Osoba posługująca się językiem na tym poziomie rozumie znaczenie głównych wątków przekazu zawartego w złożonych tekstach na tematy konkretne i abstrakcyjne, łącznie z rozumieniem dyskusji na tematy techniczne z zakresu jej specjalności. Potrafi porozumiewać się na tyle płynnie i spontanicznie, by prowadzić normalną rozmowę z rodzimym użytkownikiem danego języka, nie powodując przy tym napięcia u którejkolwiek ze stron. Potrafi formułować przejrzyste wypowiedzi ustne i pisemne w szerokim zakresie tematów, a także wyjaśniać swoje stanowisko w sprawach będących przedmiotem dyskusji, rozważając wady i zalety różnych rozwiązań.
Ni stąd ni zowąt zostałem przypisany do grupy Upper-Intermediate na jęz. angielskim na moim uniwerku. Wszystko byłoby ok, tylko że całe życie "jechałem na" Pre-Intermediate i właściwie jest to spory przeskok, no bo powiedzmy sobie szczerze, że formułowanie zdań w szerokim zakresie tematów może być dla mnie kłopotem. Chyba nie potrafiłbym prowadzić rozmowy na temat stanu dróg w Libii w latach 60' albo czegoś podobnie abstrakcyjnego. Przyznaję, że byłem najlepszy w mojej grupie w technikum, napisałem rozszerzenie z anglika na maturze średnio, bo na 60% no i jestem wyżej niż inne osoby które zdały rozszerzenie lepiej ode mnie i w dodatku w szkole średniej były na poziomie intermediate. Anbyliwybul. Nie piszę tego dlatego, że już panikuję, że może być ciężko i z drugiej strony to dobrze, bo trzeba sobie podnosić poprzeczkę. Może ktoś z was jest na tym poziomie lub był na studiach? Jak wyglądają zajęcia? Lekcja jest prowadzona w języku angielskim i studenci prowadzą czynny udział w zajęciach (dyskutują)? Na dzień dobry dostaliśmy test z gramatyki na 100 pytań, nie poszło mi jakoś źle, ale miałem 55/100. Nie lubię gramatyki, nigdy nie chciało mi się jej uczyć, dlatego robię błędy gdy rozmawiam po angielsku, z akcentem problemu nie mam. Mój podręcznik to Speak Out fioletowy. Zapraszam znających się na rzecz do komentowania :) pzdr.
napisałem rozszerzenie z anglika na maturze średnio, bo na 60%
to znaczy, że spokojnie sobie poradzisz
Poziom B2 był u mnie wymagany. Zostaliśmy podzieleni na poziomy B1, B2 i C1 według wyników na maturze oraz pierwszego testu. Niestety, widać było jak dużo osób przydzielonych do B2 sobie nie radzi z materiałem, a ludzie z B1 nawet na wejściówkach ze stopniowania przymiotników ściągali... Mimo wszystko każdy zdawał egzamin (a przynajmniej tak twierdziły nauczycielki) na poziomie B2.
Jak się przyzwyczaisz do większego nacisku, to będzie dobrze. W podręczniku i na zajęciach powinno być wszystko tłumaczone :)
Dzięki za słowa otuchy :D Ale muszę przyznać, ze książki na studiach są drogie, no ten podręcznik do anglika to koszt ponad 70 zł, w średniej szkole miało się 3 do różnych przedmiotów za te pieniądze.
Kto na studiach kupuje książki? Zajrzyj do biblioteki, może mają, a jak nie to sobie kseruj od kogoś. Ew. poszukaj w necie PDFa jakiegoś i wydrukuj ;p
Ja w zasadzie wiekszosc zycia uczylem sie angielskiego sam, nie pisalem matury rozszerzonej, tez bylem w pre-intermediate, w zasadzie glownie dlatego, bo zostalem "zrzucony" z inter, bo nie bylo miejsca. Z podstawy mialem za to 97% a z rozszerzenia 100. Na studiach zapisalem sie na B2, bo u mnie akurat jest wymog zrobic pozniej egzamin certyfikacyjny B2. Tak samo mam Speak Out fioletowa. Chodzilem na to 2 semestry, jeden zaliczony na 3 drugi na 4, egzamin tez zaliczylem.
Powiem tak, warto sie nauczyc tej gramatyki, ale ja robilem straszne byki na egzaminie (jeden to sam czulem ze jest wyjatkowo niepoprawny), tyle ze doceniono zasob slow i komunikatywnosc. Nie masz sie czego bac, to nie jest trudny poziom.
U mnie na studiach (Politechnika Warszawska) na język chodzi się po to, aby go zaliczyć, a nie żeby się czegoś nauczyć. B2 był wymagany do obrony i ukończenia studiów, więc każdy miał obowiązek zdać i każdy go zdał. To coś na wzór rozszerzonej matury. Dało się przeżyć bez książki i innych dupereli. B2 zaliczyli nawet Ci, którzy startowali niemalże od zera.
Prowadzenie zajęć to kwestia indywidualna prowadzącego.
Są ważniejsze sprawy, którymi powinieneś się przejmować, a nie B2.
Z akcentem problemu nie masz, znaczy mówisz w północnoangielskim, nowojorskim czy aussie? Beka...
https://www.youtube.com/watch?v=ScELaXMCVis
Pożyjesz, zobaczysz, że miejska legenda, że gramatyka jest niepotrzebna jest ściemą gdy zamiast klecić 100 wyrazów powiesz wszystko w 5. Ale wiadomo - Anglicy stosują tylko present simple :P
W liceum miałem angielski na dość wyśrubowanym poziomie, mimo tego, początkowo zapisałem się na studiach właśnie na B2. I okazało się, że na UW, angielski B2 to był mało zabawny żart. Każdy, kto umiał obejrzeć bajkę Disneya bez napisów przepisywał się z automatu na C1, co na szczęście też zrobiłem. Może na innych uczelniach jest lepiej i może to też kwestia nauczyciela, ale u nas nawet ci, którzy mówili "tak sobie", przepisywali się na poziom wyżej.
A sam egzamin był całkiem łatwy i dość zróżnicowany - z tego co pamiętam, cała masa banalnych zadań, gdzieniegdzie upikantniona jakimiś "haczykami". Dasz radę spokojnie.
Przecież poziomy nauczania języka angielskiego różnią się tylko stopniem trudności łamigłówek i innymi obrazkami w książce .
To jest naprawdę żenujące, że ludzie którzy mają po dwadzieścia parę lat, uczą się języka z takich podręczników --->
Tam jest więcej obrazków, rysunków i quizów niż w Bravo
W efekcie większość absolwentów, którzy angielskiego uczyli się jedynie w szkole lub na studiach, perfekcyjnie potrafi uzupełniać brakujące wyrazy w zdaniach z tekstów Shakespeare'a, a nie potrafi zapytać o drogę na ulicy -_- I tutaj naprawdę nie ma znaczenia czy ktoś miał poziom A1 czy C3.
Tak szczerze to mlodziez w Polsce raczej zna jezyki tibijski, metinowski no przynajmniej kiedy ja odbywalem okres edukacji obowiazkowej, nie wiem co jest teraz modne. Znaczaca wiekszosc osob ktorzy mieli angielski od wielu lat przerasta ogladanie filmow czy gier z polskimi napisami co tu dopiero mowic o angielskich lub bez.
[12]
"ja znam perfekcyjnie angielski ale jesli nie bedzie tlumaczenia PL do gier to ich nie kupie!"