Teraz bym pokazał dziecku śnieg (nie mając jak pojechać w góry), mogę jedynie włączyć TV. Smutne czasy dla dzieciaków.
No tragedia. Jak żyć?
Smutne czasy dla dzieci zaczęły się kiedy prawie wszystkie zaczęły siedzieć w domu przed kompami. Ale fakt, mamy teraz beznadziejnie zimy. Pamiętam jak za dzieciaka kiedy spadł pierwszy śnieg to od rana do nocy wszystkie dzieci z osiedla na górkę szły (sporo było takich pozostałych po budowie osiedli) pojeździć na sankach. Ale teraz i tak jak nawali śniegu nawet na kilka dni to przejeżdżając przez stare osiedle widzę pustkę jak po apokalipsie...
Normalni ludzie cieszą się ze śniegu do osiągnięcia sędziwego wieku lat pięciu albo do momentu, gdy po raz pierwszy wypierdolą się na chodniku (czyli mniej więcej w tym samym momencie, plus minus rok). Potem nikt o zdrowych zmysłach nie może lubić tej szaroburej, syfiastej, błotnistej rzygowiny, która tylko utrudnia życie. W Polsce nie ma śniegu, tylko breja. A jak nie breja pokrywająca 90% kraju, to ino bieszczadzkie zaspy, które odbierają szanse tym naiwnym, którzy myśleli, że Bieszczady to fajna miejscówka, a nie dupa świata, w której umiera się z zimna i niedożywienia.
Gdybym miał trzy życzenia u złotej rybki i nie mógłbym poprosić o ich nieskończoną liczbę (sprytna menda się pewnie zabezpieczyła przed cwaniactwem), to po pierwsze poprosiłbym o wieczne 15-25 stopni w Polsce, po drugie poprosiłbym, by wymarły wszystkie kleszcze i komary, a po trzecie chciałbym, żeby Jan Rodzeń upadł i sobie głupi ryj rozwalił.
Podpisuję się pod tymi 3 życzeniami. No może nie do końca, bo nie wiem kto to Jan Rodzeń.
Ale rzeczywiście, śnieg to atrakcja góra dla dzieci w wieku przedszkolnym. Nie rozumiem jak można to lubić.
Przez to sypanie solą i piachem w mieście jest tylko syf i breja. Breja na butach, na autach, wszędzie. Co w tym fajnego?
Gdybym miał trzy życzenia u złotej rybki i nie mógłbym poprosić o ich nieskończoną liczbę, to po pierwsze poprosiłbym o wieczne 15-25 stopni w Polsce, po drugie poprosiłbym, by wymarły wszystkie kleszcze i komary,
Czytasz w moich myślach :), człowiek przestaje lubić śnieg kiedy trzeba odkopać wyjazd z garażu z półmetrowej warstwy tego białego gówna.
a tak na poprawienie humoru > https://www.youtube.com/watch?v=eumEuK1sD90
Siral -> Stąd moje drugie życzenie.
Na szczęście nie mieszkam na Mazurach, gdzie sto trzydzieści osób rocznie (sprawdzone dane!) umiera z powodu pogryzienia przez kopruchy, a kolejne dwa tysiące trafia do szpitali przez zaczadzenie nieskutecznymi sprejami. Co gorsza, tutejsza zima od lat nie potrafiła porządnie wymrozić tego tałatajstwa, ciule sobie spokojnie hibernują i przez nadmierną wilgoć bez mrozu w okresie od października do kwietnia rodzi się ich więcej, niż powinno.
I tak mamy w kraju niekończącą się spiralę nienawiści - przez pół roku wszystkich trafia szlag, bo brodzą w błocie, w którym nawet świnie by utonęły, a przez drugie pół między powodziami walczy się z komarami rozmiarów autobusów. I teraz mamy wybór: albo można jechać i udusić się na zadymionym południu od Wałbrzycha po Kraków, albo umrzeć z tęsknoty za normalnością i cywilizacją gdzieś w środku lasu w Polsce Be od Biłgoraju po Białystok, albo zginąć po zderzeniu z chmurą owadów (przy tej ilości twardość porównywalna z żelbetem) gdzieś pod Suwałkami, ewentualnie zamarznąć w Bałtyku (między kwietniem a wrześniem w wodzie, w okresie jesienno-zimowym w pustej smażalni ryb, gdzie poza sezonem hula wiatr co łeb urywa). W górach umiera się z głodu, bo górale dutków nakradną tyle przez pierwszy dzień za ciupaske i oscypek sztuk jeden , że na drugi nawet na powrót nie starcza. Na zachodzie to albo Niemcy cię wykupią, albo przygniecie cię tona pyr z przejeżdżającej wywrotki, w Łodzi dostaniesz po ryju za to, że nosisz krawat, a w Warszawie wiadomo, co może człowieka spotkać - nic dobrego.
Krótko mówiąc chujnia, jak okiem sięgnąć, a wszystko przez śnieg i komary. Normalnie jakbym na Łotwie albo w Finlandii mieszkał.
Nie jestem aż tak radykalny. Dla mnie śnieg może spaść dzień przed wigilią i zniknąć dzień po nowym roku. Tylko, żeby to był śnieg, a nie gówniana breja.
Jesli mowimy w kategoriach życzeń, to mnie by sie marzyl snieg sypiacy wszedzie, tylko nie na drogi, podjazdy, podworka i chodniki, zadnych oblodzen tychze, i mroz wszedzie poza miejscem gdzie stoi moj diesel. Snieg na polach, w lasach i w mieszkaniu vipnelsona moze lezec.
Oby nie taki śnieg jak drzewiej bywało ! Oj było z 1979 na 80 rok.
Gdy już znudziły mi się sanki i lepienie bałwana odkryłem, że zima, zwłaszcza śnieżna, jest męcząca, szkodliwa dla zdrowia i upierdliwa. Potem odkryłem, że jest również kosztowna a dla niektórych - zabójcza. Bardzo się cieszę z możliwie ciepłych, bezśnieżnych zim. Jeszcze kilka lat temu, pamiętam, była taka, że śnieg leżał bodaj od listopada do maja, dopiero potem nastał schemat obecny, z wichurą na przełomie roku, paroma tygodniami mrozu w styczniu i około zera poza tym. W mojej okolicy owady plagą nie są, acz potrafią się pokazać i przy +3, mutanty jakieś.
W ogóle ekstrema są złe - i mrozy i upały.
I bardzo dobrze. Obyś już nigdy nie mógł pokazać dziecku śniegu inaczej niż w górach albo w TV.
Normalni ludzie cieszą się ze śniegu do osiągnięcia sędziwego wieku lat pięciu albo do momentu, gdy po raz pierwszy wypierdolą się na chodniku (czyli mniej więcej w tym samym momencie, plus minus rok). Potem nikt o zdrowych zmysłach nie może lubić tej szaroburej, syfiastej, błotnistej rzygowiny, która tylko utrudnia życie.
Podpisuję się wszystkimi czterema kończynami.
po pierwsze poprosiłbym o wieczne 15-25 stopni w Polsce, po drugie poprosiłbym, by wymarły wszystkie kleszcze i komary
Bratnia dusza!