Widmo Bonda. Jamesa Bonda.
"Dlaczego córka pana White'a staje się największą miłością Double – O – Seven (oczywiście po Vesper), a nie Moneypenny? Według mnie, postać odgrywana przez "Naomi Harris, aż prosi się aby wskoczyć na miejsce życiowej partnerki. Każda rozmowa pomiędzy dwojgiem szpiegów to jawny flirt, który przeoczyłby tylko ten, kto spał na sali kinowej."
Ponieważ Bond (po śmierci Vesper) nie szuka "życiowej partnerki", tylko przelotnych znajomości. Ponadto flirtowanie z Moneypenny jest swego rodzaju "bondowską" tradycją. Nie mogę przypomnieć sobie żadnego filmu, w którym Bond nie zachowywałby się w ten sposób, co nie zmienia faktu, że nie myśli on jakieś wielkiej relacji z tą kobietą.
O samym filmie nie wypowiem się, bo jeszcze nie oglądałem.
Naomi Harris, aż prosi się aby wskoczyć na miejsce życiowej partnerki.
Po tej bzdurze przestałem czytać. Ty chyba nigdy wcześniej nie oglądałeś żadnego "Bonda" albo nie rozumiesz koncepcji.
Przykro mi panowie, jednakże końcówka filmu wskazuje na to, że Madeleine będzie z Bondem. A co do życiowej partnerki, prawda, zapomniałem dodać kursywę.
GeneticsDDC - Tak jak napisałem wcześniej. Nie miałem jeszcze okazji oglądać filmu, więc ekstrapoluję sobie tylko to, co już wiem na temat Bonda. Ale np. finał "GoldenEye" też mógł sugerować na pozór, że Bond będzie z Natalią Siemionową, a w kolejnym filmie wyraźnie było pokazane, że uciekł od niej przy pierwszej okazji. :)
Poza tym pełna zgoda z Korreq-iem: związek z Moneypenny jest wbrew wszelkiej koncepcji tych historii.
Miejmy nadzieję, że to ostatni Bond z "craigowską" historią, bo uwydatnia się tutaj tendencja zniżkowa. Osobiście wydaje mi się, że tutaj po woli brakuje jakiejkolwiek koncepcji, dlatego wolałbym połączyć agenta z Moneypenny, ale cóż, to tylko moje wymysły.
Recenzja bardzo słaba, kompletnie nieuporządkowana. Rozumiem co chcesz przekazać, ale sposób w jaki to robisz wymaga jeszcze szlifu. Odnośnie samego filmu to jestem umiarkowanie zadowolony (leciutko rozczarowany jak na Bonda). Film to jeden wielki niewykorzystany potencjał. Dużo dziur fabularnych, absurdalnych scen akcji (w porównaniu z takim skyfall) i niezrozumiałych wątków. Główna kobieca rola na duży plus (stanowi interesujący kontrast względem twardego Bonda). Tajemnicza organizacja też interesująca, jednak w drugiej części filmu odkryte zostają wszystkie karty i napięcie spada. Podoba mi się ta główna myśl filmu, że Bond ma licencje na zabijanie jak i niezabijanie. Pozwala nam to inaczej spojrzeć na agenta 007. Ocen wystawiać nie lubię, ale jakby ktoś na siłę prosił to takie 6+/10
Dwie godziny temu wróciłem z seansu. Moim zdaniem film jest po prostu nudny. W porównaniu z takim Skyfall, jak dla mnie, brak tu akcji. Pomimo tego, że jakaś tam ona jest, ale jest jakaś taka nijaka. Pierwsza scena ze śmigłowcem to totalna fikcja. Główna rola kobieca słabiutka. Szefu magicznej i tajemniczej organizacji - z jednej strony jest, a z drugiej go nie ma. Nie twierdzę, że aktor jest słaby. Po prostu jego rola jaką otrzymał w filmie jest do dupy. Mam wrażenie, że poprzednią odsłoną filmu podnieśli sobie poprzeczkę tak wysoko, że teraz nie mogą sobie z nią poradzić. Wyraźnie daje się odczuć brak pomysłu na film i być może zmęczenie rolą głównego bohatera. Film jako spójna całość to strasznie niewykorzystany potencjał. Pewnie, raz można go zobaczyć i na tym koniec. Bez bicia przyznaje, że strasznie się rozczarowałem.
Dziwne. Większość recenzentów daje pozytywne oceny, a zwykli widzowie daję średnie, a nawet słabe noty.