasz do dużego. Może rzeczywiście jest szok jakbyś z Afryki przeprowadził się do NYC ;)
W Polsce zrobiono z tego cwaniacki biznesik dla WORDÓW. Dlatego tak, jest bardzo trudno znać i będzie jeszcze trudniej. Bo jeden debil z drugim jest głęboko przekonany, że kiedy jakiś pijany dres bez prawa jazdy rozjedzie ludzi na przystanku, to utrudnienie egzaminu na prawko podniesie poziom bezpieczeństwa :-)
Dresy i tak sobie poradzą. Ich policja nie ruszy, wiec mogą jeździć bez prawa jazdy. Ale egzaminy specjalnie się nie zmieniły przez lata. Teoria owszem ale praktyka dalej ta sama, bo co tu jeszcze dodać? Chociaż i tak jest do kitu, bo powinno się oceniać dynamikę jazdy, umiejetność prowadzenia samochodu i przede wszystkim spostrzegawczość zdającego. A tak to szkoły uczą, jak zdać egzamin.
Sprawa jest prosta jak budowa cepa. Aby umieć jeździć samochodem - trzeba jeździć. Doświadczenie pilotów się mierzy w godzinach przelatanych, kierowców w tysiącach KM zrobionych. Żaden kurs czy idiotyczny egzamin z pytaniami o normową długość drążka zmiany biegów nie zastąpi pierwszych 100tys zrobionych samodzielnie.
No właśnie ten cały system szkolenia/egzaminowania - o kant dupy można potłuc.
jakie linie, kiedy ty zdawales albo slyszales jak ktos z twoich znajomych zdawal? parkujesz miedzy autami i egzaminator patrzy czy mu sie podoba czy nie, mojemu znajomemu miarke wyjal, uwazasz ze taki egzamin to jest miarodajny wskaznik dobrego kierowcy?
Egzamin w ogóle nie jest miarodajny bo tak na prawdę w szkołach jazdy nie uczą niczego. Chociaż w sumie uczą, tylko tego jak zdać egzamin. Więc do egzaminu kursant powinien być przygotowany perfekcyjnie, do samodzielnej jazdy później - już niekoniecznie. Nie pamiętam jakie miałem parkowanie, chyba prostopadłe przy krawężniku ale o wyciąganiu miarki nie słyszałem. Teraz i tak wszystko jest nagrywane więc egzaminator nie może sobie pozwolić na udupienie kogoś za byle błahostkę.
Kotlet klasyczny przykład goscia który zdał za pierwszym , przejechał 10km i został mistrzem kierownicy. Pewnie teraz kolegów w aucie poucza. Klasyka, którą pewnie każdy zna;)
No kotlet pierdoli o rzeczy. Najlepszy jest ten tekst o nadawaniu sie na kierowcę po jakimś śmiesznym kursie xD. Jak Ty chłopie chcesz ocenić, czy ktoś sie nadaje/ nie nadaje na kierowcę po takim egzaminie? Bzdura totalna.
Niniejszym postem wyprowadzam Ciebie z błędu, nie masz racji i chętnie się dowiem na jakiej podstawie wysnułeś taką tezę. Nikogo nie pouczam, mistrzem na pewno nie jestem i nigdy nie będę ale nie ukrywam, jak czasami z kimś jadę to uśmieszek pod nosem mi się pojawia, przy parkowaniu nawet większy, bo zdaje się niektórzy nawet kilkuletni kierowcy zachowują się jakby mieli z tym problem.
Oczywiście, że w mniejszym mieście jest łatwiej. Zdawałem w mniejszym i na kursie każdą ulicę po 100 razy przejechałem więc nie ma szansy nie zdać. Jak zdawałem na motor to już w większym mieście i było trudniej, nie wiadomo jaka trasa może się trafić na egzaminie, bardziej skomplikowane skrzyżowania itd. No i egzaminator też się liczy, bo jeden może przymykać oko na drobniutkie błędy, a drugi się przypieprzy do czegokolwiek. W obu przypadkach udało mi się zdać za pierwszym. No i ważne żebyś się nie stresował, bo łatwo wtedy o błąd. Czy zdałeś za pierwszym czy za drugim to o niczym nie świadczy, jak nie zdasz 5 razy to już masz się czym martwić.
Podsumowując. Negatywne wyniku egzaminów to wina egzaminatora albo skrzyżowania, bo było za duże.
Tak trzymać chłopaki!
Negatywne wyniki to wina zlego przygotowania do jazdy, caly system nauki i egzaminowania jest nastawiony na zarobek a nie na rzeczywiste uczenie jazdy.
Naiwny jestes, jezeli myslisz, ze po kursie jestes przygotowany do jazdy, a jeszcze bardziej naiwny, jezeli uwazasz, ze zdanie za 1 razem czyni cie lepszym kierowca. Egzamin to loteria, jadac dwa razy tak samo raz nie zdasz a raz zdasz i nie masz na to wplywu.
Teraz i tak wszystko jest nagrywane więc egzaminator nie może sobie pozwolić na udupienie kogoś za byle błahostkę.
smiechu warte, raz na egzaminie byles, farta miales ze egzaminator sie nie dojebal i sie madrzysz
smiechu warte, raz na egzaminie byles, farta miales ze egzaminator sie nie dojebal i sie madrzysz
A może po prostu się nie dojebał bo nie miał do czego? Bo nie popełniłem żadnego błędu? Bo "ogarniałem"?
Ale nie, zaraz, to przecież niemożliwe. A byłem na egzaminie dwa razy w kilkuletnich odstępach czasowych, raz na kat. B i raz na A. Moje spostrzeżenia są takie, że jeśli ogarniasz przepisy i wiesz jak się zachować za kółkiem to zdajesz. Tutaj na prawdę nie działa żadna siła wyższa.
Dzisiaj to jest śmiech, a nie prawo jazdy. Jedyny minus to większa cena względem tego, co ja płaciłem.
A kiedy nie byl smiech, jak lazili z linijka? Czy moze jeszcze wczesniej, kiedy zdawalo sie swoim autem jezdzac w miejscu zameldowania?
Byly u nas lata, kiedy lazili po placu z linijka, wtedy zdanie zalezalo tylko od grubosci koperty wreczonej egzaminatorowi.
Dzis korupcji nie ma, to radza sobie z tym inaczej. Jedni zdaja za pierwszym, inni za 5, a niekoniecznie potem widac roznice w ich umiejętnościach jazdy. Sa talenty urodzeni z kierownica, sa tacy, ktorzy nie powinni nigdy zdac, ale wiekszosc to typowa szara masa, jak kazdy, a zdanie niekoniecznie zalezy od zdajacego.
A to akurat prawda
Ludzie przeczytajcie ten wątek z góry na dół, bo po waszych wypowiedziach można wysnuć taki wniosek, że kursant nie ma wpływu czy zda czy nie zda. Wynik egzaminu zależy od wielu czynników, ale nie od kursanta? Egzamin to loteria? Przecież to brzmi wręcz śmiesznie. Żegnam Was, posiadam nieco inny pogląd na sytuacje niż większość co wystarczyło do nazwania mnie mistrzem prostej, pajacem, Januszem i to że buduję sobie e-fiutka. Forum jak zawsze w formie, jak za starych czasów. Trzymajcie się i powodzenia na egzaminach.
Egzaminatorzy są jacy są, ale błagam... Oni przyczepiają się do błędów. Owszem czasami błahych i śmiesznych, ale jednak do błędów. Przecież nie może nikogo oblać, jeśli ktoś jedzie w 100% wzorowo, wykonując wszystkie polecenia perfekcyjnie. Jest jak jest, egzaminator ma obowiązek doczepić do błędów i to robi.
dVk.
Nie wiem jak teraz, ale za moich czasów (16 lat temu) można było. Kumpel raz uwalił, bo zamiast pójść na czołowe zjechał z drogi typowi, który wyprzedzał na trzeciego. Egzaminator stwierdził, że miał pierwszeństwo i nie powinien ustępować. Latanie z linijką po placu mamewrowym to też nie jest urban legend. Wszędzie gdzie występuje element uznaniowości, można zostać skrzywdzonym niesłuszną decyzją.
A swoją drogą jak człowiek pojeździ, to uświadamia sobie, że największym problemem wcale nie jest niedoszkolenie, tylko ułańska fantazja i sarmacka samowola kierowców, którzy egzamin zdali, ale przepisy to dla nich nie prawo, tylko co najwyżej wytyczne. Nikt mnie nie przekona, że tylu z nich nie wie, do czego służy kierunkowskaz.
Nie przeczę, że stan dróg, czy chaotyczne nieraz oznakowanie robią swoje, ale jak ktoś ma wyobraźnię, rozum i samokontrolę to raczej nikomu na drodze krzywdy nie zrobi.