"Więzień labiryntu" (and. The Maze Runner), czyli film, który zdecydowanie warto zobaczyć.
No właśnie mam problem z tym filmem, bo ze względu na tematykę Igrzysk, chciałem się na niego wybrać w ten weekend. Nie wybrałem się, bo internet mi powiedział, że to sztampowe, sztuczne, bez prawdziwych emocji i w ogóle to można przejść wokół tego obojętnie.
Jednakże czytając twoje wrażenia, gdzie podkreślasz swoją "normalność" i spojrzenie okiem widza, nie eksperta kina przyczepiającego się do każdej pierdoły, chyba jednak sprawdzę tą produkcję.
Moje pierwsze skojarzenie z „Więźniem labiryntu” było odrobinę zaskakujące (...) „Igrzyska śmierci”.
Co w tym zaskakującego? Przecież już od trailera wieje kopią.
Swoją drogą, jestem dziwnie przekonany, że jest to film, którego zdecydowani nie warto oglądać.
W kinie bywam raz na rok (dosłownie), przynajmniej dobrowolnie, i w tym roku nie poszedłem na HoBBita, ale właśnie na więźnia labiryntu. Moje przemyślenia pokrywają się z tymi autora wpisu. Bzdurna bajeczka, bez głębi i stawiająca na akcję, ale oglądało się przyjemnie (lepiej niż Igrzyska), bo dobrze zrobiona. Nie powiedziałbym też, że jest to kalka z Igrzysk, gdyż film ma swoją „tożsamość”, zawierającą coś z powieści pani Collins, Cube i jakiś pierwiastek Lost, ale też dającą trochę od siebie. Oczywiście, można by oczekiwać rozbudowanych wątków socjologicznych ukazanej społeczności, którym sprzyja sytuacja zaprezentowana w filmie (może w książkach jest o tym więcej, ale nie czytałem „Więźnia Labiryntu”, o pozostałych dwóch tomach nie wspominając), jednak autorzy zrobili ten film w celach rozrywkowych i jeśli tak do niego podejść, to jest OK. Poza tym nie mam pojęcia o kinie :)
wlasnie skonczylem czytac trylogie
kiszka panie, kiszka
pierwszy tom jeszcze jako tako, ale reszta, ehh